Najgorsze wspomnienie; szczera rozmowa

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

BJ i Ronald wspólnie podróżowali kolejny gwiezdny cykl. O dziwo, młody mech znał się na pilotowaniu, więc zastępował BJ'a przy sterach gdy mini-con miał odpocząć. W czasie lotu na kolejną planetę, gdzie leżą szczątki bazy autobotów. BJ w tym czasie odsypiał którąś wartę z rzędu. Ronaldowi było trudno stwierdzić ile takich nieprzespanych wart mini-con ma za sobą. Ale zdecydowanie powinien wszystkie odespać - co do jednej. Zaciemnienia wokół jego optyk to było najmniejsze zmartwienie, Ronalda najbardziej niepokoiło zachowanie mini-con'a. Ilekroć BJ zasypiał głębszym snem, to nie spał dłużej jak kilka góra kilkanaście minut. Powód? Koszmary, które nawiedzały młodego mini-con'a. Gdy budził się z nich, zachowywał się zupełnie inaczej. Praktycznie nic nie mówił, dawał tylko zdawkowe odpowiedzi, myślami był kompletnie gdzieś indziej. Gdy Ronald pytał mini-con'a czy chce pogadać o tym co mu się śniło, ten zbywał go wymówką, że to nic poważnego i by mech nie zawracał sobie tym procesora. Ronald nie rozumiał zachowania BJ'a, ale zdecydował się nie naciskać na niego. Nie chciał zrażać do siebie mini-con'a, który de facto uratował mu zderzak.

W pewnym momencie BJ zaczął się niespokojnie wiercić, aż się obudził, prawie spadając z swojego fotela. W optyce miał czyste przerażenie i smutek. Ronald się martwił o BJ'a, bardzo chciał mu pomóc a nie wiedział jak. Mini-con przetarł twarz dłońmi i ciężko westchnął. 

- BJ, do cholery. Tak dłużej być nie może. Powiedz mi o co chodzi z twoimi koszmarami, chcę ci pomóc. Martwię się o ciebie.- powiedział Ronald.

- Te koszmary ........ to moje wspomnienia. Zaczęły do mnie wracać jakiś czas temu. Na początku to były nic nie znaczące, rozpikselizowane obrazy. Jednak potem, zaczynały stawać się coraz wyraźniejsze. Aż zrozumiałem, że mam nawroty wspomnień, które Shockwave mi skasował. Ale najwyraźniej nie miał czasu sprawdzić czy na pewno wszystkie dane zostały usunięte z mojego banku pamięci. Jakimś dziwnym trafem, dane z moich wspomnień uległy naruszeniu, ale nie zostały całkiem zniszczone. Zaczęły się odbudowywać, a moje wspomnienia wracać. Wyobrażasz to sobie? Dzieciństwo spędziłem w bardzo rygorystycznym sierocińcu i mam dwójkę rodzeństwa. Brata bliźniaka i siostrę. Pół życia jak naiwny sądziłem, że mój los się odmieni.- odparł BJ, zaczynając zwierzać się z swoich koszmarów.

- A tak nie było? Jeszcze na Cybertronie, słyszałem, że Doktor Drake wziął cię na ucznia. A Doktorzy Daniel i Leonora twoje rodzeństwo. Było o was całkiem głośno.- napomknął Ronald.

- Owszem tak było. Do czasu. Półtora eonu po tym jak ci lekarze nas wzięli pod opiekę, sądziłem, że wojna nas niczym szczególnym nie zaskoczy. I to był mój błąd. Tamtej nocy .............. odeszli.

- Jak to, odeszli?

- Nie słyszałeś o zamachu terrorystycznym? O tym też było bardzo głośno. Jakiś psychol zakradł się na tyły szpitala i podłożył bombę. Tuż pod naszymi stopami. Gdy nacisnął na zapalnik .......... bomba wybuchła. Po tamtej eksplozji, jak przez mgłę pamiętam jego twarz i ten maniakalny wyraz, wraz z szaleństwem wręcz wymalowanym w jego optykach.

- Domyślam się, że jednak nie to było najgorsze.

- Dobrze się domyślasz. Najgorszy był widok pustych optyk doktora Drake'a. Zgasł. On, Doktor Daniel i Doktor Leonora. Wszyscy troje, odeszli. To jedno z najgorszych wspomnień jakie do mnie wróciły.

- Przykro mi. Doktor Drake pewnie wiele dla ciebie znaczył.

- Bardzo wiele. Był dla mnie jak ojciec, a ja byłem głupi, że mu tego nie powiedziałem.

- A zamachowiec?

- Zginął w czasie policyjnej akcji przed swoim domem. Tsk, jeśli tamtą ruderę można by było nazwać jego domem. Snajper strzelił mu w łeb w momencie jak położył palec na zapalnik od bomby. Ładunek na szczęście udało się rozbroić.

- Pod jego domem była bomba?

- Nie. W szkole. Dokładniej w XXII Liceum Ogólnokształcącym w Kalis. Saperowi na szczęście w porę udało się rozbroić bombę. Wiadomo nie od dziś - saper myli się tylko raz.

- Najpierw stacja kolejowa, potem szpital, następnie szkoła. Co on chciał przez to osiągnąć?

- Tego właśnie do teraz już nikt nie wie. I nikt się nigdy nie dowie, bo koleś od już kilku eonów gryzie rdzę. W sumie to nawet lepiej, że zgasł. Nikogo więcej nie skrzywdzi.

- A co wykazała sekcja zwłok?

- W jego procesorze znaleziono Czarnego Grzyba, w ostatnim stadium rozwoju. Więc i tak nie było dla niego ratunku. Najłagodniejszym wymiarem kary byłoby dla niego wariatkowo o zaostrzonym rygorze, a najsurowszym Alchemor.

- To specjalne więzienie dla Decepticon'ów?

- Mhm. Dokładnie to. Tak więc, z dwojga złego - dobrze się stało, że zginął.

- Hmm, w sumie to masz rację. Gdy wybuchały małe zamieszki, gdy mieszkańcy zaczynali się dzielić na frakcje ten mech konstruował pierwszą bombę. I tylko czekał na sposobność do ataku.

- Tak. Dokładnie.

- A więc?

- A więc, co?

- No, jak się czujesz? Jest ci jakoś, lżej na iskrze, że mi się wygadałeś?

- Szczerze? Znacznie. To prawda co mawiają. Szczera rozmowa pomaga.

- Zwłaszcza z kimś kto jest ci przyjacielem.

- Hehe. Tak. Zwłaszcza z kimś kto jest mi przyjacielem. Dzięki Ronlad.

- Nie ma za co. Jeśli jeszcze kiedyś będziesz chciał pogadać, jestem zaraz obok. A teraz, spróbuj jeszcze się zdrzemnąć. Obudzę cię jak tylko dolecimy na miejsce.

- Jasne. *ziew* tylko nie zapomnij nakarmić szczeniąt. Rosną dość szybko i ...... i......

- Wiem, wiem. Potrzebują więcej energonu niż normalnie. Śpij już BJ. 

BJ ponownie zasnął, spokojniejszym snem do końca ich podróży. Ronald już wiedział, że BJ'owi o wiele łatwiej przychodzi zasnąć, nie musząc samemu zmagać się z koszmarami przeszłości.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro