Rozdział 3 | Coś ty wczoraj odpier...

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wypełniony negatywną energią aż po czubek głowy, wyszedłem z kawiarni, zostawiając niedopitą kawę i resztki ciasta. Odechciało mi się marnować na nie czas. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem w kierunku tego nieszczęsnego klubu. Po zaledwie paru minutach szybkiej jazdy znalazłem się już na parkingu nieopodal Marcello. Ku mojemu zdziwieniu, mimo wczesnej pory już kilka osób bawiło się przy muzyce, a niewzruszony ochroniarz stał tuż przy drzwiach. Wystarczyło jedno spojrzenie, by potwierdzić moje przypuszczenia. Do złudzenia przypominał szatyna, z którym według moich wspomnień, obściskiwałem się zaszłej nocy.

- Siema - rzuciłem krótko, - mam sprawę.

- My się znamy? - spytał zdziwiony, na co ja przekręciłem oczami.

- Tak znamy się, byłem tu zeszłej nocy i chce się dowiedzieć do czego tu doszło zanim znalazłem się z powrotem w domu.

- Młody, wczoraj to tu się przeminęło z kilkaset osób, ale ciebie akurat zapamiętałem. Byłeś wyjątkowo irytujący.

- Ja? Irytujący? - dopytałem z niedowierzaniem. Czy on w ogóle ma świadomość z kim rozmawia?

- Tak ty. Upiłeś się, a potem zacząłeś się wykłócać, że nie wpuszczam do klubu żadnych ładnych panienek. Gdyby to jeszcze była moja wina, że nie przyszły - odpowiedział po krótce, w międzyczasie wpuszczając jeszcze kilka osób do środka.

- I tylko tyle? Tak cię to zirytowało?

- Oczywiście, że nie. Starałem ci się wytłumaczyć, że to nie moja wina, że ci się nikt nie podoba, a ty wówczas zacząłeś mnie przy wszystkich obmacywać po kroczu. To już była przesada dlatego, musiałem wezwać przełożoną, która wyprowadziło cię przed klub.

- Jaką przełożoną? - Nie kojarzyłem żadnej kobiety, która wyprowadzałaby mnie z klubu. Ten też coś zmyśla? Co to jest do cholery za gierka? - Chce się z nią widzieć.

- Po schodach na drugim piętrze, pierwsze drzwi na lewo.

Niechętnie ruszyłem we wskazanym przez mężczyznę kierunku. Cały czas miałem wrażenie, że wszyscy knują przeciwko mnie jeden wielki spisek. To nie możliwe, żeby moje wspomnienia tak znacząco różniły się od ich pokręconej wersji zdarzeń.

Zapukałem pod jedyne drzwi znajdujące się na piętrze z nadzieją, że ktoś mi je otworzy. Cały korytarz jak i drzwi były podejrzenie podobne do czegoś na kształt miejsca spotkań szemranych osób, w przeciwieństwie do klubu, którego wygląd był jak najbardziej elegancki i nowoczesny. Może całym tym kompleksem rządzi jakaś mafia? A z resztą, co mi do tego.

Nie minęła nawet minuta, kiedy drzwi do pokoju otworzyła mi blondynka o typowo germańskiej urodzie. Czy fakt pokrywania się jej wyglądu z tym, który pamiętam ze wczorajszej nocy oznacza, że ona też została przeze mnie zmacana? Coś ty wczoraj odpierdalał Styles...

- Dzień dobry, co tu pana sprowadza? - Wyglądała na wyraźnie zdziwioną moją wizytą. Czy to takie dziwne, że ktoś ma do niej jakąś sprawę?

- Dzień dobry, chciałbym się pani o coś zapytać. Nazywam się Harry Styles i wczoraj...

- Ten Harry Styles? - Kobieta poderwała się nagle zza komputera. - Jej wytrzeszczone oczy wpatrywały się z niedowierzaniem w moje oblicze.

- Tak się składa, że przesadziłem wczoraj z alkoholem, ale mniejsza z tym. Ochroniarz powiedział, że wyprowadziła mnie pani wczoraj z klubu. Czy to prawda? - spytałem, starając się zachować profesjonalizm.

- Owszem, zostałam wczoraj wezwana do interwencji. Nasz ochroniarz miał świadomość kim pan jest, więc chcąc uniknąć medialnego zamieszania poprosił mnie, abym załatwiła to jakoś polubownie.

- Czyli co pani zrobiła? - Czemu oni wszyscy kręcą takie koła, zamiast powiedzieć wprost co się stało?

- Zagadałam pana. Powiedziałam, że zaprowadzą pana do najładniejszych kobiet w Londynie, więc z uśmiechem na ustach ruszył pan razem ze mną w stronę ławki przy przystanku autobusowym. Pasadziłam pana, po czym wróciłem do swojego biura.

- Zostawiła mnie pani samego na przystanku, wiedząc, że jestem na tyle pijany, że nie ogarniam co się dzieje wokół!? Przecież ja pawinienem panią pozwać za coś takiego! - Co ta szmata sobie myśli. Dobrze wiedziała kim jestem, a potraktowała mnie jak najgorszego skurwiela, usadzając na ławce obok śmierdzących bezdomnych.

- Nie zostawiłam pana samego, proszę się już tak nie unosić. Jakiś facet powiedział, że jest pana przyjacielem, usiadł koło pana i zaczęliście rozmawiać.

- Jaki facet? Jak się nazywa? Jak wyglądał?

- Skąd mam wiedzieć, nie pomyślałam, żeby się dopytywać. Poza tym było na tyle ciemno, że nie byłam w stanie zbyt wiele zauważyć. - Nie wierzę, że przełożona najlepszego klubu w Londynie zachowała się tak lekkomyślnie.

- Spotkamy się w sądzie, nie zostawię tak tego. - Twarz kobiety stała się kamienna, jednak nie miałem najmniejszych skrupułów, żeby się jakkolwiek hamować.

- Coś się panu stało, że straszy mnie pan sądem? - spytała z pokerową twarzą.

W tym właśnie momencie dotarło do mnie, że nie mogę jej powiedzieć do czego doszło. Spalę się przecież ze wstydu.

- To nie pani interes. Jeżeli sam nie dowiem się prawdy, to jeszcze się pani przekona do czego jestem zdolny.

Nie czekając na jej kolejną bezsensowną odpowiedź, wyszedłem z jej obskurnego pokoju. Już dawno nie byłem tak wściekły. Wczorajszy dzień miał być dla mnie odskocznią od męczącego życia, social mediów i blasku fleszy. Zamiast tego musiałem się jeszcze bardziej upodlić, niż można by się tego spodziewać. Gdyby brukowce dowiedziały się o tym co się stało byłbym skończony na przyszłe miesiące. Nawet nowe zboczone piosenki o owocach nie byłyby pomocne...

Wyciągnąłem telefon, aby upewnić się, że w wielkim świecie nadal nikt o niczym nie wie. Ze spokojem przejrzałem najważniejsze portale plotkarskie. Nikt o niczym nie wiedział. Świetnie.

Wstawiłem na Insta nowe zdjecie, na którym widać było tylko kawałek mojej dłoni na kierownicy oraz piękne słoneczne niebo zza przedniej szyby mojego auta. Teraz mam już całkowitą pewność, że nikt nie będzie doszukiwał się żadnych sensacji. Moje fanki nawet po takim zdjęciu będą miały mokro w gaciach, co przypomni im jak bardzo mnie uwielbiają, więc jeżeli wypłynął na mnie jakiekolwiek brudy, mam już zagwarantowaną ścianę obrony. Życie będąc znanym i przystojnym jest takie proste.

Odstawiłem jak zwykle perfekcyjnie moje Lambo na parkingu, po czym ruszyłem w kierunku mojego apartamentu. Musiałem się odstresować. Ze względu na zimową porę, słońce powoli zachodziło za horyzont, gdy ja z kieliszkiem białego wina paliłem skręta myśląc o tym jak znaleźć tego cymbała, który podawał się za mojego przyjaciela. Czemu wszyscy otaczający mnie ludzie są tacy zakłamani. Nie zasługują na to, żebym zwracał na nich swoją uwagę, jednak co jeżeli tak naprawdę to ja jestem problem. Zaciągnęłem się jeszcze raz. Chyba jestem już na haju. Przecież to ja jestem gwiazdą, a oni są jedynie martwą masą, odbijająca się pod wpływem mojego blasku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro