Rozdział 13 Podział

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Drużyna cały czas się kłóci, mimo, że minęło już pięć dni. Sensei dalej nie wrócił, do miasta nie chodzimy. Jeśli chodzimy po jakieś zapasy to do małych wiosek i to też najczęściej mnie proszą o kupno artykułów. Jay nauczył się zajadać stres, nawet nie chodzi o to, że dużo je. To najzwyczajniej nie zdrowe. Zawsze idąc po coś do jedzenia musimy pamiętać aby kupić mu coś słodkiego do jedzenia. Jeszcze parę dni i zacznie wyglądać jakby połknął małego arbuza. Cole stara się z nim ćwiczyć aby chłopak miał trochę ruchu i nie upasł się tak szybko, jednak to na nic bo zwykle słyszy wymówki ze strony mistrza piorunów. Kai żartuje, że wygląda powoli jak niejaki Dareth. Wszyscy jesteśmy rozdrażnieni i zestresowani, tylko jedyny Zane ma się "dobrze". Chociaż w głębi na pewno to wszystko przeżywa.

– Nie potrafię tu tak siedzieć i czekać – mruknął Lloyd. 

– Musimy –odpowiedział Zane. 

– Od paru dni słyszymy to Twoje "musimy" – czarnowłosy wywrócił oczami i westchnął cicho. 

– Tak trzeba – mistrz lodu brzmiał jakby nic się nie działo, pełne opanowanie.

– Pora wyjść z naszej strefy komfortu i zawalczyć o miasto – powiedział Kai wstając z ziemi. 

– Żadnej walki, tym bardziej ty nie walczysz – podniosła się do niego Nya. Wymieniali się spojrzeniami, czerwony ninja był ewidentnie rozdrażniony zachowaniem siostry. 

– Każdy powinien mieć wybór czy chce walczyć – blondyn skrzyżował ręce na klatce piersiowej, to chyba się nie spodobało Zane'owi. 

– Wszyscy powinniśmy trzymać się razem, tak powtarzał mistrz – po tej odpowiedzi Lloyd zagryzł dolną wargę, to chyba nie był dobry znak.

Między nimi rozpętała się kłótnia, Kai i Cole do niej dołączyli oczywiście popierając mistrza energii. Nya uważała za słuszną stronę Zane'a, a Jay tak samo jak ja i Sabrina wolał milczeć. Nie uważałam za słuszne zostawienie mieszkańców samych sobie, ale nie chciałam walczyć. Wolę załatwiać sprawy po przez rozmowę. Także ulokowałam się gdzieś pośrodku tej afery. Nie wiedziałam jak potoczy się to dalej, z minuty na minutę konflikt między nimi narastał. Można powiedzieć, że odczuwałam mały strach, w dodatku jeszcze Jay się dołączył. Oczywiście był po stronie swojej dziewczyny. Obawiałam się konsekwencji. 

– Nie dogadamy się – powiedział Lloyd. 

– Najwidoczniej – czarnowłosa zmarszczyła brwi. 

– Musimy się rozdzielić – blondyn popatrzył na mnie i na Sabrinę, bo tylko my zostałyśmy bez strony. – Musicie wybrać czy walczycie, czy może czekacie na cud – mówiąc ostatnie słowo popatrzył na Zane'a. 

Blondynka bez namysłu wybrała stronę, wolała walczyć u boku swojego chłopaka. Ja miałam małe trudności. Zbierałam wszystkie za i przeciw dla obu stron. Plusami drużyny mistrza lodu był fakt, że nikt nie zginie oraz, że nie będę musiała żyć w ciągłym stresie. Plusy drużyny Lloyda to na pewno fakt, że pomożemy innym i tam są jak na razie najbliższe osoby, Sabrina oraz Cole którego nawet polubiłam. 

– Idę do Lloyda – powiedziałam i zrobiłam krok w stronę blondyna. Moja przyjaciółka mnie przytuliła, chyba liczyła, że właśnie pójdę tu. 

– Kai, nie powinieneś... – odezwała się Nya, prawdopodobnie nie chodziło jej nawet, że nas jest więcej. Martwiła się o swojego brata. 

– Zobaczymy się później, siostra – uśmiechnął się do niej. 

Rozeszliśmy się w dwie strony bez żadnego słowa. Nya, Zane i Jay oddalili się od miasta. My postanowiliśmy się tam ukryć. Może i było to ryzykowne, ale nie mieliśmy lepszego pomysłu. Liczymy na to, że jakiś mieszkaniec zdoła nas ukryć przed samozwańczymi władcami. Cole wiedział gdzie powinniśmy szukać pomocnika. Jedna z dalszych uliczek od centrum, podobna do tej co kupowałam ostatnio potrzebny dla nas sprzęt. Maszerowaliśmy tak dość spory kawałek, zrezygnowaliśmy ze smoków. Wreszcie byliśmy na terenie miasta, czarnowłosy zapukał do drzwi. Otworzyła znajoma mi twarz, to ta sama kobieta ze sklepu. 

– Ninja... – powiedziała cicho. 

– Ćśś, ćśśś! – uciszał ją Kai. – Potrzebujemy pomocy. Możemy na Panią liczyć? – uśmiechnął się do kobiety o lekko szarawych włosach. 

– T-tak jasne – pokiwała głową. Otworzyła szerzej drzwi i każde z nas wręcz wciągnęła. Zaraz potem zatrzasnęła je i zamknęła na klucz. – Nie powinno was tu być – powiedziała. 

– Wiemy o tym – odpowiedział blondyn. – Jednak nie możemy już dłużej tak nic nie robić. 

– Chyba powinno być was więcej... – policzyła każdego z nas. Wzrokiem zatrzymała się na mnie i zmrużyła delikatnie oczy. – Pamiętam Cię. 

– Ja Panią też pamiętam – uśmiechnęłam się słabo.

– Do rzeczy – wtrącił się Cole krzyżując ręce na klatce piersiowej. – Mogłaby Pani nas na chwile tu kryć? – zapytał. – Oczywiście jeśli to nie problem – dodał prędko. 

– Żaden problem – kiwnęła głową. – Jesteście głodni? Chcecie herbatki? Moje dzieci jak tylko wrócą ze szkoły posprzątają dla was jeden ze swoich pokoi. 

Kobieta zniknęła za ścianą, prawdopodobnie udała się do kuchni. Wyglądała na strasznie zestresowaną, co się dziwić. Trzyma pod dachem gromadę wrogów publicznych. Mieliśmy niezłe szczęście, że akurat trafiło nam się, to ona tu mieszka. Gorzej by było gdyby otworzyła nam osoba która poinformowała by "władców". Po chwili przyniosła nam na tacy herbatę i ciasteczka, a także kazała czuć się jak u siebie. Kai podszedł do okien, tych od strony ulicy i zasłonił je. Usiedliśmy na kanapie i fotelach, co okazało się wyzwaniem. Jednak Sabrina usiadła Lloydowi na kolana co dodawało nam jedno miejsce więcej. Blondyn opowiadał o tym jaki mamy mieć plan, oczywiście nie wyprosił właścicielki mieszkania ale widziałam, że minimalnie przeszkadza mu ta obecność. Nigdy nie wiadomo, czy nie wykorzysta tych informacji przeciwko nam. Chociaż mało to prawdopodobne. 

– Może powinniśmy przejść na Ty? – zaproponowała olewając fakt, że mistrz energii mówił coś, w dodatku coś ważnego. – Mówcie mi Marie, czuje się staro słysząc "Pani"... – Cole przedstawił każdego z nas. 

Próbowaliśmy wrócić do poprzedniej rozmowy, jednak ktoś zaczął się szarpać z klamką. Marie pobiegła do drzwi i otworzyła je uważnie. Poczułam stres, może wprowadzili nowe prawo żeby sprawdzać dokładnie każdy dom? Gdyby coś takiego powstało bylibyśmy skończeni.

– Mamo ile mamy razy mówić abyś nie zamykała drzwi? Przecież nie chowasz przed światem żadnych... – dziewczynka urwała bo zobaczyła nas. – ...ninja.

– Musicie posprzątać jednej z pokoi, mamy gości – uśmiechnęła się ponownie zamykając drzwi. 

Dziewczynka i chyba nieco młodszy od niej chłopiec pobiegli do pokoju. Początkowo kłócąc się który pokój zostanie nam dany. Mieliśmy chwilę spokoju, ponieważ i kobieta pobiegła z dziećmi sprzątać. Lloyd wyraźnie odetchnął z ulgą. Wreszcie mógł mówić do nas bez ciągłego przerywania i bez osób trzecich. Odwrócił się do nas kończąc swoją herbatę. 

– To na czym skończyłem? – zapytał Garmadon. 

– Zdążyliśmy zapomnieć – zaśmiał się Kai. 

Usłyszałam tylko głośne westchnięcie od blondyna, potarł swoje skronie i ponownie tłumaczył nam jeden ze swoich pomysłów. Tym razem na szczęście nikt nam nie przeszkodził. Obawiam się, że ninja energii nie wytrzymałby już tego. Jego plan niestety nie okazał się być najlepszym przez liczne przeoczenia. Czeka nas dużo pracy... Bez Zane'a może okazać się to naprawdę trudne.


***

Dziś trochę krótszy rozdział, ale staram się xd

Miłego!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro