6.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– O co masz do mnie pretensje? - Spojrzał na mnie.

Wspomniałam tylko o wyjściu do klubu, a Mark już znalazł powód do kłótni. Tak jakby tylko czekał, żeby się do mnie o coś przyczepić. Widocznie według niego za długo było dobrze i postanowił zapewnić nam rozrywkę. Szkoda, że nie taką, na jaką miałam ochotę. Ale tak było łatwiej. Pokłóci się ze mną i będzie mógł wyjść z kolegami się upić, a później całą winę zgonić na mnie. Nie tym razem! Nie zamierzałam siedzieć w domu i zastanawiać się, czy mój narzeczony nadal był na mnie obrażony. Też miałam prawo czasami gdzieś wyjść i nie przejmować się niczym.

– Nie wychodzimy razem od dawna – odpowiedziałam spokojnie.

Czasami chciałabym wyjść ze swoim facetem z domu. Nie mogliśmy spędzać wolnego czasu tylko przed telewizorem. Miałam dość głupich seriali, które wybierał dla nas Mark. Chętnie udałabym się na jakąś wycieczkę poza miasto, ale mój facet ciągle marudził. Szkoda, że gdy koledzy do niego dzwonili, potrafił rzucić wszystko i z nimi wyjść. Wolał spędzać czas z nimi niż ze mną. Przecież mieszkaliśmy razem, powinno mi to wystarczyć.

– Źle ci?

Powoli zaczynałam mieć wrażenie, że wstydził się mnie przed swoimi znajomymi. W takim razie, czemu jeszcze ze mną był? Mógł sobie znaleźć dziewczynę, którą mógłby się chwalić wszystkim. Czemu nie mógł czasami zabrać mnie ze sobą? Widziałam na Facebooku zdjęcia z imprez organizowanych przez kolegów Marka, w których uczestniczyły ich dziewczyny. Mnie nigdy nikt nie zaprosił. Nie to, żebym jakoś szczególnie chciała na nie iść, ale mój narzeczony zachowywał się, jakby był wolny. Nie robiłam mu o to awantury, ale może powinnam. Ciekawe jakby się zachowywał, gdybym czepiała się go o wszystko tak, jak robił to on. Związek nie powinien nas ograniczać, a już na pewno nie izolować od innych ludzi.

– Tak.

– Możemy iść jutro do kina – westchnął.

I to niby miało mnie zadowolić? Na pewno nie. Potrzebowałam czegoś więcej. Mark powinien się skupić na mnie, bo jeśli dalej nie znajdzie dla mnie czasu, poważnie zacznę się zastanawiać, czy chciałam spędzić z nim resztę życia. Nie zamierzałam należeć do grona kobiet, które ciągle dostosowywały się do swojego męża. Nie pozwolę się zamknąć w domu i robić tylko to, czego chciał Mark.

– Mark, to za mało.

– Do tej pory ci nie przeszkadzało. - Przyglądał mi się dokładnie. – Co, przyjaciółeczka zaczęła cię buntować? Jej życie podoba ci się bardziej?

Akurat nie rozmawiałam z Aubrey na ten temat. Nie nalegała na moje wyjścia. Rozumiała, że mój facet mógł mieć coś przeciwko moim pobytom w klubach. Poza tym moja przyjaciółka miała lepsze towarzystwo do imprezowania. Nikt mnie nie buntował, a Mark jak zawsze miał pretensje do innych. Nigdy nie zauważał swoich błędów. Nikt nie spełniał jego oczekiwań. Moje wybory zawsze były złe. W tym związku to ja się poświęcałam, a on nie widział w tym nic złego. Czasem miałam go dość i zastanawiałam się, czy nie byłoby mi lepiej bez niego.

– Może, dlatego że nie siedzi całymi dniami w domu.

Nie zamierzałam odpuścić. Zawsze mu ustępowała, ale nie tym razem. Wyjdę z domu, choćby nie wiem co. Niech się na mnie obrazi. Miałam to gdzieś. Chciałam tylko wyjść ze znajomymi i spędzić miło czas w ich towarzystwie. Poza tym, gdyby Mark nie był takim upartym idiotą, mógłby wyjść ze mną. Tylko że nie lubił moich znajomych. Nie przepadał również za Aubrey, chociaż nie miał okazji jej poznać. Był uprzedzony do wszystkich, którzy zadawali się ze mną. Czasami miałam również wrażenie, że gardził ludźmi, którzy nie należeli do jego grona. Jakby uważał, że on i jego koledzy byli lepsi od innych.

– A łaź sobie, gdzie chcesz. - Machnął ręką. – Jak zacznie się kurwić, pójdziesz z nią?

Nie wierzyłam, że to powiedział. Jak śmiał? Wkurzona doskoczyłam do niego i uderzyłam go w ramię. Mogliśmy się kłócić, ale nie zamierzałam słuchać, jak mnie obrażał. Jak śmiał twierdzić, że moja przyjaciółka chodziła do klubów, żeby się kurwić? I co gorsze, jak w ogóle mógł pomyśleć, że byłabym w stanie zrobić coś takiego? Udowodnił tylko, że nie miał szacunku do nikogo. Pieprzony rozpieszczony gówniarz! Miałam ochotę uderzyć go mocniej, ale się opanowałam. Poniosło mnie.

– Przeginasz! – wrzasnęłam wściekła.

– Ona nie ma faceta. Ty masz narzeczonego i musisz myśleć o nim, a nie o innych chłopakach, którzy cię podrywają.

Powinien przestać się odzywać dla własnego dobra. Pogrążał się. Skoro dziewczyna miała narzeczonego, to znaczyło, że nie mogła już nigdzie wyjść sama? Może na każdym kroku miałam pytać Marka, czy mogłam gdzieś pójść? Chyba oszalał! Myślałam o nim i nigdy bym go nie zdradziła. Poza tym chyba nie myślał, że inni faceci tylko czekali, żeby rzucić się na dziewczynę w klubie tylko dlatego, że przyszła tam sama albo w towarzystwie przyjaciółki? Nawet nie rozmawiałam z chłopakami, którzy mnie zaczepiali. Nie czułam takiej potrzeby, ale skąd Mark miał to wiedzieć, skoro nie wychodziliśmy razem do klubów? Dobrze, że w ogóle wychodziliśmy razem gdziekolwiek. Szczególnie na obiady do jego rodziców, które mnie męczyły. Byłam młoda i wolałam spędzać czas z ludźmi w swoim wieku.

– Sugerujesz, że nie jestem ci wierna? - Spojrzałam na niego, krzyżując ręce na piersiach.

– Nie wiem. - Wzruszył ramionami. – Po co łazić do klubów, jak ma się faceta w domu?

Żeby spędzić czas ze znajomymi i potańczyć. Przecież on też chodził do klubów. Może powinnam zacząć wypytywać go, co robił tam w każdy weekend, skoro czekałam na niego w naszym mieszkaniu każdego dnia. Nie byłam zazdrosna, ale może gdybym zaczęła podejrzewać go o zdrady, też miałabym okazję go wkurzyć. Tyle że wierzyłam, że był mi wierny.

– Dla zabawy z przyjaciółmi, durniu!

– Jesteś naiwna, Chelsie. - Zaśmiał się.

– Wcale nie – burknęłam.

– Rób, co chcesz.

Oczywiście wyszłam z domu. Tyle że nie spotkałam się z Aubrey ani żadną inną koleżanką. Pojechałam do ojca. Nie miałam gdzie się podziać, a nie miałam ochoty na towarzystwo swojego narzeczonego. Niech debil przemyśli swoje zachowanie. Może trochę zmądrzeje, chociaż wątpiłam w to. Zapewne planował, gdzie pójdzie z kolegami albo siedział teraz, oglądając jakieś serial.

– Matka dopięła swego. - Tata spojrzał na mnie.

– Nic jej nie zatrzyma. - Upiłam łuk herbaty.

Dobrze, że nie było Christy. Nie chciałam z nią rozmawiać. Pewnie była zadowolona, że moi rodzice wkrótce pozbędą się kwiaciarni. Ostatnia rzecz, która łączyła ich ze sobą, oprócz mnie. Tyle że miałam wrażenie, że akurat ja jej nie przeszkadzałam. Pewnie lepsze było towarzystwo córki swojego faceta niż jego byłej żony, która ciągle stwarzała problemy. Też nie chciałabym, żeby ktoś mieszał w moim związku.

– Wiesz, że podpiszę wszystko byle sprzedać w końcu tę kwiaciarnię. Twoja matka i tak w niej nie siedzi. Nigdy nie chciałem, żeby wykorzystywała cię do jej prowadzenia.

Więc dlaczego nie zrobił nic, żeby nam pomóc? Ani razu nie zapytał, czy było nas stać na pracownika, chociaż sezonowo. Nie przyszedł, żeby przypilnować biznesu. Dlatego miałam wrażenie, że miał gdzieś, czy siedziałam w kwiaciarni, mimo że tego nie chciałam. Miałam żal do rodziców, że nie potrafili się dogadać. W tym wszystkim nie myśleli o mnie, tylko o sobie.

– Zróbcie to byle szybko.

– Wszystko zależy od niej.

Jasne, że tak i zamierzałam dopilnować, żeby matka nie wyjechała z miasta, dopóki nie sprzeda kwiaciarni. Nie będę jej więcej pomagać. Mogła się nawet na mnie obrazić, ale miałam swoje życie i nową pracę, na której mi zależało. Na razie szło mi dobrze.

– Jak przygotowania?

Nijak. Dobrze, że mama Marka nad wszystkim czuwała, bo inaczej nie mielibyśmy nic. Umówiłam się z Aubrey na wybieranie sukni ślubnej, gdy tylko przyjedzie do rodziców. Poświęcimy na to cały weekend. Nie zamierzałam się prosić matki, żeby mi towarzyszyła, tym bardziej że była na mnie obrażona, bo sama musiała pilnować swojego biznesu.

– Mamy datę i lokal. - Uśmiechnęłam się lekko. – No i listę gości.

W następnym tygodniu moja przyszła teściowa miała przywieźć wzory zaproszeń, które mieli przygotować dla nas jej znajomi. Super, że nie musiałam się tym przejmować. Z tego, co wiedziałam, ich firma robiła naprawdę ładne zaproszenia, więc nie powinnam mieć problemu z wyborem. Wkrótce nasza rodzina dostanie swoje wejściówki na moje wesele. Oczywiście Aubrey również zostanie zaproszona, jak i koledzy mojego faceta razem ze swoimi dziewczynami. Dobrze, że doszliśmy do porozumienia w tej sprawie. Uwierzyłam, że reszta pójdzie już z górki.

– A co z resztą?

– Nie chcę o tym rozmawiać. Nie doszliśmy jeszcze do porozumienia w wielu kwestiach.

– Chelsie, jesteś pewna, że to odpowiedni facet? - Przyglądał mi się dokładnie.

Jasne, że tak. Kochałam Marka. Nawet przez chwilę nie zwątpiłam w jego miłość do mnie. Pomimo kilku głupich kłótni chciałam spędzić z nim resztę życia. Wierzyłam, że z czasem nauczymy się żyć ze sobą i przyzwyczaimy do swoich wad.

– Tak. Czemu masz z nim problem? Pochodzi z dobrej rodziny.

– Chodzi mi o to, jak traktuje ciebie.

– Dobrze. Nic mi przy nim nie brakuje.

– Już nic nie mówię. - Uniósł ręce w geście poddania.

– I dobrze.

To, że jego małżeństwo nie przetrwało, nie znaczyło, że nie mogłam być szczęśliwa i miałam odwołać swoje plany na przyszłość. Chciałam tego ślubu. Ślubu z Markiem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro