Rozdział 12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Abbie, 23 lata

Zgodnie z przewidywaniami, po powrocie od Willa i zostawieniu go pijanego w łóżku, nie mogłam zasnąć. Miotałam się jak złapana w sieć ryba. Kolejnego dnia wstałam wcześnie i, z kawą w ręku, podreptałam na balkon, pozwalając myślom dryfować wokół Cartera.

Spotkaliśmy się dopiero kilka godzin później. W ogóle nie zdziwił mnie jego wygląd – blady, z podkrążonymi oczami, zupełnie nie przypominał mężczyzny, którym był na co dzień. Jednak dla mnie w ogólnym rozrachunku nadal prezentował się seksownie. I świetnie całował. Na samo wspomnienie piekły mnie policzki, a uda niemal samoistnie tarły o siebie.

Zamierzałam poruszyć tę kwestię, ale wtedy Will napomknął o luce w pamięci, więc ostatecznie zamilkłam. Bałam się, jak zareaguje i czy przez to nie zniechęcę go do siebie. Nigdy bym sobie tego nie wytłumaczyła. Nieważne, że pocałowałam go odruchowo, ponieważ Anna się do nas zbliżała. Inną sprawą było, jakie wrażenie wywarł na mnie pocałunek.

W towarzystwie Cartera czułam się z dnia na dzień coraz swobodniej. Przyciągał mnie, mimo że właściwie nie robił nic, żeby mnie sobą zainteresować. Wręcz przeciwnie – często się dystansował, ale powoli się do tego przyzwyczajałam.

Ten dzień mogłabym spędzić na setki innych sposobów, jednak leniwie popołudnie u Willa było czymś, czego potrzebowałam. I pragnęłam, by trwało jak najdłużej.

– Uważaj, bo cię odłączę. – W jego tonie głosu dało się wyłapać swego rodzaju groźbę, aczkolwiek wątpiłam, żeby Will naprawdę zamierzał ją zrealizować.

Graliśmy od dłuższego czasu i przed chwilą mężczyzna zajechał mi drogę. Jakoś nie umiałam przejść nad tym obojętnie, dlatego go szturchnęłam. Właśnie z tego powodu rzucił tą marną pogróżką.

A teraz znajdował się tak blisko mnie – jego usta przyciągały mój wzrok. Wystarczyło, abym odrobinę się uniosła i mogłabym ich skosztować. Po raz kolejny. Tym bardziej pragnęłam powtórzyć pocałunek, mając świadomość, że Will będzie o nim pamiętał. I tak zdecydowałam się wykorzystać nadarzającą się okazję. Objęłam go za szyję, lekko się podniosłam i pozwoliłam, aby magia tej chwili wciągnęła nas w swój wir.

Usta Willa były suche, ale gorące. Pragnęłam dotykać ich jak najdłużej, utrwalić w pamięci ich kształt. Coś przyciągało mnie do tego faceta z siłą tak potężną, że niemożliwością było się jej przeciwstawić.

Niestety nie zareagował tak, jak próbowałam przewidzieć, a na domiar złego cały zesztywniał. I to nie wyłącznie w jednym, konkretnym miejscu. Niechętnie się odsunęłam, po czym spojrzałam na niego z lękiem. Gapił się na mnie rozszerzonymi pod wpływem szoku oczami.

Zrobiło mi się naprawdę głupio. Brak jakiejkolwiek pozytywnej reakcji Cartera pozwolił mi zrozumieć, że popełniłam druzgocący błąd. Wczoraj się nie kontrolował, ale dzisiaj już tak. Przesadziłam, grubo przesadziłam, a teraz musiałam ponieść konsekwencje swojej impulsywnej decyzji.

– Przepraszam – wyszeptałam, spuszczając głowę. Natychmiast się odsunęłam, bojąc się słów, które za chwilę na pewno padną. – To nie był nasz pierwszy pocałunek – palnęłam w nerwach.

Sullivan, ty skończona kretynko!!! Nie tylko Willowi wczoraj alkohol zaszkodził. Twój mózg zdecydowanie po nim obumarł.

– O czym mówisz? – Milczący dotąd mężczyzna odzyskał mowę. – Przecież... Nie rozumiem...

– To nic takiego. – Ekspresyjnie zaczęłam gestykulować, żeby ukryć pogłębiające się zmieszanie. – Anna wychodziła z klubu i kierowała się w naszą stronę, więc odruchowo cię pocałowałam, by nie pomyślała, że coś jest z nami nie tak.

Moje wyjaśnienie było chaotyczne, ale inaczej nie umiałam tego wyłuszczyć.

– Serio? – Jeśli sądziłam, że Willa nie da się wprawić w jeszcze większe osłupienie, to byłam w błędzie. – Przecież mówiłaś...

– Nie pamiętałeś tego. Nie chciałam cię krępować. Przepraszam za wszystko. Najlepiej zrobię, jeśli sobie pójdę. – Poderwałam się z podłogi, jakby nagle zaczęła mnie parzyć. – Cześć... – wymamrotałam i skierowałam się w stronę wyjścia na balkon.

Dopiero kiedy rozsunęłam drzwi, zorientowałam się, co najlepszego wyrabiam. Natychmiast zawróciłam i znów przeszłam obok zdezorientowanego Willa, który nadal milczał. Potykając się o własne nogi, opuściłam jego mieszkanie.

– Abbie, coś ty najlepszego narobiła? – Ostatnio kilka razy zdarzyło mi się prowadzić ze sobą rozmowę.

Przecież doskonale wiedziałam, że Will nie grzeszy śmiałością – nie był jak większość męskiej populacji. Wielokrotnie dawał do zrozumienia, że pomiędzy nami nie nawiąże się nic więcej poza przyjaźnią. Mimo to parłam do przodu, chociaż kilkukrotnie upominałam się w myślach, żeby zostawić go w spokoju.

Niestety nie posłuchałam swojego sumienia. Zawsze potrafiłam się opanować, dlaczego więc nie tym razem? Jeśli teraz Will zacznie mnie unikać, będzie to wyłącznie moja wina.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro