Buy me a coffee and i'll be fine

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Heyyy błagam nie zabijcie mnie za tą przerwę! Zaczął mi się rok akademicki i mam urwanie głowy, ale uwierzcie postaram się dodawać rozdziały co tydzień, może dwa.
I baaaardzo przydałyby mi się wasze komentarze z przemyśleniami i dedukcjami, bo aktualnie jestem w kropce i wena mnie opusciła...

Łapcie krótki ale sprawdzony^^




Późnym wieczorem wymeldowaliśmy się z motelu i kolejny raz jechaliśmy gdzieś jego autem. Wyrywałam mu się jak tylko mogłam, co ani razu nie skończyło się dla mnie sukcesem, a tylko się narażałam, ale wiedziałam, że jeśli nie ucieknę mu podczas drogi, to tym bardziej nie uda mi się tego zrobić na miejscu. Dlatego starałam się z całych sił.
Jednak również musiałam przetrawić te wszystkie nowe wiadomości. Nie chciałam wierzyć w jego słowa. Nie mogłam. Podał mi zbyt mało informacji. Mógł to wszystko wymyślić. Pytanie po co.
Chłopak włączył radio, w którym leciała końcówka You Me At Six- ,,3 AM" aby zagłuszyć ciszę. Uchyliłam szybę z mojej strony. Zerknął na to co robię, ale zignorowałam go. Nie miałam najmniejszej ochoty na rozmowę z nim, dlatego siedziałam praktycznie przyklejona do drzwi z mojej strony, by być możliwie najdalej od niego. Poczułam przyjemnie zimne powietrze okalające moją zgrzaną od nerwów twarz. Wzięłam głęboki wdech przez nos i wpatrując się w czarne niebo w myślach wysłałam akt strzelisty do mojego anioła stróża aby mnie strzegł. Zaraz potem uspokoiłam się odrobinę i wygodnie oparłam się na siedzeniu. Nagle w bocznym lusterku kątem oka błysnęły mi żółte światła samochodu jadącego za nami. Było to duże ciemne auto z wyraźnymi lampami. Musiało jechać za nami od dłuższego czasu. Nie byłam na sto procent pewna, bo na drodze było bardzo ciemno, ale miałam takie przeczucie.
- Nick?- zapytałam ściszając muzykę dużym, okrągłym pokrętłem. Spostrzegłam jego zdziwienie na moje słowa. No tak, pierwszy raz zawołałam go po imieniu. Odchrząknęłam niepewnie i postanowiłam skupić się na ważniejszych rzeczach niż spoufalanie się z porywaczem.– Chyba mamy ogon- wyjaśniłam najbardziej obojętnym głosem na jaki było mnie stać. Nie chciałam, aby myślał, że mu wierzę w te jego całą bajeczkę. Szczególnie, że sama nie byłam pewna czy tak jest, czy może jednak kawałek mnie chce mu zaufać...
- Mówisz?- sapnął po czym lekko przyśpieszył i, nie zwlekając ani sekundy, wyprzedził jadącego forda przed nami. Chwilę później, jak na potwierdzenie moich słów, zobaczyliśmy, że tamten samochód znów znalazł się za nami.
Nick zaczął wyprzedać kolejne samochody i mocno przekraczał prędkość. Złapałam się za fotel. Lubiłam szybką jazdę, ale tylko wtedy gdy ja prowadziłam. Nie odwrotnie.
Bardzo szybko zjechaliśmy z głównej drogi i skręcaliśmy w boczne uliczki. Po jakimś czasie dotarliśmy do lasu, gdzie po dojechaniu w głąb, ostro się zatrzymaliśmy. Chłopak wyłączył silnik i zgasił lampy.
-Co ty..?- zapytałam go, ale mnie uciszył zakrywając ręką moje usta. Było tak ciemno, że nie widziałam nawet kiedy to zrobił.
Bez zastanowienia ugryzłam go.
Od razu odsunął swoją dużą dłoń od mojej twarzy.
- Po prostu bądź cicho, okay?- szepnął mierząc mnie wzrokiem z niezadowoleniem. - Chyba go zgubiliśmy, ale poczekamy kilka minut na wszelki wypadek.
Czułam się dużo mniej bezpiecznie w wyłączonym samochodzie niż w jadącym ponad sto kilometrów na godzinę, szczególnie że nie było tu żadnych świadków, ale musiałam to wytrzymać. To raczej nie policja nas śledziła, a więc jeśli on mówił prawdę, to musieliśmy się ukryć.
Nie odezwałam się już. Słyszałam od czasu do czasu cichy szelest wiercącego się Nicka. Sama siedziałam jak wbita, ale w końcu musiałam zapytać.
-Kto to był?- spojrzałam na niego pytając tak cicho jak tylko umiałam. Przez chwilę myślałam, że może mnie nie usłyszał, bo nawet nie drgnął, ale zaraz zerknął na mnie.
- Nie wiem, nie rozpoznałem samochodu- westchnął.
W samochodzie panował mrok, byłam w samym środku lasu z obcym facetem, więc z mojej twarzy mimo wszystko dało się odczytać, że jestem przerażona. Byłam pewna, że on to zauważył i z niewiadomego powodu chciał mnie jakoś uspokoić.
-Ale spokojnie, ze mną cię nie dorwą.- Poczułam jego ciepłą rękę na moim kolanie. Na chwilę znieruchomiałam ze strachu. Przypomniał mi się tamten moment, kiedy nie mogłam go z siebie zrzucić. Mimo, że mi to wytłumaczył dalej miałam zakodowane w głowie, że może mnie skrzywdzić w ten sposób.
Jednak koniec końców nie zepchnęłam jego ręki. Może to znaczyło, że powoli zaczynałam mu ufać...

Po dwudziestu minutach siedzenia w ciszy Nick zapalił silnik i powoli z wyłączonymi światłami wrócił na główną drogę. Przez kolejne pół godziny oboje w skupieniu obserwowaliśmy czy ktoś za nami jedzie, ale nikogo już nie zauważyliśmy.

***

-Jesteś głodna?- zapytał po pewnym czasie, tym samym wyrywając mnie z półsnu. Zmarszczyłam brwi na jego słowa. Podwinęłam rękaw bluzy by móc spojrzeć na zegarek. Dochodziła północ.
- Jak mogłabym nie być głodna, skoro ostatni raz jadłam 8 godzin temu?- mruknęłam przypominając sobie obrzydliwy gulasz, który po południu przyniósł mi z motelowej stołówki.
Roześmiał się.
- To dobrze się składa, bo niedaleko jest przyzwoity bar i jeśli obiecasz mi, że nie będziesz próbować uciekać, to może ze mną wejdziesz.
Spojrzałam na jego twarz. Trzy dniowy zarost powoli zamieniał się w krótką, nierównomierną brodę. Policzki wciąż miał lekko zapadnięte, a oczy sine ze zmęczenia. Jednak humor zawsze mu dopisywał.
- Nie mogę ci tego obiecać- warknęłam prosto z mostu. Już wolałabym głodna szwendać się po obcym mieście, niż jak gdyby nigdy nic siedzieć z nim w barze.
Właśnie.
-Gdzie my właściwie jesteśmy? – zapytałam.
-Na południu- odparł nie łapiąc mojego spojrzenia.
-Po co?- dopytywałam się.
Westchnął.
-Zadajesz mnóstwo pytań- stwierdził.
-Cóż, nie często jestem porywana przez jakiegoś palanta ze spluwą-warknęłam.
Odwrócił się w moją stronę. Zamarłam. Czekałam, aż odpowie na mój atak.
Ale tylko krótką chwilę świdrował mnie wzrokiem i odwrócił głowę w stronę jezdni.

Obudził mnie dźwięk wyłączanego silnika. Nawet nie pamiętam kiedy zasnęłam. Otworzyłam oczy i przetarłam twarz dłońmi.
Moim oczom ukazał się stary budynek z mocno oświetlonym wnętrzem, które można było dojrzeć przez duże okna z waniliowymi firankami. To ten bar.
Usłyszałam jak Nick wysiada bez słowa. Spojrzałam w jego stronę. Okrążył samochód z przodu i otworzył drzwi z mojej strony. Patrzyłam na niego zdumiona. Z jednej strony dlatego, że dopiero co spałam i nie do końca kontaktowałam, z drugiej jednak dlatego, że niczego mu nie obiecałam. Wręcz przeciwnie.
- Jest późno, na dworze 10 stopni, a ty jesteś głodna. Nigdzie nie uciekniesz, a jeśli tak, to współczuję, bo chłopaki z baru na pewno się tobą zaopiekują– uśmiechnął się bezczelnie będąc pewny, że wygrał.

Gdy weszliśmy do środka od razu poczułam duszący zapach papierosów oraz wzrok wszystkich ludzi, a w większości płci męskiej. Przybrałam poważny wyraz twarzy żeby nikt nie śmiał się mnie zaczepić i szłam możliwie najdumniejszym krokiem jaki udało mi się z siebie wykrzesać biorąc pod uwagę fakt, iż szłam obok mojego porywacza.
Na środku pomieszczenia stał bar z menu wiszącym na kamiennej ścianie, a wokół umiejscowione były ciemnobrązowe, skórzane kanapy z obskubanymi drewnianymi stolikami. Zajęliśmy jeden z nich. Usiedliśmy naprzeciwko siebie.
Odwróciłam się by móc spojrzeć na ludzi siedzących stolik dalej. Chciałam ocenić sytuację. Zauważyłam czterech nalanych mężczyzn po czterdziestce z różowymi twarzami i czerwonymi rękoma. Śmiali się przy półpełnych kuflach piwa. Nie wyglądali na pomocnych.
Spojrzałam na następny stolik. Zajmowała go grupa motocyklistów. Trzy kobiety i pięciu mężczyzn. Nie dojrzałam nazwy klubu na ich czarnych kamizelkach, ale wyglądali jakby byli stąd. Czuli się bardzo swobodnie zważywszy na to, że wciągali ze stołu.
- Nikt ci tu nie pomoże- usłyszałam szept Nicka. Odwróciłam się do niego. Siedział oparty łokciami o solidny stolik i przyglądał mi się. Wiedział co robiłam.
Miał rację, był sprytny i wybrał dobre miejsce na posiłek. Ale mimo wszystko, nie chciałam dać za wygraną.
- Tak?- zapytałam. Poczułam, jak serce mi przyspieszyło na myśl o tym, co zamierzałam zrobić.- To patrz!- chciałam wstać od stołu i zacząć krzyczeć aby ktokolwiek mi pomógł. Przestałam zastanawiać się nad tym czy on powiedział mi prawdę, po prostu nadarzyła mi się okazja i chciałam ją wykorzystać. Ale nie zdążyłam nawet w pełni stanąć, a on pociągnął mnie mocno za nadgarstek przybliżając moją głowę do niego.
-Piśnij cokolwiek, a obiecuję ci, że zabije każdego kto znajduje się w tej restauracji- syknął.
Zamarłam patrząc jak grzebie w kieszeni od bluzy. Tam schował broń.
-Co podać?- nagle podeszła do nas młoda kelnerka, dzięki czemu on mnie puścił. Spojrzałam na nią przerażona. Czy on byłby by zdolny ich wszystkich zabić?
- Dwa burgery z frytkami XXL- usłyszałam już spokojny głos Nicka. Widziałam jak kobieta zapisuje wszystko w mocno zużytym notesie. Miała żelowe, jaskrawe paznokcie i kilka tandetnych pierścionków na palcach.
Rozejrzałam się po barze. Wszyscy byli roześmiani i prawdopodobnie wstawieni. To nie byli ładni ludzie. Nie miałam pojęcia gdzie dokładnie byliśmy, ale okolica nie wyglądała przyjaźnie. Jednak moje życie nie było ważniejsze od ich wszystkich razem wziętych.
- I duża kawa z mlekiem- powiedziałam nie dopuszczając by załamał mi się głos.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro