You are stronger than you think

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Jane, posłuchaj mnie.- powiedział szeptem. Stałam z nim twarzą w twarz. Czułam jego ciepły oddech na wargach. – Odpuść.- dodał głaszcząc mnie po policzku. Złapałam jego rękę przytrzymując ją przy mojej twarzy. Jak mógł mnie o coś takiego prosić. Dobrze wie, że to niemożliwe.

- Nie umiem. – odparłam czując jak serce mi przyśpiesza ze staruchu na myśl, że on zaraz zniknie. –Nick, ja nie potrafię. Nie.- kręciłam głową próbując jakoś poskładać myśli- Nie, nie dam rady.- Cholera, on zaraz zniknie. Poczułam jak po policzku przeleciała mi pojedyncza łza. Pierwsza odkąd on odszedł. Nie pozwalałam sobie płakać. Próbowałam zachowywać się jakby wszystko było dobrze. To prawda, dusiłam w sobie emocje, ale tak było prościej. Byłam za dumna żeby pójść do przyjaciółki i się jej wypłakać. Tylko on widział moje łzy.

-Musisz być silna- powiedział ścierając łzę zanim ja to zrobiłam, tak jakby nie chciał widzieć mojej słabości...albo tego, że cierpię.

-A co jeśli nie?- zapytałam patrząc w jego lodowate oczy. O ile to możliwe jeszcze bardziej spoważniał.

-Zrobisz co zechcesz- zdobył się na obojętność i dodał.- Jesteś odważniejsza niż sądzisz, mądrzejsza niż myślisz..

-I silniejsza niż ci się wydaje- dokończyłam za niego.

- Poradzisz sobie- powiedział pewny.

I wtedy się obudziłam.

Nienawidzę tego uczucia kiedy budzisz się ze drzemki w ciągu dnia i jesteś jak- co się stało? która godzina? Jaki mamy dzień? Czy to Ziemia? Gdzie jest moja mama?

Rozejrzałam się po pokoju, w którym się znajdowałam i z ulgą mogłam stwierdzić, że musiałam zasnąć czytając książkę. Spojrzałam na zegarek i okazało się, że jest południe, przypomniałam sobie, że jest weekend, byłam w domu, w salonie, a rodzice pojechali do sklepu. Szybko wstałam, w wyniku czego zakręciło mi się w głowie, ale to zignorowałam i poszłam do kuchni napić się wody. Zapowiada się kolejny nudny dzień.

*3,5 miesiąca później*

- Harry jest przystojny, umów się z nim- powiedziała Zoe siadając na moim łóżku. Został nam ostatni tydzień wakacji. Już wybrałyśmy uczelnie. Ja zaryzykowałam i wybrałam ASP. Uczelnia znajdowała się dość daleko od mojego domu, właściwie będę musiała się przeprowadzić, ale zawsze marzyłam by tam studiować. W przyszłym tygodniu jadę do stolicy, gdzie zamieszkam te 5 lat studiowania. Znajdę sobie lokatora i pracę dorywczą, więc sobie poradzę. Chyba.

- Zoe, my się tylko przyjaźnimy- westchnęłam pakując ubrania do walizki. Kocham się pakować, dlatego robiłam to zawsze wcześniej i dłużej niż powinnam. Z Harrym się za kumplowałam. Tak, mówię o tym dziwnym chłopaku, który oblał mnie kawą. Gdy byłam dwa miesiące temu na koncercie 30 second to mars, na którego namówiła mnie Lucy wpadliśmy na siebie. Potem jeszcze raz się spotkaliśmy w jakimś barze i uznaliśmy, że to będzie nieuprzejme i dziwne jeśli chociaż nie wymienimy się numerami. No bo 3 razy wpadliśmy na siebie przypadkiem. To musi coś znaczyć! Potem jakoś zaczęliśmy gadać i się zaprzyjaźniliśmy.

- Zawsze na początku jest przyjaźń.- mruknęła uśmiechając się głupio.

-Skoro ci się tak podoba, to sama się z nim umów.- Powiedziałam odhaczając na liście rzeczy do zabrania kolejną parę butów.

Po chwili dostałam od niej poduszką. Oddałam jej.

- Myślałam, że już się pozbierałaś po Nicku. –powiedziała nagle. Zacisnęłam pięści. Wszystko byłoby dobrze gdybyś mi o nim nie przypomniała.

-Oh przestań. Dobrze mi samej- znienawidziłam się za cienki głos. Odchrząknęłam i oparłam ręce na biodrach. – Lubię być singielką! Mogę robić co chcę, nie muszę dbać o wygląd...

-No właśnie musisz bardziej, żeby zainteresować chłopaka.- weszła mi w pół zdania. Westchnęłam i usiadłam obok niej.

- Przynajmniej nie muszę się martwić czy jemu spodobają się moje nowe perfumy i nikt nie mówi mi co mam robić. Jest mi dobrze.

Prawdę mówiąc dalej od czasu do czasu myślałam o Nicku. On... zniknął. Po prostu go nie było. Jego dom był pusty, nie było jego Jeepa, ktoś zabrał mi wszystkie rzeczy, które mi o nim przypominały. Nie znalazłam ani jednego rysunku z nim. Kilka dni po jego odejściu obudziłam się i zobaczyłam, że zniknęły wszystkie rysunki przedstawiające jego. Ktoś musiał wejść przez okno, bo było otwarte i je ukraść. Nie miałam jego kluczy do domu, smsy z nim były wykasowane, a gdy próbowałam do niego zadzwonić, zobaczyłam, że ktoś usunął mi jego kontakt. Tak jakbym nigdy go nie poznała. Został tylko w moich wspomnieniach. Alexa i Mike'a też nie widziałam. Gdy dzwoniłam nie odbierali. Po prostu zniknęli.

- Jak sobie chcesz.- mruknęła zrezygnowana- ale gdybyś kogoś sobie znalazła przynajmniej miałabyś lokatora i płaciłabyś mniej za mieszkanie.

- Znajdę sobie lokatora- zapewniłam ją. Ani Zoe ani Lucy nie mogły ze mną zamieszkać, bo studiowały blisko i nie musiały się przeprowadzać, więc zamieściłam w Internecie ogłoszenie o tym, że szukam lokatora i miałam nadzieję, że niedługo koś chętny się zgłosi.

- A co jeśli on okaże się świrem?- Zoe sięgnęła po jedno z moich ulubionych czasopism, ale już po przeczytaniu okładki odłożyła je z niechęcią. Kochałam takie rzeczy, za to ona za nimi nie przepadała.

- Poradzę sobie- powiedziałam odkładając Cosmopolitana na biurko.



Heyyy wszystkim po tak dlugiej przerwie. Przepraszam ze mnie nie bylo. Postaram sie dodac nastepny szybko. :***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro