Sweet meeting

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Heyyyy wybaczcie że długo mnie nie było, ale musiałam poprawić parę ocen na koniec xd Właśnie siedzę w Mc Donald's  i popijając lemoniadę oraz w końcu połączona z wifi mogę wstawić ten rozdział. Już wracam i czekam na wasze komentarze ;)



*Oczami Jane*

Po tym jak spróbowałam zadzwonić do Sam, która nie odbierała postanowiłam zadzwonić do mamy Perrie. Porozmawiałam z nią i powiedziała, że jest pewna, że Perrie jest na obozie, bo często rozmawiają przez telefon, ale nie mówiła nic o Sam. Przypuszczałam z Nickiem, że Sam mogła uciec gdzieś z Perrie, albo się zgubić...Ale rzekomo Perrie jest na obozie... A Sam sama nigdzie by nie uciekła, więc albo sie zgubiła, albo ktoś ją porwał.

Poprosiłam ją o telefon do córki. Życzyła mi powodzenia i rozłączyłam się.

Nie zwlekając ani minuty zadzwoniłam pod dostany numer. Usłyszałam jeden... drugi... trzeci... dopiero po czwartym sygnale odebrała.

- Słucham?- usłyszałam jej głos.

- Cześć, tu Jane. Jesteś może gdzieś obok Sam?- zapytałam z mocno bijącym sercem. Bałam się, że usłyszę jakieś wymówki, że teraz nie może, że coś robi, albo musi kończyć..., ale zgodziła się grzecznie i po krótkiej chwili usłyszałam głos mojej córki.

-Hey mamo!

Odetchnęłam głęboko z ulgi.

-Hey, Sam- próbowałam się uspokoić, żeby nie myślała, że ma nadopiekuńczych rodziców i skinęłam głową do mojego męża, że wszystko jest okay. Widziałam jak się trochę uspokaja- Jak tam? Rozładował ci się telefon?- zapytałam i szybko włączyłam głośnik w telefonie, by Nick też ją słyszał.

-Właściwie, to go utopiłam w jeziorze- wyznała.- Ale jak chcecie to możemy pisać przez telefon Perrie- zaproponowała, co wydało mi się dobrym pomysłem. W tym momencie nie obchodził mnie jej telefon, ale to, że jest cała i zdrowa. Szybko przypomniałam sobie o kolejnej sprawie.

- Dobrze, ale mam do ciebie pytanie. Twój tata dzwonił do przewodniczki obozu, a ona powiedziała, że nie ma cię na obozie.- Wyłożyłam karty na stół.

Po tym co powiedziałam usłyszałam, że się zająknęła.

- Tak, wiem... ee już z nią rozmawiałam, pomyliła mnie z inną dziewczyną.- wyjaśniła.

-Tak? Czyli już wszystko jest okay?- dopytywałam się. Zobaczyłam jak Nick szybkim krokiem idzie do swojego gabinetu. Po kilkunastu minutach, w trakcie których rozmawiałam z córką o tym jak jest na obozie i czy kogoś poznała, wrócił ze zmartwioną miną. Po tym czasie Sam powiedziała, że musi kończyć, pożegnała się i rozłączyła.

- Pamiętasz, jak ci mówiłem, że potrafię namierzyć gps-em telefon Sam?- zapytał mnie mój mąż, kiedy odłożyłam mojego altaceta na komodę obok. Kinęłam twierdząco glową.- Sam powiedziała, że utopiła go w jeziorze, a ja przed chwilą namierzyłem jej telefon i zobaczyłem, że znajduje się na granicy Czech z Polską kilkanaście kilometrów od Rybnika. A obóz jest w Małopolsce niedaleko Czersztyńskiego jeziora, gdzie Sam, powiedziała, że utopiła telefon. To nie trzyma się kupy skarbie.

- Nie rozumiem. Okłamała by nas?- spojrzałam na zmartwioną minę bruneta. Wzruszył ramionami.

- Wszystko jest możliwe.



*Oczami Dave*

Po wszystkim wróciłem do mieszkania. Powoli zamknąłem drzwi na kilka spustów i oparłem się o nie. Ciemne, antywłamaniowe drzwi nie były tak wygodne jak łóżko, ale nie narzekam. Całą drogę zastanawiałem się co zrobić. Może byłem za bardzo zmęczony, a może znajdowałem się w kompletnej dupie, bo nie miałam pojęcia co dalej.

Muszę obmyć twarz.

Idąc do łazienki zdiąłem z siebie wszystkie ubrania i znów byłem jedynie w bokserkach. To mój ulubiony strój. Umyłem twarz lodowatą wodą i oparłem się o umywalkę. Spojrzałem na siebie w dużym lustrze. Musze się wziąć w garść- pomyślałem.- To tylko jakaś dziewczyna. Ojciec będzie dumny. Wziąłem głęboki wdech i spróbowałem nie zważać na wyrzuty sumenia, które od jakiegoś czasu się obudziły.

Miałem dwie godziny żeby się przespać. Potem postanowiłem jechać za Sam. Będzie na granicy Czech i Polski w tym sklepie. Zwabie ją do jakegoś miejsca i zadzwonie po Garego.



*Oczami Sam*

- Wstajemy pysiaczki!- usłyszałam zadowolony głos Nessa. Przykryłam się kocem nie zwarzając na jego nawoływanie. Ale po chwili ktoś mi zabrał moje przykrycie.

- Zaraz będziemy na miejscu- powiedziała Demi siedząca przede mną. Widząc, że już się obudziłam, z bananem na twarzy oddała mi koc.

***

Weszliśmy do dość sporego, bardzo kolorowego sklepu. Miałam zamiar szybko coś kupić i wrócić do samochodu dokończyć drzemkę.

Na wszystkich półkach leżały tylko i wyłącznie różnego rodzaju słodycze. Od czekolad, przez żelki, po chipsy i cukierki. Jeszcze kilka lat temu chciałabym tu zamieszkać. Pierwszy raz tu jestem, ale zawsze chciałam tu przyjechać. Sufit prykryty lustrami położony był dość wysoko, co sprawiało, że to wszystko wydawało się jeszcze większe. Chodziłam po tym sklepie, który wyglądał jakby urwał się z jakiejś bajki i zastanawiałam się co wybrać.

Po chwili zdecydowałam się na kupno dużej paczki różowej gumy do żucia, żelek w kształcie sadzonych jajek i czekolady o smaku słonecznego dnia. Naprawdę. Nie mam pojęcia jaki to smak, ale brzmi dobrze.

Zaraz potem znajdowałam się w samochodzie i powoli usypiałam pod moim kocykiem.

Obudziłam się i pierwsze co zrobiłam to spojrzałam na zegarek na lewej ręce. Spałam półtorej godziny. Ziewnęłam wypoczęta i spojrzałam w prawo przez okno samochodu. Był słoneczny środek południa, a my dalej jechaliśmy. Pewnie już byliśmy w Czechach.

- Nie śpisz już?- usłyszałam znajomy mi męski głos. Oddech mi przyśpieszył.

Niemożliwe.

Odwróciłam się w lewo, gdzie ku mojemu zdziwieniu siedział ten chłopak z klubu.

-Dave?







Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro