15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Nazywam się Bridgette... Bridgette Cheng - powiedziała cicho i skoczyła. Czarny Kot spoglądał za nią z nieelegancko szeroko otwartą buzią, a w jego oczach widniał szok. Nie pobiegł za nią tak jak to zawsze sobie wyobrażał. Po prostu był zaskoczony do tego stopnia, że nie był w stanie nawet ruszyć się z miejsca. Bridgette Cheng. Ta Wariatka, która biegała za nim odkąd tylko się poznali, była jednocześnie jego Biedronką. Przecież obie były tak skrajnie różne, że to było wręcz niemożliwe ale czy na pewno? Usiadł z impetem na dachu a pierścień zapiszczał po raz ostatni. Super bohaterska przemiana dobiegła końca, a przed jego twarzą pojawił się Plagg. 
- Wiedziałeś prawda? - zapytał na co Kwami tylko pokiwało głową. Felix westchnął głośno. Ta informacja tak wiele ułatwiała a jednocześnie sprawiała, że musiał się poważnie zastanowić nad swoimi uczuciami. Problem polegał na tym, że nie czuł tego samego do Bridgette i Biedronki. W pierwszej prawdopodobnie dopiero co się zakochał, natomiast co do drugiej... sam już nie wiedział co to właściwie było. Od początku go fascynowała. Podziwiał ją za wszystko co robiła i widział w niej chodzący ideał, którym jak się później okazało wcale nie była. Nie przeszkadzało mu to jednak w tym, żeby nadal ją adorować bo czuł, że łączy go z nią jakaś silna więź. Jednak do czasu aż coś między nimi nie zaczęło się psuć, a uczucie którym ją dażył stało sie gorzkie i nie smaczne. Natomiast Bridgette, to była po prostu Bridgette... Wesoła, szczera czasem aż do bólu i niesamowicie irytująca a jednocześnie troskliwa, wrażliwa i chętna do pomocy. Felix spojrzał na horyzont który teraz jarzył się odcieniami pomarańczy jakie nadawało mu zachodzące słońce. Jakoś ciężko było mu to poskładać do kupy. Dotąd milczący Plagg przysiadł na jego ramieniu i wreszcie się odezwał. 
-  Bridgette i Biedronka to nadal ta sama osoba prawda? - zapytał i nawet nie czekając na odpowiedź dodał - ten koc to zawsze była jej sprawka.
Felix spojrzał na niego zaskoczony. Choć faktycznie kiedyś przeszło mu przez myśl, że to Biedronka, ostatecznie nie wziął tego na poważnie. To nie to, żeby wątpił w jej wrażliwość, bo była dobrą osobą jednak to zachowanie mimo wszystko jakoś mu do niej nie pasowało, ale do Bridgette... do Bridgette jak najbardziej tak. 
- Czas wracać do domu - powiedział wstając i otrzepał swoje spodnie z pyłu, który pokrywał dach - Plagg wysuwaj pazury! - krzyknął. Szybko nawiązał połączenie z Plaggiem i zaczął karmić go swoją energią. Ruszył pędem w kierunku domu a w ślad za nim, podążyły jego własne cienie. 
Następnego dnia w szkole Bridgette pojawiła się jak nigdy z przygnębioną miną. Mógł tylko przypuszczać, że to on, a raczej Czarny Kot był tego powodem. Nie czuł się ani trochę dobrze z tą świadomością. Nadal targały nim sprzeczne uczucia kiedy zamyślony szedł szkolnym korytarzem. Natychmiast się zatrzymał słysząc zza rogu dobrze już znany mu głos. Choć brzydził się tego typu metodami, tym razem zrobił wyjątek  i oparł się o ścianę plecami nadstawiając ucha.
- Nic mi nie będzie Emmo - zapewniła Bridgette swoją przyjaciółkę.
- Chyba sama w to nie wierzysz - burknęła Emma.
- Już ci mówiłam, że chciałam mu tylko pomóc - powiedziała Brid - Chciałam żeby Felix wreszcie zaczął cieszyć się życiem, chciałam żeby się uśmiechał. Po prostu chciałam go uratować  - dodała ciepło a Felix mógł doskonale wyobrazić sobie jak się uśmiecha - Poza tym martwi mnie w tej chwili coś zupełnie innego - próbując pomóc Felixowi, zaniedbałam kogoś na kim również mi zależy - powiedziała z rozpaczą w głosie a Agreste nie miał wątpliwości, że mówiła o Czarnym Kocie. On jednak usłyszał już dość i odszedł w przeciwnym kierunku. Jedno wiedział na pewno. Bridgette nie ważne czy w masce czy bez, nadal była tą samą osobą która próbowała go ocalić przed nim samym. Bridgette i Biedronka to była ta sama dziewczyna której oddał swoje serce.

- Nie mówiłaś mi, że jest ktoś jeszcze - bąknęła Emma z niezadowolona miną. Bridgette posłała jej słaby uśmiech.
- Wybacz ale nie czuję się na siłach by o tym teraz rozmawiać - powiedziała czarnowłosa odpychając się od ściany.
- Jasne, powiesz kiedy będziesz gotowa - wzruszyła ramionami Emma. Nagle po szkole rozniósł się przerażony Krzyk dziewczyny. Bridgette niewiele myśląc ruszyła w kierunku z którego dobiegł dźwięk. Z impetem dopadła schodów i pognała na piętro a tuż za nią podążała Emma. Korytarze były puste, bo prawie siedemdziesiąt procent szkoły przebywało w tej chwili na stołówce jedząc obiad. Bridgette w duchu cieszyła się z tego faktu bo to oznaczało, że nie musiała przeciskać się przez tłum. Prawie zderzyła się z Felixem w otwartych drzwiach klasy, z której dobiegał donośny szloch dziewczyny. Jednocześnie spojrzeli przed siebie a ich wzrok zatrzymał się na stojącego w otwartym oknie mężczyzny w kapturze. Nieznajomy obejmował przestraszoną mulatkę którą była Alya Cesaire chodzącą do równoległej klasy. Wyglądało to tak jakby specjalnie czekał aż ktoś go zobaczy, bo gdy ledwo go zauważyli roześmiał się okrutnie i wyskoczył wraz z dziewczyną przez okno. Bridgette rzuciła się w ich kierunku i wychyliła na zewnątrz, jakby chciała zyskać pewność, że nic im się nie stało. Odwróciła się z powrotem do wnętrza klasy i odetchnęła z ulgą gdy zobaczyła, że Felixa już nie było.
- Emmo biegnij do Dyrektora! - zarządziła a Emma jak na jej najlepszą przyjaciółkę przystało, przytaknęła ruchem głowy i pognała korytarzem do gabinetu Dyrcia. 
- Tikki kropkuj! - krzyknęła Bridgette a w tym samym momencie w mieście rozbrzmiał alarm akumowy. Wyskoczyła przez okno i wspięła się na dach szkoły, skąd miała zdecydowanie lepszy widok. Czarny Kot już tam był, ale nie spytała go skąd wiedział, że ma tu na nią zaczekać. 
- Widziałem jak kierował się w stronę Katedry - powiedział.
- W takim razie i my tam ruszamy - powiedziała i nie czekając na jego reakcję, przeskoczyła na następny dach. Martwiło ją to, że nie wiedziała do czego złoczyńca potrzebował Alyi. Świadomość, że jest przynętą przyjemniej pozwoliłaby jej myśleć, że nic dziewczynie nie grozi do puki jest potrzebna. Gdy wreszcie dotarli pod Katedrę, usłyszeli nieprzyjemny śmiech dochodzący z wieży a ktoś z tłumu zebranego na dole zawołał:
- Patrzcie to prawdziwy Quasimodo!
Biedronka zadarła głowę do góry i faktycznie, to co zobaczyła okropnie ją przeraziło. Spod kaptura wychynęła zdeformowana twarz, a skóra głowy prześwitywała spod rzadkich rudych kosmyków. Jedną ręką trzymał się smukłej wieżyczki, a drugą obejmował Alyię która zwisała w jego objęciu kilkanaście metrów nad ziemią. 
- On jej nie może upuścić! - zawołała z przestrachem Biedronka.
- Damy sobie radę - powiedział pewnie Czarny Kot ściskając jej ramię - Nie może nas zobaczyć do ostatniego momentu - dodał spoglądając jej w oczy.
Po chwili w śród gapiów rozległy się przerażone jęki, gdy złoczyńca zwinnie przeskoczył na następną wieżyczkę nieomal nie upuszczając mulatki.
- Musimy się spieszyć - rzekła Biedronka i ruszyli ku Katedrze. Stanęli na jej tyłach tuż przy murze. Chat wyjął swój kij i objął Biedronkę mocno w pasie. Czarnowłosa objęła go ramionami i po chwili ruszyli ku górze unoszeni na kocim kiju. Stanęli na masywnym dachu Katedry i podkradli się cicho do wierzy. 
- Będziesz moją żoną Esmeraldo - powiedział Dzwonnik do Alyi przyciągając ją bliżej siebie. Stali teraz na balkonie, tuż przy ogromnym zegarze który nieubłaganie odmierzał płynący czas. 
- Nie jestem Esmeraldą - powiedziała mulatka drżącym głosem, próbując wyrwać się z objęć złoczyńcy. 
- Ależ oczywiście, że jesteś. Wszędzie bym cię poznał ukochana - zapewnił energicznie przytakując głową. 
-hmm... no nie wiem, Esmeralda chyba powinna mieć czarne włosy - usłyszeli czyiś głos i odwrócili się w kierunku z którego dobiegał. Twarz złoczyńcy pokrył grymas złości a Alyia odczuła widoczną ulgę na widok Biedronki - poza tym chyba oczy też nie są te - zauważył Czarny Kot po chwili namysłu.
Dzwonnik uważnie przyjrzał się uprowadzonej dziewczynie mrużąc oczy. 
- Esmeradla? - zapytał - Władca Ciem powiedział, że to ty jesteś Esmeralda - dodał po chwili.
- Władca Ciem cię okłamał - powiedziała poważnie Biedronka.
- Nie! - Krzyknął a na jego twarzy odmalował się ból - To nie prawda! Ty kłamiesz! - Wrzasną i puszczając Alyię rzucił się niespodziewanie na Biedronkę, miażdżąc ją w uścisku swoich olbrzymich łap. 
- Kotaklizm! - zawołała Chat i ruszył w jego kierunku. Dotknął kaptura Quasimodo, który rozpadł się w pył a on sam upadł na kolana. Biedronka zwinnym ruchem pochwyciła akumę i przywróciła świat do poprzedniego stanu. Gdy już myśleli, że jest po wszystkim, nagle tuż obok nich wybuchła mała bomba dymna. Znikąd wyskoczył dobrze im już znany Mim i zepchnął Alyię z wierzy zegarowej. Biedronka rzuciła się jej na ratunek, jednak gryzący w oczy dym sprawiał, że straciła ostrość widzenia. Patrząc przez łzy próbowała pochwycić mulatkę, a po chwili dało się słyszeć głośny trzask łamanych kości. Biedronka z przerażeniem wylądowała na posadce a wokół niej zebrał się tłum. Ktoś dzwonił po karetkę, ktoś inny zakrywał oczy swojemu dziecku mówiąc by tego nie oglądało. Biedronka upadła na kolanach obok Alyi, która spoglądała w niebo pustym wzrokiem a spod jej głowy wypływa gęsta czerwona krew. W tłumie znajdowała się lekarka, która natychmiast podbiegła do mulatki by po chwili przecząco pokręciła głową. Ayia zginęła na miejscu. Biedronka pierwszy raz nie zdołała kogoś uratować. Po jej policzkach obficie spływały łzy, które w krótkim czasie wypłukały z oczu drażniącą je substancję. Ból rozrywał jej serce i nie mogła już dłużej powstrzymać głośnego szlochu. Obok niej pojawił się Czarny Kot który pokrzepiająco ścisnął ją za ramię. Gwałtownie podniosła się na nogi i z płaczem rzuciła prosto w jego ramiona. Potrzebowała ich teraz bardziej niż czegokolwiek innego na świecie. Czarny Kot bez słowa przytulił ja do siebie, zatapiając nos w jej ciemnych włosach.  

Bunnix zerwała się z miejsca i rzuciła w kierunku elipsy z przerażeniem malującym się na jej twarzy. Alyia jej przyjaciółka, właśnie zginęła a Biedronka nie zdołała jej uratować. Po jej policzkach popłynęły łzy. Widok śmierci przyjaciółki był czymś, czego nikt przy zdrowych zmysłach nie był w stanie znieść. 
- Alyia - jęknęła zrozpaczona Bunnix dotykając elipsy. Nagle usłyszała donośne chrupnięcie i z niepokojem spojrzała na sąsiednią, tak ważną dla niej elipsę. Jedynym słowem jakie zdołało opuścić jej spierzchnięte usta było krótkie:
- Nie...
Na elipsie w której Bridgette i Felix walczyli ze sobą reprezentując równowagę i moc absolutną, pojawiło się ziejące jasnym blaskiem pęknięcie. Wyglądało to jak pęknięty lód na rzece spod którego prześwituje woda. W kącikach oczu Bunnix pojawiły się łzy. Jeśli Bridgette się nie pospieszy to elipsa się rozpadnie, a  rzeczywistość w której Alyia nie żyje stanie się nową i aktualną linią czasową. Natomiast Bunnix i Paryż jaki znała po prostu znikną.

Bridgette przez cały czas stała w ramionach Kota, obserwując jak lekarze pogotowia zabierają ciało Alyi do karetki. Czarny Kot obejmował ją opiekuńczo, co jakiś czas głaszcząc po głowie czy plecach jakby naprawdę wiedział, że teraz tego potrzebowała. Była mu niesamowicie wdzięczna za ten gest, bo tylko to jeszcze było w stanie utrzymać ją na nogach. Gdy karetka ruszyła a policja zabezpieczała teren wypadku, jeden z mundurowych właśnie skończył ich przesłuchać i ruszył ku swoim, kiedy jakaś pięćdziesięcioletnia kobieta zaatakowała Biedronkę rzucając oskarżeniami na prawo i lewo.
- To twoja wina Biedronko! Pożal się Boże bohaterka, a nie prawdziwa obrończyni Paryża. Przez ciebie zginęła niewinna dziewczyna! - Krzyczała kobieta. Czarnowłosa czuła jak po jej policzkach spływają nowe łzy. Sama czuła się winna i nie potrzebowała by jeszcze ktoś jej o tym przypominał. Poczuła jak Chat cały się spiął i przytulił ją mocniej do siebie. Na jego twarzy pojawił się grymas złości.
- Z całym szacunkiem ale Pani nie jest tutaj od osądzania kogokolwiek - powiedział siląc się na spokojny ton. Nieznajoma spojrzała na niego krytycznym wzrokiem zanim się odezwała.
- A ty kim niby jesteś, że masz prawo tak się do mnie odnosić chłopcze? Bo bohater z ciebie żaden tak samo jak z niej - prychnęła. Biedronka poczuła jak mocniej zacisnął dłoń na jej ręce. Mięsień na jego twarzy zadrgał i widziała jak wiele w tej chwili kosztowało go utrzymanie spokoju. Przymknął na moment oczy, a gdy je otworzył zobaczyła w nich niebezpieczny błysk. Pochylił się z krzywym uśmiechem ku kobiecie.
- Gdybym to powiedział, musiałbym Panią zabić - rzekł takim głosem, że Biedronka cieszyła się iż nie jest na miejscu tej kobiety. Nieznajoma oburzona nadymała policzki i odwróciła się na pięcie.
- Chodź, Odprowadzę cię do domu - zwrócił się do niej posyłając jej pokrzepiający uśmiech. Nie protestowała, nie pytała skąd wie gdzie mieszka. Po prostu pozwoliła mu się wziąć na ręce i zanieść do domu. Chat wskoczył na dach i ruszył w kierunku restauracji Cheng. Objęła go rękoma wokół szyi i przytuliła twarz do jego torsu, czując się bezpiecznie w objęciach Kota. Droga minęła im w zupełnym milczeniu. Chat wreszcie wylądował na jej balkonie i postawił ją na nogi. Niechętnie oderwała się od niego i wtedy przypomniało jej się coś ważnego.
- Zostawiłam plecak w klasie - powiedziała z rezygnacją w głosie. 
- Nie martw się, zajmę się tym a ty odpocznij - powiedział. Pocałował ją opiekuńczo w czoło i odszedł.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro