Chapter 4.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Maraton 3/3
25 gwiazdek będzie next!


W końcu udało się uspokoić obu mężczyzn, choć było to naprawdę trudne zadanie. Elijah siłą wyprowadził brata przed dom, a Stefan poszedł z Damonem do piwnicy. W solonie została Emily wraz z Alarciem. Cały czas czuła krew, ale panowała nad tym, wiedziała, że nie zrobi krzywdy Ricowi. W końcu mężczyzna przerwał niezręczną ciszę.

- Nie powinnaś narazie spędzać czasu z żadnym z nich. - mruknął. Blondynka zmarszczyła brwi.

-Niby dlaczego? - pchnęła trochę zbyt porywczo.

-Posłuchaj, Emi. Teraz wszystko będziesz czuła bardziej intensywnie. Cokolwiek czułaś do Damona czy Kola... -  chciała mu przerwać, ale ruchem dłoni jej nie pozwolił - Nie przerywaj mi proszę. Może nie chcesz tego przyznać, ale wszyscy zauważyli, że jesteś blisko z Kolem od jakiegoś czasu. Wracając. Możesz zrobić coś głupiego, jeśli któryś z nich za bardzo się zbliży, możesz zareagować inaczej niż wcześniej i... - Emily nie wytrzymała.

-Teraz, to Ty posłuchaj mnie. - mruknęła - Wiem, że się martwisz, ale kurde! - wyrzuciła ręce w powietrze - Umiem o siebie zadbać. Nie wskoczę żadnemu do łóżka, bo by tego chcieli. Mam swój rozum. - była przekonana swoich słów.

-Jesteś tego pewna? - dopytał, na co skinęła głową - W takim razie do którego z nich coś czujesz? - otworzyła usta i chciała po prostu odpowiedzieć. Przecież wiedziała, że to z Damonem była blisko, ale co z Mikaelsonem? W ostatnim czasie bardzo jej pomógł, po prostu był przy niej.

-Przecież...

- Wiem co było między Tobą a Damonem. Wiem do czego między wami doszło. - mruknął - Ale co czujesz teraz? Dalej jesteś taka pewna, że to z Damonem chcesz być? - wstrzymała oddech. Tego chciała?

- Ja... - przerwał jej krzyk.

- Mam dość. Ani ja, ani Emily nie mamy pięciu lat do cholery. Pozwólcie jej samej zdecydować. - do salonu wparował Kol, a tuż za nim Elijah - Świetnie. Możecie mu powiedzieć, żeby się odczepił? Mam go dość.  - jęknął.

-Kol, to nie są żarty. - jego brat wciąż próbował załagodzić sytuację.

-Elijah ma rację. - przytaknął Ric - Kol to co się teraz dzieje, to nie jest twoja sprawa. - mruknął. Szala goryczy się przelała.

-Dość. Czy za każdym razem będzie ktoś kto wie lepiej co dla mnie dobre? - warknęła wściekła, ale głos jej się załamał. Była zawiedziona, znów nie mogła decydować o sobie. Znów ktoś chciał podejmować decyzje za nią. - Bez obrazy, ale ciągle ktoś się wtrąca w coś co go nie dotyczy. - syknęła - Najpierw moja matka, myślała, że robi dla mnie wszystko co najlepsze, a ja ciągle przez nią cierpiałam. Przez nią i jej decyzję. Później Klaus, który na siłę chciał udowodnić, że to on ma władzę a teraz wy. - warknęła - Już wystarczy! - zmierzyła Rica wzrokiem - Rozumiem, że się martwisz, ale to mój wybór. Nie zmieniłam się w wampira, po to by znów być marionetką w czyiś rękach. Skoro Kol zaoferował pomoc, to decyzja czy ją przyjmę należy do mnie. - powiedziała dobitnie w kierunku Saltzmana, po czym spojrzała na pierwotnych - I przyjmę. - oznajmiła z uśmiechem. Młodszy Mikaelson uśmiechnął się przebiegle.

-I to mi się podoba. - wyszczerzył się - Idziemy? - zwrócił się do blondynki.

Wstrzymała oddech. Chce z nim iść? Chyba tak. Czy to bezpieczne i odpowiedzialne? Raczej nie. Ale w życiu czasem trzeba ryzykować. I to był ten moment kiedy Emily chciała zaryzykować. W końcu skinęła głową.

-Chodźmy. - i ramię w ramię ruszyli do wyjścia.

-Chcesz przetestować swoją szybkość czy jedziemy autem? - zapytał blondynkę. Zastanowiła się chwilę.

-Przegrany stawia wygranemu whisky. - uśmiechnęła się szeroko i szybko ruszyła przed siebie. Kol uśmiechnął się pod nosem i ruszył na nastolatką.


*****
Znacie zasady! Jeśli rozdział się podobał zostawiacie gwiazdkę i komenatrz, a ja piszę następny. Także do następnego rozdziału, moi kochani! 🖤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro