Wtyka
Kilka dni po udanej akcji obrabowania con'ów z zasobów medycznych, BJ postanowił zabrać trojaki na halę treningową by rozpocząć ich szkolenie bojowe. Siedział w tym momencie na krześle w sterowni i obserwował ich starania. Trojaczki dawały z siebie wszystko by z jak najlepszym wynikiem ukończyć trening bojowy. Patrząc jak trojaki się starają, BJ zastanawiał się co by było gdyby pogrom dziko-krwistych nigdy nie wybuchł? Czy ich liczebność była by taka sama? Czy mogłyby normalnie żyć pośród Cybertronian bez obawy o ich iskry, bez ukrywania tego kim są? Tak wiele pytań, a żadnych odpowiedzi.
Siedzący obok BJ'a Arno spoglądał na mini-con'a, który wyglądał na pogrążonego we własnych myślach. On sam był jednym z tych botów, które miały za nic uczucia, zdanie czy samopoczucie mini-con'ów. Nie zamierzał tego zmieniać, nawet będąc w Ruchu Oporu, który walczył o wolność i równość dla wszystkich Cybertronian. Włączając mini-con'y. Tych wielkich błękitnych optyk nie zapomniał aż do tego dnia. Od razu rozpoznał BJ'a i był zarówno zdziwiony jak i niezadowolony. Zdziwiony gdyż mini-con wygląda o wiele lepiej niż dawniej, a niezadowolony gdyż wciąż żyje i chodzi pośród nich jakby był u siebie. Jednak nie był do końca pewien, czy BJ go pamięta. Co do amnezji mini-con'a nie miał stu procentowej pewności. Postanowił więc go o to zapytać.
- Jak tam twoja pamięć, BJ?- spytał, celowo używając skrótu imienia mini-con'a.
- Nie najgorzej, ale mogło być lepiej. Stopniowo odzyskuję pamięć, ale przede mną jeszcze długa droga.- odpowiedział BJ.
- Rozumiem. Wiesz, czarny lakier nawet ci pasuje.- odparł Arno.
- Wiem, ale dzięki za komplement.
- Jak udało ci się przeżyć?
- Czysty przypadek. Ukrywałem się w piwnicach bloków obróconych w ruiny, wykradałem energon z ruin banku, aż pewnego dnia złapały mnie trepy. Zostałem zabrany przed oblicze Megatrona, potem do Shockwave'a, potem trafiłem jeszcze do innego con'a. I tak jakoś czas mi upływał, aż do teraz. Właściwie, to miłe uczucie być wśród swoich. Wśród innych botów.
- Doprawdy? Ciekawe. A małego mech'a o imieniu NeonCore, pamiętasz?
BJ zamilkł. Próbował sobie przypomnieć skąd znał to imię, ale nic mu nie przychodziło do procesora.
- Nie. Nie pamiętam.- odpowiedział, na poprzednie pytanie, odwracając wzrok.
- To był mój syn. Wysłał do ciebie list z podziękowaniami za uratowanie życia mojej żony. Gdy wybuchły pierwsze walki, oboje połączyli się z wszech-iskrą.- warknął Arno.
- Gdybym ich pamiętał, to bym powiedział, że ci współczuję straty i jest mi przykro. Ale ich nie pamiętam, więc tak nie jest. Może kiedyś wspomnienia o nich do mnie wrócą. Na pewno nie dziś, ani nie jutro. Ale któregoś dnia, w przyszłości.- odparł niewzruszony BJ.
"Mini-con BlackJack proszony jest o stawienie się w Centrum Dowodzenia. Powtarzam, mini-con BlackJack proszony jest o stawienie się w Centrum Dowodzenia." - rozbrzmiało w głośniku.
- Zaraz wrócę, a ty pilnuj do tego czas trojaków. Ich trening jeszcze się nie skończył.- powiedział BJ, wstając z krzesła.
BJ wyszedł z sterowni i skierował się do Centrum Dowodzenia. Nie kłamał mówiąc, że nie pamięta żony i syna Arno. Naprawdę ich nie pamiętał. Ale uznał, że to nawet lepiej. Brak wspomnień z nimi to mniejszy ból w iskrze. Już dość łez wylał, dość nocy przepłakał. Musiał wziąć się w garść. Pewnym krokiem wkroczył do Centrum Dowodzenia, a boty stojące przed nim, odsuwały się robiąc mu tym samym przejście. W ich cyjanowych optykach był szacunek i podziw. BJ był jednym z niewielu mini-con'ów, którym udało się przeżyć. Przeżyć i zajść aż tak daleko. BJ wszedł po schodach na podwyższenie, z którego Cornel przemawiał do żołnierzy i wydawał rozkazy. Oparty o barierkę Erno stał tuż za przywódcą.
- Wzywałeś mnie.- powiedział BJ.
- Owszem, wzywałem.- odparł Cornel.
- O co chodzi?- spytał BJ.
- Dostaliśmy wiadomość, od jednego z decepticonskich ścierw. Prosi o spotkanie.- powiedział Erno.
- Podał powód, dla którego chce się spotkać?- spytał BJ, spoglądając na mech'a.
- Nie. Napisał jedynie abyśmy spotkali się z nim o północy w opustoszałym magazynie na północ od miasta.- odpowiedział Erno.
- My?
- Ty i ja. Chciał właśnie zobaczyć się z naszą dwójką.
- Śmierdzi mi to pułapką. Wezmę z nami trojaki, tak na wszelki wypadek.
- Jasne, nie ma problemu.
Tego samego dnia o północy, Erno i BJ z trojaczkami stawili się na miejscu spotkania. Decepticon, który wysłał im wiadomość już na nich czekał. White widząc wroga zaczął cicho powarkiwać, ale BJ uciszył go kładąc dłoń na głowie wilka.
- Kim jesteś i po co nas tu ściągnąłeś?- spytał Erno.
- Nazywam się Roalder. A ściągnąłem was tutaj, ponieważ chcę porozmawiać.- odpowiedział Con.
- Roalder. Z Starożytnego oznacza spryt.- mruknął BJ.
|Dop. aut - imię i jego znaczenie są zmyślone|
- Więc czego od nas chcesz Roalder. Mów, byle szybko. Inaczej poczujesz na sobie kły dziko-krwistych.- powiedział Erno, wymownie spoglądając na trojaki.
Te na wymowne spojrzenie mech'a zaczęły obnażać kły by pokazać wrogowi, że nie zawahają się na niego rzucić i zagryźć na śmierć.
- Skoro tak stawiasz sprawę. To ja zamaskowałem wasze włamanie do magazynu z zaopatrzeniem medycznym.- oznajmił Roalder.
- Ty? Po co to zrobiłeś?- spytał BJ.
- Aby zapewnić wam przewagę. Nie przystąpiłem do decepticon'ów z własnej woli. Rodzice mnie sprzedali jak jakiś przedmiot.- odpowiedział Roalder.- Chcę się od nich uwolnić. Chcę wam pomóc.- dodał.
BJ i Erno spojrzeli po sobie. Nie spodziewali się takiego wyznania z strony mech'a. Musieli to obgadać.
- Daj nam chwilę.- powiedział BJ.- Pilnujcie go.- dodał zwracając się do trojaków.
Obaj odeszli kilka kroków aby Roalder nie usłyszał ich rozmowy.
- Co o tym sądzisz?- spytał Erno.
- Nie wiem. Zdaje się mówić szczerze. Nie wydaje mi się aby kłamał w tak ważnej kwestii. Poza tym, słyszałem żal w jego głosie gdy wspomniał o rodzicach.- odpowiedział BJ.
- Ja też, ale to o niczym nie świadczy. Jeśli chce nam skrycie pomagać, to proszę bardzo. Ale Cornel i tak musi się o tym dowiedzieć.- odparł Erno.
- I się dowie. Z resztą sam go słyszałeś. Chce się uwolnić od deceptów i przystąpić do nas. To chyba o czymś świadczy. Gdybyśmy mieli właśnie jego jako naszą wtykę w szeregach wroga, bardzo byśmy na tym zyskali. Widać, że jest uzdolniony. Mógłby maskować każdą naszą akcję i wodzić jednego z generałów wiadrogłowego za nos. A ten by się w niczym nie połapał.
- Na dłuższą metę to by się nie sprawdziło. Koniec końców, ktoś by go zdemaskował.
- Wiem o tym. Powinniśmy skorzystać z okazji póki możemy. "Kuć żelazo dopóki gorące" - słyszałeś kiedyś takie porzekadło?
- Słyszałem i to nie jeden raz. Eghh, no dobra. Niech będzie. Ale Cornel i tak się o wszystkim dowie.
- Musi się dowiedzieć, to w końcu nasz dowódca.
Obaj wrócili do nadal czekającego Roaldera, pilnowanego przez trojaki. Gdy podeszli, ten zwrócił ku nim swoją czerwoną optykę.
- Zgoda, zostaniesz naszą wtyką. Ale jeśli okaże się, że nas oszukałeś - nie zawaham się wyrwać ci iskry.- powiedział Erno.
- Dziękuję. Daję słowo, że nie pożałujecie.- odparł Roalder.
- To się jeszcze okaże. Rano omówimy to z naszym dowódcą i on zadecyduje czy warto ci zaufać. Czy takie ryzyko jest warte swojej ceny.- odpowiedział mu BJ, sięgając po coś do podprzestrzeni.
Owym czymś okazało się niewielkie urządzenie, dzięki któremu Roalder będzie mógł się skontaktować z Ruchem Oporu. Mini-con rzucił mech'owi urządzenie, które złapał w locie.
- To niewielkie urządzenie umożliwi ci bezpieczne kontaktowanie się z nami. Fale ustawione są tak, że radary wewnętrzne con'ów nie będą w stanie namierzyć tego urządzenia. Pilnuj tego jak własnej optyki, bo wbrew pozorom nie mam tyle czasu by skonstruować drugi taki sam.- powiedział BJ.
- Oczywiście.- odparł Roalder.
- Jak tylko będziesz coś wiedział na temat energonu, albo broni, której potrzebujemy daj nam cynk. Ustalimy potajemne spotkanie i zdradzisz nam szczegóły, łapiesz?- powiedział Erno.
- Łapię.
- Świetnie. My będziemy już iść, niedługo zacznie świtać. I pamiętaj, jak nas zdradzisz, nie żyjesz.
Piątka botów poszła w stronę jednego wyjścia z opuszczonego magazynu, a ich "wtyka" w stronę drugiego.
Po powrocie do bazy Ruchu Oporu, BJ i trojaki położyli się do łóżek. To był dla nich, bardzo długi i męczący dzień. No i dość dziwna noc. Gdy tylko zamknęli optyki, od razu zapadli w głęboki sen.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro