Rozdział 10 Kim oni są?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Minęły ponad dwadzieścia cztery godziny od kiedy Kai został ranny, jego stan się nie zmienił. W dalszym ciągu leży jak martwy. Zane co jakiś czas chodzi do niego i patrzy czy coś się dzieje, ale nic. Dalej jest jak w śpiączce. Nya często tam przesiaduje i rozmawia z nim, albo raczej mówi do niego. Jay mi wytłumaczył, że mają tylko siebie. Sama siedziałam z nim chwile, przeprosiłam go, że nie było mnie tam i nie mogłam mu pomóc. Właśnie siedziałam w swoim pokoju i myślałam nad tym co się działo przez ostatnie parę dni. Przerwało mi pukanie, popatrzyłam na drzwi i pozwoliłam wejść. Zobaczyłam, że to Cole. 

– Mogę? – zapytał przekraczając próg pokoju. Pokiwałam głową, zamknął drzwi i usiadł obok mnie. – Ja chciałem ci podziękować. Wcześniej nie miałem czasu aby to zrobić... 

– Nie masz za co dziękować – uśmiechnęłam się do niego. 

– Gdyby nie ty... 

– Nie mów nic takiego – przerwałam mu. – Wszystko się udało, jest dobrze. 

– Jeszcze raz dziękuje – na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech, który odwzajemniłam. Chwile trwaliśmy w ciszy. – Sensei też prosił aby przyjść do niego – dodał. 

Wstaliśmy z łóżka i wyszliśmy z pokoju, staruszek czekał na nas w pokoju w którym była kontrola nad statkiem. Przez chwilę jeszcze się schodziliśmy tu, ostatnia przyszła Nya która była u brata. Mężczyzna przestawił nam plan rozmów, w sumie to mieliśmy tylko jeden temat do poruszenia. Szukanie informacji o tamtej dwójce. Zobaczyłam jak mistrz kładzie na stole cały stos zwojów, będzie ciekawie. Rozdzielił je między nas, każdemu wyszło po pięć, byłoby ich więcej ale mówił, że sam przejrzał ich paręnaście. 

– Będziemy je czytać do późnego wieczora... – powiedział Jay.

– Albo nawet do rana – mruknęła Sabrina, widocznie niezadowolona z tego, że musi tyle przeczytać. 

– Skończyłem – odezwał się Zane. 

– Co...? – popatrzyliśmy wszyscy na niego jak na wariata. 

– Zeskanowałem wszystkie swoje zwoje – odpowiedział. 

– To nie możesz zrobić tego z naszymi? – zapytał Cole.

– Nie, ja idę robić kolację a wy macie czytać. Jedynie pomogę Senseiowi, bo on przeczytał już ich bardzo dużo – zrobił jak mówił, zostawili nas samych ze stosem tego cholerstwa. Co za zdrajca.

– To miłego czytania dla nas – powiedział Lloyd rozsiadając się wygodniej i zaczynając czytać. 

Usiadłam na podłodze i zabrałam ze sobą swoje wszystkie zwoje. Chwyciłam za pierwszy, rozwinęłam go i zaczęłam czytać. Obok mnie usiadła Sabrina, słyszałam jej bardzo wzdycha z niechęci do czytania ich. Nieco mnie to rozpraszało, nie mogłam się skupić na tym co czytam przez co mogłam pominąć ważne dla nas informacje. Po jakiejś chwili wyłączyłam się już na jej stękanie, na całe szczęście. Czas strasznie nam się dłużył, kiedy skończyłam czytać jeden zwój to czułam jakby minęło mi pół dnia, ale tak nie było. Po przeczytaniu kolejnego byłam już strasznie zmęczona, litery mi się rozmazywały. 

– Ja już nie mogę – westchnął Jay, odpychając od siebie wszystkie zwoje. – Naprawdę chcę mu pomóc, ale skoro Zane by był w stanie przeczytać za nas wszystko, to byśmy zaoszczędzili wiele czasu... Który jest nam potrzebny teraz – wszyscy popatrzyliśmy na niego, w sumie miał rację. 

– Przecież nie chciał za nas wcześniej czytać – powiedziała Sabrina. 

– Może teraz mu się odwidziało? – mistrz piorunów wzruszył ramionami i wstał, prawdopodobnie poszedł poszukać naszego tytanowego przyjaciela. 

– Myślicie, że mu się uda? – czarnowłosy zaczął temat. 

– Oby... – powiedzieliśmy wszyscy zgodnie. 

Rudowłosy nie wracał zbyt prędko, zaczynaliśmy wątpić w to, że udało mu się namówić mistrza lodu na współpracę. Pogodziłam się z tym, że zaraz będę musiała znowu zanurzyć nos w tekście, więc wzięłam ponownie zwój do ręki. Jednak zanim go rozwinęłam wolałam jeszcze chwilę poczekać. Po paru minutach przyszedł do nas Jay z Zane'm. Na początki nie dawał się namówić na przeczytanie tego za nas, ale po dłuższym czasie błagania go zgodził się. Naszemu wybawcy przeczytanie tego co my byśmy czytali przez następne godziny zajęło nie więcej niż dwie minuty. Byłoby mniej, ale wolał przeczytać to co już samo czytaliśmy. 

– Nie mogłeś zrobić tego wcześniej? – zapytał Lloyd marszcząc brwi. 

– Mogłem. 

– To co ci stało na przeszkodzie? – tym razem zapytał Cole. 

– Chciałem abyście też coś zrobili – uśmiechnął się do nas. – Idę po Senseia, wy ułóżcie zwoje w tym czasie – zniknął za ścianą. 

Zabraliśmy się za układanie ich w ładny stos, o ile można tak powiedzieć. Zaraz po tym jak skończyliśmy przyszli oni. wszyscy usiedliśmy przy stole, Zane opowiadał co było zawarte w zwojach, my nawet nie musieliśmy się odzywać. Chociaż Jay i Sabrina próbowali aby ich czytanie nie wyszło na marne. Sensei przez dłuższy czas milczał, patrzył na każde z nas i głaskał swoją brodę z zamyśloną miną. 

– O czym tak myśli? – zapytałam siedzącą obok mnie Nya'e. 

– Nie mam pojęcia, ale na pewno zaraz się dowiemy – odpowiedziała.

Cisza trwała chwilę, każdy wymieniał się spojrzeniami. 

– Nasi wrogowie... – zaczął staruszek. – Musimy na nich uważać. 

– To wiemy, wujku – powiedział blondyn. 

– Są bardzo potężni – wstał i popatrzył za okno. – Kobieta, Komoto potrafi wprowadzić ciało w śpiączkę trwającą nawet do pięćdziesięciu godzin.

– A chłopak? – zapytałam. 

– Hilo może pozbawić nas mocy, przy czym ofiara jest na tyle osłabiona i nie zdolna do walki, że bez innej osoby sobie nie poradzi. Sprawność odzyskuje się w ciągu doby – na jego twarzy można było wyczytać mały niepokój. 

– Powinniśmy wiedzieć coś jeszcze? – zapytał Jay. 

– Nie możecie zostać zranieni przez dwójkę, połączenie ich mocy was... zabije – wszyscy, może poza Zane'm który to wyczytał byli w szoku. Spodziewaliśmy się, że nie będzie to najmilsza informacja, ale nie aż taka. 

– Przecież Holo próbował zranić potem Kai'a, chcieli go zabić – powiedziała Nya, a jej oczy wypełniły się łzami. Przytuliła się do Jay'a, który uspokajał ją. 

Czarnowłosa chciała iść do swojego brata, więc mistrz piorunów ją zabrał do niego. Siedzieliśmy chwilę tak, ale okazało się to zbyt niezręczne i postanowiliśmy zając się swoimi sprawami, w moim wypadku nie miałam żadnych "swoich spraw", więc postanowiłam pomóc Senseiowi z układaniem zwojów. Prowadziliśmy w trakcie tego rozmowę, zapytałam go czy może nie posiada czegoś co by mogło nas ochronić przed nimi. Na nasze nieszczęście nie było takich przedmiotów, byliśmy zdani tylko na siebie.


***

I cyk rozdzialik, miłego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro