Rozdział 4 - Naszyjnik babci

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po długotrwałym myśleniu doszłam do tego co powinien ode mnie usłyszeć ich Sensei.

– Myślę, że już podjęłam decyzję... – odezwałam się, wzrok mężczyzny wylądował na mnie, nim coś powiedziałam zmierzyłam całe pomieszczenie wzrokiem. – Więc...

– Słucham – podrapał się po brodzie, przerywając mi przy okazji. 

– Nie uważam, abym miała tutaj swoich przodków, jestem tego wręcz pewna – poprawiłam się na krześle, chicho chrząkając. – Jednak, jeśli nie będę miała bez tego spokoju, proszę, możemy to sprawdzi – mówiłam wszystko pewnie, przecież bym wiedziała o swoich przodkach w jakiejś innej krainie, prawda?

Przez długi czas nie słyszałam żadnej odpowiedzi, jak widać, był zdziwiony tym, że pozwolę na sprawdzenie pochodzenia moich przodków. Po chwili rozwinął zwój na biurku. Chwilę się mu przyglądał, jeździł po nim palcem, prawdopodobnie czegoś szukając. 

– Przypomnij mi swoje nazwisko – odezwał się, albo raczej wyszeptał. Po jego głosie mogę wnioskować, że był bardzo skupiony. 

– Rescue – powiedziałam cicho, mimo tego, że mieszkam, albo raczej mieszkałam w Polsce posiadam angielskie nazwisko. Moja rodzina wywodziła się z Wielkiej Brytanii, jednak sama wychowałam się w Polsce. 

Dopiero teraz usłyszałam jak staruszek cicho powtarza moje nazwisko, spojrzałam ukradkiem na jego zwój, były tam jakieś rysunki, zdążyłam dostrzec parę symboli żywiołów, takich jak wiatr, woda czy ogień. Więcej nie potrafiłam rozszyfrować, były mi zupełnie obce. Między mną a starcem trwała cisza, mogłam jedynie słyszeć dalsze wymawianie mojego nazwiska. Teraz już nie próbowałam ukryć swojego wzroku, patrzyłam dokładnie co on robi. Po chwili zatrzymał palec ja jednym z symboli. Był to symbol mi znany, moja babcia miała z nim naszyjnik, obiecała, że kiedyś mi go podaruje. Podobno od paru pokoleń przechodził z rąk do rąk w mojej rodzinie, wspominała mi, że jest bardzo cenny.

– Węzeł celtycki – stwierdziłam cicho, dalej nie rozumiałam co ten znak ma do moich przodków. Mógł być zwykłym zbiegiem okoliczności.

– Tak, to on. W Twoim świecie symbolizuje doskonałość, wzmacnia takie więzi jak miłość czy przyjaźń oraz chroni ludzi przez zniewoleniem i fałszem – wszystko co powiedział, to była prawda. Nie byłam w stanie zaprzeczyć jego słowom, miał rację. Delikatnie kiwałam głową, nie odzywając się. – W naszej krainie, pełni on nieco inną funkcję – wstał ze swojego poprzedniego miejsca, moje oczy podążały za nim.

– Jaką? – można powiedzieć, że pytanie wymsknęło mi się samo. Może to przez moją ciekawość, lubię zbierać takie informacje, których nigdy w życiu nie zdołam wykorzystać.

– Jest to znak jednego z naszych żywiołów. U nas spełnia on funkcję obrony, podobnie jak w twoim świecie tylko... – zwrócił się do mnie, posłałam mu niezrozumiałe spojrzenie. – Od paru pokoleń nie było żadnego ninja z tą mocą. Z jednej strony, to cudowne, że ktoś jeszcze żyje i będzie w stanie kontrolować tą moc... Ale z drugiej, to wręcz nieprawdopodobne – zjechał wzrokiem na swoje dłonie. – Osoba, która posiada tą moc jest w stanie wytworzyć przezroczystą tarczę. Ta tarcza będzie w stanie ochronić inną osobę – patrzyłam na niego jak na wariata. 

– Chcę mi pan powiedzieć, że jestem jak swego rodzaju wiedźmą i potrafię kontrolować jakąś moc? – zmarszczyłam brwi, to wszystko było dla mnie takie nowe, takie dziwne. Zupełnie nic nie rozumiem, czuje się jak w jakiejś ukrytej kamerze, gdzie inni robią sobie ze mnie żarty.

– Ninja, nie żadna wiedźma – poprawił mnie. –I tak, potrafisz panować nad mocą obrony. 

Nie wiedziałam co właściwie się tutaj wyrabia, czułam się jak w jakimś śnie, tylko bez możliwości obudzenia się. W dalszym ciągu patrzyłam na zwój, konkretnie na węzeł celtycki. Coś co znałam całe życie, myślałam, że wiem o nim wszystko okazało się, że skrywa tyle tajemnic. Popatrzyłam na mężczyznę. 

– Mogłabym się jeszcze czegoś dowiedzieć? – zapytałam. Starzec pokiwał głową, sięgnął po kolejny zwój i rozłożył go przede mną.

– To ona, ostatnia dotychczas mistrzyni obrony – wskazał na kobietę w tłumie osób, prawdopodobnie innych mistrzów żywiołów. Przyjrzałam się wskazanej osobie, muszę przyznać, że wyglądałyśmy praktycznie identycznie. – Nazywała się Evelyn, jej moc uratowała nie jedną osobę – opowiadał patrząc na rysunek. – Podczas jednej z walk postanowiła trzymać się z tyłu, to właśnie wtedy widziano ją ostatni raz. Podejrzewano na początku, że ktoś ją zaatakował, jednak nie odnaleziono ciała. Pozostawała przez długi czas jako "zaginiona", po jakimś czasie uznano ją za zmarłą –  przerwał na chwile, żeby popatrzeć na mnie. – Jednak jeśli okaże się, że faktycznie posiadasz moc Evelyn, to oznacza, że jesteś jej potomkinią a ona prawdopodobnie została przeniesiona w niewiadomych okolicznościach do twojego wymiaru – skończył swój monolog, a ja nie mogłam pozbierać myśli, tak wiele informacji w tak krótkim czasie. 

Sensei zaczął odkładać wszystko co wcześniej wyciągnął. Myślałam co w tym czasie powinnam odpowiedzieć, nie mogłam znaleźć dobrych słów. Patrzyłam na swoje stopy, co jakiś czas patrząc co robi mężczyzna. Wreszcie do głowy przyszła mi jedna myśl, więc co mi zaszkodzi powiedzieć to? 

–  Czy to oznacza, że muszę tu zostać i rozpocząć jakiś trening?

–  Niezupełnie. Nie zmusimy Cię do tego, jednak do momentu kiedy nie uda nam się Ciebie odesłać... – stwierdził. – Ale skoro i tak tutaj zostaniesz na dłużej, to nic nie stoi na przeszkodzie, abyś chociaż spróbowała ćwiczyć – delikatnie się uśmiechnął kończąc zdanie.

– A więc, od kiedy mam zacząć ćwiczyć? – wstałam z krzesła, bo chyba koniec rozmowy już jest blisko. 

– Kiedy będziesz na to gotowa... – odpowiedział nalewając sobie herbaty. – Nie będę Cię już dłużej trzymać. Pamiętaj tylko, żebyś się nigdy nie poddawała –  dodał i pokazał gestem, że mogę już opuścić jego pokój. 

– Dziękuje za rozmowę – delikatnie się uśmiechnęłam opuszczając pomieszczenie. Pierwsze co zobaczyłam po zamknięciu drzwi to Sabrina i Nya, uśmiechały się do mnie. 

–  Pomyślałyśmy, że jeśli masz jeszcze trochę zostać w Ninjago, to przydadzą Ci się ubrania. No i to wcale nie dlatego, że niedługo mi zabraknie ubrań, bo Kai cały czas je dla Ciebie pożycza... – mówiła czarnowłosa i na koniec się roześmiała. 

– Więc, zabieramy Cię na miasto abyś mogła kupić sobie trochę ubrań – uśmiechnęła się blondynka i obie pociągnęły mnie w stronę wyjścia. 

  

***
Wreszcie mnie ruszyło coś *bizon69* do napisania książki. Możecie jej zacząć dziękować, bo to ona mi groziła pobiciem jeśli nie zacznę pisać xd 

Mam nadzieje, że jeszcze pamiętacie tą książkę. Przy okazji, zobowiązuje się do dodawania częściej tych rozdziałów, a nie jak dotychczas jeden na parę miesięcy. 

Do zobaczenia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro