How it all started...

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Damon odwrócił się do mnie z żądzą mordu w oczach. Wiedziałam, że nie był zadowolony z faktu, że szantażuję go by poznać prawdę, ale to był jedyny sposób. Musiałam się dowiedzieć kim jest! A jeśli miałam mu ufać, musiałam dowiedzieć co ukrywał przede mną tak długo.

Ledwo zdobyłam się na to by spojrzeć mu w oczy. Przerażał mnie. Te wszystkie jego tajemnice były nie do zniesienia, ale gdy patrzyłam na niego otwierającego usta, aby mi wszystko powiedzieć, miałam wątpliwości czy chcę znać tą cząstkę jego. Może rzeczywiście nie powinnam tego wiedzieć. Usłyszałam jak głośno wzdycha i w tym momencie, kiedy stwierdziłam, że poznanie prawdy mnie przerasta, wypowiedział słowa, które sprawiły, że cała zdrętwiałam ze strachu.

- Jestem wampirem.

,,Serio?"- jęknęłam pod nosem na widok tych słów. Jeszcze raz je przeczytałam na wypadek gdybym się przewidziała, ale nic się nie zmieniło. Zamknęłam książkę aby spojrzeć na okładkę. Przedstawiała zdjęcie nastoletniego blondyna, którego klatkę zasłaniał jakże oryginalny tytuł ,,On". Westchnęłam zrezygnowana i odłożyłam książkę na siedzenie obok. Nic nie wskazywało na to aby była fantastyczna, co najwyżej nieznośne romansidło, po które z niewiadomych powodów sięgnęłam jeszcze wczoraj w pobliskiej księgarni. A zapowiadała się tak dobrze! Jednak była kolejną przerysowaną opowieścią o wampirach, podczas gdy jedyną taką historię, której nie potępiałam, jestem prawie pewna, że z przyczyn sentymentalnych, był „Zmierzch". Każda inna wydawała mi się bardzo sztuczna i po obejrzeniu kilku części z Kristen Steward po prostu mi się znudziła. Tymczasem miałam dosyć fantastycznych książek i przerażało mnie to, że większość półek z powieściami dla młodzieży zajmowała właśnie fantastyka. Pamiętam nawet, że niektóre lektury na drodze mojej edukacji należały do tego gatunku, podczas gdy powinno się uczyć ludzi doceniać rzeczywistość, a nie dawać im coraz więcej możliwości do uciekania od niej.

Sama przeżyłam okres całkowitej ucieczki od realnego świata o czym przypomina mi regał w moim pokoju pełen opowieści o wilkołakach, elfach i innych stworach. Myślę, że o wiele lepiej by dla mnie było gdybym czytała wtedy kryminały lub zwykłe opowiadania, a nie żyła marzeniami o mrocznym księciu elfów...

,,To chyba by było na tyle"- westchnęłam pod nosem i sięgnęłam po torbę żeby wyjąć z niej kluczyki do Hondy, w której siedziałam na czas czytania książki. Miałam zwyczaj czytać wieczorami w parku, na świeżym powietrzu, bo mimo tego że nie miałam współlokatora w moim mieszkaniu nie potrafiłam się skupić. Sąsiedzi obok szczególnie wieczorami głośno puszczali telewizor i skoncentrowanie się na czymkolwiek graniczyło z cudem. Tym razem jednak niespodziewana ulewa, która spotkała mnie po drodze popsuła mi plany, więc byłam zmuszona przeczekać deszcz w samochodzie zaparkowanym na parkingu tuż przy parku, gdzie mogłam w spokoju zagłębić się w fikcję literacką.

Rutynowo spojrzałam na skórzany zegarek na mojej lewej ręce, dochodziła 21, powinnam już wracać. Był środek jesieni, która na obrzeżach Leiden jest przepiękna, jednak pogoda zniechęcała do wychodzenia z domu, szczególnie, że każdy dzień stawał się coraz krótszy i już o 19 zachodziło słońce. A ja miałam następnego dnia wykłady.

Mieszkałam tu od ponad miesiąca. Pod koniec września przeprowadziłam się z ostatnimi czasy dość słonecznej Warszawy do deszczowej Holandii żeby zrobić magisterkę. Chciałam spróbować czegoś nowego, nauczyć się biegle angielskiego i oczywiście studiować na jednym z lepszych uniwersytetów. Nie zamierzałam mieszkać w akademiku (koedukacyjne toalety były ostatnim, o czym marzyłam), a nie miałam tu żadnej rodziny, o której bym wiedziała, więc byłam zmuszona znaleźć jakąś tanią kawalerkę. Wszystko byłoby idealne gdybym tylko nie musiała wychodzić na miasto za każdym razem, gdy będę chciała usłyszeć własne myśli. I o ile wcześniej nie było to dość łatwe, bo poruszałam się komunikacją miejską, to z samochodem, którego miałam dopiero od paru dni, było to dużo prostsze.

Kiedy podnosiłam płócienną torbę z podłogi auta coś dużego i czarnego mignęło mi przed przednią szybą. Przestraszona puściłam ją z rąk, co sprawiło, że wszystkie rzeczy się z niej wysypały. Przeklęłam pod nosem. Już rzuciłam się, by pozbierać mój dobytek, gdy zauważyłam ruch tym razem po stronie pasażera. Zgasiłam sufitową lampkę w aucie żeby lepiej widzieć to co się dzieje na zewnątrz i rozglądałam się przez chwilę, ale widocznie musiało mi się przewidzieć. Był piątkowy wieczór, padał deszcz i byłam zmęczona. Uspokajając w myślach moją bujną wyobraźnię kontynuowałam przerwaną czynność, ale właśnie w tym momencie kątem oka zobaczyłam cień w bocznym lusterku po mojej stronie. Na parkingu świeciły już latarnie, które nie dawały zbyt dużo światła, dlatego nie potrafiłam rozpoznać czy był to cień człowieka czy zwierzęcia. Wzięłam głęboki wdech na uspokojenie i trzęsącymi rękoma zaczęłam szukać kluczyków wśród przedmiotów walających się na podłodze, aby jak najszybciej stąd odjechać.

Nagle ktoś wparował do mojego samochodu i pośpiesznie zamykając za sobą drzwi auta usiadł na fotelu obok mnie.

- Daj mi kluczyki i wysiadaj!- rozkazał szybko cały mokry od deszczu mężczyzna kierując wzrok na moją przerażoną twarz. Dyszał ciężko, musiał biec. Na jego słowa zamarłam.

Nie wiedziałam co mam myśleć, próbowałam wybadać czy to nie jest ktoś z moich znajomych z uczelni, kto robi sobie ze mnie żarty. Spojrzałam więc na jego twarz. Młody brunet z kilkudniowym zarostem. Byłam pewna, że nigdy wcześniej go nie spotkałam.

- Co?!- jęknęłam odsuwając się. Szukałam wzrokiem kluczyków ale nigdzie ich nie widziałam. Czułam jak opanowuje mnie strach.

Chłopak spojrzał przez szybę i porażony tym co tam zobaczył, znów się do mnie odwrócił i przyłożył mi pistolet do brzucha. Nie mam pojęcia skąd go wyciągnął.

-Teraz- powiedział twardo. Znieruchomiałam. Bałam się nawet oddychać, a co dopiero wyjaśnić mu, że zgubiłam kluczyki.- Ostatnia szansa- syknął zniecierpliwiony mocniej wciskając mi lufę pistoletu. Wciągnęłam powietrze przez nos. Nie byłam zdolna się ruszyć. Poczułam oblewającą mnie falę gorąca.

Chłopak za chwilę ponownie rozejrzał się przez szyby samochodu i wyraźnie zmotywowany tym co tam zobaczył spojrzał na mnie jakby właśnie wpadł na jakiś pomysł, a potem jednym ruchem odsunął pistolet od mojego brzucha i schował go za pasek od spodni.

-Musisz mi wybaczyć- mruknął, wsunął ręce w moje włosy i przygniótł moje usta swoimi.

W pierwszej chwili całkowicie mnie sparaliżowało. Nie byłam zdolna się ruszyć. Przez krótką chwilę szoku pozwalałam mu się całować, kiedy nagle odzyskałam świadomość. Z całej siły spróbowałam odepchnąć go od siebie. Nawet nie drgnął.

Zrobiło mi się niedobrze. Najpierw chciał ukraść mój samochód, a teraz chce mnie zgwałcić. To psychopata!- krzyczały moje myśli. Jeszcze raz spróbowałam go od siebie odepchnąć, ale również bez skutku. Całował mnie mocno i z przekonaniem. Po krótkiej chwili poczułam jak mocniej zaciska palce w moich włosach abym przestała się mu wyrywać. Brakowało mi powietrza. W tej samej chwili odparł moje uderzenie hamując mojego prawego sierpowego. Miałam na palcach kilka sporych pierścionków, które świetnie nadawały się jako kastet. Niestety najpierw musiały zetknąć się z jego twarzą, aby zadziałały jako broń.

Odsunął swoje usta od moich, ale wciąż był tak blisko, że nie mogłam spojrzeć mu w twarz.

Nie wiem skąd miałam w sobie tyle odwagi, a raczej głupoty aby uderzyć człowieka, który ma broń, ale najwidoczniej zadziałałam na adrenalinie. Mimo to mężczyzna złapał mnie za nadgarstek, tym samym nie pozwalając mi na kolejny atak. Przerażona kopnęłam go kolanem z całej siły jaką miałam w tamtym momencie. Pragnęłam go jakoś zdekoncentrować żeby zyskać kilka sekund na ucieczkę, albo chociaż na znalezienie gazu pieprzowego, który powinien się gdzieś walać po moim samochodzie.
Mężczyzna zdziwił się moją reakcją, więc puścił moją rękę, ale mimo to szybko przeskoczył skrzynię biegów i usiadł mi na kolanach zgniatając swoim ciężarem moje nogi, co sprawiło, że nie mogłam się już nimi bronić. Zaraz potem wcelowałam mu pięścią w policzek, bo postanowiłam wykorzystać fakt, że już tylko ręce miałam wolne, ale on niewzruszony, jak gdyby nic nie poczuł sięgnął tylko szybko do drzwi auta.

Osłupiałam.

,,Otwiera je? Boże on je otwiera! Zaraz będę mogła uciec!" - wołały moje myśli, ale po sekundzie usłyszałam charakterystyczny dźwięk ręcznego blokowania drzwi. Nie!- Opadłam. Właśnie straciłam jakąkolwiek szansę na ucieczkę.

Napastnik przez pół sekundy spoglądał przez okno. Dostrzegłam kilku mężczyzn stojących jakieś 2 metry od mojego samochodu. Nie widziałam jak wyglądali ani w jakim byli wieku, było za ciemno. Chcąc wykorzystać ten krótki moment spróbowałam sięgnąć prawą ręką do podłogi szukając gdzieś dozownika z gazem, ale nie udało mi się nic znaleźć. Było zbyt ciemno żebym go zauważyła, a do tego nie mogłam się tak daleko schylić, bo on by to poczuł. Jego tors był tuż przy moim. Był tak blisko, że czułam jego przyśpieszony puls.

Sekundę później chłopak odwrócił się do mnie i w chwili gdy znów spróbowałam go zaatakować, unieruchomił mi ręce po obu stronach mojego ciała i znów zaczął mnie nachalnie całować. Smakował obrzydliwie gorzką kawą. Nie miałam jak go od siebie odepchnąć. Kręciłam się na boki, ale to tylko sprawiało mi ból, bo on wtedy jeszcze mocniej zaciskał swoje lodowate palce na moich nadgarstkach. Za każdym razem, gdy chciałam się wyrwać on mocniej unieruchamiał mi ręce. Był twardy jak stal. Nie wyglądał na tak silnego.

Za chwilę jednak przestał, odsunął się ode mnie o parę centymetrów i zerknął na przednią szybę. Dalej miałam unieruchomione ręce. Chłopak wrócił spojrzeniem na mnie. Dostrzegłam niepokój w jego oczach, tak teraz byłam pewna, że się czymś martwi. Wykorzystałam moment jego nieuwagi i zdobyłam się na uderzenie go czołem w jego nos. Jęknął. Poczułam silny ból przechodzący od czoła w głąb czaszki. Dzwoniło mi w uszach.

Oprawca spojrzał na mnie zaskoczony. Nie spodziewał się tego, ale wciąż trzymał moje nadgarstki, abym nie mogła go uderzyć rękoma. Ciągle dyszał, tak jak i ja. Już nie próbował mnie całować, szybko oddychał tuż nad moją głową w takiej odległości, abym nie mogła go znów zaatakować. Chyba w ten sposób dawał sobie chwilę odpoczynku. Musiał długo biec, był wykończony, ale wciąż na tyle silny, by mnie obezwładnić.

Wiedziałam, że muszę to jakoś wykorzystać. Próbowałam się uspokoić i ocenić sytuację, w której się znalazłam. Co zrobiłaby moja nauczycielka samoobrony? Byłam jedynie na dwóch zajęciach, na których przerabialiśmy uderzenia w krocze, kiedy ktoś cię poddusza albo łapie od tyłu, gdy stoisz. Nie doszliśmy jeszcze do tak zaawansowanych sytuacji, jak leżący napastnik na ofierze. Ale przypomniałam sobie jedną rzecz którą zawsze praktykują ludzie w horrorach, a przynajmniej Lydia w Teen Wolfie.

Zaczęłam krzyczeć najgłośniej jak potrafiłam „pomocy", ale zanim doszłam do „m" mój oprawca jedną ręką mocno przywarł do moich warg, a drugą boleśnie złapał oba moje nadgarstki za moimi plecami. Przerażona otworzyłam szeroko oczy i wzięłam płytki wdech przez nos.

-Spróbuj jeszcze raz krzyknąć, a cię uduszę.- syknął ostro przez zaciśnięte zęby ciągle patrząc mi w oczy. Nie znałam go, ale wiedziałam, że w tym momencie nie blefuje. Miałam w głowie alarm. On mnie zabije- krzyczały moje myśli.

Nagle puścił moje nadgarstki tylko po to by móc zdjąć z siebie przemoczoną koszulkę. Zwęziłam oczy widząc jak uderzył się łokciem o klapkę z lusterkiem na suficie wyrzucając bluzkę za siebie. Wykorzystując to próbowałam go z siebie zepchnąć, ale był zbyt ciężki. Spróbowałam sięgnąć po klamkę w drzwiach. Po omacku szukałam przycisku otwierającego samochód aby uciec, ale miałam za mało czasu. Chłopak znów unieruchomił moje ręce i kolejny raz spojrzał przez przednią szybę. Zaraz potem zdenerwowany przeklnął pod nosem, odsunął się ode mnie, tym samym przestając mnie zagniatać, złapał mnie za ramiona i cisnął mną na siedzenie po stronie pasażera, a sam szybko usiadł za kierownicą. Spanikowałam i z całej siły kopnęłam go odpychając go od siebie. Uderzył tyłem głowy w szybę po stronie kierowcy. Tuż za nim przez ociekające deszczem szkło zobaczyłam zbliżającego się do nas jednego z mężczyzn, których widziałam chwilę temu. Odnalazł mój wzrok. Patrzył w moje przerażone oczy kilka sekund. Miałam nadzieję, że mi pomoże, ale on jedynie odwrócił wzrok i spojrzał na mojego oprawcę, jakby próbował rozpoznać kim jest.

W tej chwili chłopak sięgnął po kluczyki, które dojrzał leżące tuż przy moich stopach na podłodze, odpalił samochód i ruszył szybko, zostawiając tamtego mężczyznę w tyle.

Wyraźnie uciekał przed nim, jechał bardzo szybko, ciągle skręcając, a mimo to przekraczał prędkość na każdej ulicy, co sprawiało, że jeszcze bardziej ogarniała mnie panika. Wryta w fotel gdzieś z tyłu głowy wciąż miałam nadzieję, że może jakaś straż drogowa nas zatrzyma i będę bezpieczna. Starałam się zapamiętywać drogę, którą jechaliśmy abym w razie czego mogła wrócić, ale byłam zbyt przerażona by cokolwiek zapamiętać. Czułam się jakbym była pod wodą, czas dla mnie przestał istnieć, wszystko zwolniło.

- Widzieli cię?- Usłyszałam niewyraźny niski głos. Był mocno zdenerwowany. Spojrzałam na kierowcę z początku nie rozumiejąc o co mu chodzi.- Czy tam na parkingu, zobaczyli cię? To jak wyglądasz?- powtórzył głośniej, nie oglądając się na mnie. Za to ja dokładnie skanowałam wzrokiem każdy milimetr jego ciała, abym później mogła go zgłosić policji. Ciemny brunet, prosty nos, tu spojrzałam na jego nagi tors. Wróć, nagi umięśniony tors. Mógł mieć jakieś 25 lat, był jasnej karnacji, sporo wyższy ode mnie, bo widocznie nie mieścił się na maksymalnie podwyższonym przeze mnie siedzeniu -powtarzałam w myślach aby zapamiętać.

- Nie wiem - odparłam drżącym głosem, odchrząknęłam- Chyba- to jedyne, co potrafiłam powiedzieć, bałam się odezwać. Cała się trzęsłam. Pamiętałam, że wciąż ma przy sobie broń, której w każdej chwili może użyć. Światło latarni ulicznych oświetlało jego twarz. Miał zmarszczone, ciemne brwi i tego samego koloru krótkie włosy. Cienie pod oczami, które wyostrzało słabe żółte światło latarni ulicznych przebijające się przez przednią szybę oraz jego zmarnowana mina sprawiała, że wyglądał na wykończonego. Odwróciłam wzrok, żeby nie widział, że zapamiętuję jego wygląd, choć oczywiście nie mógł czytać mi w myślach, to wolałam go nie prowokować.

-Złapałaś z którymś z nich kontakt wzrokowy?- dopytywał się, a ja nie miałam pojęcia co odpowiedzieć. Wiedziałam tylko, że nie wolno patrzeć terrorystom w twarz, bo wtedy zapamiętujesz ich aparycję i możesz ją opisać policji, która dzięki rysopisie będzie bliższa odnalezienia sprawcy. Z czego oprawcy zazwyczaj nie są zadowoleni i zabijają śmiałka na miejscu.

- Jeden z nich patrzył mi w oczy przez kilka sekund, ale nie zapamiętałam nic z jego wyglądu, naprawdę! Nic nie widziałam- przysięgałam i to właściwie była prawda.- Niczego nie zapamiętałam- powtórzyłam.

Chłopak westchnął wyraźnie zdenerwowany.

- Ale on tak.- powiedział do siebie skręcając ostro w prawo. O mało nie wylądowałam na przedniej szybie, co przypomniało mi, że nie zapięłam pasów bezpieczeństwa. Zrobiłam to bardzo powoli. Bałam się przy nim ruszyć, by nic mi nie zrobił. To było dość osobliwe, bo zawsze myślałam, że jeśli ktoś by mnie zaatakował, to krzyczałabym z całych sił i skutecznie się broniła, tymczasem bałam się cokolwiek zrobić. On nie był zwykłym napastnikiem. Miał broń, a tego nie przewidziałam w moich wyobrażeniach.




Heyyyy!
Dla niewtajemniczonych, coś mnie naszło by zacząć pisać inną wersję mojego starego opowiadania! Trochę sytuacji będzie się powtarzać, ale za to są dużo lepiej dopracowane ;)
Z niecierpliwością czekam na wasze komentarze. Piszcie co o tym myślicie!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro