PROLOG

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Nick*

-Jestem w ciąży- wyznała zestresowana.
Patrzyłem na nią zdziwiony szukacąc jakiegokolwiek znaku, że żartuje. Niestety moja żona była całkowicie poważna.
-Cholera- mruknąłem cały czas będąc w szoku. - Jane... To nie możliwe- spojrzałem na jej brzuch. - My nie możemy mieć dziecka! - oznajmiłem głupio jakby to miało coś zmienić.
Nie miałem pojęcia co zrobić. Byliśmy małżeństwem, więc to, że to wpadka nie grało większej roli, ale mieliśmy jeden problem. A był nim Gary. I właśnie musiałem jej o tym powiedzieć.
-Wiedziałam, że tak będzie- powiedziała nagle. Zbity z tropu spojrzałem na jej twarz. Wcześniej się bała, za to teraz była zła. - Wy, faceci zawsze boicie się tej pieprzonej odpowiedzialności! - wściekła wyrzuciła ręce w powietrze - A to nie wy rodzicie- podniosła głos- to nie wy przez cholerne 9 miesięcy umieracie przez te chormony i inne skarania boskie, ale zawsze macie z tym problem. To ja będę rodzić- wskazała na siebie palcem- nie ty! -To ja będę się czuła jakby palono mnie żywcem, ale to przecież ty jesteś biedny, bo boisz się być ojcem! - wykrzyknęła.
Stałem zdumiony tuż przed nią próbując zrozumieć co się dzieje. Wygląda na to, że wzięła mnie za cykora.
-Jane, to nie tak.. - zacząłem próbując jej to jakoś wytłumaczyć, ale mi przerwała.
-Nie - zmyła mnie machnięciem ręki-Wiesz co, żal mi ciebie- warknęła i szybkim krokiem zaczęła iść w stronę drzwi wyjściowych.
No chyba sobie jaja robi.
-Jane! - wykrzyknąłem za nią, ale ona wystawiła mi środkowy palec.
Okay, przegięła.
Dogoniłem ją zanim jeszcze uporała się z zamkiem do drzwi.
-Nie rozumiesz- zamknąłem drzwi na kolejne dwa spusty- Ne o to mi chodzi! - podniosłem głos, bo mnie nie słuchała.
O dziwo odwróciła się do mnie.
-Dobrze wiem o co ci chodzi, ty... - zatkałem jej usta ręką. Inaczej nigdy bym jej nie uciszył.
Widziałem jak wpada w furię i mi się wyrywa.
-Jane, posłuchaj mnie do jasnej cholery! - warknąłem.
Dziewczyna spojrzała na mnie zdziwiona i przestała mi się wyrywać.
-Słucham? - odepchnęła moją rękę od twarzy i czekając na moje wyjaśnienia zawiązała ręce na piersiach.
Wziąłem wdech, bo właśnie miałem jej wszystko powiedzieć.
- Nie boje się być ojcem! Tu nie chodzi o mnie, ale o Garego. - widziałem jak wzdrygnęła się gdy wypowiedziałem to imię- Tak, on żyje. Wtedy go nie zabiłem, tylko postrzeliłem w nogę. Harry miał się nim zająć, ale on zdążył uciec. Powiedział mi o tym na naszym weselu. Kilka dni później zadzwonił do mnie zastrzeżony numer. To był Gary. Powiedział, żebym cieszył się ile mogę, bo gdy tylko będziemy mieli dziecko pożałuje, że się urodziło.
Moja żona oparła się o drzwi jakby ze strachu nie mogła ustać na nogach.
-Czemu wcześniej mi o tym nie powiedziałeś?! - przerażona złapała się za brzuch. Był dość duży.
-Nie chciałem cie martwić- zakłopotany złapałem się za kark. Dopiero gdy to powiedziałem na głos zdałem sobię sprawę, że nie powinienem przed nią tego ukrywać. - Jane, kiedy dowiedziałaś się o ciąży? - zapytałem, bo to nie wyglądało jakb była w pierwszym tygodniu.
-5 tygodni temu- wyznała.
-Co? - nie mogłem uwierzyć, że tak długo to przede mną ukrywała.
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
-Gdy tylko rozmawialiśmy o dzieciach zachowywałeś się strasznie dziwnie.. Teraz wiem dlaczego, ale wtedy po prostu się bałam. -tłumaczyła się.
O stary. Jesteśmy małżeństwem! Ona nie powinna się bać powiedzieć mi, że jest w ciąży!
-Okay, od dzisiaj koniec sekretów- powiedziałem.
-Dobrze
- zgodziła się ze mną.

Kilka dni później zwołaliśmy Harrego, Alexa, Michaela oraz Lucy i Zoe, bo Jane powiedziała, że można im ufać. Z nimi obmyślaliśmy co zrobimy.(Aborcja nie wchodziła w grę). Chłopaki powiedzieli, że mogą nam pomóc chronić nasze dziecko, ale najlepiej by było gdybyśmy wyjechali w jakieś zadupie. Gdzieś do Afryki, Australii lub Azji. Tam w mało zaludnionych częściach miast trudniej by było nas znaleźć. Oczywiście mieli rację, ale Jane się nie zgodziła. Powiedziała, że nie zamierza wszystkiego rzucać przez jakiegoś psychopatę.
Pomimo tego, że wiele razy próbowałem ją jakoś przekonać ona pozostawała przy swoim. Była strasznie uparta.

W końcu po kilku miesiącach zastanawiania się podjęliśmy to ryzyko i zostaliśmy w mieście. Postanowiliśmy po prostu na maxa strzec nasze dziecko, które okazało się dziewczynką.
Zainwestowałem w to kupę kasy. Wszędzie w domu pochowałem broń (oczywiście Sam, bo tak ją nazwaliśmy, nie dobierze się do nich, bo dobrze ukryłem każdy pistolet), mojej żonie zrobiłem krótki kurs posługiwania się bronią i ogólnie samoobrony, nielegalnie i z pomocą Michaela podłączyłem się do monitoringu naszej okolicy, a w moim pokoju zrobiłem małą bazę. Między innymi po to żeby w każdej chwili móc się skontaktować z chłopakami.
Zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy by ochronić Sam.
Teraz tylko zostało czekanie aż uderzy Gary.


Hey hey hey
Witam w drugiej części uprowadzonej. Mam nadzieję, że was zaciekawiłam <3 Dalsze rozdziały będą w większości (a przynajmniej tak się postaram) pisane przez Sam. Tu ona będzie główną bohaterką, ale nie martwcie się, nie pominę Nicka i Jane^^
To do następnego :****

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro