Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Tato!- wrzasnełam na ojca wściekła, po czym spojrzałam na bliźnięta.

Szok jednak ogarnął moje ciało kiedy zobaczyłam moją córkę wpatrująco się bez uczuć w szklankę.

Spojrzałam na szklankę z piciem, a w moich oczach pojawiło się niefowierzeniem...

O Boże...

~ ~ ~

Nie mogłam uwierzyć w to co widziałam.

To było niemożliwe...

Szklanka Roxi, w której znajdowała się woda zaczęła zmieniać kolor na czerwony przez co strach ogarnął moje ciało.

Co się dzieje?

-Roxi, kochanie...

Nie zdążyłam dokończyć swojej wypowiedzi, ponieważ nagle szklanka z cieczą wybuchła przez co poczułam w ustach coś czego się nie spodziewałam.

Posmak krwi...

Ale przecież to niemożliwe...

Roxi wystraszyła się, co było widać w jej oczach.

- Przepraszam.- powiedziała wystraszona dziewczynka, która po chwili w upaćkanej od krwi sukience podbiegła do swojego pokoju.

Spojrzałam na rodziców wściekła.

- Nie mieliście prawa nic takiego mówić.- syknęłam niczym wąż, po czym wstałam gwałtownie z krzesła i pognałam natychmiast do córki.

Szybko weszłam po schodach na górę, po czym stanełam przed pokojem, w którym zamknęła się dwunastolatka.

- Roxi, kochanie?- zapytałam nie pewnie pukając do drzwi.

- Mamusiu...- powiedziała Roxi po drugiej stronie drzwi, a pomimo faktu iż nie widziałam jej twarzy byłam pewna że płakałam.

- Csiii...otwórz drzwi, skarbie.- poprosiłam spokojnie.

Usłyszałam nagle że ktoś wchodzi po schodach na górę przez co delikatnie spojrzałam w ich stronę.

Odetchnęłam z ulgą widząc wchodzącego po schodach ojca moich dzieci.

- I jak, Roza?- zapytał zmartwiony strażnik na co westchęłam cicho.

- Jest zamknięta w pokoju...płacze.- szepnełam cicho do ukochanego, po czym poraz kolejny zapukałam do drzwi córki.

Tym razem moje dziecko otworzyło drzwi powoli i nie pewnie. Miałam racje, ponieważ po jej bladych policzkach spływały łzy.

Serce bolało mnie na widok swojego maleństwa, które dwanaście lat temu wraz z jej bratem nosiłam osiem miesięcy w brzuchu.

- Kochanie...- powiedziałam nie pewnie do zapłakanej córki kucając przed nią ostrożnie.

- Mamusiu... - powiedziała cicho zapłakana dziewczynka, po chwili przytulając się do mnie.

- Przepraszam.-powiedziała cicho chwilę później, na co ja pocałowałam ją w czubek głowy.

- Nic się nie stało, króliczku.- powiedział Belikow na co nasze dziecko spojrzało na niego.

Roxana zgryzła nie pewnie wargę, po chwili dodając cichutko i nie pewnie.

- Tatuś?

- Tak kochanie. - po wiedziałam potwierdzając słowa córki, na co ta nie pewnie podeszła do swojego ojca.

Dymitr uśmiechnął się czule do dwunastolatki, która nie pewnie patrzyła mu w oczy.

Niespodziewanir Roxana zamknęła oczy, po raz kolejny blednąc że przypominała trupa.

- Skarbie?- zapytałam zmartwiona.

Szok ogarnął moje ciało kiedy Roxana otworzyła oczy, po czym powiedziała.

- Oznaczona...

Moja córka jednak nie dokończyła, ponieważ zamknęła oczy. W ostatniej chwili Belikow złapał dziecko przez co odetchnęłam z ulgą.

Jednak strach ogarnął moje ciało na to co przeld chwilą widziałam.

Boże co się dzieje?

~ · ~ · ~

Jestem! Żyję!

Wybaczcie ale byłam na wycieczce od powiedziałku i dzisiaj wracam( na górze macie zdjecie jednej z wielu atrakcji w Energylandi).

Mam nadzieję że rozdział się spodobał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro