Rozdział 4 | Znajduje się on właśnie tam

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Następny dzień rozpoczął się już trochę lepiej, jednak nadal w mojej pamięci tkwiły wszystkie problemy wczorajszego dnia.

Usiadłem na łóżku. Wpatrując się w ścianę starałem się wymyślić co mogę jeszcze zrobić. Wszystko zdawało się stać w martwym punkcie. Zdarzenia które pamiętam w żadnym stopniu nie pokrywają się z wersją pozostałych uczestników. Co stało się na przystanku? Kto podał się za mojego przyjaciela? Czy to możliwe, że Zayn zataił przede mną jakieś informacje?

Wstałem z łóżka i podniosłem leżący pod ścianą notes. Zdziwiło mnie, że nie został sprzątnięty przez lokajczyka. Skoro blondynka, która okazała się być przełożoną ochroniarza w klubie, odprowadziła mnie tylko do przystanku, to nie mogłem nieść jej na rękach do mojego mieszkania. W takim razie, jakim sposobem znalazłem się z powrotem w domu?

Ubrałem się w pierwsze lepsze ubrania, poprawiłem włosy i zaparzyłem kubek gorącej kawy. Na stole czekały na mnie jeszcze ciepłe pancake'i. Zjadłem je z uśmiechem na ustach, wiedząc już co mogę zrobić, żeby dowiedzieć się informacji, których potrzebowałem.

Po skończeniu kawy wyszedłem na klatkę schodową w kierunku pokoju technika. Pamiętałem, jak kiedyś poszedłem na jedno ze spotkań na moim osiedlu mieszkaniowym, w którym przedstawione były nowe zabezpieczenia. Monitoring przy każdych drzwiach wejściowych do budynków w końcu się do czegoś przyda.

Bez pukania wszedłem do małej kanciapy, w której zapach tłustych chipsów mieszał się z kurzem monitorów. Już po chwili moim oczom ukazał się niezbyt urodziwy, trochę otyły mężczyzna.

- Kogo to widzą moje oczy? Pan Styles we własne osobie. - Czułem jak jego przekrwione oczy wpatrują się w moje oblicze. Z każdą chwilą miałem coraz większą ochotę stąd wyjść.

- Mam sprawę. Chciałbym sprawdzić monitoring z nocy czternastego na piętnastego lutego - odpowiedziałem rzeczowo. Mężczyzna zminimalizował rozgrywaną obecnie rundę pasjansa, po czym przełączył się na ekrany monitoringu.

Po kilku minutach, które zdawały się trwać wieczności, w końcu dotarł on do oczekiwanego przeze mnie nagrania. Tuż przed godziną dwunastą kamery zarejestrowały dwie osoby idące w kierunku windy. Po zatrzymaniu na odpowiedniej klatce, wiedziałem już wszystko - Zayn niósł mnie nieprzytomnego do mojego mieszkania. Ciekawe jakim cudem zapomniał wspomnieć o tym na naszym spotkaniu.

Bez słowa wyszedłem z pomieszczenia. Wróciłem do domu. Usiadłem zrezygnowany w salonie. Oparłem nogi na ławie, utkwiłem wzrok w jednolitej ścianie. O co tu chodzi? Zayn nie odbiera, służby nigdzie nie widać. Jestem całkowicie sam. Czuję, że zaczyna mnie boleć brzuch. Kładę się na bok, jednak to nic nie pomaga. Muszę skorzystać z toalety.

Idę raz, drugi, trzeci... Nic się nie poprawia. Za którymś razem zauważam przyczepiony na ścianie zawiniątek papieru. Drżącymi dłońmi sięgam po niego. Ból, który czuje wypełnia mnie w każdym segmencie. Zaczynam czytać.

Jeżeli czytasz ten list, oznacza to, że moje dzisiejsze śniadanie zaczęło działać. Mąkę zastąpiłem proszkiem do pieczenia. Może nic ci się nie stanie poza rewolucją w żołądku. Przestań szukać prawdy. Ja ci ją powiem. To ja cię wykorzystałem, a Zayn jedynie mi przy tym pomógł. Wszyscy zostali przekupieni. Przeczytałem twoje zapiski z notatnika i zleciłem Malikowi załatwienie odpowiedniej do twoich wspomnień wersji wydarzeń. Wszystkie osoby, które widziałeś były jedynie wymysłem twojej wyobraźni. Schlałeś się przy barze, a Zayn przyprowadził cię nieprzytomnego do domu. Byłeś tak bezbronny, że coś we mnie pękło. Choć raz to ja chciałem być tym, który jest nad tobą. Każde twoje słowo poniżenia w moim kierunku bolało mnie tak bardzo, że nie byłem w stanie sobie z tym poradzić. Chciałem być dla ciebie kimś więcej. Kochałem Cię. Wiedziałem, że nigdy mnie nie wybierzesz. Jestem nikim, bezimiennym służącym, który ma sprzątać, gotować i uśmiechać się, gdy pojawią się goście. Ta noc była spełnieniem moich marzeń. Niczego nie żałuje i niczego już nigdy nie będę żałował.

PS. Zagrajmy w chowanego. Znajdź mnie.

Zawsze Twój
LT

Poczułem jak chłód przeszywa moje ciało. Pierwsze co zrobiłem to wróciłem do swojego pokoju. Musiałem się cieplej ubrać. Było mi tak strasznie zimno. Sprawdziłem wszystkie zakątki swojego pokoju. Nigdzie go nie było. Nie miałem nawet pomysłu, gdzie mógłby się schować. Zszedłem do salonu. Rozejrzałem się niechętnie wokół. Nie mógł się tu ukrywać, tu nie ma na to miejsca. Sprawdziłem szafki w kuchni. Nadal nic. Nalałem sobie wody. Czułem, że zbiera mi się na wymioty.

Ostatnim miejscem, które zostało do sprawdzenia był jego pokój. Otworzyłem beznamiętnie drzwi. Wszystko było na swoim miejscu. Sprawdziłem pod łóżkiem, zająłem za zasłony. Została szafa.

Szeroki, rustykalny mebel stał przede mną zamknięty na mały złoty kluczyk. Wiedziałem, że najprawdopodobniej znajduje się on właśnie tam, jednak moja podświadomość nie była w stanie zaakceptować tego faktu. Odstawiłem szklankę z wodą, przekręciłem kluczyk. Zanim zdążyłem otworzyć drzwiczki, ciężar opartego o nie ciała mojego służącego uprzedził mnie. W ostatniej chwili zdążyłem odsunąć się na bezpieczną odległość. Leżał przed moimi nogami w takiej pozycji jakby wszystkie części jego ciała zostały scalone w jeden organ. Nie mam pojęcia jak długo tam siedział. Czym dłużej na niego patrzę tym więcej szczegółów zauważam. Na jego nadgarstkach odznaczają się ślady jeszcze świeżej krwi. W ręku trzyma mały scyzoryk - narzędzie zbrodni. Kupiłem mu go na początku naszej znajomości. To jedyny prezent jaki ode mnie otrzymał...

Chciałem płakać, chciałem krzyczeć. Lecz nie mogłem. Nie byłem w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku. Przez moje ciało przeszedł szereg skurczy, oczy zaszły mi ciemną mgłą. Czy to możliwe, że tak właśnie wygląda śmierć?

Ostatnią rzeczą, którą zapamiętałem był upadek na podłogę. Nic nie poczułem. Słyszałem za to melodie walca. Całkowita ciemność. Nagle widzę błyszczące obłoki przypominające iskry. Nie wiem co się dzieje, ale zaczynam je łapać. Czuje, że coś w końcu ogrzewa moje lodowate ciało. Wokół robi się jaśniej. Jestem w wysokim lesie, a dźwięk melodii staje się coraz głośniejszy. Rozglądam się. Pod moimi stopami znajdują się płatki róż. Światło księżyca odbija się od nich tak bardzo, że zdają się świecić. Powoli zaczynam widzieć kolory. Moje dłonie są całkowicie czarne, a za paznokciami widać krew. Czuje jej metaliczny zapach. Jestem brudny. To ja go zabiłem, to przeze mnie nie żyje. To ja dałem mu ostrze i wydałem polecenie. To ja byłem potworem. Zasługuje na to co mnie spotkało. Zasługuje na dużo gorsze niż to co mnie spotkało...

Słyszę głos. Ktoś zaczyna śpiewać. Znam go. Odwracam się, a nasze spojrzenia się spotykają. Moje zapłakane oczy rozpoznają go dosłownie natychmiast. Muszę uciekać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro