IX

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Au — jęknęłam rozmasowując głowę. Spadłam z około dwóch metrów, „portal” musiał otworzyć się trochę za wysoko.

Po pięciu minutach wreszcie doszłam do siebie. Rozejrzałam się dookoła. Siedziałam na środku łąki. Nagle przypomniałam sobie o pierścieniu. Zaczęłam szukać go w dosyć wysokiej trawie. Cholera. Nie mógł się zgubić.

— Tego szukasz? — spytał Aleks, podstawiając mi pod głowę pierścień. Wzięłam go od niego.

— Jak mogłeś pójść razem ze mną? To niebezpieczne! Sama bym sobie poradziła, teraz muszę jeszcze urzerać się z tobą — fuknęłam na niego. Miałam tego dosyć. Czy ja mu kazałam wskoczyć razem ze mną?

— Po pierwsze, potrafię o siebie zadbać. Nie musisz nic dla mnie robić. Po drugie to była moja decyzja. Gdzieś tutaj jest moja matka. Ja chcę ją spotkać — odpowiedział mi Aleks. Odwróciłam się od niego. Nie tylko z tych powodów nie chciałam aby chłopak szedł z mną. Oprócz tego czułam się okropnie niezręcznie.

Rozejrzałam się wokół. Nie miałam pojęcia gdzie iść. Przede mną rozciągał się las, zaś za mną płynęła dosyć duża rzeka.

W końcu postanowiłam udać się w las. Nie wiem dlaczego, po prostu tak. Zawołałam gestem Aleksa, nie miałam ochoty z nim gadać. Zaczęłam iść w wybraną stronę. Wędrówka trwała już dosyć długo. Nogi bolały mnie niemiłosiernie, nie mam najlepszej kondycji. Nie chciałam przyznawać tego przed Aleksem, dlatego szłam cały czas. Wydawało mi się, że słońce nie powinno być na niebie, aczkolwiek oni ciągle znajdowało się w najwyższym punkcie. To nie było normalne.

— Nie możesz ciągle mnie olewać. Wiem, że jesteś zmęczona. Odpocznijmy, okej? — odezwał się Aleks.

— Czuję się świetnie! Muszę dojść jak najszybciej do tego zamku — powiedziałam szybko. Nie chciałam wyjść na słabą. Przyspieszyłam kroku— Jeśli chcesz odpocząć to zrób to. Może jeszcze kiedyś się spotkamy!

Nagle poczułam, że ktoś łapie mnie za nadgarstek. Aleks szarpnął mnie i nakazał mi tym gestem się zatrzymać. Może i był niższy, co nie wykluczało tego, że był silny.

— Nawet nie wiesz gdzie idziesz! Ogarnij się dobra? Zachowujesz się jak małe, obrażone dziecko. — Stał naprzeciwko mnie najwyraźniej wkurzony.

— Ja zachowuje się jak dziecko? Powiedział chłopak, który ciągle tęskni za mamusią — odgryzłam się kompletnie rozgniewana. Patrzyłam w oczy chłopakowi. Po tym komentarzu zaszły one łzami. Płakał, to go uraziło.

— Dobrze. W takim razie nic tu po mnie — te słowa wypowiedział z trudem. Odwrócił się i pobiegł w przeciwną stronę. Za późno zrozumiałam, co zrobiłam. Zostałam sama w lesie.

Oparłam się o najbliższe drzewo, siadając. Nie wiedziałam gdzie iść. Nie miałam zielonego pojęcia o niczym. W końcu po chwili odpoczynku wstałam i znów ruszyłam w losowym kierunku. Wiedziałam, że było to bezsensownie, ale bałam się to przyznać przed samą sobą.

***

Biegłem przez las. Nie wiedziałem gdzie. Wiedziałem tylko, że przed sobie. W głowie nadal słyszałem słowa Ady. Czy naprawdę tak się zachowywałem? Rozmyślania przerwał mi czyjś głos.

— Kim jesteś? — Głos wydobywał się zza dosyć wysokiego krzaku malin. Po chwili zobaczyłem dziewczynę wychylającą się zza niego. Miała platynowoblond włosy i brązowe oczy, co stanowiło dosyć dziwne połączenie. W dłoniach dziewczyna trzymała szeroki i wysoki dzbanek.

— A ty? — spytałem zdezorientowany.

— Nazywam się Alicja, mieszkam w wiosce koło tego lasu. — Dziewczyna zaczęła zbierać maliny, wciąż zainteresowana moją osobą.

— Jestem Aleks — odpowiedziałem tylko.

— Dziwne imię, skąd pochodzisz? — spytała Alicja.

— Z... daleka — powiedziałem po chwili zastanowienia. Bo co miałem powiedzieć? Pochodzę z takiego małego miasteczka chyba z innego wymiaru, bo przeniosłem się tutaj poprzez jakiś portal?

— Może zechciałbyś, zostać na noc w mojej chacie? Moja matka z pewnością się zgodzi. Dzień za chwilę się kończy, zostanie na noc w lesie nie jest rozsądne — zaprosiła mnie blondynka.

— Dzień się kończy? — zdziwiłem się — Przecież słońce jest nadal najwyżej nad widnokręgiem!

— Ty nie jesteś stąd — stwierdziła dziewczyna z przerażeniem w głosie, poczym dodała bardziej do siebie, niż do mnie — Jeśli strażnicy się o tym dowiedzą...

— Jacy strażnicy? — spytałem zdziwiony.

— Słuchaj, — zaczęła dziewczyna — jeśli strażnicy dowiedzą się, że nie jesteś stąd, będzie źle. Bardzo źle.

— Jeśli jest aż tak źle, to lepiej żebym nie przychodził do ciebie do domu — Kompletnie nie wiedziałem o co chodzi.

— Nie — Alicja momentalnie przestała zbierać maliny — chodź, zrobię coś aby uratować ludzi, którzy są przeciwko strażnikom. Tylko nikomu nie mów, że nie jesteś stąd, to się źle skończy. Teraz chodź za mną.

Kiwnęłem tylko głową, podążając za dziewczyną. Kilka minut szliśmy przez las, potem wyszliśmy z niego. Blondynka szła jakby znała drogę, mając nawet zamknięte oczy. Alicja weszła do pierwszego domu, jaki stał na skraju lasu. Była to zwykła chata ze słomą na dachu oraz nierówno zalepionymi cegłami.

— Mamo! Mamy gościa! — zawoła Alicja, przechodząc przez próg. Zaraz przede mną wyrosła straszą wersja dziewczyny spotkanej w lesie. Jedyną różnicą między matką i córką był wiek oraz to, że straszą kobieta była w ciąży.

— Chodź, co prawda przygotowałam kolację dla dwóch osób, ale jedno nakrycie nie stanowi problemu — stwierdziła kobieta, po czym udała się w lewą stronę. Podążyłem za nią.

Po zjedzeniu kolacji, Alicja zaprowadziła mnie do izby, gdzie na podłodze leżały posłania z słomy. Blondynka wskazała mi jedną, na której miałem spać. Zdziwiło mnie to, że nie mieli tutaj zwykłych łóżek. Cóż, nic tutaj nie jest normalne. Siadłem na słomie.

— Powiedz mi, z jakiego powodu tutaj jesteś? — spytała się nagle Alicja.

— Ja...  — chwilę zajęło mi zastanowienie się nad odpowiedzią, w końcu postanowiłem wyjawić prawie całą prawdę. Poczułem, że blondynka nie ma złych zamiarów — moja matka uwięziona jest w jakimś zamku, zamieszkuje go podobno jakąś czarownica. Chcę ją znaleźć.

— Podróżujesz sam? Nie obawiasz się dzikich zwierząt czy strażników? — Dziewczyna była zdziwiona. Bardzo zdziwiona.

— Razem z mną była także Ada, ale... pokłóciliśmy się. Oboje chcemy dostać się do tego zamku — odpowiadałem na wszystkie jej pytania bez zastanowienia. Ufałem Alicji jak nikomu innemu, mimo że znałem ją dopiero od kilku godzin. Może to przez jej urok? Blond włosy okalające rumianą twarz dodawały jej twarzy niewinności. Była piękna...

Zaraz. Co? Nie mam czasu na takie rzeczy, muszę jak najszybciej dostać się do zamku!

— Rozumiem i mam pewniej pomysł. Jest ryzykowny, bo wymaga konfrontacji z strażnikami. Jeśli chcesz dostać się do zamku, musisz zgłosić się na kandydata na strażnika. Każdy taki chętny musi być przetransportowany do twierdzy naszej pani — mówiąc to Alicja ściszyła głos — Jej zamek jest jednym tutaj. Aby się zgłosić wystarczy, że przyjdziesz do karczmy. Tam zawsze jest kilku strażników, oni będą wiedzieć co robić.

— Dziękuję, że mi pomagasz. Ale dlaczego to robisz? To musi być ryzykowne dla ciebie i twojej matki! — Nawet nie orientując się w sytuacji w tym świecie, wiedziałem, że coś jest nie tak.

— Mój ojciec został przymusowo wcielony do strażników. Zginął. Nienawidzę naszej pani i jej czarów. Chciałam coś zrobić, ale brakowało mi odwagi. Byłam tchórzem! — Dziewczyna mówiła to przez łzy. Po chwili płakała na dobre, a ja nie umiałem jej pocieszyć. To nie jest coś w czym jestem dobry.

— Obiecuję, że pomszczę twojego ojca, dobrze? — odezwałem się wreszcie. Alicja podniosła głowę, ocierając łzy.

— Jasne, dziękuję ci i przepraszam za ten wybuch. Po prostu trudno mi jest to wspominać. — Blondynka pociągnęła nosem. — Idź spać, musisz być wypoczęty.

Położyłem się prawie natychmiast zasypiając. Byłem tak zmęczony, że zapomniałem nawet pomyśleć o Adzie, która być może została sama w tym lesie.

***

Szłam od kilku godzin bez przerwy. Byłam zmęczona. Mimo iż słońce nadal było wysoko nad widnokręgiem, temperatura powietrza spadła i teraz było mi zimno. Szczękałam zębami, mimo woli przypomniałam sobie moje pierwsze chwile w celi wraz z Sarą i Alfredem. Wtedy też było mi zimno, jednak teraz nie ma kto dać mi koca na ocieplenie. Jestem zdania sama na siebie. Dobrze wiedziałam, że to przeze mnie Aleks mnie opuścił. To co do niego powiedziałam było nie fair. Nie wiedziałam jak ja zachowywałbym się w takiej sytuacji. Mając ojca pijaka i matkę, która zniknęła.

W końcu strasznie zmęczoną oparłam się o drzewo. Byłam głodna. Ostatnie co jadłam to śniadanie. Sięgnęłam do plecaka i szybko zjadłam zapakowany, jeszcze w domu batonik. Po chwili usnęłam, nie myśląc o dzikich zwierzętach mogących w każdej chwili mnie zaatakować.

Jak oceniacie Aleksa? Podoba wam się ta postać czy nie? A kawałek z jego perspektywą?

Because_I_am_it

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro