--31--

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

(Dwudziesty siódmy kwietnia. Wtorek)
[Izuku]

-Jak się czujesz?

-Wszyscy wiedzą?- Zapytał cichutko. Siedział zawinięty w kołdrę, nie chcąc by ktokolwiek do niego podszedł, a więc klęczałem przy łóżku.

-Wytłumaczyłem im.

-Która godzina?

-Po dziewiątej. O jedenastej masz psychiatrę.

-Nie potrzebuję.

-Kacchan potrzebujesz. Miałeś atak paniki, napad płaczu i...

-Nie zgadzam się. Nigdzie kurwa nie idę.- Warknął na mnie, mrożąc mnie wzrokiem.- Nikt miał o tym nie wiedzieć... Wszystko zaczęło się gdy tobie powiedziałem...

-Kacchan obwiniasz mnie?

-Nie.- Zaprzeczył od razu.- Dużo ci zawdzięczam... Ale boli mnie to. Cholernie rozkurwia od środka

-Dlatego pójdziemy do lekarza.

-Nie. Nie chcę z nikim obcym rozmawiać.- Powiedział pewnie, robiąc chwilową pauzę.- Możemy iść do domu? Nie chcę widzieć nikogo...

-Tak ale słońce musisz skonsultować się z psychiatrą tak czy siak. Moja mama przyśpieszyła tylko termin.

-Nie chcę. Proszę nie zmuszaj mnie.

-Po proszę mamę by przesunęła termin o kilka dni. Ale kochanie to cię nie ominie.

-Dobrze...- Szepnął cicho wysuwając w moją stronę ręce. Mocno go objąłem.- Teraz każdy będzie mnie wyśmiewał...

-Nie prawda. Jak spałeś było kilka osób u nas. Każdy się pytał jak się czujesz i czy wszystko dobrze. Ponoć Kirishima wczoraj wygnał Urarake i Toge z dołu.

-Izuku... Ona mówiła, że mój tato mnie sprzedał... T-To prawda?

-Nawet jeśli to zrobił i tak nie mogą tobie nic zrobić. On nie ma już do ciebie żadnych praw, a do póki jesteś nieletni odpowiada za ciebie opiekun prawny, czyli moja mama.

-To n-nie zrobią ze mnie dziwki..?

-Nikt cię nawet nie tknie. Gdybyś był oznaczony. By mogli pomarzyć.

-Oznacz mnie.- Szepnął cichutko, drżącym od emocji głosem.

-Bez niego też jesteś bezpieczny. Na siłę nie musisz z resztą jesteś osłabiony, jeszcze mi zemdlejesz.

-Nie chcę na siłę... Już dwa razy chciałem... Sam nawet próbowałem przygotować moment...

-W takim razie zrobię to, jak będziesz się lepiej czuł kochanie.

-Trzymam za słowo.

-Chodź się umyjesz i przebierzesz.- Zaproponowałem prowadząc go do łazienki.- Zaraz ci przyniosę ubrania.

-Dobrze...

Poszedł tam a ja się cofnąłem zacząłem szukać mu ubrań. Znalazłem mu szarą koszulkę, czarne dresy oraz tego samego koloru bluzę z pomarańczowym iksem.
Kiedy już chciałem mu je zanieść dostałem wiadomość, więc się cofnąłem do biurka i spojrzałem w telefon.

Od: Nieznany.
-Czekam na moją nową zabawkę dziś o osiemnastej pod bramą do UA.

Od: Ja
-Nie doczekasz się. Pan Bakugo Masaru nie ma żadnych praw do syna.
-Utopiliście pieniądze w błoto.

Od: Nieznany
-Masz wybór. Oddajesz go, płacisz mi albo naślę na niego swoich ludzi a jego ojciec zginie.

Już nie otrzymał odpowiedzi. Podałem ubrania blondynowi i sam na niego zaczekałem.
Po tym jak udaliśmy się do domu z myślą, że nie wrócimy do końca tygodnia najpewniej. Kacchan poszedł do swojego pokoju i nie chciał nikogo widzieć. Gdy stałem pod drzwiami słyszałem tylko jak mówi do swojej mamy. Prosił ją o pomoc i pytał czemu musi być ciągle coś.
Zauważyłem, że zazwyczaj gdy rodzą się problemy, on zwraca się właśnie do niej.

Moja mama wzięła urlop tygodniowy na rządanie. Siedziałem z nią w kuchni właśnie i rozmyślaliśmy co zrobić. Powiedziałem jej o wszystkim. O tym rzekomym sprzedaniu go także.

-Prawnie to nawet gdy miał te prawa i go sprzedał to i tak byłoby nielegalne... Jednak wiesz, że w ich świecie, nie ma czegoś takiego jak brak prawa? On jeżeli się nie podda i tak będzie usiłował zdobyć Katsukiego...- Rozmyślała moją mama, już nawet szykując sto tysięcy jen.- Zapłacisz im, bo wiem, że policja nic nie zdziała w ich przypadku.

-Dobrze, zapłacę.- Westchnąłem.

-Wasz wychowawca do mnie dzwonił. Powiedział, że Toga zostaję zawieszona w prawach ucznia na tydzień. Co za tym idzie, nie ma prawa do piątkowej wycieczki, a także dostaje naganne zachowanie.

-Wcześniej usiłowała zrzucić Kacchana ze schodów.

-Zgłosiliście to?

-Nie.

-Izuku...- Usłyszałem szept blondyna a po chwili też go zobaczyłem. Miał całe opuchnięte oczy i wyglądał na strasznie zmęczonego.

-Tak kochanie?- Zapytałem od razu go obejmując.- Co się dzieje?

-Kaminari do mnie wydzwania, odbierzesz? Nie chcę z nikim rozmawiać.

-Odbiorę.- Westchnąłem przejmując od niego komórkę.- Tak?

-Midoriya? Gdzie wy jesteście? I czemu nie odbiera Katsuki!?

-Jesteśmy u mnie w domu, a Kacchan nie chce rozmawiać.

-Razem z Yukimurą, Ashido, Kirishimą i Yuriko się martwimy. Nic mu nie jest? Jak się czuje?

-Nic mu nie jest... I czuje się conajmniej źle.

-Przekazaliśmy wszystko Aizawie. Sero razem z Kirishimą wspomnieli o tym, że chciała go zrzucić ze schodów. Jeśli jeszcze jedna skarga takiego kalibru na nią wpłynie to wyrzucą ją. A póki co, zostaję przepisana do klasy B.

-Chociaż tyle dobrego.

-A kiedy wrócicie do szkoły?

-Najpewniej nie w tym tygodniu.

-W piątek mamy wyjazd na tydzień.

-Trudno.

-Przekaż mu, że nikt z naszej klasy nawet nie wspomina na temat jego przeszłości.Powodem do wstydu nie jest to, że tak miał a raczej fakt, że nikt mu nie pomógł.

-Powiedz temu skrzatowi.- Nagle w słuchawce usłyszałem Yukimurę.- Nie ma powodu on do wstydu bo znam jego sytuację aż za dobrze... Midoriya, moglibyśmy do was przyjść?

-Nie wiem... Kacchan chcę nikogo nie widzieć.

-Dobrze... Ale mi pozwól. Byłem w podobnej sytuacji, może jak z nim porozmawiam to lepiej się poczuje.

-Okej.- Westchnąłem cicho.- Kończę, na razie.

-Siema.- Zawołali oboje i się rozłączyłem.

-Co chcieli?

-Pytali o to jak się czujesz, gdzie jesteś, czy mogą przyjść, kiedy wrócimy i wspominali, że masz się nie obwiniać i nie bać.

-Łatwo powiedzieć.- Szepnął cicho przymykając oczy.

-Chodź spać Kacchan.

Podniosłem go na ręce i zaniosłem do mojego pokoju. Położyłem się obok niego i mocno przytuliłem. Nie czekałem długo, a blondyn już spał.

////////

Jest po siedemnastej. Kacchan dalej śpi w moim łóżku, ja natomiast idę wypłacić pieniądze. Mam cholerną nadzieję, że dadzą mu spokój gdy dostawą od razu pełną kwotę.

Nie pozwolę by Dabi położył na nim swoje łapy.

Blondynowi na biurku zostawiłem kartkę, z wiadomością iż idę do sklepu po coś słodkiego i by się nie martwił. Moja mama z resztą ma mu to samo powtórzyć.

Wypłaciłem ten milion i skierowałem się do parku, tak jak dostałem w wytycznych. Dotarłem tam jeszcze przed czasem czekałem piętnaście minut aż auto idealnie w punkt podjechało przede mnie. Wysiadł z niego Shigaraki a Twice siedział za kierownicą.

-Nie przyprowadziłeś dla mnie zabawki? Jeśli myślisz, że mi pogrozisz to-

-Trzymaj pieniądze i daj mi spokój.- Przerwałem mu w połowie zdania a na jego twarzy pojawił się perfidny uśmieszek.- Wykupuję mojego mate.

-W ten sposób... Ile tam jest?

-Równy milion. Także i tak zarobicie.

-Podoba mi się ten biznes.- Roześmiał się.- Ale spokoju ci nie dam. Toga przez was ma problemy w szkole.

-Czego jeszcze chcesz?

-Pięćset tysięcy. Nazwijmy to rękompensatą.

-Pojebało was, racja?

-Nie. To będzie ostatnie, co os ciebie zachcemy. Masz dwa dni by dopłacić, bo oberwiesz blondyn.

-Co wy kurwa planujecie.

-Jeżeli nie dopłacisz, to rzeczywiście spadnie ze schodów.- Zaśmiał się.- To jak?

-Zaczekajcie a zaraz dostaniecie pieniądze.

-I pięknie. Już lubię robić z tobą interesy.

-Ale chcę mieć jakiekolwiek potwierdzenie, że cię spłaciłem.

-Spoko, będzie dobrze. Nie ociągasz się, więc nie będę robić więcej podgórkę.- Westchnąłem opierając się luźno o maskę auta.- Zaczekamy z dziesięć minut. Lepiej się rusz.

-Tsa.

Nie wiem jak ja się ojcu wytłumaczę z ilości pieniędzy którą pobiorę.
Jednak i tak wypłaciłem resztę i mu doniosłem. Zostałem zapewniony przez Betę, że dadzą nam spokój, jak i też stwierdził to, że jestem jednym z jego "ulubionych klientów". Z naciskiem na słowo klient bo w końcu odkupiłem wolność mojego Omegi.

Wszedłem do sklepu po drodze do domu. Muszę potwierdzić swoje słowa, więc kupiłem dla blondyna zapas czekolady, którą wiem że uwielbia. Sobie dokupiłem chipsy oraz dwa napoje dla nas. Nie ma mnie już w domu godzinę. Kacchan do mnie napisał kilka minut temu, że zdołał się obudzić i czeka na mnie, nie ruszając się z łóżka.

-Halo?- Mruknąłem odbierając telefon.

-Midoriya, to jutro wpadnę.

-Yukimura, nie wiem czy on będzie chciał gadać.

-Wychowywałem się w patologii do dziesiątego roku życia. Ojciec alkoholik, matka nie lepsza. Może jak ja z nim porozmawiam, będzie czuł się pewniej.

-O której jutro byś był?

-O każdej. Nawet zerwę się z lekcji.

-Nie wiem o której wstanie więc piętnasta?

-Może być, tylko wyślij mi adres.

-Zaraz wyślę. Mam nadzieję, że chociaż ciebie posłucha.

-Też ją mam.

Rozłączyłem się i akurat wszedłem do środka. Moja mama spotkała się z dietetykiem sama. Powiedziała wszystko co potrzebne było do ustalenia diety dla Kacchana i z tego co zauważyłem już zaczęła szykować dla niego kolacje. Zapach roznosił się po całym parterze.

-Jestem już.- Powiedziałem wchodząc do kuchni.

-I jak?

-Półtora miliona...

-Co? Ale miał być milion tylko.

-Stwierdził, że Himiko ucierpiała przez nas i gdybym nie dopłacił w ciągu dwóch dni, Kacchanowi zrobiliby krzywdę. Nie dam rady pilnować go nonstop by mieć pewność, że się nie włamią czy jak...

-Dobrze...- Westchnęła siadając.- Pieniądze się zarobi na nowo. Ważniejsze jest jego dobro.

-Idę do niego na górę. Pisał już do mnie, że czeka aż przyjdę.

-Oh, nawet nie wiedziałam, że się obudził... Idź do niego.

-Tak...

Wszedłem na górę do pokoju. Kacchan leżał na łóżku plecami do mnie.

-Jestem już kochanie.

-Gdzie byłeś?

-W sklepie. Czekoladę ci kupiłem, sobie chipsy.

-I to wszystko?- Zapytał nie spoglądając na mnie.- Zapomniałeś chyba o czymś.

-Kacchan..?

-Wykupiłeś mnie. Czyli mój ojciec na prawdę sprzedał mnie?

-Nie jestem tego pewny słońce.- Westchnąłem klękając przed nim.- Ale wolałem zapłacić, bo dostałem groźby.

-Jakie?

-Mówili, że zabiją twojego ojca i w dodatku cię porwą.

-Ile?

-Milion i pięćset tysięcy.- Powiedziałem cicho.- Himiko doliczyła sobie pół miliona za to, że ma problemy w szkole.

-Przepraszam.- Szepnął a do jego oczu nabrały się łzy.- Przepraszam Izuku.

-Nie przepraszaj. Pieniędzy i tak mamy dużo.- Westchnąłem obejmując go.

Kacchan w depresję mi jeszcze popadnie jak tak dalej pójdzie... Jeśli już jej nie ma.

-Kochanie Yukimura jutro przyjdzie.

-Nie chcę widzieć go.

-Przyjdzie.- Powtórzyłem.- On chce ci coś powiedzieć. A drugie... Mama już rozmawiała z dietetykiem. Kolacje już Ci szykuję.

-Dobrze.

-Jak się czujesz?

-Chujowo. Wstydzę się zobaczyć kogokolwiek ze znajonych. Boję się, że mnie wyśmieją.

-Nie mają prawa.

-Mają. Wolność słowa.

Przesiedzieliśmy w praktycznie kompletnej ciszy do wieczora. Kacchan zasnął blisko północy przytulony do mnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro