Chciałabym, żeby pani...

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-------------

TW: samookaleczanie, próba samobójcza

-------------

Nigdy nie byłam dobra w wiązaniu. Nawet zawiązanie sznurówki sprawiało mi problem. I nie chodziło o to, że tego nie potrafiłam. Potrafiłam, ale najwyraźniej słabo, bo zawsze i tak chodziłam z rozwiązanymi. Zawsze bardzo szybko się rozplątywały.

— Zawiążesz mi? — Zapytałam raz mojego chłopaka. Siedział wtedy na ławce, a mi but znowu się rozwiązał. Uśmiechnął się i w tym uśmiechu było trochę rozbawienia.

— Jaka nieporadna. — Powiedział. Nie po to, żeby mnie obrazić. Właściwie nie wiedziałam po co. Ale zawiązał. I kiedy zdejmowałam buty, nie rozwiązywałam ich, a kokardki na sznurówkach wciąż się trzymały.

Ale on mnie w końcu zostawił i nie miał mi już kto wiązać butów. A kiedy wiązałam je sama, wciąż się rozplątywały.

Dlatego właśnie pętla odpadała.

Pojawiła się myśl, że może tabletki. Próbowałam. Popijając alkoholem, ale miałam problem z połykaniem. Zawsze go miałam. I prawie zwymiotowałam, kiedy próbowałam je przedawkować.

Dlatego właśnie tabletki odpadały.

Pamiętam jak rozkręcałam temperówkę. Taką z koszyczkiem, w którym zostają stemperowane skrawki, bardzo wygodna rzecz. Przez kilka lat nosiłam ją zawsze ze sobą, a w koszyku zamiast ścinek z ołówków były dwie żyletki, wykręcone z tej samej temperówki.

Miałam dużo ran. Nigdy nie były zbyt głębokie, ale zostawały strupy, potem ślady. Na początku bolało. Potem przyzwyczaiłam się do tego bólu, a nawet go polubiłam. Był kojący. W pewnym nawet momencie przestałam się zastanawiać nad tym dlaczego to robię. Po prostu robiło się źle, a ja sięgałam po nie i jeździłam po skórze.

Ale pewnego dnia je wyrzuciłam. Jakbym się opamiętała. Co ja sobie robiłam? Jak mogłam się tak krzywdzić? To był lepszy moment.

A później siedziałam w wannie i płakałam opętana falą żalu i szaleństwa do pewnego stopnia. Myśli krążyły mi wokół beznadziei, w której się znalazłam. Ciągnęły mnie do tego, żeby znów to sobie zrobić. Ale świadomość, że nie powinnam, że obiecałam sobie, że więcej tego nie zrobię sprawiała, że wiedziałam, że nie mogę. Że będę tego żałować. Że to wcale nie jest rozsądne. Przejechałam sobie dłońmi po twarzy, chcąc się uspokoić. Miałam ochotę wydrapać sobie oczy. Odsunęłam ręce.

Wyszłam z wanny. Wytarłam się, ubrałam i wyszłam. Szłam prosto przed siebie, nie rozglądając się przy przechodzeniu przez jakiekolwiek przejście. Chód był szybki, jakbym musiała wyładować wszystko co we mnie siedziało, bo wszystkiego miałam dość.

Kiedy dochodziłam do przejścia, auto, które nadjeżdżało się zatrzymało. Nie byłam pewna, czy to z uprzejmości kierowcy, czy może dlatego, że nie wyglądałam tak jakbym miała zamiar zatrzymać się i rozejrzeć. Weszłam na pasy i zatrzymałam się tuż przed autem.

Stałam.

Usłyszałam klakson. Kilka razy. Ale wciąż stałam w miejscu.

Drzwi od strony kierowcy otwarły się i wysiadła przez nie jakaś kobieta. W półmroku nie widziałam zbyt dobrze jej twarzy.

— Hej, dziewczyno, co z tobą? — Zapytała. Uniosłam delikatnie podbródek.

— Chciałabym, żeby mnie pani zabiła. — Odpowiedziałam spokojnie. I byłam niemal pewna, że miała ochotę to zrobić. Że miała ochotę wsiąść do auta i mnie rozjechać. Ale nie zrobiłaby tego nie ze względu na mnie, tylko ze względu na siebie i na kłopoty, które by ją spotkały.

— Dobrze ci radzę, rusz się, bo zadzwonię na policję. — Powiedziała. Chyba nie wzięła moich słów na poważnie. Wzruszyłam ramionami.

— Policja mi raczej tego nie zrobi. — Odpowiedziałam i poszłam dalej przed siebie.

Nie miałam pojęcia, gdzie idę.

Ale może nie warto iść na drugą stronę, skoro o to tyle zachodu.

Już mi wszystko stało się
zupełnie obojętnym.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro