zaufanie i przemyślenia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov.Malia
Od godziny stoję i wpatruje się w to pieprzone okno. Nie mogę poskładać myśli. Nie mogę przestać o tym wszystkim myśleć. To co zrobił Theo cały czas siedzi mi w głowie. Mam jeden wielki mętlik. Westchnełam i ponownie spojrzałam na leżącego w bezruchu chłopaka. Bluza już prawie całkowicie przesiąkła krwią a rany goją się jeszcze wolniej niż wcześniej. Theo spał tak samo jak Scott któremu nic się nie stało. Jeszcze kilka tygodni temu mogłabym zabić Theo za wszystko co zrobił. W moich oczach był mordercą, psychopatą i potworem bez serca któremu nie można ufać za grosz, ale teraz po tym wszystkim widzę że się zmienił. Dawny Theo dbałby tylko o siebie. Natomiast ten Theo bezinteresownie ratuje mojego chłopaka. Jasne pomaga nam w stadzie i według Scotta jest sojusznikiem oraz wiele razy pomógł Liamowi ale czy mogłabym mu na nowo zaufać?  Sama już nie wiem. Analizując wszystkie sytuację czy to na spotkaniach czy gdzie kolwiek indziej, ja zawsze byłam dla niego okrutna. To ja zawsze zaczynałam kłótnię i w sumie kończyłam ją tak samo. Mówiąc że to on zabił  swoją siostrę i omal nie zabił Scotta. Chociaż wiele razy mówiłam gorsze rzeczy na przykład o jego rodzinie. Kiedy wychodził trzaskając dżwiami nie zastanawiałam się nad tym co zrobiłam i jaką krzywdę mu wyrządzałam dopiero po naszej kłótni dochodził do mnie sens wypowiedzianych słów. Obiecywałam wszystkim że gdy wróci przeproszę go i nigdy więcej tego nie zrobię. Jednak nigdy go nie przeprosiłam. Składałam puste obietnice po to by uniknąć zawiedzionego wzroku przyjaciół. Oni potrafili zaakceptować obecność himery. Liam nawet nazywał go swoim przyjacielem. Gdy rozmawiałam z Lidią na jego temat pewnego razu stwierdziła że on jest poprostu skrzywdzony przez los. Nie mogłam w to uwierzyć i myślałam że się przesłyszałam, z niedowierzaniem wpatrywałam się w przyjaciółkę jak ktoś tak bezduszny może być skrzywdzony i tym samym krzywdzić innych nieukazując żadnego współczucia ani empatii. Dziewczyna zaczęła mi tłumaczyć że Theo nigdy nie zaznał rodzinnego ciepła i nie miał szczęśliwej rodziny. Od Stailsa dowiedziała się że biologiczni rodzice Theo zmarli w wypadku a on sam w młodym wieku razem z siostrą poszli do adopcji. Już wtedy wszystko zaczęło się psuć. Tak przynajmniej mówiła mi banshee. Ja powiedziałam jedynie że sobie na to zasłużył. Teraz jak o tym myślę wiem że byłam zaslepiona nienawiśćią do chłopaka i za wszelką cenę próbowałam sprawić by wszyscy inni też go nienawidzili. Stawiałam Theo w najgorszym możliwym świetle i oczekiwałam że pewnego dnia wszyscy zobaczą jaki jest naprawdę i przyznają mi rację. Nawet Scott z początku mu nie ufał i choć teraz też całkowicie nie ufa to zdaje się na jego pomoc. Szczerze to nigdy nie doczekiwałam się tego momentu w którym Theo Reaken ponownie byłby tym złym. Zawsze po naszej kłótni wracał. Był na każdym spotkaniu ale tym razem był cichszy. Nawet gdy znów zaczęłam kłótnie on w pewnym momencie zupełnie mnie ignorował i zmieniał temat. Ja wtedy uznawałam to za wygraną i choć Theo nie rzucał obelgami tak jak dotychczas to było, ja nie ustępowałam i wystarczyło że rzuciłam tekst w stylu prawda boli, to wystarczyło bym wyczuła jak chłopak się spina. Dopiero teraz po tym wszystkim co przeszliśmy ja zaczynam widzieć w nim dobrą stronę. I jeżeli kiedykolwiek uda nam się z tąd wyrwać to powiem mu to wszystko. Powiem jak bardzo przepraszam i jak bardzo mi głupio i przykro. Bo ja sama krzywdziłam chłopaka którego on tak bardzo chciał byśmy zobaczyli. Teraz widzę jak bardzo się myliłam. Może nie ufam mu w 100% ale postaram się mu na nowo zaufać. W końcu jak mówi Scott każdemu trzeba dać drugą szansę. Nawet jeśli tą osobą jest Theo Reaken.

Oto kolejny rozdział. Mam nadzieję że wam się podoba. Zostawcie komentarze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro