Rozdział 28

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Abbie, 23 lata

Zgodnie z postanowieniem zasiadłam do laptopa, żeby zająć się tekstem po pierwszym czytaniu przez redaktorkę. Minęła godzina, kiedy wstałam, bo nie potrafiłam się skupić na tym, co powinnam robić. A wszystko przez Willa.

Nie, nie wpadłam w obsesję. Byłam zwyczajnie zakochana, więc to normalne, że mój umysł kierował się ku mężczyźnie, którego obdarzyłam uczuciem. Aczkolwiek przydałoby się w pełni skupić na tekście.

Jednak dzisiaj zdecydowanie nie miałam do tego głowy. Wyszłam na balkon i zaczerpnęłam świeżego powietrza, zastanawiając się, jak szło mu spotkanie. Imię Ricka majaczyło mi z tyłu głowy i żałowałam, że nie zmusiłam Cartera, żeby wyjawił mi jego nazwisko. Teraz nie potrafiłam przestać się nad tym zastanawiać.

Wróciłam do mieszkania, ponieważ dzień był wyjątkowo zimny, a ja miałam na sobie tylko bluzę.

Jakiś czas później dzwonek do drzwi pomógł mi wrócić do rzeczywistości. Ze zdziwieniem zauważyłam, że przez ostatnie dwie godziny udało mi się skupić na pracy, co wywołało uśmiech na mojej twarzy.

Ruszyłam, aby otworzyć. Na progu stał Will, oparty o framugę. Spoglądał na mnie łobuzerskim wzrokiem. Nie dość, że był przystojny, to jeszcze sam jego wygląd w ciemnym garniturze sprawiał, że nogi uginały mi się w kolanach.

– Abbie. – Moje imię w ustach Willa brzmiało niczym najwytrawniejsza pieszczota. Jego wzrok niespiesznie lustrował moją sylwetkę. – Przeszkadzam?

Przeszedł mnie dreszcz, który spływał wzdłuż mojego kręgosłupa i stamtąd rozchodził się na resztę ciała. Will wzbudzał we mnie całą gamę różnorakich emocji, przy nikim innym nigdy nie czułam się taka żywa.

– Ty nigdy. – Otworzyłam szerzej drzwi, a on chętnie wszedł. – Jak spotkanie z klientem? – Nie potrafiłam dłużej czekać, musiałam zaspokoić swoją ciekawość.

– Wykrakałaś mi go, Abbie. – Carter roześmiał się cicho, po czym chwycił mnie w pasie i przytulił do siebie.

– Kogo?

– Spotkałem się z twoim byłym – sapnął z niegasnącym rozbawieniem.

– Wkręcasz mnie, prawda? – Zarzuciłam mu ręce na kark, doszukując się na jego przystojnej twarzy jakichkolwiek oznak, że żartuje. – Przecież to niemożliwe – szepnęłam, zdając sobie sprawę, że mnie nie wkręca.

– Nie chciałabyś widzieć mojej miny, kiedy zdałem sobie sprawę, że Rick-klient, to Rick-twój były. Chyba pierwszy raz w życiu się modliłem, aby ktoś nie zechciał skorzystać z moich usług.

– Zechciał czy nie? – Z zapartym tchem czekała na odpowiedź.

Nie potrafiłam sobie wyobrazić tej współpracy.

Will wyglądał na dziwnie zadowolonego.

– Nie – odpowiedział z uśmiechem, a następnie pocałował mnie w usta. – Dobrze, że to on zrezygnował.

– Ty byś tego nie zrobił? – zdziwiłam się.

– Chociaż go nie znoszę, to jednak dbam o swoją reputacją zawodową. Nie powinienem przekładać spraw sercowych nad pracę. Nie zrozum mnie źle, Abbie...

– Wiem, o czym mówisz. Spokojnie. – Poklepałam go uspokajająco po klatce piersiowej. – Jestem z ciebie dumna.

– Dlaczego? – Mężczyzna uniósł brwi niemal pod linię włosów.

– Bo jesteś cudownym mężczyzną, a do tego profesjonalistą. Nie mieszasz interesów z życiem prywatnym. Nie wszyscy tak potrafią. Z reguły ludzie kierują się emocjami.

– Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo chciałem to zrobić.

– Tym bardziej jestem z ciebie dumna – mruknęłam.

Zaciągnęłam Willa do salonu i usiadłam mu na kolanach. Uwielbiałam być blisko niego, słuchać bicia jego serca.

– A ja szczęśliwy, bo mam wspaniałą kobietę – odparł, a ja zaniemówiłam.

Otworzyłam usta, jednak nie potrafiłam powiedzieć ani słowa. Wypełniła mnie radość, jakiej nie czułam nigdy wcześniej.

– Will – wyszeptałam jego imię zduszonym głosem.

Czasami nadal do mnie nie docierało, czym sobie na niego zasłużyłam. Był nie tylko dobry, cierpliwy i troskliwy, ale też po pewnym czasie nauczył się wychodzić ze strefy komfortu, abyśmy mogli spotkać się w połowie drogi.

– Chcę się z tobą kochać. – W niebieskich tęczówkach obudziło się pożądanie, a wzdłuż moich pleców powoli rozchodził się dreszcz nadchodzącej przyjemności.

– Ja też tego pragnę – wydusiłam z siebie.

Will pocałował mnie delikatnie. Nigdzie się nam nie śpieszyło, napięcie między nami rosło powoli, rozgrzewając nas. Dłonie chłopaka błądziły wzdłuż mojego tułowia. Każde ich muśnięcie powodowało u mnie drżenie.

Po chwili Carter obdarował mnie pełnym czułości spojrzeniem i, objąwszy mnie za plecy, położył mnie na kanapie. Już chciałam zaprotestować, ale skutecznie uciszył mnie swoimi ustami, a kiedy wreszcie rozszerzył moje uda i wślizgnął się we mnie, przestałam na chwilę oddychać.

Każdemu ruchowi bioder towarzyszył pocałunek, tak słodki i leniwy, że aż zapierało dech w piersiach.

– Kocham cię, Will – wyjawiłam.

Nie potrafiłam już dłużej się hamować.

– Kocham cię, Abbie – wyszeptał mi prosto w usta, gdy zbliżaliśmy się do spełnienia.

W tym momencie świat się dla mnie zatrzymał. Niby się tego domyślałam, ale moment, w którym Will głośno oznajmił swoje uczucia, był jednym z najpiękniejszych w całym moim życiu.

Chciało mi się płakać i jednocześnie śmiać ze szczęścia, więc po prostu pokazałam mu ogrom miłości, jaką go obdarzyłam. Byłam pewna, że tę chwilę i ten dzień zapamiętam na bardzo długo.

– Wiedziałam o tym – odezwałam się, kiedy po wszystkim leżeliśmy wtuleni w siebie.

– O czym? – Will rzucił mi pytające spojrzenie.

– Wiedziałam, że mnie kochasz. – Uśmiechnęłam się lekko i pogładziłam go po policzku.

Will był przystojny nie tylko na zewnątrz, ale też piękny wewnątrz. Z początku nieśmiały, zyskiwał przy bliższym poznaniu. I miałam tę niezłomną pewność, że gdy kochał, to całym sercem.

– Skąd? – W jego oczach pojawiła się powaga. A ja pragnęłam, by się dla mnie uśmiechnął.

– Bo przez cały czas pokazywałeś mi swoją miłość. Jesteś człowiekiem, który nie chwali się uczuciami przed znajomymi, aby zdobyć jak największą ilość lajków na Facebooku czy Instagramie. Ty działasz, Will. Tak po prostu. I właśnie to w tobie uwielbiam. Ponieważ przekonują mnie twoje czyny.

Jego spojrzenie momentalnie zmiękło, by po chwili rozświetlić się radością.

– Muszę ci coś wyznać. Od kilku dni wiedziałem, że mnie kochasz.

Znieruchomiałam. W wyrazie jego twarzy szukałam pewności, że nie stroi sobie ze mnie żartów. Niczego takiego się nie dopatrzyłam, co jedynie pogłębiło moją konsternację.

– Pewnie zastanawiasz się, skąd wiem? – zapytał, na co skinęłam głową. – Pamiętasz nasz weekend w ośrodku górskim?

– Oczywiście. No, może za wyjątkiem wieczoru, kiedy degustowałam wino z dziewczynami – odparłam, śmiejąc się z tego wydarzenia. Matt do dzisiaj się ze mnie nabijał.

– Właśnie wtedy, gdy zabrałem cię do naszego pokoju, powiedziałaś, że jestem twoim ukochanym facetem. Nie masz pojęcia, jaką radość sprawiło mi twoje wyznanie.

– O Boże! – jęknęłam zawstydzona. – Powinnam była trzymać język za zębami, ale niestety, nie panowałam nad sobą.

– Daj spokój. – Will przytulił mnie mocniej. – Byłaś wtedy bardzo urocza. I wiedziałem, że mówisz prawdę. Podobno pijani nie kłamią.

– Pijani nie pamiętają też pierwszego pocałunku – przypomniałam, a Will wybuchnął śmiechem.

– Ty moja wypominalska zołzo. Za to też cię uwielbiam.

– Masz szczęście.

Westchnęłam zadowolona. Moje życie obrało kierunek, którego od dawna pragnęłam. Cudowny, troskliwy mężczyzna, wydanie pierwszej książki w niedalekiej przyszłości. Czy mogłam chcieć więcej?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro