Rozdział 29

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Will, 25 lat

– Will, zrobisz mi kawę? – usłyszałem wołanie z salonu, gdzie Abigail właśnie czytała kolejny rozdział swojej książki.

Nastała sobota, dlatego Abbie przyszła do mnie ze swoim laptopem, aby pracować nad poprawkami tekstu. Dlaczego akurat u mnie? Jak niedawno wyznała, lubiła na mnie patrzeć, kiedy pracowałem i zarażałem ją skupieniem. Spytałem, czy zdaje sobie sprawę, jak absurdalnie to brzmi i że mogłaby postarać się o lepszą wymówkę, jednak ona tylko się uśmiechnęła, po czym poszła na kanapę. I tak zostało.

– Czy ja wyglądam na ekspres? – Uśmiechnąłem się pod nosem.

– Macie kilka wspólnych cech! – odkrzyknęła Abbie.

– Niby jakich?

Podszedłem do urządzenia i je włączyłem.

– Jesteś gorący niczym kawa, którą on przyrządza.

– Kotku, chyba za długo siedzisz przed komputerem, bo zaczynasz bredzić. Zdecydowanie powinnaś odpocząć – oznajmiłem.

– Nie pogardziłabym masażem. – Zanim się zorientowałem, Abbie stanęła w wejściu do kuchni.

– Jeszcze jakieś życzenia? Może upiec ci coś do tej kawy? – Przekrzywiłem głowę i przygryzłem usta, żeby nie parsknąć śmiechem. – A może chcesz, żebym zabrał cię do kina?

– W sumie przydałoby się pojechać na zakupy. Zamierzam przyrządzić jutro na obiad spaghetti carbonara.

– Poważnie? – Ledwo Abbie o tym wspomniała, a ja od razu poczułem, że moje gruczoły ślinowe oszalały.

Uwielbiałem to danie, a w wykonaniu Abigail było wręcz epickie. Dałbym się za nie pokroić, o czym moja dziewczyna doskonale wiedziała.

– Jeśli nie chcesz... – zaczęła, ale od razu jej przerwałem.

– Ubieraj się, zaraz pojedziemy. – Wolałem nie czekać, aż się nie rozmyśli.

– Jesteś uroczy, zdajesz sobie z tego sprawę? – zachichotała. – Najpierw muszę napić się kawy. A później pojedziemy, dokąd tylko zechcesz. Nawet do samego Renton.

– Jak ci idą poprawki?

Nalałem aromatyczny napój do kubków i postawiłem je na kuchennym stole.

– Coraz lepiej. Dotarłam niemal do połowy książki – odpowiedziała, upijając kilka łyków.

– Co z reklamą? Jakimś fanpagem na którymś z portali społecznościowych? – dopytywałem z pozoru obojętnie.

– Na razie kompletnie nie mam na to czasu. Może po skończonej redakcji nad tym pomyślę.

– A co, jeśli taka strona już działa? – rzuciłem z miną niewiniątka.

Abigail spojrzała na mnie pytająco.

– O czym ty mówisz, Will?

Podeszła do mnie, a ja objąłem ją za biodra, pozwalając, żeby oparła dłonie o moją klatkę piersiową.

– Twoja powieść jest świetna, ale jeśli ludzie o niej nie usłyszą, to jakie są szanse, że ją kupią?

– Przecież wydawnictwo zajmuje się reklamą...

– Oni swoje, a ty swoje. Dobrze, że twój chłopak jest magikiem komputerowym – wymruczałem tajemniczo.

– Coś ty zmajstrował? – Abbie w uroczy sposób zmarszczyła nosek.

– Chodź, pokażę ci. – Zabrałem ją do mojego gabinetu. – Spójrz! – Kiedy laptop uruchomił się po kilku sekundach, włączyłem odpowiednią stronę.

Mina Abigail była nie do podrobienia.

– Will! – krzyknęła w euforii, spoglądając to mnie, to na ekran. – To jest...

– Twoja strona autorska na Facebooku. Jak wiadomo, ta platforma daje mnóstwo możliwości na reklamowanie własnej twórczości. Nie wklejałem żadnych fragmentów, bo w sumie nie wiem, czy możesz je wrzucać. Chociaż, jak zdążyłem się zorientować, to bardzo pomaga przy zdobywaniu potencjalnych odbiorców finalnego produktu.

– Ale... Will! – Abbie spojrzała mi prosto w oczy, a jej wzrok wyrażał wdzięczność i potężne zaskoczenie. – Dlaczego?

– Pytasz, dlaczego stworzyłem fanpage dla swojej dziewczyny-pisarki, która niedługo wyda debiutancką powieść? Niech pomyślę... – Przybrałem zamyśloną minę, pilnując, żeby nie zepsuć jej nagłym wybuchem śmiechu. – Może dlatego, że to wspaniała kobieta, która właśnie spełnia jedno ze swoich marzeń? Albo dlatego, że ona bardzo chce osiągnąć sukces i zostać doceniona przez czytelników. Kolejnym powodem mogłoby być to, że chociaż jest czarownicą, która mnie zaczarowała, to życzę jej wszystkiego najlepszego, bo to najlepsza osoba na całym świecie.

– Jesteś cudowny. – Abbie ujęła moją twarz, a następnie mnie pocałowała. – Zostaniesz moim fanem numer jeden?

– Zostaniesz? – powtórzyłem. – Sądziłem, że ten zaszczytny tytuł mam już w kieszeni.

– Przepraszam. – Dziewczyna zaśmiała się uroczo. – Otrzymałam od ciebie naprawdę wspaniały prezent. Nie wiem, jak ci się za niego odwdzięczę.

– Ja wiem. Przygotujesz to spaghetti jeszcze dzisiaj. Nie pogardzę dobrą kolacją.

– Przygotuję dla ciebie nawet więcej niż tylko twoje ulubione danie – wymruczała, aż poczułem przechodzące mnie dreszcze.

Czasami wystarczył jeden gest, słowo albo z pozoru niewinne muśnięcie, a podniecałem się do granic możliwości.

– Nie traćmy więcej czasu. Po drodze opowiem ci, co zdążyłem zrobić na twojej stronie.

Pięć minut później jechaliśmy już do marketu. Zgodnie z obietnicą nakreśliłem całą sytuację Abbie, a ona od razu zaczęła wymyślać kolejne propozycje na rozkręcenie fanpage'u. Uśmiechała się przy tym od ucha do ucha. Wcale się jej nie dziwiłem.

W sklepie kontynuowaliśmy rozmowę. Cierpliwie słuchałem i od czasu do czasu wtrącałem swoje zdanie, jeśli akurat jakiś pomysł zaświtał mi w głowie. Kiedy uzbieraliśmy wszystkie potrzebne produkty, a także kilka innych – niezbędnych według Abbie – rzeczy, skierowaliśmy się do kas.

– Will? – Abigail przytuliła się do mojego boku.

– Hmm?

– Może zaprosimy jutro na obiad Mylesa z Amy oraz Matta z Sarah?

– Chcesz zaprosić tę bandę darmozjadów? Mowa o chłopakach – wyjaśniłem ze śmiechem.

– Cześć – usłyszałem nagle znajomy głos.

Znieruchomiałem, od razu poznawszy, do kogo należał.

– Cześć, Anno. – Abigail obróciła się przodem do mojej byłej partnerki. – Mieszkasz w pobliżu? – spytała bezceremonialnie.

– Nie – obwieściła Anna.

Czułem, że moja eks gapi się na mnie, ale starałem się ją zignorować. Przynajmniej dopóki nie upomniała się o uwagę.

– Will, nie przywitasz się ze mną? – zagadnęła, a ja mnie naszła irracjonalna ochota, by wywrzeszczeć jej, żeby po prostu zostawiła mnie w spokoju raz na zawsze.

– Cześć. – Ledwo na nią spojrzałem.

– Co u was słychać? – dociekała.

Mój gniew narastał. Co ją to interesowało?

– Jak widzisz, wszystko dobrze – odpowiedziała za mnie Abigail, posyłając jej uśmiech zakochanej kobiety. – Świetnie sobie razem radzimy, a bycie sąsiadami ma jeszcze więcej zalet niż wcześniej.

– Jesteście sąsiadami? – palnęła zszokowana Anna.

Obserwowałem ją w milczeniu. Wyglądała na bardzo wstrząśniętą tą informacją.

– Oczywiście. – Abbie wcale nie sprawiała wrażenia, że jest zazdrosna, co mnie nieco zaskoczyło. Do tego bardzo miło traktowała Annę. – Tak właśnie poznałam Willa. A co u ciebie i Damona? – zainteresowała się.

– Przepraszam was, ale muszę się po coś wrócić... – napomknęła nagle moja eks partnerka.

– Miło było cię widzieć – rzuciła pogodnie Abbie.

– Tak, was również. – Anna skinęła głową, po czym się odwróciła i wkrótce zniknęła nam z oczu.

– Kochanie, rozchmurz się – odezwała się Abigail, gdy uwolniliśmy się od niechcianego towarzystwa. – Nie do twarzy ci z tą ponurą miną.

– Przepraszam. – Nie chciałem, żeby ukochana pomyślała, że Anna nadal ma na mnie jakiś wpływ. Po prostu liczyłem, że więcej nie spotkam jej na swojej drodze. – Nieźle ją przegoniłaś.

– Ja? Ja tylko zapytałam o jej związek – wyznała z błyskiem w oku. – Nie rozumiem, o czym mówisz.

– Pozostańmy przy twojej wersji – zgodziłem się.

Zapłaciłem za zakupy i wreszcie opuściliśmy market, zostawiając Annę daleko za sobą. Puściłem w niepamięć niefortunne spotkanie, licząc, że nie dojdzie do podobnych w przyszłości.

Weekend minął, więc trzeba było zacząć nowy tydzień. W środę szedłem na spotkanie z kolejnym klientem, panem Dowellem. Pracowałem już dla niego wcześniej dwa razy. Tym razem poprosił, żebym od nowa postawił stronę jego firmy.

Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami stawiłem się w wieżowcu należącym do firmy Dowella. Biura znajdowały się na drugim i trzecim piętrze. Przy wejściu do budynku pokazałem przepustkę, którą otrzymałem przy pierwszej wizycie w biurowcu, a następnie skierowałem kroki prosto do windy. Wjechałem na trzecie piętro, gdzie znajdowało się biuro szefa.

– Dzień dobry. Nazywam się William Carter. Jestem umówiony...

– Pana Dowella nie ma, musiał nagle wyjechać. Kazał cię przeprosić, Will – wytłumaczył ktoś za moimi plecami.

To jakiś kiepski żart.

Co Anna tu robiła? Odwróciłem się powoli w jej stronę, aż spojrzeliśmy sobie w oczy. Stała tuż przede mną i uśmiechała się nieśmiało. Jak zwykle prezentowała się nienagannie, ale kompletnie mnie to nie obchodziło. Chciałem wiedzieć, dlaczego nie spotkam się z szefem tej firmy.

– Przejdźmy do mojego gabinetu, Will. To ja omówię z tobą wszelkie warunki i szczegóły dotyczące naszej współpracy – kontynuowała po chwili.

– Słucham? – Musiałem zabrzmieć jak skończony idiota, lecz poczułem się nie tyle zaskoczony, co oszukany.

– Will, pozwól za mną. Proszę – naciskała.

Normalnie obróciłbym się na pięcie i zostawił ją samej sobie, jednak w tym konkretnym przypadku nie mogłem. Skinąłem głową i powoli za nią ruszyłem.

– Grace, przygotuj dla mnie kawę. Will, napijesz się czegoś? – Anna zatrzymała się nagle i rzuciła okiem najpierw na sekretarkę, a po chwili na mnie.

– Chcę załatwić to jak najszybciej – wycedziłem przez zaciśnięte zęby.

Ależ byłem wściekły!

– W takim razie zapraszam. – Przeszliśmy kawałek, aż w końcu znalazłem się w dość przestronnym gabinecie. – Usiądź. – Anna wskazała mi fotel, a sama zasiadła za biurkiem. – Może jednak kawy albo herbaty?

– Daruj sobie. Co to ma znaczyć? Co tutaj robisz? – Teraz mogłem być bardziej bezpośredni i nie musiałem być przy tym przesadnie miły.

– Trzy miesiące temu dostałam lepszą propozycję od konkurencji, więc się przeniosłam. Teraz pracuję dla pana Dowella. To on poprosił mnie o zastępstwo na spotkaniu z tobą.

– Akurat ciebie? Popatrz, jaki zbieg okoliczności – rzuciłem kąśliwie, mrożąc Annę spojrzeniem.

– Wbrew temu, co myślisz, nie zaplanowałam sobie tego.

– Nie masz pojęcia, co myślę – odparłem cały w nerwach. – Skoro jestem na ciebie skazany, to czy możemy przejść do właściwej części spotkania? Nie zamierzam tracić cennego czasu.

– Niepotrzebnie tak się denerwujesz, Will.

Miałem ochotę zgasić jej uśmiech, ale ostatecznie zwalczyłem w sobie tę chęć. Nie chciałem tkwić z nią w tym gabinecie dłużej, niż to było konieczne.

– Czego ode mnie oczekujesz? – zapytałem, zakładając na twarz maskę obojętności.

– Słucham? – W oczach Anny dostrzegłem nagłą dezorientację wywołaną pytaniem.

– Czego ode mnie oczekujesz? Chodzi o nową stronę.

– Racja. – Kobieta powoli wypuściła powietrze. – Tu są dla ciebie wszystkie wytyczne. – Z szuflady wyjęła białą teczkę. – Wszystko powoli ci wyjaśnię.

– Potrafię czytać. – Wyciągnąłem dłoń po dokumentację. – I znam się na tym, co robię.

– Doskonale o tym pamiętam. – Anna znów się uśmiechnęła, co, prawdę mówiąc, coraz bardziej doprowadzało mnie do szewskiej pasji. – Dlatego ucieszyłam się, kiedy szef wspomniał, że to właśnie ty zajmiesz się tworzeniem nowej strony internetowej.

– Anno. – Pierwszy raz od momentu naszego spotkania zwróciłem się do niej po imieniu. – Przestań mnie zagadywać, bo za chwilę stracę resztki cierpliwości. Oczekuję konkretnych informacji, gdyż nie zamierzam spędzić w twoim towarzystwie ani minuty dłużej, niż to naprawdę koniecznie.

– Dobrze. – Anna, ku mojemu zaskoczeniu, nie zaprotestowała.

Prawdę mówiąc, nie podobała mi się ta sytuacja – nie wiedziałem, co Anna knuła. Znałem ją bardzo dobrze i zdawałem sobie sprawę, że tak łatwo nie odpuszczała.

Wsłuchiwałem się w jej słowa, milcząc przez większość czasu. Jedynie dwa razy zadałem pytanie, aby zyskać pewność, że myślałem o tym samym, czego, według mnie, oczekiwano.

W pewnym momencie Anna wstała, nie przestając mówić. Obserwowałem ją, ale zdawała się nie zwracać na mnie uwagi. Kiedy skończyła, przysiadła na skraju biurka, a jej spódniczka podwinęła się do góry. Wtedy poczułem, że mam dość i poderwałem się na nogi. Musiałem stąd wyjść.

– Czy to już wszystko? – syknąłem.

Byłem na siebie wściekły, że tak łatwo dałem wyprowadzić się z równowagi.

– Prawie – odparła, przyglądając mi się intensywnie.

– Co jeszcze?

Wciągnąłem potężny haust powietrza, lecz w niczym mi to nie pomogło.

– Tęsknię za tobą, Will. Nie masz pojęcia, jak bardzo żałuję tego, co ci zrobiłam. Gdybym tylko potrafiła cofnąć czas...

– To jakaś kpina! – Krew zabulgotała mi w żyłach na te słowa.

Anna naprawdę miała czelność zaczynać ten temat. Jak ona w ogóle mogła? Obserwowałem ją wzburzony, na granicy własnej wytrzymałości. Najpierw poszła do łóżka z moim najlepszym przyjacielem, a teraz co? Rzuca tekstem o tęsknocie i liczy, że jej wybaczę?

– Will, posłuchaj mnie, proszę! – W głosie byłej partnerki pojawiło się błaganie. – Zrobię wszystko, żeby naprawić swój błąd. Nie wiem, co mnie wtedy opętało...

– Ja też chciałbym cofnąć czas. – Postawiłem krok do przodu. – Do momentu, w którym cię poznałem. Nigdy bym się z tobą nie związał i nie pozwolił ci mną manipulować.

– Nie wierzę ci – odparła zaczepnie. – Zawsze byłam twoją słabością...

Niestety podszedłem zbyt blisko. Kiedy Anna niespodziewanie chwyciła mnie za klapy marynarki i przycisnęła swoje usta do moich, było już za późno.

W pierwszy momencie tak mnie zaskoczyła, że jej nie odepchnąłem i pozwoliłem jej przejąć kontrolę. Na szczęście szybko odzyskałem zdolność myślenia i odsunąłem ją od siebie. Wyglądała na zdziwioną, że w ogóle to zrobiłem.

Poczułem do niej obrzydzenie. Anna była wyrachowaną osobą, nie dbała o nikogo innego oprócz siebie. Ani nie kochała mnie wcześniej, ani teraz Damona. Nie obchodziło jej, że ułożyłem sobie życie z kimś innym. A może jednak obchodziło, ale wyłącznie dlatego, że chciała mi to popsuć.

– Jeszcze raz się do mnie zbliżysz, a pożałujesz – warknąłem, rozeźlony nie na żarty.

– Zostałeś na mnie skazany, Will – przemówiła ociekającym słodyczą głosem. – Czeka nas przynajmniej jeszcze jedno spotkanie służbowe.

– Jesteś odrażająca. – Wzdrygnąłem się, odsuwając od mocno. – Mówiłem poważnie, nie zbliżaj się do mnie.

Złapałem za teczkę z wytycznymi, po czym w pośpiechu skierowałem się do wyjścia. Niemal biegłem przez korytarz, pragnąc jak najszybciej wynieść się z tego budynku. Zupełnie, jakbym się w nim dusił. Gdy tylko znalazłem się na zewnątrz, zatrzymałem się.

Otarłem usta wierzchem dłoni, jakby ten gest miał wymazać smak Anny, który w dalszym ciągu czułem na wargach. Wiedziałem, że coś kombinowała i proszę! Wcale się nie pomyliłem. Nie wierzyłem również w przypadkowość dzisiejszego spotkania. O ile w markecie jeszcze bym w to uwierzył, o tyle dzisiaj nie było o tym mowy.

Kiedy przeniknął mnie chłód powietrza, ruszyłem do auta. Dopiero wtedy przypomniałem sobie o Abigail. Nie było jej w mieście, bo wyjechała na dwa dni w sprawach służbowych i wracała dopiero nazajutrz wieczorem. Skrzywiłem się na myśl, co może poczuć, gdy dowie się o incydencie z Anną, ale nie zamierzałem ukrywać przed nią dzisiejszego zdarzenia. Nie mogłem jej okłamywać, zatajając prawdę. Szczerość stawiałem ponad wszystkim.

W mieszkaniu nalałem sobie potężnego drinka. Alkohol nieco stępił mój gniew, lecz nie zniwelował go całkowicie. Nie wiem, ile czasu minęło, zanim usłyszałem dzwonek do drzwi. Zdziwiony, podniosłem się, aby otworzyć.

Z pewnością nie spodziewałem się zobaczyć za drzwiami Damona. I na pewno nie przewidziałem, że mój były przyjaciel przywita mnie ciosem prosto w twarz. To z nim w przeszłości chodziłem boksować i Damon był w tym równie dobry, jak ja. Teraz sobie o tym przypomniałem. Siła jego prawego sierpowego sprawiła, że wylądowałem na podłodze.

Cios nieco mnie oszołomił, dlatego też Damon zdołał wejść do mieszkania i przymierzył się do kolejnego uderzenia. Na szczęście w porę zdołałem je zablokować.

– Ty sukinsynu! – wrzasnął. – Jakim prawem zbliżasz się do Anny? – wycharczał, niemal plując mi w twarz.

Ten podły zdrajca zaatakował mnie w moim własnym domu!

Ta myśl na tyle mnie pobudziła, że zdołałem odzyskać trzeźwość myślenia i podciąłem mu nogi. Wcześniej mnie zaskoczył, jednak nie zamierzałem pozwolić mu obijać się jak dzieciak.

– Jeszcze raz ją pocałujesz, a cię zatłukę! – ryknął.

Dopiero wtedy wszystko zrozumiałem.

– Tak ci powiedziała? – Niemal przetarłem oczy z niedowierzaniem.

Zdążyłem zapomniałem, jaką Anna była manipulantką, ale pojawienie się Damona i jego słowa przypomniały mi o tym. Przecież ją odrzuciłem, więc postanowiła się zemścić. Gdyby przyznała się przed obecnym chłopakiem, że to ona wykonała pierwszy krok, Damon nawet nie pokwapiłby się do mnie z wizytą.

– Nie kłam, Will! Myślisz, że uwierzę w jakąkolwiek twoją bajeczkę? – Były przyjaciel wstał z podłogi, mordując mnie spojrzeniem.

W tym momencie zrozumiałem, że Damon okazał się kimś zupełnie innym niż chłopak, za którego miałem go w czasach naszej przyjaźni. Ten człowiek patrzył na mnie z nienawiścią. Jego zdrada zabolała mnie bardziej niż zdrada Anny, ale po niej dotarło do mnie, że Damon tak naprawdę nigdy nie był moim przyjacielem. Prawdziwy kumpel nie zrobiłby mi podobnego świństwa.

– Nie obchodzi mnie, w co wierzysz, a w co nie – wyrzuciłem, patrząc mu w oczy.

Śledziłem każdy jego ruch na wypadek kolejnego ataku.

– Jesteś zazdrosny, że Anna mnie wybrała? – Damon dalej pluł jadem. – Próbujesz się na mnie zemścić?

– Myślę, że oboje jesteście siebie warci. Życzę wam udanego życia razem. Normalnie bym ci współczuł, ale nie zasłużyłeś na moją litość. A teraz wyjdź, bo za chwilę zadzwonię po policję i oskarżę cię o napaść.

– Ja nie żartuję, Will. Zbliż się jeszcze raz do Anny, a pożałujesz! – Damon posłał mi ostrzegawcze spojrzenie, po czym chwycił za klamkę.

– To może powinieneś przyjść z nią na nasze kolejne spotkanie i pilnować, aby nogi trzymała złączone – sarknąłem.

Nie tknąłbym Anny kijem, jednak Damon zdawał się posiadać inne zdanie na ten temat. Nie zamierzałem niczego mu tłumaczyć.

– Zniknij z naszego życia, Will. – Chłopak zacisnął dłonie w pięści i wreszcie wyszedł.

Zostałem sam. Poszedłem prosto do łazienki, aby na własne oczy sprawdzić szkody poczynione przez Damona. Lewa strona twarzy niemiłosiernie mnie bolała. Wiedziałem, że po jego wizycie zostanie mi konkretny ślad. Musiałem przyłożyć lód pod oko.

Od samego początku ten dzień był fatalny. Pomyślałem o Abbie i o tym, jak bardzo chciałbym, aby była teraz przy mnie. Mogłem zadzwonić, jednak wolałem nie mówić o dzisiejszych zajściach przez telefon, a nie potrafiłem udawać.

Informowanie Mylesa czy Matta też odpadało. Jeszcze doszliby do wniosku, że należy złożyć wizytę Damonowi, a miałem go już powyżej uszu. Nalałem sobie whiskey. Czekał mnie bardzo długi wieczór.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro