Wtyka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov.Stails
To dzisiaj. To ten dzień!  Ha!  Nie mogę uwierzyć że to dzisiaj!  W końcu ich odbijemy i wyciągniemy z tego piekła. Wczoraj prawie w ogóle nie mogłem spać, obmyślałem plan jak ich z tamtąd wydostaniemy. Wszystko objaśniłem Derekowi. Rano od razu pojechaliśmy na komisariat. Tam na nas mieli czekać mój tata i reszta funkcjonariuszy policji. Wszyscy mieli być zwarci i gotowi do akcji. Nawet mieliśmy wsparcie ojca Scotta który miał przyjechać ze swoimi ludźmi za godzinę. W szpitalu Melissa szykowała miejsca na wypadek rannych. Argent również był w drodze do nas. Jednak gdy wszedłem z Derekiem na komisariat, to co zobaczyłem zmroziko mnie.
Funkcjonariusze policji biegali po całej komendzie. Wszędzie panował istny chaos. Dzwoniły telefony co chwilę, policjanci odbespieczali broń. Nie wiadomo było co się dzieje. Szybko poszedłem do biura mojego taty. On sam był tak zabiegany że nawet mnie nie zauważył.
- Tato co się dzieje?  Zapytałem z narastającym niepokojem.
- Na komisariacie jest bomba. Powiedział a ja na chwilę zapomniałem jak się oddycha. Nie mogłem uwierzyć co słyszę.
- Jak to bomba?  Przecież zaraz mamy jechać po Scotta i resztę. Powiedziałem zdenerwowany.
- Wiem Stails ale nie możemy nic zrobić innego. Jeżeli tu jest Bomba to wszyscy jesteśmy zagrożeni. Wykrzyczał mi prosto w twarz.
- Kto mógł ją podłożyć?  Zapytał Derek.
- Nie jestem pewien ale to napewno sprawka łowców. Rano przyniósł jakąś paczkę sierżant ######### i zaniósł do biura obok. Razem z inną pocztą. Nic więcej nie było wnoszone do środka. Oprócz jedzenia.  Wytłumaczył.
- przrszukali pojemniki z jedzeniem?  Zapytałem
- Właśnie to robią. Wytłumaczył.
Kiwnołem głową i razem z Derekiem rozejrzelismy się po pomieszczeniu.
Policjant z psem przeszukiwali całą sterte pojemników po jedzeniu ale także kosze na śmieci. W pewnym momencie Derek krzyknął
- Na ziemię!!  Po chwili poczułem jak mnie zasłania a potem nastąpił wybuch i fala uderzyła prosto w funkcjonariuszy stojących obok przez co teraz leżeli kilka metrów przed nami. Po mału wstałem z podłogi i spojrzałem na Dereka. Mówił coś do mnie ale ja nie słuchałem. Przyglądałem się zniszczeniom. Wszędzie były odlamki drewna, krew i ranni policjanci. Mój tata zaczoł krzyczeć do telefonu by przysłali karetkę. Kilku policjantów leżało na ziemi inni ranni ledwo chodzili. Spojrzałem na Dereka, jemu nic nie było miał tylko kilka zadrapań.
- Stails?!!! Krzyknął
Teraz go usłyszałem.
- Już, słyszę Derek słyszę. Powiedziałem
Męszczyzna przestał mnie szarpać za ramiona.
- Nic Ci nie jest?  Zapytał zmartwiony
- Nie chyba nie a tobie?  Zapytałem.
- Nie. Wszystko gra. Powiedział. Następnie szeryf powiedział żebyśmy poszli do domu. Najgorsze było to że nie mogliśmy wcząć akcji. Nie było ludzi,komisariat był zniszczony i prawdopodobnie mamy wtykę wśród policjantów. Poprostu pięknie. Nawet nie chce sobie wyobrażać co teraz musi czuć mój tata. To przecież jego przyjaciele. Najwierniejsi od lat a teraz nagle któryś z nich go zdradził. W imię czego??  Władzy która i tak nie ma żadnego sensu. Po chwili poczułem jak coś ciepłego okrywa moje ciało. To Derek przyniósł mi koc.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro