Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dwanaście lat wcześniej

D E S T I N Y

Ludzkie dzieci były dziwaczne.

Destiny siedziała ze skwaszoną miną na ławce i obserwowała jak biegały w kółko i wspinały się na metalowe konstrukcje. Ten frymuśny, ogrodzony ogródek mama nazywała "placem zabaw". Destiny nigdy przedtem nie widziała czegoś takiego na oczy. W Vacchan dzieci bawiły się w wyprawianie wystawnych bali albo walczyły na drewniane miecze. Destiny żałowała, że nie może postrzelać z łuku albo dokonać sekcji zwłok żaby. Mama odebrała jej także ulubiony sztylet, jako że "sześciolatki nie powinny bawić się ostrymi przedmiotami". Odkąd ponad rok temu przeniosły się do świata ludzi, mama wszystkiego jej zakazywała.

— Mamo? — zapytała, spoglądając z dołu na kobietę, która od dobrej godziny próbowała zachęcić ją, żeby dołączyła do tych zdziwaczałych dzieciaków.

— Tak, skarbie?

— Możemy już iść do domu?

Kobieta westchnęła i schyliła się do jej poziomu.

— Posiedzimy jeszcze chwilę, dobrze? Jest taka ładna pogoda.

— Nie o to mi chodziło — burknęła naburmuszona Destiny. — Miałam na myśli nasz prawdziwy dom, w Vacchan. Czemu nie możemy tam wrócić? Tu jest brzydko i niefajnie. Ludzie są bardzo dziwni i nikt mnie tu nie lubi.

— To dlatego, że siedzisz na ławce i z nikim nie próbujesz się zaprzyjaźnić.

— No bo nie chcę.

Zacisnęła usta i zmarszczyła ciemne brwi, po czym zrobiła ponowny przegląd bawiących się dzieci.

Część z nich siedziała w piaskownicy i robiła zamki z piasku, chłopcy biegali, wydając z siebie dziwne odgłosy, a parę osób zwisało głową w dół z metalowych drabinek.

Banda ułomnych dzikusów.

Skoro nie miała przy sobie prawdziwej broni, postanowiła chociaż zabijać ich spojrzeniem.

— Jesteś dziwna — usłyszała nagle cienki, dziewczęcy głosik.

Widok przesłoniła jej umorusana błotem dziewczynka z blond włosami i wpiętymi w nie różowymi warkoczykami.

— Hej! To nieładnie tak... — zaczęła mama, ale Destiny jej przerwała.

— Czemu?

— Siedzisz i tak jakoś głupio się na wszystkich patrzysz — Dziewczynka przekrzywiła śmiesznie głowę. — Jesteś kosmitą?

Mama przestrzegała Destiny, żeby nie mówiła o swoim pochodzeniu, bo ludzie nie mieli nawet pojęcia o istnieniu innego świata. Ale nauczona krótkim doświadczeniem wiedziała, że i tak nikt nie uwierzy, jak powie prawdę.

— Nie. Jestem Vacanem.

Dziewczynce zaświeciły się oczy.

— O! To super! Ja jestem Julie. A ty jak się nazywasz?

— Destiny.

— Ładnie. Idziesz się pobawić? Chłopcy wymyślili, że mamy być księżniczkami, a oni będą nas ratować, ale to bez sensu. Wolę być rycerzem.

Destiny po raz pierwszy tego dnia uśmiechnęła się półgębkiem. Może nie wszystkie ludzkie dzieci były niewarte jej uwagi?

Wstała, nawet nie patrząc na mamę, i ruszyła za nowo poznaną koleżanką.

---

A tak o to tu wrzucam, jedna z moich (licznych) wcale nie tak starych prac, do których lubię czasami wracać ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro