Pogodne relacje

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Był późny wieczór. Mellisa uznała że po tym wszystkim co przeszli muszą odpocząć i nikogo nie chciała wypuścić z domu tłumacząc że mają położyć  się spać. Mason z Coreyem pożegnali się ze wszystkimi i musieli iść. Raczej to Corey musiał wyprowadzić Masona bo nie chciał zostawić Liama samego. Piter również wyszedł nie chcąc nadwyrężać gościnności pani Maccolle jednak kobieta uśmiechneła się i zaprosiła go na obiad na następny dzień. Derek spał na fotelu natomiast Stails leżał na kanapie a Lidia pojechała jeszcze na bardzo szybkie zakupy wiedząc że jutro będzie pomagać Mellisie przy posiłkach. Liam spał w pokoju gościnnym, Malia leżała u Scotta w pokoju natomiast Theo zajął pokój gościnny. Malia wstała z łóżka i postanowiła zajrzeć do Theo. Po cichu otworzyła dżwi i widząc że Theo nie śpi podeszła bliżej.
- Coś się stało Malia?  Zapytał cicho.
- Nie, nic się nie stało poprostu chciałam zapytać jak się czujesz?  Powiedziała trochę dziwnym głosem. Nie była przyzwyczajona do martwienia się o Theo. Zwłaszcza o Theo. Chłopak lekko się uśmiechnął
- czuje się już trochę lepiej. Odpowiedział
Dziewczyna usiadła na skraju łóżka chłopaka.
- właściwie to chciałam Ci też.... podziękować. Odpowiedziała
Theo zmarszczył brwi jakby nie rozumiejąc.
- Za uratowanie Scotta. Powiedziała
I dodała szybko
- Za uratowanie nas wszystkich.
Chciałam Cie też przeprosić, niezawsze byłam miła. Prawie w ogóle nie byłam dla ciebie miła, cały czas warczałam i wyzywałam, kłóciłam się z Tobą. Dziewczyna westchnęła.
- Nie twoja wina. Należało mi się. Powiedział
- Nie Theo. Nic Ci się z tego nie należało. Widzę że się zmieniłęś, i jak bardzo się myliłam. Mam nadzieje że kiedyś mi wybaczysz. Powiedziała i spuściła wzrok na swoje ręce. Theo po chwili złapał ją za dłoń.
- Wybaczam Ci Malia. Uśmiechnął się lekko na co dziewczyna odwzajemniła i po chwili poczuła jak chłopak ją przytula. Odwzajemniła gest.
- Będę już szła. Musisz odpocząć i nabrać sił ale przyjdę jutro .
Dobranoc Theo. Powiedziała
- Dobranoc Malia. Odpowiedział jej i położył się spowrotem.
Pov.Scott
Siedziałem w swoim pokoju jedząc kanapkę którą przygotowała mi mama. Po chwili do pokoju weszła Malia z uśmiechem. Zapytałem co się stało że jest taka szczęśliwa na co ona opowiedziała mi o Theo. Uśmiechnąłem się do niej. Szczerze cieszyłem się że się pogodzili i oboje dali sobie drugie szansę. Dziewczyna pocałowała mnie i stwierdziła że idzie spać. Ja natomiast nie mogłem usnąć. Po 15 minutach leżenia w łóżku poczułem że zaschło mi w gardle. Po cichu odpuściłem pokój by nie obudzić śpiącej Malii. Również po mału zszedłem na dół by nie obudzić nikogo śpiącego w salonie a następnie zacząłem szukać skarbów w lodówce. Postawiłem na cole a następnie opróżniłem szklankę. Po ugaszeniu pragnienia postanowiłem pójść do Theo i sprawdzić czy nie trzeba zmienić bandaża. Na wszelki wypadek wziąłem kilka wacików i wodę utlenioną do przemycia ran. Ostrożnie by go nie obudzić wszedłem do środka. Spojrzałem na chłopaka który spał spokojnie. Na ramieniu widniał bandaż który tak jak przypuszczałem był już ubrudzony krwią. Niektóre rany wyglądały naprawdę źle ale zadrapania już prawie znikły. Theo jakby wyczuwając moją obecność otworzył oczy.
- Scott?  Zapytał cicho.
- Hej Theo. Odpowiedziałem przybliżając się.
- Co tu robisz?  Zapytał siadając.
- Chciałem sprawdzić jak się czujesz i zmienić ci bandaż. Powiedziałem siadając obok chłopaka.
- Mogę?  Zapytałem
Chłopak pokiwał głową. Po mału zacząłem zdejmować bandaż. Robiłem wszystko by nie uszkodzić skóry. Polałem trochę wody utlenionej i założyłem świeży bandaż. Po chwili Theo podwinął koszulkę ukazując swój posiniaczony tors. Przy boku również miał założony bandaż . Ostrożnie go dotknąłem ale wtedy chimera zacisneła zęby i poczułem jak moje żyły robią się czarne.
- Przepraszam Theo. Powiedziałem
- Nic się nie stało. Odpowiedział.
Delikatnie odwinąłem jedną stronę bandaża a potem drugą a następnie umoczyłem wacik w spirytusie i zdezynfekowałem ranę. Theo był bardzo cichy i spokojny. Co było do niego niepodobne. Spojrzałem na niego. Był wpatrzony w księżyc.
- Theo pokaż twarz. Powiedziałem
Chłopaka odwrócił głowę w moją stronę a ja bacznie zacząłem oglądać zadrapania. Moją uwagę przykuła blizna na szyji. Delikatnie ją dotknąłem.
- Jak to się stało?  zapytałem zmartwiony.
- Zrobili mi to na przesłuchaniu. Drugi dzień chyba. Odpowiedział mi.
- O co pytali?  Spytałem
- O was. Powiedział i spojrzał na księżyc.
Nastała cisza. Theo znosił to wszystko byśmy my  zostali bezpieczni.
- Teraz boli?  Zapytałem smarując bliznę maśćią
- Nie. Powiedział i ziewnął
Gdy skończyłem schowałem wszystko do apteczki. I gdy miałem wyjść zatrzymał mnie Theo
- Myślisz że żyją?  Zapytał cicho.
- Kto?  Zapytałem nie rozumiejąc
- Moje stado. Powiedział niemrawo.
Ponownie usiadłem na łóżku i położyłem rękę na ramieniu chłopaka.
- Znajdziemy ich a na razie musisz odpoczywać i zapomnij o patrolach.
Prawie zginąłeś Theo. Powiedziałem zmartwiony.
- Yhm. Dziękuję Scott. Odpowiedział.
- Nie ma za co a teraz śpij dobrze. Powiedziałem i po mału wyszedłem z pokoju chłopaka. Po tak długim dniu również i ja poszedłem spać. Jutro czekał nas kolejny dzień. Będzie on naszczęscie o wiele spokojniejszy niż te wcześniejsze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro