Rozdział 5 | Czym jestem teraz?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kręcone brązowe włosy, szmaragdowe spojrzenie, widoczne dołeczki i ten sztuczny uśmiech. Ubrany w bordowy garnitur, gdy ja teraz jestem całkowicie nagi, przybrany jedynie w płaszcz swoich czynów, pomazany krwią tych, którzy przeze mnie cierpieli. Zaczynam uciekać, ale on mnie goni. Uśmiecha się tak, jakby jego mięśnie twarzy, nie potrafiły inaczej. Czuję jak moje serce przyśpiesza. Biegnę po różowej dróżce usłanej kolcami. Jego śpiew przeszywa mnie na wskroś.

Na tym świcie jesteśmy już tylko my
Wiesz, że to już nie będzie to samo co było
Już nigdy nie będzie tak samo jak było...

Na tym świcie jesteśmy już tylko my
Wiesz, że to już nie będzie to samo co było
Już nigdy nie będzie tak samo jak było
Tak jak było...

Kiedy w końcu odniosłem wrażenie, że go zgubiłem usłyszałem odgłos łamiących się gałęzi. Dobiegały z mojej prawej strony, odwróciłem się wyczekując kolejnego dźwięku. Odczekałem chwilę. Cisza.

Podświadomość zmusiła mnie do zboczenia z drogi. W głębi lasu ujrzałem jasne światło. Podążałem w jego kierunku, kilkukrotnie przewracając się. Czułem, że z kolana sączy się krew, jednak adrenalina skutecznie blokowała jakikolwiek ból. Gdy dotarłem na miejsce żałowałem znalezienia się tu. Na najgrubszym drzewie nadal bujał się trup wiszący na pętli. Nie widziałem jego twarzy, ale wiedziałem, że jest nim Zayn. On też zginął przeze mnie. Pomiatałem nim, traktowałem jak gorszego. Gdy on chciał się przyjaźnić, ja jedynie patrzyłem jak go wykorzystać. Kiedy on chciał mnie chronić, ja zaciskałem kolejne węzły na sznurze jego śmierci. Upadłem na kolana, z moich oczu zaczęły sączyć się strumienie łez. Czułem się na wpół żywy. Kiedy spojrzałem przed siebie ujrzałem w odbiciu swoją twarz. Nie przypominałem tego Harry'ego, którego kochał świat. Zakrwawione oczy, ubłocone włosy i czarne dłonie, których mrok zdaje się z każdą chwilą pochłaniać mnie jeszcze mocniej.

Ponownie usłyszałem melodie. Tym razem śpiew dobiegał z trzech stron. Trzy dobrze znane mi głosy, śpiewające tonem przypominającym zjawy, szły w moim kierunku.

Na tym świcie jesteśmy już tylko my
Wiesz, że to już nie będzie to samo co było
Już nigdy nie będzie tak samo jak było...

Dobiegło ze strony dróżki, na której powolnym krokiem zbliżał się do mnie mój wewnętrzny przeciwnik, obecnie lepszy i silniejszy, bez skaz które rozrywają obecnie moje ciało od środka.

Och, kochanie
Pójdę za tobą w ogień
Po prostu pozwól mi cię uwielbiać
Pozwól mi cię uwielbiać
Jakby to była jedyna rzecz, jaką kiedykolwiek zrobię...

Ubrany w garnitur Louis zaczął ze skrzywioną twarzą podążać prosto na mnie. W przypływie tych wszystkich emocji udało mi się przypomnieć jak nazywa się mój lokaj. A raczej nazywał. Jego pokaleczone nadgarstku zostawiają za nim stróżkę krwi, gdy on całkowicie opętany pragnie mej zagłady.

Czym jestem teraz?
Czym teraz jestem?!
Co jeśli jestem kimś, kogo nie chcesz w pobliżu?
Znowu spadasz, znowu spadasz Styles
Co jeśli jesteś już na dnie?
A co jeśli tak naprawdę wcale go nie ma...

Nim zdążyłem się odwrócić, Zayn okręcił ścisło wokół mojej szyi swój sznur. Widziałem ich wszystkich trzech. Patrzyli prosto w moje oczy, a ja czułem wstyd, patrzeć im w twarze. Wszyscy już nigdy nie będą tacy sami, już żaden z nich nie będzie szczęśliwy. Wszyscy zginęli przeze mnie, przez mój egoizm. Teraz czas na mnie.

Obraz przed moimi oczami zaczął się rozmywać, widziałem coraz mniej. Ciemność pochłaniała mnie, a ja się jej całkowicie oddawałem.

Czułem pot na skórze i łzy na policzkach. Byłem w swoim łóżku, ciężko oddychałem, było mi gorąco. Gwałtownie poderwałem się, rozejrzałem się wokół. Byłem w swoim pokoju. Chwyciłem za telefon. Czternasty lutego godzina piąta czterdzieści. Na zewnątrz jest całkowicie ciemno. Przerażony poderwałem się, by zapalić światło. Strach mnie nie opuścił. Jedyne co robiłem to zastanawiałem się skąd wyjdzie następny upiór chcący mojego rychłego zgonu.

Mijały kolejne minuty, nic się nie działo. W mieszkaniu panowała całkowita cisza. Czyli to wszystko jedynie mi się przyśniło? Ale to było takie prawdziwe, prawie wszystko zdawało się mieć sens...

Poszedłem do łazienki, by wziąć prysznic. Chłodna woda obmyła moje rozpalone ciało, czułem, że się powoli uspokajam. Serce nadal biło mi jak dzwon. Ubrałem się w pierwsze lepsze ubrania, wytarłem włosy ręcznikiem. Spojrzałem na swoje dłonie - nie były już czarne. Z trwogą przyjrzałem się swojemu odbiciu - nie było widać niczego niepokojącego.

Czas sprawdzić coś najważniejszego. Wyszedłem z łazienki, sypialni, przeszedłem korytarz. Najciszej jak to możliwe otworzyłem drzwi. Louis spał bezpiecznie w swoim łóżku. Spojrzałem na zegar stojący na stoliku nocnym. Zostało mi jedynie pół godziny zanim wstanie.

Zszedłem na dół do jadalni. Zamówiłem na śniadanie kanapki ze świeżego chleba, trochę warzyw, ugotowane na twardo jajka i dzbanek herbaty. Trochę mi wstyd, że boję się nawet herbatę przygotować, fatalny ze mnie kucharz. Z przerażeniem patrzyłem na pancake'i znajdujące się w menu restauracji. Wszystko przyjechało idealnie na czas. Rozłożyłem jedzenie na stole, rozlałem herbatę do kubków, po czym zająłem swoje miejsce w oczekiwaniu na mojego towarzysza.

Punktualnie o godzinie siódmej przekroczył on próg pokoju jadalnego. Spojrzał najpierw zastawiony stół, a następnie na mnie.

- Ja...

- Postanowiłem, że dzisiaj ja przygotuje dla nas śniadanie. Wiesz, że nie umiem gotować, ale się starałem... Louis...

- Louis? - Przerażenie na jego twarzy stało się jeszcze łatwiej zauważalne. - Od kiedy mówi pan do mnie po imieniu? - Chłopak stał jak posąg, a gdy wstałem do niego, miałem wrażenie że zaraz ucieknie.

- Byłem strasznym człowiekiem. Nie chce, żeby moje wewnętrzne demony były usatysfakcjonowane moimi kolejnymi upadkami. Chce się zmienić. Proszę, byś od dzisiaj mówił mi Harry - Podałem mu dłoń, a ten z lekką dezorientacją podał mi swoją.

Usiedliśmy do śniadania. Jedliśmy w ciszy, która zdawała się być niekończąca. Po posiłku zacząłem rozmowę. Opowiedziałem mu o wszystkim co widziałem w moim śnie, o tym jak bardzo żałuje tego wszystkiego co robiłem. Mimo, że Louis powiedział, że mi wybacza oraz, że z jego strony nie wyglądało to tak strasznie jak ja to przedstawiłem, czuje że nie jest on ze mną do końca szczery. Na szczerość i zaufanie trzeba sobie zapracować Styles.

Zaprosiłem Zayna na kawę u mnie. Przyjechał punktualnie. Jego również chciałem przeprosić. Czy moje słowa nie są rzucane na wiatr? Czy ktokolwiek wierzy w to, że naprawdę się zmieniłem? Najważniejsze jest to, żebym ja w to uwierzył.

Po skończonym dniu położyłem się spać. Spędziłem go z tymi, którym na mnie zależy. Czas w końcu to zauważyć. Kiedy leżałem już w łóżku, zauważyłem, że pod ścianą leży notes. Zdziwiony podniosłem go. Nie było w nim niczego nowego. Odłożyłem go na szafkę, po czym położyłem się myśląc o tym, co powinienem w nim zapisać następnego dnia.

***

Po dotarciu do sklepu kupiłem przy okazji jeszcze zapas proszku do pieczenia, ścieralny długopis, trochę sztucznej krwi i środek odurzający dla zwierząt. Najlepiej, żeby wszystko poszło po mojej myśli. Ja będę szczęśliwy, on jeszcze będzie miał wyrzuty sumienia. Kiedy on myśli co zrobić, ja przewiduje jego następny krok...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro