You can't escape

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po pięciu minutach jazdy zdałam sobie sprawę, że znajdowaliśmy się już w innej dzielnicy. Zwykle dojechanie tu zajmowało mi 20 minut. Jechaliśmy bardzo nieekonomicznie, co w połączeniu z moją mierną pensją z kawiarni sprawiło, że włączyła się rezerwa.

- Cholera- skomentował to mój oprawca i wściekły uderzył pięścią w kierownicę, a ja wiwatowałam w duchu, że zaraz nie starczy nam benzyny i będziemy musieli się gdzieś zatrzymać. Wtedy będę miała szansę na ucieczkę! Zaczęłam szukać wzrokiem mojego gazu pieprzowego by móc się nim obronić jak tylko staniemy. W samochodzie było ciemno, ale migające światło ulicznych latarni, które mijaliśmy było bardzo pomocne. Zauważyłam coś srebrnego tuż przy skrzyni biegów. Zerknęłam na kierowcę by uprzedzić się, że na mnie nie patrzy i z mocno bijącym sercem bardzo powoli wysunęłam lewą stopę żeby kopnąć to do siebie.

- Jeśli masz chodź trochę instynktu samozachowawczego radziłbym ci to zostawić.- na jego słowa mnie zamurowało. Ten człowiek miał oczy dookoła głowy. Wzięłam wdech na uspokojenie i zaprzestałam jakiekolwiek działania.

Jechaliśmy kilka długich minut w ciszy aż mężczyzna skręcił ostro na zjazd do stacji benzynowej i zatrzymał się obok dozowników. Ku mojej rozpaczy o tej godzinie nikogo już tu nie było. Pośpiesznie wyłączył silnik zabierając kluczyki.

-Ruszysz się o milimetr, a bez wahania cię zastrzelę- zagroził nawet się na mnie nie oglądając, szybkim ruchem założył koszulkę, która wylądowała na tapicerce i otworzył drzwi, żeby wyjść.

- Po co to robisz?- jęknęłam. – Po co ci ja?- zapytałam patrząc jak z powrotem wsiada do samochodu. Serce biło mi jak szalone i kręciło mi się w głowie z nadmiaru adrenaliny, musiałam głęboko oddychać żeby nie stracić przytomności. Tylko tego by mi brakowało.

Nie rozumiałam czego on ode mnie chciał, najpierw próbował ukraść mój samochód, potem okazało się, że ktoś go chyba gonił, ale zamiast uciekać zaczął mnie całować, a na koniec jednak odjechał ze mną na pokładzie. Nie byłam nikim ważnym, moi rodzice również nie zajmowali jakiegoś wysokiego stanowiska w państwie, więc nikt nie miał żadnego powodu by mnie porwać. Chyba, że wywozi mnie na handel ludźmi. – serce zabiło mi jeszcze mocniej na tą myśl, ale rozsądek je uspokoił- Gdyby tak było, to raczej już by mnie nafaszerował narkotykami.

- Im mniej wiesz, tym lepiej- odpowiedział przerywając moje dedukcje i wyszedł z samochodu. Myślałam, że idzie zatankować, ale podszedł do drzwi z mojej strony i je otworzył. Schylił się do mnie. Zdrętwiałam, ale on tylko zabrał z podłogi samochodu gaz pieprzowy, a potem spod mojego siedzenia wyjął mój telefon i portfel, które jeszcze niedawno były w mojej torebce.- To już nie będzie ci potrzebne- powiedział i zanim zamknął drzwi zapytał- 95? -Dopiero po kilku sekundach zorientowałam się o co mu chodzi i niepewnie skinęłam głową na ,,tak'', wtedy on zamknął za sobą i zablokował zamki. Nie marnując czasu szybkim krokiem, obszedł samochód i zaczął nalewać benzyny.

Skanowałam go wzrokiem robiąc sobie wyrzuty, że straciłam szansę na ucieczkę. Mogłam spróbować się na niego rzucić, albo zacząć krzyczeć kiedy on otworzył drzwi, ale strach mnie sparaliżował.

Kiedyś myślałam, że on właśnie mnie popycha do działania, tak jak Tris w Niezgodnej, ale najwyraźniej musiałam się mylić. A może to od czegoś zależy? Na przykład od poziomu kortyzolu? Tak czy siak, musiałam coś zrobić. Nie mogłam tak bezczynnie siedzieć, musiałam wziąć się w garść, więc kiedy poszedł zapłacić i byłam pewna, że mnie nie widzi, trzęsącymi rękami odpięłam pas bezpieczeństwa i naciskałam przyciski od strony kierowcy w nadziei, że któryś otworzy samochód i będę mogła uciec. Kupiłam tą Hondę dwa dni temu i jeszcze nie znałam jej do końca, więc nie miałam pojęcia jak odblokować zamki.

,,Co robić? co robić?"- krzyczałam w myślach. Wyjrzałam przez okno w poszukiwaniu innych ludzi, jednak wciąż nie było tam żywej duszy.

Po zaledwie dwóch minutach on wyszedł ze stacji niemal biegnąc do samochodu jakby chcąc uniknąć zmoczenia przez deszcz, choć już i tak był cały mokry. Odblokował samochód, zajął miejsce kierowcy i znów go zamknął.

-Przebierz się- powiedział rzucając mi jakieś ubranie i w tym momencie zauważyłam, że sam już miał na sobie czarną bluzę z widokami Holandii, którą najwyraźniej dopiero co kupił.

-Żartujesz sobie- jęknęłam nie wierząc w to co się dzieje. Nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać. Byłam bliska załamania, bo dobrze wiedziałam po co to robi, chciał utrudnić policji poszukiwania.

- Albo sama to zrobisz, albo ci w tym pomogę- zagroził odpalając samochód. Na stacyjce zauważyłam, że zapełnił tylko jedną czwartą baku. Co on zamierza zrobić?

- Dlaczego ja?- zapytałam patrząc jak pośpiesznie rusza i skręca w kierunku głównej drogi.- Oddam ci samochód, po prostu mnie zostaw!- prosiłam go dalej trzymając ubranie w rękach. Nie zamierzałam go założyć.

- Miałaś już na to szansę- przypomniał mi i w końcu zerknął na mnie a potem na koszulkę.- Masz dwie sekundy by to założyć.

Mimo tego, że tak bardzo się go bałam, coś nie pozwalało mi jej na siebie włożyć. Wiedziałam, że nie chodziło tu tylko o to, że mam się przebrać przy obcym facecie, ani o to, że utrudni to policji odnalezienie mnie. Przede wszystkim problemem była moja duma. Nie chciałam zrobić tego, co mi kazał. Czułam się podobnie, gdy miałam się do czegoś przyznać, co zrobiłam i ponieść za to karę. Ogarniała mnie dziwna złość połączona z niemocą. Ale tym razem musiałam to opanować. To nie był rodzic proszący żebym poniosła za coś odpowiedzialność, tylko człowiek, który jeszcze chwilę temu groził mi bronią.

Wzięłam głęboki wdech i wciąż trzęsącymi się rękoma podniosłam granatową bluzę leżącą na moich kolanach z napisem ,,I love Holand". Powoli zdjęłam mój sweter, pod którym na szczęście miałam podkoszulkę i założyłam na nią bluzę.

Po najdłuższej w moim życiu godzinie jazdy, podczas której zdałam sobie sprawę jak bardzo mam przez niego posiniaczone nadgarstki, nagle się zatrzymaliśmy. Spojrzałam przez szybę. Byliśmy na najwyższym piętrze na parkingu niedaleko początku drugiej stacji metra.

-Poczekaj tu- powiedział wyjmując moje kluczyki ze stacyjki. Wyszedł z samochodu, obszedł go i otworzył drzwi z mojej strony. Cóż za dżentelmen. – Wysiadaj- rozkazał, a mi tego akurat nie trzeba było dwa razy powtarzać. Chciałam sięgnąć po moje rzeczy, ale zabronił ich brać. Zamiast tego wziął mnie mocno za ramię po to żebym mu nie uciekła i zaprowadził do innego samochodu stojącego nieopodal. Parking był do połowy pełny, ale nie zauważyłam na nim ani jednej osoby. Wyrywałam się mu jak mogłam, jednak skutkowało to tym, że on coraz mocniej zaciskał palce na moim ramieniu. Czułam jak i tu robi mi nowe siniaki, ale nie chciałam dać za wygraną.

-Oby tak dalej. Jeszcze chwila a wylądujesz w bagażniku- szepnął mi do ucha, na co dostałam gęsiej skórki.

Stanęliśmy. Otworzył pilotem czarną toyotę, kazał mi usiąść z przodu na miejscu pasażera, zablokował drzwi i sam usiadł za kierownicą. Kiedy ruszył na zegarku pojawiła się godzina 22:06.

Znów gdzieś jechaliśmy, ale już nie tak szybko. Chyba czuł się bezpieczniej w tym samochodzie. Tamci mężczyźni z parkingu musieli nas gonić. Chwilę zastanawiałam się czy pytać go o co tu chodzi albo przynajmniej co zamierza ze mną zrobić, ale uznałam, że nie jestem na to gotowa. Miałam w głowie zbyt czarne scenariusze. Z resztą i tak nie udzieliłby mi satysfakcjonującej odpowiedzi.

Po jakimś czasie oczy zaczęły mi się kleić. Jazda samochodem zawsze mnie usypiała. Szum samochodów i wiatru działał kojąco na moje zmysły, a późna godzina nie polepszała sprawy. Miałam tak od dziecka. Gdy nie potrafiłam zasnąć moi rodzice wozili mnie po okolicy i już po kilku minutach odpływałam. Ale w tamtym momencie całą sobą powstrzymywałam się by nie zamknąć oczu. Nie chciałam przy nim spać. Nie znałam go i nie wiedziałam co może mi zrobić. Wolałam być w ciągłej gotowości i mieć pełną świadomość wszystkiego.

Mimo moich starań nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

Kiedy się obudziłam zmrużyłam oczy, światło słoneczne mnie oślepiało. Podniosłam rękę, by zrobić cień dla źrenic. Słyszałam cichą muzyczkę i szum auta. 

,,Gdzie ja jestem?"- nagle zdałam sobie sprawę, że byłam czymś unieruchomiona. Zaczęłam się kręcić. Okazało się, że to był tylko pas bezpieczeństwa. Przejechałam po nim ręką i lekko odsunęłam go od siebie, bo uciskał mój brzuch. Nie miałam pojęcia kiedy się zapięłam, a tym bardziej jak znalazłam się w samochodzie, ale gdy tylko zauważyłam bruneta prowadzącego po mojej lewej stronie, wszystko sobie przypomniałam. To nie był sen. Spojrzałam na zegarek samochodowy 10:31. Prowadził całą noc.

W tym momencie dostałam ataku paniki. ,,On mnie porwał"- to jedyna rzecz, którą miałam w głowie. Nie myślałam już o tym, że muszę uważać bo on ma broń i jest niebezpieczny. Przestałam się kierować zdrowym rozsądkiem, może dlatego, że adrenalina już dawno opadła i jej miejsce zajęła panika. Zrobiło mi się niedobrze. Zaczęłam krzyczeć i płakać żeby się zatrzymał. Trzęsącymi się rękoma odpięłam nagrzany przez słońce pas bezpieczeństwa.

-Zatrzymaj się!- krzyczałam i biłam w tapicerkę jakby to miało mi w czymś pomóc. Chłopak jednak był niewzruszony. Nawet na mnie nie spojrzał, ale ja nie zamierzałam dać za wygraną. – Masz mnie zostawić, słyszysz?!- wrzeszczałam najgłośniej jak umiałam i zaczęłam go bić, co nie było zbyt dobrym posunięciem zważywszy na to, że on prowadził, jednak mimo to traktował mnie jak powietrze. Mówiłam do niego najgorszymi przekleństwami jakie znałam, groziłam mu ile lat będzie siedział w więzieniu i co z nim zrobią gdy tylko złapie go policja. Trwało to jakieś piętnaście minut. Serce biło mi jak szalone, płakałam jak dziecko i zdarłam sobie głos od krzyków. Zaczynało mnie to męczyć. Nie zjadłam przecież nic od dłuższego czasu. Po kolejnych dziesięciu minutach opadłam z sił. Nagle poczułam, jak cofa mi się jedzenie w żołądku.

-Zwymiotuję- jęknęłam cicho, na co chłopak zareagował jak poparzony. Od razu skręcił na pobocze i otworzył zamki. Ledwo zdążyłam wyjść z samochodu i zwróciłam wczorajszy posiłek. Pierwszy raz w życiu zwymiotowałam ze stresu.

Po wszystkim cała się trzęsąc rozejrzałam się gdzie jesteśmy. Byliśmy na środku autostrady. Wokół było jedynie pole i żadnego człowieka. Słońce paliło mi w plecy. Nie myśląc dużo i nie oglądając się na chłopaka, na nogach jak z waty rzuciłam się do ucieczki w kierunku pola. Przeskoczyłam niską barierkę i zaczęłam biec jak najszybciej potrafiłam. Miałam bardzo małe szanse, ale musiałam spróbować. Właściwie w tamtym momencie nawet się nie zastanawiałam, po prostu biegłam. Nie darowałbym sobie, gdybym tego nie spróbowała. Jednak po krótkiej chwili poczułam jak ktoś łapie mnie za łokieć. Zanim się zorientowałam zostałam przygnieciona plecami do ziemi, co pozbawiło mnie tchu na parę sekund. Znajdowaliśmy się w głębokiej trawie. Kiedy tylko odzyskałam oddech spróbowałam zrzucić go z siebie. Na darmo.

Znów płakałam z bezsilności. Już przestałam się mu wyrywać. Zabrakło mi siły. Oddychałam przez usta, bo nos miałam zatkany katarem wywołanym łzami.

- Nie możesz uciec, rozumiesz? – Powiedział głośno tuż nad moją głową, by mnie przekrzyczeć, również dyszał ze zmęczenia.

Patrzyłam na niego z zamglonych oczu, zamrugałam, bym mogła cokolwiek zobaczyć. Poczułam jak trochę rozluźnia ucisk na moich nadgarstkach. Skrzywiłam się z bólu. Siniaki dawały o sobie znać. Wtedy on spojrzał na swoje dzieło i mocno się zdziwił. To mało powiedziane. Był w szoku.

Odchrząknął. Chyba sam również był zaskoczony swoją reakcją. Podniósł się ze mnie.

-Nie dotykaj mnie- warknęłam, gdy wziął mnie za ramię by pomóc mi wstać. Zignorował moją prośbę, więc gdy tylko stanęłam na równe nogi wyrwałam mu się. -Dotknij mnie jeszcze raz, a nie ręczę za siebie- zagroziłam mu wskazując na niego palcem.

Całą sobą starałam się nie zważać na białe plamy, które pojawiły się przed moimi oczami przez to, że za szybko wstałam, a przy moim 175 zmiana ciśnienia była spora. Nie pomagał mi również fakt, że byłam mocno osłabiona stresem i po prostu głodna. Krótki moment zastanawiałam się czy nie spróbować jeszcze raz mu uciec, ale przestałam wierzyć, że to możliwe.

On był wyższy i dużo silniejszy. Musiałam spróbować inaczej.

Na przykład sprytem.
















Heyyy wszystkim!

Jak widzicie jestem mega podekscytowana powrotem na Wattpad! Dlatego zamiast robić notatki z wykładów (wyrównawczych) piszę nowe rozdziały xd

Następny wstawię z pewnością niedługo, bo już mam na niego pomysł^^ Mam nadzieję, że mało pamiętacie ze starego opowiadania i nie zanudzicie się czytając te rozdziały. Staram się je rozwinąć i utrzymywać w tajemniczym nastroju, ale to wciąż jest historia o Nicku i Jane.

Tak więc do następnego ;*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro