Rozdział 15 Nie możemy pomóc

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gad stał przed nami i głośno dyszał, ścigał nas? Ze smoka, na nasze szczęście zeszła Sabrina. Na nim pozostał jednak Lloyd, który się trzymał za ramię. 

– Gdzie Kai? – zapytał Cole.

– Gdzie byliście? – patrzyła na nas wściekła. – Gdzie Ty byłaś? – spojrzała na mnie. –Gdyby nie wasz spacerek to byśmy byli tu wszyscy! 

– Co jest z Lloydem? – zapytałam. 

– Gdybyś tam była, to nic by się nie stało! – odepchnęła mnie kiedy chciałam do niego podejść, przez co upadłam na piach, a sama zatrzymała się przy zwierzęciu. 

– Co z Tobą, Sabrina? – odezwał się Cole i pomógł mi wstać. – Dowiemy się gdzie jest Kai?

– Zabrali go... – wreszcie przemówił mistrz energii. – Zaraz z nami będzie to samo – wskazał głową na nadlatujące smoki. 

Tym razem to nie były smoki naszych przyjaciół. Blondynka wskoczyła na swojego gada i odleciała z Lloydem. Cole wytworzył swojego smoka i podał mi dłoń, aby mnie szybciej na niego wciągnąć. Dwa wielkie stworzenia nas ścigały, ze względu na to, że Sabrina wcześniej odleciała skupili się głównie na nas. Jeden z nich doleciał na tyle blisko, że zdołał strącić mnie ze smoka. Widziałam jak odległość między mną a mistrzem ziemi się zwiększa. Nawet nie miał czasu aby się po mnie zawrócić. Zamknęłam oczy i skupiłam się na tym aby pode mną pojawił się gad. Strach i stres wręcz mnie sparaliżowały. Po chwili czułam, że już nie spadam, a zbijam się w górę, na lekko prześwitującym fioletowym smoku. Mój wybawca wydał z siebie donośny ryk i zawisł w powietrzu. Szukałam wzrokiem Cole'a albo Sabriny. Chyba stworzenie pierwsze zauważyło ich bo momentalnie zaczęło lecieć w jednym kierunku. Wiatr przyjemnie rozwiewał moje włosy. Zamknęłam oczy i pozwoliłam sobie zapomnieć o tym, że chwilę wcześniej prawie zostałam mokrą plamą. Smok wylądował. Widziałam jak każdy był smutny, jednak kiedy mnie ujrzeli na ich twarzach momentalnie zagościło szczęście. Chyba myśleli, że zginęłam.

– Ja... Widziałem jak spadasz – powiedział Cole i przytulił mnie. – Wiem, że nie powinienem Cię tak tam zostawić... Przepraszam...

– Nic się nie stało – poklepałam go po plecach i próbowałam się uwolnić z tego uścisku. Kiedy tylko mnie puścił, Sabrina zaczęła mnie dusić. 

– Byłam okropna dla Ciebie, przepraszam! – po chwili mnie puściła. – Hej, co on robi? –wskazała na mojego smoka. Spojrzałam na niego, próbował pyskiem podnieść rękaw Lloyda. – Ej, zostaw go, ty jaszczurko! – krzyknęła. 

– On wygląda jakby wiedział co robić – stwierdził Cole i podszedł do smoka. Delikatnie podwinął rękaw z którym trudziło się zwierzę. 

Smok uważnie obwąchał ranę, która okazała się być dość głęboka i Lloyd opisywał ją jako bolesną. Musiałam trzymać blondynkę aby nie pobiegła tam. Po obwąchaniu gad polizał tą ranę. Wtedy Sabrina mi się wyrwała i stanęła pomiędzy nimi. Była gotowa do nakrzyczenia na stworzenie, a nawet walki?

– Ej, już mnie nie boli – powiedział Lloyd i wstał. – Jego ślina... Działa jak środek przeciwbólowy, to niesamowite – ominął swoją dziewczynę i pogłaskał gada. – Dziękuję – lekko się uśmiechnął a zwierzę wydało z siebie cichy pomruk po czym zniknęło. 

– Może to zły moment, ale co się stało w tamtym domu? – zapytałam.

– Przyszli prawdopodobnie po tym jak wyszliście z domu – powiedziała Sabrina.

– Kai został tam sam, było mu trudno pokonać dwie osoby. Został zabrany... Potem weszli do pokoju w którym byliśmy my – Lloyd popatrzył na swoją dziewczynę. – Uciekliśmy przez okno, Sabrinie udało się obejść bez ran... A ja, no cóż – słabo się zaśmiał. 

– Gdybym wiedział, że nie można jej ufać – Cole zacisnął pięść. – Mogliśmy tam zostać, wybaczcie. 

– Jest tego dobra strona jakby nie patrzeć – stwierdziła Sabrina. –Mniej rannych, ale niestety straciliśmy też przyjaciela... 

– Mamy zamiar szukać Kai'a? – zapytałam.

– Chciałbym, ale zapewne jest strzeżony... – blondyn posmutniał. – Nie potrafię zapewnić drużynie bezpieczeństwa, a wy dalej mi ufacie –popatrzył na nas. – Czemu?

– Jesteś naszym przyjacielem, musimy Ci ufać. Nieważne co się dzieje – uśmiechnęłam się do niego. Na jego twarzy jakby znowu pojawiło się szczęście? 

Polecieliśmy na smokach żeby znaleźć jakieś bezpieczne i oddalone miejsce. Nie wiadomo czy zaraz nie będę nas ponownie szukać. Nie lecieliśmy zbyt długo, bo zobaczyliśmy las. To tu stwierdziliśmy, że się schowamy. Musimy poczekać aż Lloyd odzyska siły, teraz z umiejętnością mojego smoka może to trwać o wiele krócej. Siedziałam pod jednym z drzew i myślałam jak to dalej będzie. Nie wiemy gdzie jest Nya, Zane i Jay, oraz nie mamy pewności czy Kai żyje. Wyjątkowo beznadziejna sytuacja. Staraliśmy się stworzyć jakieś schronienie, męczyliśmy się z tym dość długo bo właściwie tylko sam Cole to robił. Ja z Sabriną najwyżej mogłyśmy przenieść razem jedną niezbyt wielką bale drewna. Lloyd dalej potrzebował odpoczynku. Skończyliśmy tworzyć naszą konstrukcję późnym wieczorem. Kiedy już wszyscy siedzieliśmy pod daszkiem zaczęliśmy się zastanawiać jak rozpalić ogień. 

– Ja wiem! – krzyknęła Sabrina i chwyciła za dwa patyki aby potem zacząć energicznie nimi pocierać o siebie. 

– Jesteś pewna, że to zadziała? – zapytałam. 

– Niespecjalnie, ale warto mieć nadzieje – nie przerywała pocierania. 

– Czeka nas długa noc – stwierdził Cole. – Przydałby się Kai, on by nam rozpalił ognisko, nie, że wątpię w Sabrinę... – westchnął donośnie.

– Nawet nie próbuj wątpić! – chyba blondynka była wyjątkowo zdeterminowana.

Po dłuższym czasie wreszcie zauważyła dym. Podłożyłam jej do patyków nieco suchej ściółki, a chłopców wysłałam po małe patyki. Wreszcie zobaczyłam ogień, przyznam, że byłam w niezłym szoku. Nie spodziewałam się, że to wyjdzie. Mogliśmy się trochę ogrzać, wreszcie. Patrzyłam na ogień i zastanawiałam się co przyniesie jutro. Myślałam co teraz dzieje się u naszych przyjaciół, często niestety miałam w głowie tylko czarne scenariusze i myśli, że tylko nasza czwórka jest na wolności. Moi towarzysze dyskutowali o tym co powinniśmy zrobić i skąd wziąć pożywienie, czy nawet broń. Coś mi się wydaje, że ciężko będzie nam przetrwać. 

– Zastanawiam się co z tamtą kobietą... – odezwałam się. 

– Zdradziła nas, nie powinnaś się nią interesować – powiedział Lloyd. 

– Bo bała się o dzieci. Co jeśli i ją złapali? Przecież mieli łapać każdego kto pomaga ninja, ona nam pomagała – popatrzyłam na blondyna. 

– Może i zabrzmię teraz jak potwór, ale należało jej się – mruknął. 

– Nie kłócicie się – czarnowłosy popatrzył raz na mnie, raz na Lloyda.

– Kto się kłóci? – zdziwiłam się. – Mamy odmienne poglądy na pewne sytuacje. To raczej normalne, nie? 

Później już się nie odzywałam, Garmadon także milczał. Wolałam zachować to wszystko dla siebie. Nie byłam jakoś zła na Lloyda, wiedziałam, że jest teraz zdenerwowany. To wszystko przytłoczyło już każdego. Ale trzeba być dobrej myśli, uda nam się. Musi się udać. 

***

No to co, według was uda im się następnym razem? 
Znajdą nowe schronienie?
Nya, Jay i Zane są cali? 
A co z Kai'em?
Wiele pytań, żadnej odpowiedzi xd

Rozdział spóźniony, przepraszam :(( 

Miłego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro