Rozdział 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Cholera.- syknęłam budząc się z wielkim bólem w miejscu szyi.

-Wybacz, ale twój ojciec stwierdził że to było bezpieczne i lepsze wyjście.- powiedział doskonale znanym mi głos.

Rozejrzałam się dokoła i dopiero teraz ogarnęłam że jestem w samochodzie, a obok mnie na miejscu kierowcy siedział Dymitr.

- Czyli najlepiej było mnie uspać, aby porwać? Przecież nie atakowałam, towarzyszu.- powiedziałam do strażnika, po czym spojrzałam za siebie modląc się, aby Roxi i Aiden bylo tutaj w samochodzie.

Na szczęście bliźniaki siedziały z tułu, a na ich twarzach widziałam strach i zmęczenie.

- Nic wam nie jest? - zapytałam zmartwiona bliźniaków.

Kiedy dzieci kiwneły głowami na nie odetchnęłam z ulgą. Spojrzałam znów na kierowce,  a moje serce poraz kolejny przyspieszyło bicia.

Strażnik z wyglądu nie zmienił się ani trochę i nie wiem czy to wcześniej wspominałam, ale chrzanić to.

- Jak nas naleźliście?- zapytałam wpatrując się w Belikow'a, który wpatrywał się w drogę.

- W ciągu tych dwunastu lat ogarneli strażnicy że poruszasz się starymi wytrzycznymi. Kombinacja co 20 miast. Sprytne, Roza.- powiedział Belikow na chwilę patrząc na mnie z tajemniczym błyskiem w oku.

Usmiechnęłam się delikatnie na jego słowa. Czułam z jednej strony dumę, ponieważ mnie na swój sposób pochwalił, zaś z drugiej było mi głupio.

- Uczyłam się od najlepszych, towarzyszu.- powiedziałam do strażnika, chwilę później odwracając się w kierunku dzieci.

Aiden zasnał oparty twarzą o szybę, zaś Roxi walczyła z sennością.

-Idź spać kochanie. Jesteśmy bezpieczni.- powiedziałam do córki, która praktycznie już zasypiała.

- A będziesz tu? - zapytała dwunastolatka zamykając oczy.

- Zawsze będę.- powiedziałam spokojnie.

Roxana jednak już nie odpowiedziała, ponieważ padła z zmęczenia, również "spadając" na ścianę.

Uśmiechnęłam się delikatnie widząc śpiące smacznie bliźnięta. Wyglądały uroczo.

- Jesteś wspaniałą matką, Roza.- powiedział pięć minut później Dymitr na co ja spojrzałam na strażnika.

Belikow jednak dalej patrzył na drogę, a na jego twarzy widziałam tajemniczy wyraz, który troszkę mnie nie pokoił.

- Staram się nią być, ale idealna nie jestem.- powiedziałam patrząc na strażnika.

- Jesteś, Roza.- powiedział strażnik patrząc na mnie chwilę, aby po chwilę później dodać.

- I jesteś tak samo piękna, jak wtedy kiedy ostatnio cię widziałem. Nie zmieniłaś się kochanie. Wciąż jesteś taka sama.

Zarumieniłam się na jego słowa, na co strażnik uśmiechnął się z mojej reakcji.

Spojrzałam przed siebie, aby uniknąć dalszej rozmowy i zbladłam widząc że wjeżdżamy na teren dworu królewskiego.

Oh, szykuje się rozpierdol.

~ · ~ · ~

Kolejny rozdział, który jak zawsze mi nie wyszedł ( tak nie doceniam swoich opowiadań).

Mam nadzieję że się podoba (wątpie).

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro