8. Plan

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zaczęłam biec ile tylko miałam siły. W tym momencie żałowałam, że bardziej nie przykładałam się na w-f'ie. Słyszałam kogoś za sobą, wiedziałam, że to on, łzy zaczęły wypływać z moich oczu. Moje serce biło tak szybko jak jeszcze nigdy. Bałam się, że nie ucieknę, a wtedy skończy się to jeszcze gorzej niż kończyło w domu. Starałam się biec najszybciej jak tylko umiałam, ale obawiałam się, że to nie wystarczy. Po chwili silne ramiona owinęły się wokół mojej talii i gwałtownie zatrzymały przy sobie. Oboje dyszeliśmy, ja dodatkowo płakałam.

- Ćsiiii.. Wszystko będzie dobrze - wyszeptał.

- Proszę, zostaw mnie - wyszeptałam próbując się wyrwać.

- Nie pozwolę Ci odejść - szepnął wprost do mojego ucha. Zaczęłam się jeszcze mocniej wyrywać, szarpać i bić go. Wyglądał na niewzruszonego tym, a nawet rozbawionego. Chwilę później podniósł mnie jak gdyby nigdy nic i przycisnął mocno do klatki piersiowej.

- Puść mnie albo zacznę krzyczeć - zagroziłam z groźną miną, a przynajmniej chciałam, aby tak wyglądać. Chłopak zniżył głowę po czym wyszeptał tuż nad moją twarzą.

- Odezwij się jeszcze raz, a przytkam te twoje słodkie usteczka swoimi - jego wzrok na chwilę spadł na moje usta. Wstrzymałam oddech, a po chwili wypuściłam go głośno przez nos. Naprawdę nie mogłam nic poradzić na to, że poczułam skurcz w żołądku. Odwróciłam głowę. Czułam jak się rumienię. Najgorsze było to, że coś wewnątrz mnie kusiło, abym zaczęła krzyczeć i sprawdzić czy naprawdę by to zrobił.

- Czy wszystko dobrze? - usłyszałam obok siebie obcy głos. Podniosłam na niego wzrok. Przede mną stał policjant. Na jego twarzy widniał ciepły uśmiech.

- Tak, oczywiście, panie władzo - odpowiedział chłopak. - Mieliśmy małą sprzeczkę, nawet najlepszym związkom się zdarza - wyjaśnił całując mnie opiekuńczo w czoło. Musiałam przyznać, że był naprawdę świetnym aktorem. Mężczyzna uśmiechnął się zrozumiale. Wiedziałam, że powinnam coś powiedzieć, krzyczeć i powiedzieć o wszystkim, jednak coś mnie blokowało. Może fakt, że wiedziałam, że spełni swoją groźbę, a może to był strach przed tym wszystkim.

Nad czym ty się zastanawiasz?

- Właściwie to..

- Powinniśmy już iść - dokończył za mnie, choć z pewnością wiedział, że nie to chciałam powiedzieć.

- Naturalnie, trzymajcie się dzieciaki - pomachał nam dłonią odchodząc.

- Co ja Ci mówiłem o odzywaniu się? - uniósł brew ze słodkim uśmiechem. Odwróciłam głowę przegryzając wargę.

- Po co to wszystko robisz? - spytałam nawet na niego nie patrząc. - Nie rozumiesz, że ja nic od Ciebie nie chcę? Zostaw mnie w spokoju, a obiecuję, że nikomu o niczym nie powiem - przyrzekłam ponownie patrząc na jego twarz. Chłopak zacisnął zęby, jednak nie zareagował tylko dalej szedł. Miałam już tego wszystkiego dość, zaczęłam go uderzeć pięściami, kopać nogami i się szarpać.

- Uspokój się - syknął.

- To mnie zostaw! - warknęłam patrząc mu hardo w oczy.

- Chcę Ci pomóc, nie rozumiesz? - mówił przez zaciśnięte zęby.

- Pomóc?! W ogóle wiesz co to znaczy?! Porwałeś mnie i to nazywasz pomocą? - wypuściłam głośno powietrze przez nos, aby choć w małym stopniu się uspokoić. - I po cholerę to robisz? Nie mam pieniędzy, dużego tyłka, ani nawet cycków! Więc łaskawie mnie wypuść, bo nic nie zyskasz! - chłopak przystanął wpatrując się we mnie w szoku. Otworzył usta, jednak ponownie je zamknął.

- Nie chcę Twojego ciała ani pieniędzy - zrobił nacisk na każde słowo.

- A więc czego? - prychnęłam nie wierząc w jego słowa.

- Abyś była bezpieczna - zaznaczył patrząc mi głęboko w oczy. Przez chwilę miałam wrażenie, że jesteśmy sami, tylko my.

Cholera, jakie on ma piękne oczy.

Otrząsnęłam się z transu jaki we mnie wprowadził i od razu odwróciłam głowę.

Co się ze mną dzieje?

Przez chwilę zaczęłam się zastanawiać czy nie zrobił mi prania mózgu, jednak potem naszła mnie myśl, że nie miał po co to robić. Nie potrafiłam mu uciec, byłam słaba i w dodatku zmęczona. Jak już mówiłam, niczego by nie zyskał. Może i to było głupie, ale pozwoliłam sobie na krótki sen, abym później miała siły na kolejną ucieczkę.

***

Otworzyłam powoli powieki, a do moich nozdrzy dotarł znajomy zapach. Mimo tego, że wiedziałam gdzie się znajduję i dlaczego tu jestem ten zapach był cholernie przyjemny, i cieszyłam się, że znów mogłam go poczuć. Obróciłam się, aby się rozejrzeć czy byłam sama. Nikogo innego nie zauważyłam, dlatego zerwałam się z łóżka. Od razu doskoczyłam do drzwi od balkonu i pociągnęłam z całej siły. Zaparłam się nogami, przez myśl przeszło mi, że to z boku musiało wyglądać naprawdę zabawnie. Bo jakby inaczej, gdy dziewczyna z metr sześćdziesiąt dwa siłuje się z głupimi drzwiami. Co mnie zaciekawiło to to, że było już ciemno. Mogłam nawet zgadywać, że było po dwudziestej drugiej. Nie powiem, ucieszył mnie ten fakt, gdyż istniała opcja, że już spał. Nie udało mi się otworzyć balkonu, a gdy próbowałam otworzyć okno, okazało się zablokowane. Westchnęłam po czym zerknęłam na drzwi. Czy to możliwe, aby były otwarte? Podeszłam do nich po czym pociągnęłam za klamkę.

Czego mogłam się spodziewać?

Sfrustrowana kopnęłam w drzwi, a po chwili z moich uciekł cichy syk.

Jak będziesz miała mądrzejszy pomysł to daj znać - odpowiedział mój mózg. Zmrużyłam na niego oczy po czym dopowiedziałam, aby się wypchał pierogiem.

I gdy tak zastanawiałam się nad jakimś mądrym pomysłem na ucieczkę, ktoś przekręcił kluczem w drzwiach. Od razu się wycofałam podchodząc pod sam balkon. Drzwi się otworzyły na oścież, a w nich stanął chłopak. Wypuściłam głośno powietrze przez nos, gdy zauważyłam jak był ubrany. Przysięgam, że nogi się pode mną ugięły. Stał tam kompletnie niewzruszony, gdy ja przeżywałam zawał serca. Dyskretnie oblizałam usta odwracając wzrok. To fakt, że nie pierwszy raz widziałam faceta bez koszulki, ale on wyglądał tak cholernie dobrze z tymi szarymi dresami luźno opuszczonymi na jego biodrach.

- Potrzebujesz czegoś? - spytał delikatnie. - Do picia albo jedzenia? - nawet nie patrząc na niego wiedziałam jak wyglądał jego uśmiech w tym momencie. Czułam te oczy świdrujące mnie. Nie musiałam w nie patrzeć, aby wiedzieć jak wyglądały.

- N - nie - uparcie wpatrywałam się w szafkę nocną.

- W łazience zostawiłem dla Ciebie coś w czym możesz spać. Dobranoc - powiedział, a potem drzwi się zamknęły, a klucz w nich przekręcił. Westchnęłam.

W końcu poszedł.

Pomyślałam, że lepiej będzie uśpić jego czujność i ucieć, gdy będzie się tego najmniej spodziewał, bo z tego pokoju nie było ucieczki. A to, że zabezpieczył w ten sposób ten pokój wcale nie musiało znaczyć, że tak samo pozabezpieczał inne. I to był mój plan, teraz trzeba było tylko wcielić go w życie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro