Your coffee tastes better

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


JANE

Gdy się obudziłam ujrzałam intensywne promienie słońca wpadające przez stare okna. Przetarłam oczy. Wyglądało na to, że niedawno wstało słońce. Spojrzałam na zegarek na mojej lewej ręce. Dwadzieścia po siódmej. Było wcześnie, co mogło znaczyć, że Nick jeszcze spał. Powoli podniosłam się do pozycji siedzącej by objąć wzrokiem cały pokój. Dojrzałam go śpiącego na dużym, zielonym fotelu. Bez koszulki. Kierowana adrenaliną połączoną ze strachem wpadłam na pomysł. Zrzuciłam z siebie ciepłą kołdrę, zeszłam z twardego łóżka i najciszej jak mogłam podeszłam do mojego oprawcy.

Staksowałam go spojrzeniem. Podobnie jak ja nie umył się poprzedniego wieczora i nie zmienił ubrań na noc, więc miał na sobie te same czarne jeansy, do których wczoraj widziałam, że wkładał klucz do drzwi. Przynajmniej wtedy gdy pierwszy raz tu weszliśmy. Chyba nie wychodził kiedy spałam...

Wzięłam głęboki wdech na odwagę i wysunęłam rękę w jego stronę. To było dość szalone. Grzebać w spodniach gościa, który dopiero co mi groził, ale nie miałam innego wyjścia. Musiałam wykorzystać tamten moment aby uciec. Nie wybaczyłabym sobie, gdybym nie spróbowała.

Mężczyzna spał w rozkroku, z głową opadniętą na jego prawe ramię. Zacisnęłam wargi ze zdenerwowania i delikatnie wsunęłam mu rękę do lewej kieszeni spodni. Miałam wielką nadzieję, że nie włożył kluczy do tylnej. Ku mojemu zdziwieniu była pusta. Wypuściłam powietrze z ust i powoli wyciągnęłam rękę do siebie gotowa by za chwilę zajrzeć do prawej.

- Są w drugiej- mruknął z wciąż zamkniętymi oczami.

Odskoczyłam od niego jak poparzona.

Nick otworzył oczy i spojrzał na mnie z niemrawym uśmiechem na twarzy.

- Widzę, że muszę być przy tobie bardziej ostrożny- poprawił się na fotelu i złapał się za prawą kieszeń przyglądając mi się. Musiałam mieć włosy w nieładzie i rozmazany makijaż, ale on też nie wyglądał świeżo. Dalej płacił za nieprzespaną noc, kiedy prowadził.

Nie odpowiedziałam mu, zamiast mnie zrobił to mój żołądek, który zaburczał z głodu. Odruchowo położyłam na nim rękę jakby to miało go uciszyć.

- Boże, przepraszam- sapnął usłyszawszy to i wstał przeciągając się- Nic nie jadłaś od południa- przypomniał sobie ziewając, złapał koszulkę leżącą niedaleko niego na kasztanowej podłodze i szybkim krokiem zaczął iść w stronę drzwi.

- Boże?- powtórzyłam po nim zdezorientowana.- Ty w ogóle w Niego wierzysz?- podniosłam brwi pytająco. Bardzo chciałam, żeby to poczuł. Żeby przypomniał sobie, że jest Ktoś, przed kim kiedyś odpowie za wszystko. Chciałam, żeby się opamiętał i dał mi spokój.

Chłopak spojrzał w bok.

-Słuchaj, wiem, że jesteś zła, ale naprawdę się staram. Nie wiesz wszystkiego i...

-To mi powiedz!- przerwałam mu. Spojrzał na mnie zdezorientowany. Postanowiłam do niego podejść tak blisko żeby naruszyć jego prywatność. Pragnęłam, żeby choć w małym stopniu poczuł to co ja. – Wytłumacz mi po co to robisz- zażądałam zawiązując ręce na klatce.

Znów widziałam jak na jego usta wchodzi uśmiech.

- Nie odpuścisz, co?

Zmarszczyłam brwi niedowierzając.

- Jak możesz mi się dziwić?- Byłam z siebie dumna, że zdołałam agresywnie wpatrywać mu się w oczy.

Chłopak westchnął i przejechał sobie ręką po twarzy.

- Zaraz wracam. – powiedział w końcu, wyszedł i bez sekundy zwłoki zamknął drzwi na klucz.

Zostałam sama.

Wykorzystując to zaczęłam rozglądać się po pokoju w poszukiwaniu mojego telefonu. Na jeszcze nagrzanym przez niego fotelu było pusto, szukałam pod łóżkiem, w meblach przy drzwiach i w łazience, ale niczego nie znalazłam. Pewnie wszystko zostawił w samochodzie. Wyglądałam przez okna, które otwierały się na żółte pole. Rozważałam wyskoczenie przez nie, ale było zbyt wysoko bym wyszła z tego cała.

Nie minęło pięć minut, a usłyszałam kroki dochodzące zza drzwi. Zaraz potem rozbrzmiał charakterystyczny dźwięk kluczy. To on. Serce podskoczyło mi do gardła, ale nie miałam zamiaru bezczynnie czekać.

Desperacko szukałam wzrokiem czegokolwiek czym mogłabym go zaatakować. Kątem oka zauważyłam staromodną lampę stojącą na komodzie nieopodal drzwi.

Szybko do niej podbiegłam i wyłączyłam ją z gniazdka. Zaraz potem stanęłam za drzwiami, które zaczęły się otwierać. W chwili, gdy zobaczyłam wyłaniającą się głowę Nicka, zamachnęłam się i spróbowałam uderzyć go dolną częścią lampy, bezwiednie przymykając przy tym oczy. Ku mojemu zdziwieniu coś zatrzymało mój atak. Zdezorientowana otworzyłam oczy.

Chłopak złapał lampę i wyrwał mi ją z dłoni. Zaraz potem zatrzasnął drzwi z hukiem.

- Co ty sobie wyobrażasz?- warknął zdenerwowany odkładając mebel na bok. Zrobiłam krok w tył. Nadrobił tą odległość zbliżając się do mnie.

Nic nie odpowiedziałam. Uznałam, że to mogłoby tylko pogorszyć sytuację. Zdenerwowałam go, co nie było dobrym posunięciem. Nie wiedziałam jak działa w nerwach. Mógł być jeszcze bardziej okrutny. Powinnam była się go słuchać i udawać, że będę robiła to co każe, wtedy mniej by na mnie uważał sądząc, że nie jestem zdolna by cokolwiek zrobić. Zepsułam sprawę.

Chłopak chwilę gromił mnie spojrzeniem, a potem westchnął, podniósł foliową siatkę z kilkoma drożdżówkami, która musiała mu upaść podczas mojej nieudanej próby ogłuszenia go i rzucił mi ją nie patrząc już w moją stronę.

Złapałam ją.

-Śniadanie- powiedział szorstko i chyba przypomniał sobie, że nie zamknął drzwi, bo się tym zajął.

***

Mimo głodu odłożyłam jedzenie na łóżko i skierowałam się do łazienki. Byłam przyzwyczajona, że najpierw załatwiałam poranną toaletę zanim cokolwiek jem.

Jak tylko dostałam się do klaustrofobicznej łazienki i przemyłam twarz zimną wodą poczułam jak mięśnie rozluźniają mi się pod jej wpływem. Na chwilę głowa przestała mnie boleć z nerwów. Wytarłam się papierem toaletowym, bo nie chciałam ryzykować nowych wyprysków przez brudny ręcznik, chociaż i tak wiedziałam, że bez mojej setki różnych kosmetyków moja cera nie zostanie w najlepszej kondycji. Spojrzałam na siebie w małym lustrze. Wodoodporny tusz do rzęs dalej trzymał się na moich oczach, ale puder i fluid udało mi się zmyć wodą. Bez cieni na powiekach wyglądałam młodziej, ale wszystko rekompensowały zapadnięte policzki. Pierwszy raz od dawna patrząc na siebie uznałam, że wyglądam strasznie.

Cóż, adekwatnie do sytuacji, w której się znalazłam...

Poczułam jak oczy mi się zaszkliły na tą myśl, ale nie pozwoliłam sobie na płacz. Nie teraz. Nie ma sensu płakać z poczucia bezsilności. Wiedziałam, że jak się wtedy rozkleję, to nie dałabym rady tego przerwać, a nie chciałam żeby on to usłyszał i miał z tego satysfakcję.

Wzięłam kilka głębokich wdechów i obiecałam sobie, że będę ze stali.

Umyłam jeszcze zęby palcem i samotną pastą leżącą na umywalce, a potem powoli otworzyłam skrzypiące drzwi łazienki i niechętnie wróciłam do pokoju.

***

Godzinę później siedziałam na łóżku z kolanami pod brodą obserwując Nicka. Od dłuższego czasu robił coś na swoim telefonie i siedział na tym samym fotelu, na którym spał zeszłej nocy. Nie odzywaliśmy się do siebie cały ranek, a ja zjadłam wszystkie suche drożdżówki z owocami, które mi przyniósł aby dodać sobie trochę energii, bo moje oczy same się zamykały. Zabiłabym za kubek kawy.

Moje myśli zajęło rozmyślanie dlaczego tu jestem. Gdyby handlował ludźmi już dawno byłabym pod wpływem narkotyków, więc to nie to... A może jest chory psychicznie?

Staksowałam go wzrokiem. Był wysokim, dobrze zbudowanym mężczyzną z zadbanymi dłońmi i przystojną twarzą. Nie wyglądał na psychopatę.

Cóż, na porywacza też nie...

-Nie ujdzie ci to na sucho, wiesz?- powiedziałam tym samym przerywając dobijającą mnie ciszę. Miałam za dużo myśli, musiałam przestać tworzyć czarne scenariusze w mojej głowie. Panikowanie jeszcze nikomu nie wyszło na dobre.

Brunet nawet nie oderwał wzroku od komórki.

-Hm?- mruknął pod nosem z opóźnieniem. Zachowywał się jakby robił coś bardzo ważnego. Miałam tylko nadzieję, że nie miało to nic wspólnego ze mną albo, że nie kontaktuje się ze znajomymi z fachu.

Chwilę później zablokował telefon i wstawiając z fotela schował go do tylnej kieszeni spodni.

- Już mi uchodzi- odpowiedział z uśmiechem i podszedł do drzwi.

W tym samym czasie usłyszeliśmy pukanie. Wstałam pośpiesznie z łóżka w nadziei, że to policja, albo ktoś, kto mi pomoże. Ale gdy tylko Nick je otworzył w nich stanął Zack.

Westchnęłam zrezygnowana.

-Ratujesz mi tyłek – powiedział do niego mój oprawca. Wyjrzałam za nimi, ale w połowie zasłaniały mi ich otwarte na oścież drzwi.

Brytyjczyk wszedł do środka z papierową torebką i po drodze do komody, gdzie położył torbę, skinął mi na powitanie głową, po czym zaczął wypakowywać jakieś papierowe kubki. Nie odwzajemniłam jego gestu, wpatrywałam się w ich obu zła.

Nick, jak na przewrażliwionego świra przystało, od razu zamknął po nim drzwi.

- Co prawda to nie Starbucks- zaczął Zack podawając brunetowi napój- ale kawa to kawa.

Chłopak spojrzał na mnie.

-Pijesz?- zapytał.

- Tylko jeśli nie ma w niej narkotyków- odparłam. Widziałam jak na usta Nicka wszedł uśmiech. Wziął nowy kubek w lewą rękę, bo w prawej już trzymał swoją, podszedł do mnie po drodze biorąc łyka z nie swojego kubka i podał mi kawę, tym samym dowodząc, że nic złego w niej nie jest.

Zmarszczyłam nos, by zobaczył moje obrzydzenie, choć w środku krzyczałam z radości na myśl o smaku kawy, wzięłam od niego kubek i powoli spróbowałam gorzkiego napoju. Delikatnie poparzyłam sobie nim język.

- To tak jakbyśmy się całowali- skomentował nagle. Zmarszczyłam brwi i odsunęłam kubek od ust. Jak w podstawówce. Chciał mnie zdenerwować.

- Nie jest mi to obce- odparłam przypominając mu jak się ,,poznaliśmy" i wypiłam kolejny łyk starając nie odtwarzać sobie tamtego momentu w głowie.

Chłopak parsknął śmiechem i odwrócił się do Zacka.

Ja nie widziałam w tym nic śmiesznego...

Odeszli na drugi koniec pokoju i popijając kawy zaczęli o czymś cicho rozmawiać od czasu do czasu spoglądając w moją stronę.

Patrzyłam na nich marszcząc brwi. Byli podobnego wzrostu, ale Zack był trochę chudszy i nosił droższe ubrania. On tym bardziej nie wyglądał na zagubionego umysłowo.

Po jakimś czasie usłyszałam, że przestali szeptać i w końcu mówili coś normalnym głosem.

- Muszę lecieć- Powiedział brytyjczyk.- ale zrób to. - Dodał kładąc Nickowi rękę na ramieniu. Nie miałam pojęcia o czym rozmawiali. Chwile patrzyli na siebie wciąż nie zwracając na mnie najmniejszej uwagi.

Nick skinął głową.

Jak tylko zamknął za blondynem znów podszedł do mnie i usiadł na skraju łóżka. Odsunęłam się na drugi koniec.

-Słuchaj- zaczął, widziałam jak nerwowo ociera otwarte dłonie o swoje spodnie. Denerwował się. Patrzyłam na niego niecierpliwie czekając na to co powie.- Nie masz prawa mnie oceniać, bo nawet mnie nie znasz, ale nie jestem złym człowiekiem.- Spojrzał mi w oczy. Zanim zdążyłam mu przerwać mówił dalej. – Wtedy na parkingu ktoś mnie gonił. Potrzebowałem samochodu...

- Więc postanowiłeś wparować do mojego i spróbować mnie zgwałcić?- weszłam mu w słowo.- Drugi James Bond.- skwitowałam z sarkazmem. Zszokowana tym, co powiedziałam przyłożyłam dłoń do warg. Dusiłam w sobie to od dłuższego czasu, ale nie wiedziałam, że to tak łatwo wyjdzie mi z ust.

- Nie zamierzałem cię zgwałcić.- zaprzeczył lekko wprowadzony z równowagi.

Pokręciłam głową na jego słowa.

- Skąd w ogóle wiedziałeś, że w środku jest dziewczyna, co?- Nie wierzyłam w żadne jego słowo. To kryminalista, który po prostu próbuje się wytłumaczyć.

-Tylko dziewczyny tak parkują.-odparł.

Nie dość, że kryminalista to jeszcze szowinista.

Kogo w ogóle obchodzi jak zaparkowałam? Nikogo nie było na tym parkingu, więc mogłam stać gdzie chcę.

Zawiązałam ręce na klatce.

- Zrozum, nie planowałem tego. Potrzebowałem tylko samochodu- powtórzył już poważny.- A ty nie miałaś kluczyków w stacyjce i nie mogłem tak po prostu odjechać i wypchnąć cię przez drzwi – usadowił się wygodniej na łóżku. Spróbowałam jeszcze bardziej się od niego odsunąć, ale już byłam na krawędzi.- Wpadłem na głupi pomysł- tu złapał się za kark.

- Bardzo głupi- zgodziłam się z nim. Całowanie nieznajomych nie jest najlepszym pomysłem podczas ucieczki. Ale co ja tam wiem...

- Biegłem dwa kilometry! A kobieta będąca w jedynym aucie jakie minąłem w tamtym zadupiu nie miała cholernych kluczyków w stacyjce. – nie odwracał wzroku od moich oczu, w które ja nie potrafiłam patrzeć. Próbował mną manipulować, chciał bym mu uwierzyła, że jest niewinny, ale wiedziałam, że nie ujdzie mu na sucho porwanie mnie. Na to nie ma innego wyjaśnienia.- Musiałem coś wymyśleć. Nie wiedziałem, że będziesz stawiała taki opór- przyznał.

Wybuchłam gorzkim śmiechem.

-Taki pewny siebie jesteś?- zapytałam taksując go wzrokiem z dezaprobatą.

Uśmiech wszedł mu na usta.

- Myślałem, że lepiej poradzę sobie z dwudziestotrzylatką – odparł. Stop. Znał mój wiek. Musiał widzieć mój dowód. Co znaczy, że zna również moje prawdziwe imię.- Myślałem, że dzięki temu mnie nie rozpoznają, a przy okazji dam sobie chwilę oddechu, ale nie pozwoliłaś mi na to.- wyszczerzył zęby i złapał się za rozdarte wargi. Dopiero teraz to zauważyłam. Kurczę, to moja robota. Dobrze mi szło.

-Przed kim uciekałeś?- zapytałam coraz bardziej się denerwując. Skoro niby był aż tak zdesperowany, to musiało być coś bardzo poważnego- Czego oni chcą?- dodałam- Kim w ogóle ty jesteś?

- Im mniej wiesz, tym lepiej- westchnął.- Gdybyś tylko od razu oddała te kluczyki to mógłbym cię tam zostawić, ale oni cię widzieli, a ty ich. Choć nie sądzę, by byli tacy głupi aby myśleć, że ze mną pracujesz, ale jestem pewien, że nie omieszkaliby przesłuchania cię. A to nie skończyłoby się dla ciebie dobrze.

- A więc próbujesz mi w mówić, że mimo to, że jakiś psychopata – tu staksowałam go spojrzeniem.- Mnie porwał, to mogłam skończyć jeszcze gorzej?- to brzmiało komicznie.

- O wiele gorzej. I wiem, że to moja wina, ale uwierz mi, wolałbym aby to wszystko potoczyło się inaczej. Teraz jednak musisz mi zaufać, a ja się ich pozbędę najszybciej jak będę mógł. Dopiero wtedy będziemy mieli pewność, że nikt cię nie dorwie.

Wstałam nie wierząc własnym uszom.

Co to znaczy pozbędę?

- Nie zamierzam ci w niczym pomagać!- zapewniłam od razu.

- To sobie musisz pomóc- wstał i okrążył łóżko aby znaleźć się przede mną.- Szukają mnie od dobrych paru lat, więc jak tylko cię znajdą, to nie będą mieli dla ciebie litości. Wykorzystają cię do znalezienia mnie.

- Dlaczego miałabym ci wierzyć?- zapytałam cofając się. Znów naruszał moją prywatność, która ostatnio została mocno poturbowana. Najpierw chce mnie zabić, a teraz mówi, że tak naprawdę to chce mnie ochronić. Bullshit.

- Ratuję ci tyłek!- warknął.

No właśnie.

-Dlaczego miałbyś to robić?- zapytałam.

- Bo jestem człowiekiem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro