7. Musisz mi pomóc

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

30 sekund później chłopak wszedł do jakiegoś dwu piętrowego budynku. Gdy tylko przekroczyliśmy jego próg do moich nozdrzy doszedł nieprzyjemny zapach. Taki typowo szpitalny. Zmarszczyłam brwi. 

Gdzie my jesteśmy? 

Bałam się spytać, więc się nie odezwałam. Przy recepcji stał mężczyzna koło pięćdziesiątki. Gdy zauważył chłopaka uśmiechnął się, lecz gdy zauważył mnie na jego rękach na jego twarzy widniało tylko zdziwienie. 

- Musisz mi pomóc - powiedział błagalnie mój porywacz w stronę mężczyzny. 

- Jasne, chodźmy do gabinetu - machnął ręką, po czym chłopak ruszył za nim korytarzem. Po chwili znalazłam się w gabinecie lekarskim. Zdecydowanie to był ten rozdzaj pomieszczenia zważając na leżankę stojącą pod ścianą, mały parawan, wagę i tego typu rzeczy. - Co się stało? - spytał starszy, gdy chłopak posadził mnie na krześle przed jego biurkiem. 

- Musisz coś zobaczyć - powiedział młodszy. Klęknął przede mną i złapał za dół mojej sukienki. Byłam przerażona co on ewidentnie odczuł. - Nic Ci nie zrobię - szepnął w ten sposób, że tylko ja to usłyszałam. Starszy stanął za chłopakiem, a gdy ten delikatnie podniósł moją sukienkę do góry, mężczyzny oczy się poszerzyły. 

- Kto Ci to zrobił? - spytał klękając obok mnie. Delikatnie dotknął mojej nogi, a ja zacisnęłam zęby. Nie miałam zamiaru odpowiadać, a samo to, że dotykał mnie obcy facet przerażało mnie i sprawiało, że znów miałam ochotę uciec. Młodszy odsunął się i zajął miejsce pod ścianą, jednak nie spuszczał ze mnie wzroku. Czułam się taka mała i bezbronna pod jego spojrzeniem. - Zaraz się tym zajmę - powiedział starszy podnosząc mnie w taki sam sposób jak młodszy. Wzdrygnęłam się na co mężczyzna dziwnie na mnie spojrzał. Wciąż nie wiedziałam co chciał ze mną zrobić. Posadził mnie na leżance po czym powiedział, żebym się nie ruszała i wyszedł. 

- Nie bój się, on Ci pomoże - powiedział chłopak wpatrując się we mnie. - Nikt tutaj nie chce zrobić Ci krzywdy - zapewnił. Dobre kilka minut wpatrywaliśmy się w siebie w milczeniu. To było przyjemne, a jednocześnie dziwnie się z tym czułam. Nigdy nie patrzyłam tak długo na żadnego chłopaka i wcale nie powinno mi się to podobać. Zagryzłam wargę odwracając wzrok w stronę okna. Drzewa, ptaki, plac zabaw. Wszystko co kiedyś cieszyło moje oko teraz jakby tego nie było. Moje oczy wciąż chciały patrzeć na niego. Czułam jego wzrok na sobie, wiedziałam, że patrzył i do cholery, ja też chciałam na niego patrzeć! 

Uspokój hormony. 

Uparcie wpatrywałam się w obraz za oknem.

Na moje szczęście, bądź nieszczęście starszy wrócił z jakąś tacką, na której były jakieś dziwne narzędzia. Położył ją obok mnie po czym powiedział, abym się położyła. Niechętnie wykonałam jego polecenie. Równie dobrze teraz mógłby chcieć wyciąć mi nerkę, a ja nie miałabym nic do gadania. Mężczyzna wziął w dłoń jedno z narzędzi po czym powiedział:

- Może zapiec - skrzywił się nieznacznie. Zacisnęłam usta, aby nie wydać z siebie żadnego dźwięku. Poczułam ból, jednak ścisnęłam tylko pięści. Nie wiedziałam dlaczego, ale mój wzrok jakby od razu powędrował na chłopaka. Wpatrywaliśmy się w siebie, gdy mężczyzna grzebał mi w nodze. Pod ciężarem jego wzroku zarumieniłam się odwracając wzrok. - A więc skąd się znacie? 

- Uh, ze szkoły - mruknął chłopak. 

- Jesteście parą? - spytał dokładnie ilustrując moją twarz. 

- Nie - zaprzeczył szybko chłopak. Cisnęło mi się na język pytanie czy wyglądaliśmy na parę, jednak powstrzymałam się przed zadaniem go. - Skup się na robocie - syknął, a gdy ponownie na niego spojrzałam jego oczy były takie.. piękne. Już nie takie zmęczone jak wcześniej, były intensywnie zielone i takie spokojne. Ja sama patrząc w jego oczy odczuwałam wewnętrzny spokój. Zapomniałam o tym kim był, co robiliśmy w gabinecie lekarskim i o tym, że jakiś typ grzebał mi w nodze. Miałam wrażenie, że byliśmy tylko my i nikt więcej. To było tak magiczne jak i nierealne. Chciałam, aby było tak już zawsze, żebym nie musiała się już niczego bać, żebym czuła ten spokój i zawsze mogła patrzeć w te oczy. Gdy zdałam sobie sprawę z tego o czym myślałam zarumieniłam się zagryzając wargę. 

On Ci się podoba! - krzyczała moja podświadomość. Ja jednak byłam zdania, że to niemożliwe. Porwał mnie i wcale go nie znałam. Jak mógłby mi się podobać? 

- Gotowe - mężczyzna się uśmiechnął odkładając narzędzia. - Rany są powierzchowne i nie będzie potrzebne zszycie. Kilka dni i już nie będzie po tym śladu - zdjął jednorazowe rękawiczki i wyrzucił je do kosza. - Możesz już usiąść - usiadł za biurkiem po czym zaczął coś klikać w komputerze. - A więc jak się nazywasz? - spytał odwracając wzrok od ekranu. 

- Musimy pogadać, chodź na korytarz - powiedział młodszy. Otworzył drzwi, a wtedy mężczyzna wyszedł, a zaraz za nim chłopak. Zaczęłam się rozglądać. To mogła być moja jedyna szansa ucieczki. Nie wiedziałam jak długo zamierzali rozmawiać, dlatego musiałam się pośpieszyć.

Zeszłam z leżanki po czym wyjrzałam za okno. Złapałam za klamkę po czym otworzyłam okno na oścież. Wyskoczyłam przez nie, choć wspięcie się na nie i przejście na drugą stronę trochę mi zajęło. Zaczęłam biec ile tylko miałam siły. W tym momencie żałowałam, że bardziej nie przykładałam się na w-f'ie. Słyszałam kogoś za sobą, wiedziałam, że to on, łzy zaczęły wypływać z moich oczu. Moje serce biło tak szybko jak jeszcze nigdy. Bałam się, że nie ucieknę, a wtedy skończy się to jeszcze gorzej niż kończyło w domu. Starałam się biec najszybciej jak tylko umiałam, ale obawiałam się, że to nie wystarczy. Po chwili silne ramiona owinęły się wokół mojej talii i gwałtownie zatrzymały przy sobie. Oboje dyszeliśmy, ja dodatkowo płakałam

- Ćsiiii.. Wszystko będzie dobrze - wyszeptał. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro