Rozdział 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Abbie, 23 lata

Uwielbiałam poranki. Chwile, kiedy mogłam wyjść z kubkiem gorącej kawy na balkon, zaczerpnąć pełną piersią świeżego powietrza, przyglądać się, jak ludzie zaczynają kolejny dzień. Byłam chyba jedyną osobą w naszym budynku, która praktykowała takie rzeczy. Nigdy nie zauważyłam, żeby ktokolwiek robił to samo, co ja. Mieszkałam na pierwszym piętrze, więc dość nisko, ale wszędzie panowała cisza. W ogóle ludzie rzadko wychodzili na balkony.

Dzisiaj nie było inaczej. Wreszcie nadszedł weekend. Miałam więcej czasu na swoją pasję, którą od jakiegoś czasu próbowałam przekształcić w coś więcej niż hobby. Na razie bezskutecznie, ale się nie poddawałam.

Usiadłam w wiszącym fotelu, po czym upiłam łyk aromatycznego napoju. Kiedy nacieszę się porankiem, zasiądę do pisania trzeciej powieści.

Skąd wzięła się u mnie ta pasja, która z każdym dniem coraz bardziej mnie pochłaniała? Z przypadku. Swego czasu poznałam koleżankę, która uwielbiała żonglować słowami. Czytałam jej teksty, aż pewnego dnia doszłam do wniosku, że też chcę stworzyć własną historię. Usiadłam do laptopa, wyobraziłam sobie pewną scenę, a następnie... przelałam myśli na wirtualną kartkę.

Później zaczęłam wymyślać i dopisywać kolejne. Aż coś, co początkowo miało formę krótkiej nowelki, urosło do wielkości książki. Gdy ją skończyłam, poczułam satysfakcję, ale również pustkę.

Spodobało mi się tworzenie, jednak historia została zamknięta. Wymyśliłam więc kolejną. Wszystko ruszyło od nowa.

Odwiedzałam różne fora oraz portale dla osób takich jak ja. Chciałam podzielić się z kimś emocjami, które mi towarzyszyły, kiedy spisywałam swoje pomysły. Pragnęłam poznać opinie innych autorów. W końcu ktoś mi zasugerował, żebym rozglądnęła się za wydawcą, który wyda moje teksty. Tak też zrobiłam.

Nie byłam naiwna, a przynajmniej nie do takiego stopnia, aby sądzić, że to będzie bułka z masłem. Poszukiwałam wydawnictwa od dobrych kilku miesięcy, na razie bez pozytywnego skutku. Jednak nie traciłam nadziei, że kiedyś się uda. Bardzo chciałam spełnić to marzenie.

Nagle usłyszałam hałas z boku, konkretnie na sąsiednim balkonie. Spojrzałam zaciekawiona w tamtym kierunku.

Prawie upuściłam kubek z kawą, gdy moim oczom ukazał się widok, którego na pewno nie spodziewałam się zobaczyć dzisiejszego poranka. Will wyszedł na zewnątrz i oparł się dłońmi o barierkę. Patrzył gdzieś przed siebie. Miał na sobie jedynie szorty, nic więcej. I raczej na pewno nie był świadomy mojej obecności.

Przez dłuższą chwilę nie byłam w stanie oderwać wzroku od jego ciała. Umiał o nie zadbać, to było widać gołym okiem. Pomijając ramiona, których widokiem już ostatnio się cieszyłam, to reszta prezentowała się równie imponująco. Czyste mięśnie, ani grama zbędnego tłuszczu.

Powinnam siedzieć cicho i napawać się nieoczekiwanym, wielce przyjemnym krajobrazem, ale mój duch przekory nie zamierzał mi na to pozwolić. Miałam nieodparte wrażenie, że Will zaraz ucieknie, jeśli tylko dam mu znać, że nie jest tu sam, ale postanowiłam podjąć ryzyko.

– No, no, no... – przemówiłam w końcu. Modliłam się w duchu, żeby nie usłyszał lekkiej chrypki w moim głosie. – Trenujesz?

Mężczyzna zastygł jak słup soli. Z tak bliskiej odległości zdołałam dostrzec, jak zaciska dłonie na poręczy. Westchnęłam cichutko.

– Abigail. – Moje imię w jego ustach wybrzmiało nadzwyczaj miękko. Po chwili odwrócił twarz w moim kierunku, aż wreszcie nasz wzrok się skrzyżował. – Nie wiedziałem, że tu jesteś...

– Ja nie wiedziałam, że z rana rozkoszujesz się ciszą i spokojem. Tutaj raczej nikt tego nie robi. – Zaśmiałam się cicho, po czym upiłam nieco kawy z kubka.

– Byłem przekonany o tym samym – odpowiedział Will. Już nie patrzył mi w oczy. – Dasz mi chwilę? – bąknął.

Niestety nie zaczekał na moją odpowiedź, tylko od razu ruszył z powrotem do mieszkania.

No cóż, wcale nie byłam tym ani odrobinę zaskoczona. Po chwili wrócił kompletnie ubrany. Zasłonił nawet ramiona, zakładając koszulę. Co prawda podwinął rękawy do łokcia, ale góra pozostała zakryta.

– A więc też lubisz posiedzieć na balkonie?

– Właściwie tak – odparł. – Nie spodziewałem się, że moja sąsiadka również pielęgnuje ten zwyczaj. – Will nadal wyglądał na speszonego. – Ale dobrze cię widzieć, Abigail.

– Naprawdę? – Uniosłam wysoko brwi. – Dlaczego?

– Jestem ci winien przeprosiny. Za Matta – dodał po chwili, kiedy dostrzegł mój pytający wzrok.

– Daj spokój. Przecież nic się nie stało. Twój przyjaciel jest bardzo zabawny. – Uśmiechnęłam się szeroko na wspomnienie nieoczekiwanego spotkania na korytarzu.

– Raczej lubi za dużo mówić. – Will znowu zapatrzył się gdzieś przed siebie. Chętnie poznałabym jego myśli, gdyby to tylko było możliwe. Carter interesował mnie od pierwszej chwili. – W każdym razie...

– Nie musisz mnie przepraszać. Nie pijasz kawy? – zaciekawiłam się.

Poranek zaczął się tak miło, niech trwa jak najdłużej.

– Nie zdążyłem nastawić ekspresu. – Will posłał mi krótkie spojrzenie.

– To się świetnie składa! – Gdybym miała wolne dłonie, na pewno zaczęłabym klaskać. Szybko odstawiłam kubek na stolik. – Zaczekaj chwilę na mnie.

– Po co? – Tylko tyle zdążyłam usłyszeć, zanim zniknęłam u siebie. W mojej kuchni stał pełen dzbanek kawy i chciałam poczęstować nią Willa.

– Proszę! – Minutę później podałam mu napój. – Najlepiej pije się w towarzystwie. Moja mama zawsze to powtarza.

– Nie musiałaś... – zaprotestował, jednak nie oddał mi kubka.

– To nic wielkiego. Może pewnego dnia zechcesz się zrewanżować – stwierdziłam, stając bokiem do niego.

Trwaliśmy przy granicy naszych balkonów połączonych z boku barierką.

– Jesteś rannym ptaszkiem? – Momentami czułam na sobie jego wzrok.

– Zdecydowanie tak. Szkoda mi cennego czasu na przesypianie tak cudownych chwil.

– Cudownych chwil? – Will zmarszczył czoło.

– Czy to nie jest piękne, że mogę posiedzieć tak z rana? Delektować się kawą, herbatą, czy co kto lubi? Obserwować, jak zaczyna się kolejny dzień naszego życia? W tygodniu brakuje mi czasu, zawsze śpieszę się do pracy. Zostają jedynie weekendy. Wtedy przychodzę tutaj, siadam tam – wskazałam fotel bujany w kształcie kokonu – i rozmyślam o wszystkim, o czym sobie tylko zamarzę. Lubię planować kolejne dni, zastanawiać się nad celem, ku któremu podążam.

– Co jest twoim priorytetem? – Tym razem na jego twarzy zagościła ciekawość. Naprawdę cieszyłam się, że przede mną nie uciekł.

– Zamierzam wydawać książki– odpowiedziałam szczerze.

Nie znałam mojego sąsiada. Nie wiedziałam, czy mnie nie wyśmieje. Mógł się tak zachować, mimo że nie wyglądał na osobę, która nabija się z marzeń innych ludzi. Bardziej na kogoś, kto je zrozumie.

– Piszesz? – W jego głosie pojawiło się zdziwienie.

– Na razie głównie do szuflady...

– Ale sprawia ci to przyjemność – zauważył. Uśmiechnął się, jakby doskonale zdawał sobie z tego sprawę.

Jest właścicielem najpiękniejszego uśmiechu, jaki kiedykolwiek widziałaś, prawda?

– Chęć pisania objawiła się u mnie dość nieoczekiwanie... – I zamilkłam.

Nagle w głowie zaświtała mi myśl, że Will może nie jest tym zainteresowany.

– Słyszę pasję w twoim głosie. Trzymam kciuki, żebyś odniosła sukces odezwał się w końcu. – Dziękuję za kawę, Abbie. – Oddał mi kubek, a wtedy nasze palce musnęły się przelotnie. To było przyjemne uczucie, które zniknęło równie szybko, jak mój towarzysz zabrał swoją dłoń. Popatrzyłam na niego wnikliwie, ale Carter wbił wzrok w podłogę. – Muszę iść. Czeka mnie sporo pracy.

– Miłego dnia, William! – zawołałam, zanim zdążył zniknąć.

Wtedy znów na mnie popatrzył, po czym lekko uniósł kąciki ust. Korciło mnie, by go zapytać, dlaczego jest skryty i płochliwy. Czy był taki zawsze, czy może ktoś sprawił, że wolał się wycofywać? Niestety na takie pytania było za wcześnie. Pragnęłam go poznać, nie tylko dlatego, że jego wygląd zrobił na mnie ogromne wrażenie.

– Wzajemnie, Abbie. – Na odchodne skinął mi głową.

Spoglądałam za nim, ale gdy tylko wszedł do siebie, zniknął mi w oczu. Nie chciałam, by w końcu wziął mnie za stalkerkę. Odsunęłam się od barierki, po czym wróciłam do mieszkania.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro