MOTEL

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Chwilę później znów byliśmy w samochodzie. Potrzebował kilku podejść, żeby wsadzić mnie znów do niego i oczywiście mu się udało. W tym momencie żałowałam, że zamiast na samoobronę nie zapisałam się na boks, który w ostatnim czasie chyba bardziej by mi się przydał. 

-Słuchaj- odchrząknął po jakimś czasie jazdy, tym samym przerywając długą ciszę. Spojrzałam na jego zmęczoną twarz. Nieprzespana noc dawała o sobie znaki. Wyglądał jak wrak człowieka, jednak nie zachowywał się tak. Był twardy i nieprzewidywalny.- Nie planowałem tego- powtórzył. – Nie mogę ci tego wyjaśnić, ale musiałem  t o  zrobić...

- Uprowadzić mnie?!- przerwałam mu zirytowana. Czy on właśnie próbował mi się wytłumaczyć? W ogóle istnieje wytłumaczenie na taki czyn?

Nie wydaje mi się.

Zerknął na mnie spod zmarszczonych brwi. Chyba się zapomniałam. Oczekiwałam, że zaraz każe mi się uciszyć pod groźbą wsadzenia mi kulki między oczy, ale powiedział coś zupełnie innego.

- Nie chciałem tego- powiedział patrząc mi w oczy chyba ze ...skruchą. Dopiero teraz zauważyłam, że są mocno niebieskie. Na moje nieszczęście był przystojny z tym swoim trzydniowym zarostem i krótkimi włosami w nieładzie. Przez chwilę moje myśli zajęło zastanawianie się jak bardzo rozmył mi się tusz do rzęs. Prawdopodobnie wyglądałam jak panda, ale wiedziałam, że w tym momencie to nie powinno mieć dla mnie żadnego znaczenia. Mógł wyglądać jak chce, ale wciąż był złym człowiekiem.– To nie miało tak wyjść - wrócił spojrzeniem na drogę i mocno zacisnął ręce na kierownicy. Patrzyłam jak napinają mu się mięśnie na rękach. Musiał zdjąć bluzę gdy spałam, bo siedział w jasnym tiszercie z identycznym nadrukiem.- Potrzebowałem tylko samochodu.

- Trzeba było mnie wypuścić- powiedziałam. Nie dochodziło do mnie co było w tym tak trudnego.

-Nie rozumiesz – pokręcił głową. – Było już za późno. Gdybyś tylko miała te cholerne kluczyki w stacyjce- westchnął wyraźnie wywrócony z równowagi. Znów na mnie spojrzał- Nie miałem innego wyjścia.

Zapadła cisza.

- Zawsze mamy jakiś wybór- zapewniłam go po chwili. Stałam się trochę spokojniejsza, stres opadł, bo byłam bardzo zmęczona i głodna.

- Nie, jeśli goni cię mafia- mruknął pod nosem. Spojrzałam na niego zdziwiona. Sam też chyba był zdumiony tym, że owe słowa wyszły mu z ust.

- Mafia?- powtórzyłam. – Goni cię jakaś cholerna mafia?- Nie wierzyłam własnym uszom. Odwróciłam się do niego.

- Nas- poprawił spoglądając na mnie z powagą.

Okay tego było dla mnie za wiele. Za wszelką cenę starałam się poskładać informacje. Tamci mężczyźni na parkingu byli z mafii. Więc on wparował do mojego samochodu, żeby przed nimi uciec. Tylko po co tu ja?

- Jak to nas?- dopytywałam się. Nie widziałam w tym sensu. Ja nic nie zrobiłam.

Widziałam jak nerwowo poprawia się na siedzeniu. Nie odpowiadało mu te pytanie, co tylko wzmogło moją ciekawość.

- Widzieli cię- powiedział w końcu i otworzył usta, by dodać coś więcej, ale zamilkł na chwilę. – Gdybyś od razu wysiadła z tego samochodu...-kontynuował już zupełnie innym tonem. Tak jakby zmienił zdanie w jakim kierunku ma iść nasza rozmowa- Albo chociaż trzymała kluczyki w stacyjce...- powtórzył z wyrzutem, ale nie mogłam tego słuchać.

- Aha! Czyli to moja wina, że wlazłeś mi do auta?!- wybuchłam przerywając mu.

- Powinnaś od razu uciekać- spojrzał na mnie niewzruszony tym, że znów krzyczałam. Byłam pewna, że gdybym wczoraj tak z nim rozmawiała nie uszło by mi to na sucho. – W ogóle co ty sobie myślałaś?- wrócił spojrzeniem na drogę. – Siedziałaś na pustym parkingu w otwartym samochodzie i..

- Czy ty insynuujesz, że sama jestem sobie winna?- Nie wierzyłam własnym uszom. Co za palant!

- Mówię tylko, że nie uważałaś, a teraz za to płacisz- skończył już nie spoglądając na mnie, za to ja skanowałam go wściekła. Jeszcze chwilę temu widziałam w jego zachowaniu wyrzuty umienia, a nawet skruchę, ale ten człowiek zmieniał się jak kameleon. Najpierw był psychicznym porywaczem i groził mi na każdym kroku, potem dopadły go wyrzuty sumienia i był prawie miły, a na końcu próbował mi wmówić, że to wszystko to moja wina! Miałam nieodpartą ochotę uderzyć go w twarz.

***

Po dwóch godzinach, podczas których próbowałam wyciągnąć od niego więcej informacji, których już nie był taki skory udzielić, zatrzymaliśmy się na poboczu jakieś pięćset metrów przed fastfoodem. Chłopak zgasił silnik i wyciągnął kluczyki ze stacyjki. Chwilę zastanawiałam się czemu nie mogliśmy zaparkować na parkingu, ale potem dotarło do mnie, że nie mógł ryzykować aby ktoś mnie zobaczył jak krzyczę, że mnie porwał.

-Chyba nie muszę ci mówić, że masz niczego nie próbować?- zapytał na odchodne gromiąc mnie wzrokiem i nie czekając aż odpowiem zamknął za sobą drzwi.

Patrzyłam jak szybkim krokiem idzie w kierunku restauracji. Odwracał się co kilka sekund jakby chciał mnie tym przestraszyć, ale kiedy zniknął w wejściu odliczyłam trzy minuty i po chwili zastanowienia zaczęłam przeszukiwać jego samochód. Próbowałam zajrzeć do półki obok skrzyni biegów, ale była zamknięta na klucz. Pewnie tam jest broń- pomyślałam przypominając sobie, że on dalej ją ma. Pod siedzeniami nie było nawet apteczki. Dokładnie sprawdziłam moje siedzenie i kierowcy. Wszędzie było pusto, a każda skrytka była zamknięta. Przeszłam na tylne siedzenia. Tu też niczego nie znalazłam. Jakiś czas siedziałam i zastanawiałam się co robić. Nagle wpadłam na pomysł, żeby spróbować otworzyć tylne drzwi. Spróbowałam z tymi po lewej stronie. Nawet nie drgnęły. Prawe również były zablokowane. Zostały mi ostatnie, których nie sprawdziłam. Po stronie kierowcy. Wróciłam na przód i nacisnęłam klamkę. W tym momencie usłyszałam charakterystyczny dźwięk odblokowania drzwi. Serce zabiło mi mocniej. Kierowana adrenaliną połączoną ze strachem i ekscytacją otworzyłam je i ku mojemu zdziwieniu tuż przede mną stał mój cholerny oprawca z bronią w prawej ręce, a papierową torbą z fastfooda w drugiej. Nic nie powiedział tylko pokręcił głową z ironicznym uśmieszkiem jakby mi współczuł. Chwilę siedziałam w bezruchu z nogami wystającymi z auta zastanawiając się co zrobić. Jeśli spróbuję wybiec on może mnie postrzelić, jeśli wrócę na swoje miejsce również może mnie postrzelić. W końcu przyznałam, że pierwsza opcja jest bardziej prawdopodobna, więc nie zdejmując oczu z jego prawej ręki powoli cofnęłam się na miejsce pasażera uważając by nie zahaczyć skrzyni biegów.

Chłopak nic nie powiedział i zajął swoje miejsce. Zamknął za sobą drzwi, włożył pistolet do kieszeni w drzwiach po jego stronie i ruszył uprzednio podając mi torbę z jedzeniem.

- Burger jest mój – powiedział nie odwracając wzroku od drogi- Reszta jest twoja.

Chwilę zastanawiałam się czy powinnam to jeść. Mógł chcieć mnie otruć. Ale, że byłam bardzo głodna wyjęłam pierwszą lepszą kanapkę, odpakowałam ją i podałam mu pod nos. Zerknął na mnie z podniesionymi brwiami.

-Ugryź- poleciłam mu. Uznałam, że zjem ją tylko wtedy, gdy on też jej spróbuje. Jeśli będzie się wykręcał to będzie znaczyło, że są w niej narkotyki.

Spojrzał na mnie rozbawiony rozumiejąc o co mi chodzi i patrząc mi w oczy, pewnie po to aby mnie zdenerwować, ugryzł kawałek nie zdejmując rąk z kierownicy.

Dopiero gdy przełknął sama zaczęłam ją jeść.

***

- Muszę do łazienki- powiedziałam po kilku godzinach zgodnie z prawdą. Trzymałam od dłuższego czasu, ale trochę dziwnie mi było mu to mówić, dlatego dopiero na skraju wytrzymałości zdobyłam się na owe wyznanie.

- Zaraz będziemy na miejscu- zapewnił, nie odwracając wzroku od drogi. Serce zabiło mi mocniej na myśl o tym, co może mi zrobić. Zamknie mnie w jakiejś piwnicy? Albo zostawi w środku lasu... Wyjrzałam przez szybę by zapoznać się z otoczeniem. Jechaliśmy prostą, jednokierunkową drogą z asfaltu. Wokół nas były jedynie pola. Ani jednego domu.

Już po mnie.

Po piętnastu minutach prostej drogi nagle skręciliśmy ostro w prawo na trawę. Podskoczyłam razem z samochodem. Poziom trawy był dużo niższy niż asfaltu, co mogło odbić się na zawieszeniu samochodu, ale mimo to dalej jechaliśmy z tą samą prędkością. Z oddali widziałam wyłaniający się budynek nieznacznej wielkości. Nie zauważyłam w pobliżu jakiegokolwiek sklepu, czy restauracji. Wokoło stało jedynie kilka drzew. Żadnej cywilizacji.

Zaparkowaliśmy tuż przed wejściem, nad którym wisiał brudny, czerwony neon ,,MOTEL". Chłopak zgasił silnik, chwilę nad czymś się zastanawiał wpatrzony w kierownicę, a potem odwrócił się do mnie.

- Spędzimy tu tylko jedną noc- spojrzał na mnie i westchnął.- Obiecuję, że nic ci nie zrobię jeśli nie będziesz sprawiała kłopotów– Tu przybliżył się do mnie i przyciszył głos tak jak wtedy gdy ludzie chcą powiedzieć jakiś sekret - Uwierz mi, zabijam tylko z ważnych powodów.

Wytrzymałam jego spojrzenie, co kosztowało mnie nie lada wysiłku.

- Jeśli...- zaczęłam, ale powiedziałam to zbyt cicho. Głos mi się załamał. Odchrząknęłam. -Jeśli oczekujesz, że tak po prostu dam ci się zamknąć w hotelowym pokoju, to się grubo mylisz- ostrzegłam. Z całych sił próbowałam wyglądać groźnie i nie dać po sobie poznać, że się go boję. Starałam się znormalizować oddech i przestać wymyślać w głowie czarne scenariusze. – Jak tylko tam wjedziemy, zacznę krzyczeć, że mnie uprowadziłeś- dodałam.

Przekrzywił głowę nie spuszczając ze mnie wzroku.

- Myślisz, że ktoś ci pomoże?- parsknął gorzko. Wysunął rękę w moją stronę, ale cofnął ją widząc moje przerażone spojrzenie.- To motel mojego znajomego- wyjaśnił odpinając pas bezpieczeństwa- Stanie za mną, kiedy będzie taka potrzeba.

Gdy weszłam do środka poczułam zapach duszności połączony ze środkami czystości. Od razu rozejrzałam się po pomieszczeniu szukając ludzi. Zobaczyłam kogoś wchodzącego po schodach na piętro. Ręce ciągle mi się trzęsły, serce biło mi jak szalone, ale nie dałam rady wydać z siebie żadnego krzyku. Strach mnie paraliżował. Bałam się, że jeśli będę prosić o pomoc, to jego groźba się spełni. A ja mimo wszystko chciałam żyć.

Biłam się z myślami. Za żadne skarby nie chciałam zostać zamknięta z tym psycholem w pokoju. Musiałam coś wymyślić.

- Nick!- nagle usłyszałam pełen entuzjazmu męski głos za nami. Odwróciłam się w kierunku osoby siedzącej za dębową ladą. Oczy recepcjonisty rozszerzyły się w zdziwieniu połączonym z radością. Spojrzałam zaskoczona na mojego oprawcę, który stał obok mnie z bananem na twarzy i wpatrywał się w swojego przyjaciela, jak przypuszczałam. Dopiero w tym momencie zdałam sobie sprawę, że nie znałam jego imienia.

-Kopę lat stary!- wykrzyknął do niego po czym przywitali się przyjacielskim uściskiem dłoni.

- Wow, nie widziałem cię odkąd ty z Anną...- powiedział pracownik odsuwając się od.. Nicka by móc na niego spojrzeć. Ale zaraz zająknął się tak jakby zorientował się, że nie powinien tego mówić na głos.

- Stare czasy, powiedz co u ciebie- zaczął drugi nerwowo. Skanowałam ich oboje wzrokiem. Coś tu nie grało.

- A jak wiesz, przejąłem firmę po dziadku i jakoś rozkręcam tu biznes- wzruszył ramionami – Ale wiesz co, pogadajmy wieczorem. Co powiesz na piwo? Ja stawiam!

- Właściwie, to może kiedy indziej. Jak widzisz, nie jestem sam- kiwnął na mnie głową.

Blondyn odnalazł mój wzrok.

- Gdzie moje maniery- pokręcił głową i wystawił rękę w moją stronę. Dopiero teraz zauważyłam, że ma brytyjski akcent.- Zack jestem– uśmiechnął się do mnie pokazując szereg białych zębów. Nie odwzajemniłam uśmiechu, ale podałam mu swoją dłoń i dopiero po kilku sekundach przedstawiłam się. Nie chciałam wyjawiać mojego prawdziwego imienia, więc musiałam szybko wymyśleć jakieś inne.

- Juliet- powiedziałam w końcu. Miałam świadomość, że jest ono bardzo podobne do ,,Jane", ale chciałam, żeby wyszło to naturalnie. Nie chciałam wzbudzać podejrzeń.

Mimo moich starań widziałam kątem oka jak Nick zmarszczył brwi na moje słowa. Chwilę zastanawiałam się czy zaglądał do mojego portfela i wie, że podałam fałszywe imię, ale zaraz potem zagadał Zacka na inny temat tak jakby się tym nie przejął.

- Skąd się znacie?- zapytał nagle blondyn.

Nick spojrzał na mnie wymownie i otworzył usta pewnie po to by skłamać, że jesteśmy znajomymi ze studiów, czy coś, ale było za późno.

-Uprowadził mnie- powiedziałam zgodnie z prawdą nie mając jednak wystarczająco odwagi by spojrzeć na mojego oprawcę.

Byłam pewna, że Zack mi nie uwierzy. Powiedziałam to zbyt spokojnie. Tak, jakby to była najzwyklejsza rzecz w świecie. Pomimo tego kilka długich sekund ciszy wystarczyło, bym w to zwątpiła. Odetchnęłam jednak z ulgą, kiedy usłyszałam jego śmiech. Brytyjczyk uznał to za żart i śmiał się donośnie spoglądając na bruneta. Zaraz potem mina mu zrzedła. Odchrząknął doprowadzając się do porządku.

- Możemy porozmawiać?- zapytał mojego oprawcę już poważnym tonem.

- Nie teraz- odparł tamten i poprosił o klucze do pokoju.








Witam w nowym rozdziale! W nadchodzącym tygodniu planuje dodać jeszcze kilka części zanim zacznie się rok akademicki, bo w moim przypadku nie będzie to łatwy czas, tak więc liczę na was. Nie pozwólcie mi zapomnieć o tym opowiadaniu!

Ps. kto podobnie jak ja kocha killersów??

Wg. mnie teledysk do run for cover idealnie obrazuje to opowiadanie!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro