Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mroźny poranek trzynastego lutego przywitał mnie promieniami słońca. Wstałem punktualnie o godzinie szóstej trzydzieści. Musiałem iść po świeże pieczywo.

Alejki w moim ulubionym parku były już ozdobione na jutrzejsze święto. Pojedyncze płatki róż zdobiły ścieżkę. Wokół rozkładali sie sprzedawcy, chcący zarobić jak najwięcej na zakochanych. Od dłuższego czasu miałem już swoją sympatię, ale należało włożyć ją w najgłębsze zakamarki mojego serca. Muszę kupić pieczywo.

Na placu zabaw bawiły się dzieci. Po śniegu już nie było śladu, dlatego zamiast lepić bałwana, huśtały się na huśtawkach przymocowanych do najgrubszych gałęzi. Szmurki były na nich zawiązane mocno, żeby żadne z dzieci nie spadło. Płatki róż, po których szedłem odbijały promienie słoneczne. Całkiem ładna dziś pogoda. A ja musiałem iść po pieczywo.

Po dotarciu do sklepu kupiłem przy okazji jeszcze zapas proszku do pieczenia, ścieralny długopis oraz kilka innych rzeczy, które mogą się niedługo przydać. Najlepiej, żeby wszystko poszło po mojej myśli. Ja będę szczęśliwy, on jeszcze będzie miał wyrzuty sumienia. Kiedy on myśli co zrobić, ja przewiduje jego następny krok. Co tym razem zapiszesz sobie w swoim małym notatniczku? Może przepis na herbatę, której nie umiesz zaparzyć...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro