Chapter 3.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Maraton 2/3
25 gwiazdek będzie next!


Westchnęła i szybko wzięła pierwszy łyk. Nie sądziła, że nie będzie umiała nad tym zapanować, nastąpił kolejny łyk i kolejny. Aż w końcu poczuła, że woreczek jest pusty. Odsunęła torebkę od twarzy. Nie miała odwagi spojrzeć na kogokolwiek, wbiła wzrok w podłogę. I nagle zrozumiała wszystko co powiedział jej Elijah. Wstrzymała oddech, poczuła jakby przez jej żyły przepływał ogień. Ciało zaczęło ją palić, czuła gorąco, wszędzie. Zaczęły ją szczypać oczy, poczuła ból w dolnej wardze, a następnie krew w ustach. Górne kły przebiły jej dolną wargę... Powoli otworzyła oczy i wzięła głęboki wdech, rozglądając się wokół. Zapach stał się o wiele mocniejszy, wzrok sięgał tam, gdzie wcześniej mogła jedynie pomarzyć. Uczucie było wspaniałe. W końcu jej wzrok padł na Alarica.

-Wszystko okey, młoda? - spytał podchodząc bliżej. Dziewczyna nic nie odpowiedziała tylko podeszła do mężczyzny i mocno się w niego wtuliła.

-Wszystko dobrze. - wyszeptała, a Saltzman mocniej ją objął - Aczkolwiek jestem strasznie głodna. - mruknęła.

- To nie do końca głód. - mruknął Damon - Raczej pragnienie krwi. - wyjaśnił.

- Ale to minie? - mruknęła odsuwając się od Rica, uświadomiła sobie jak bardzo miała ochotę go ugryźć. Teraz musi się pilnować.

-Ja wiem jak ci pomóc. - stwierdził Kol z szerokim uśmiechem na twarzy, unosząc dłoń w górę - Jeśli chcesz mogę iść z Tobą i nauczyć Cię jak pożywiać się ludźmi. - wzruszył ramionami.

- Nie. - warknął Elijah - Ty pod żadnym pozorem nie będziesz jej uczył panowania nad pragnieniem. Przypomnieć ci co się stało w Hiszpanii w 1750? Wymordowałeś całą wioskę! - syknął.

-To nie do końca tak. - zaoponował szatyn, ale po chwili zastanawiania, kontynuował - Znaczy... Faktycznie, wymordowałem całą wieś, ale to dlatego, że byłem zasztyletowany przez przez prawie sto lat. - wzruszył ramionami - Zgłodniałem! - tłumaczył się.

- Nie zgadzam się. - dodał Ric - Jesteś ostatnią osobą, której pozwolę zostać z Emily sam na sam. - stwierdził.

-Zgadzam się. - mruknął Damon uśmiechnięty od ucha do ucha. Kol spiorunował wzrokiem bruneta. To oznaczało wojnę. Jednak nim zdążył dodać coś od siebie, ciszę przerwała Emily.

- Czy to normalne, że trochę kręci mi się w głowie? - mruknęła unosząc dłoń w górę.

- To przez głód, pierwsze pragnienie jest dużo silniejsze. Trudno je zaspokoić co ma wpływ na twoje ogólne samopoczucie. - wyjaśnił Elijah.

-Więc muszę się pożywić? - mruknęła patrząc na Elijah.

-To powinno pomóc. - wyjaśnił.

- Ja z nią pójdę! - zgłosili się jednocześnie Damon i Kol i zmierzyli spojrzeniami. Emily nie rozumiała dlaczego ta dwójka się tak bardzo nienawidzi, początkowo myślała, że to ona jest problem. Ale teraz? Dotarło do niej, że problem leży głębiej. To nie jest nienawiść przez dziewczynę, to sprawa, która ma dla nich o wiele większe znaczenie. Pytanie tylko, o co mogło chodzić?

- Na litość boską! Ani jeden ani drugi, nie nadaje się na nauczyciela panowania nad pragnieniem, tym bardziej dla początkującego wampira. - mruknął Elijah.

-A ja niby dlaczego? - warknął Salvatore.

-Bo Ty jesteś Damon. - odparował Ric. Jedno zdanie, a znaczy tak wiele. Czyż nie?

-A co to ma niby znaczyć? - prychnął.

-Żeś debil. - zaśmiał się Kol.

I to był moment Damon rzucił się na pierwotnego dociskając jego ciało do ściany. Nie minęła nawet sekunda, a to Damon leżał na podłodze, a na nim siedział Mikaelson. Elijah i Stefan od razu rzucili się, aby ich rozdzielić, ale było to trudniejsze nim się wydawało. Żaden z mężczyzn nie zamierzał dać za wygraną. Elijah próbował utrzymać brata, ale Kol był tak narwany, że starszy brat nie miał szans. Ten sam problem miał Stefan. Damon był od niego o wiele silniejszy przez to, że pił krew ludzką, a nie zwierzęcą.

-Wystarczy. - ryknął Saltzman i stanął między wampirami - Emily właśnie się przemieniła, a jedyne co was interesuje to jakieś wasze przepychanki. Litości. - zadrwił - To żałosne, nawet jak na was. Kłocicie się od ponad siedemdziesięciu lat, nie wystarczy? - syknął.

-On zaczął. - prychnął Kol.

-Pozwól, więc, że ja to skończę. - odparował - Dajcie mi kołek z białego dębu.

-Kołek! - pisnęła Emily, a Kol popatrzył na nią jak na najgorszego wroga.

-I Ty przeciwko mnie? - mruknął.

- Co? Nie! Nie, o to chodzi. Chodzi o to, że teraz to Klaus ma kołek z białego dębu. - wyjaśniła - Nie zrobi nic głupiego?

-Gdyby chciał nas zabić już by to zrobił. - wyjaśnił starszy z pierwotnych.

-Także nie musisz się martwić, kochanie. Będę żył. - puścił oczko blondynce, a Damon dostał kolejny atak szału. Tak, ta dwójka zdecydownaie za sobą nie przepada...




*******
Gwiazdki i komentarze mile widziane, do następnego rozdziału kochani! 🖤🖤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro