With addictive tendencies

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Taehyung szedł już kilka godzin. Nogi go bolały, chciało mu się pić i jeden z pasków jego plecaka, trochę za mocno wbijał mu się w ramię.  Zupełnie jednak na to nie zważał podobnie jak na powalone drzewa, krzaki tarniny, czy potężne ciemne jary, w których ledwo co widział. Chaszcze i ostre gałęzie podarły jego ubrania, a małe, liczne ranki na całym ciele krwawiły delikatnie. Nie miał ochoty się tym przejmować idąc niczym lunatyk ku swojemu końcowi. Pewnie gdyby sama śmierć się temu przyglądała, poczułaby trochę niezręcznego współczucia dla mężczyzny widocznie przy granicy swoich możliwości. Czuł w sobie szaloną radość z tej wolności jaką miał. 

Niczym nowo narodzony podążał ścieżką wydeptaną przez zwierzęta zaciągając się co jakiś czas słodko-cierpką wonią, unoszącą się w powietrzu. Zdawał sobie sprawę, że jego życie zaraz się skończy, ścieżka zniknie gdzieś w gęstwinie a on sam zostanie pozostawiony samotności.

Mimo to nie potrafił się zdobyć na smutek ani na melancholię. Czuł się radosny, niczym dziecko po dostaniu długo wyczekiwanego prezentu. Tyle lat spędził w pałacowych murach, przejmując się tym co królewskie, żyjąc tym co królewskie. A teraz wreszcie zaznał czegoś nowego. I doprowadzało go to niemal do wewnętrznej euforii.

Szedł dalej mimo zmęczenia i złości jaka go ogarniał na myśl, że jego rodzice pozwoli doprowadzić do takiej sytuacji. Nie żeby kiedykolwiek byli ze sobą blisko. Ale po ostatnich wydarzeniach Taehyung poczuł się przedmiotem, nie istotnym elementem układanki. Nie potrafił sobie z tym poradzić.

Jednak teraz w obliczu głębokiej ciszy, czuł się jakby przed nim rozpościerała się wieczność. Naraz wszystkie pakty, zasady, savoir vive nie miały już znaczenia. Był tylko on i księżyc mrugający na niego swym srebrzystym wzrokiem.

Mimo tego w lesie było tak ciemno, że ledwo widział kontury drzew przed sobą. Korony drzew tak bardzo się rozrosły, że nocne niebo było ledwo widoczne przez plątaninę gałęzi. Szedł w milczeniu w zupełności zamyślony i niespecjalnie zwracał uwagę na to co się dzieje wokoło niego, zagubiony we własnych myślach.

Możliwe że w jakiejś alternatywnej rzeczywistości, Taehyung ma w sobie odrobinę instynktów samozachowawczych i zwyczajnie, potrafi patrzeć gdzieś indziej niż pod swoje nogi.

I może wtedy zauważa parę krwistoczerwonych ślepi wbijających w jego postać swe świdrujące spojrzenie.

Jednak nasz Taehyung, takowych instynktów nie miał i szedł dalej i pewnie wpadłby na postać przed nim gdyby nie trzask łamanej gałązki, który go trochę uprzytomnił. Natychmiast podniósł głowę i rozejrzał się dookoła. Zwęził oczy starając się dojrzeć coś w tej wszechogarniającej ciemności. W końcu udało mu się a jego ciało przeszedł zimny dreszcz. Zagryzł ze zgrozą wargi.

Człowiek, bo właśnie tym mianem Taehyung określił sylwetkę przed nim, był dosyć drobny. Kim poczuł się tym pocieszony, bo przecież zawsze mógłby spotkać jakiegoś wielkiego trolla, prawda? O ile takowe istnieją. Tae czułby się okrutnie oszukany, gdyby nie istniały.

— Nie zrobisz choćby i jednego kroku przed siebie, człowieku — męski, lekko zachrypnięty głos ostrzegł go. Przez ciało królewicza przeszedł kolejny chłodny dreszcz. Jednak na jego wargach uformował się rozpaczliwy uśmieszek, jakby sam się próbował przekonać, że wszystko jest w porządku. - Nie wiem co cię tu zagnało, ale teraz zginiesz.

— Nareszcie — wyrzucił z siebie Taehyung starając się nie pozwolić swojemu głosu drżeć. Nie ma to jak zgrywać bohatera w minucie śmierci, prawda? Jeszcze przed chwilą wmawiał sobie, że przecież jest na to gotowy ale teraz z ledwością powstrzymywał drżenie kolan. Czy człowiek był w stanie przygotować się na śmierć?  Westchnął głęboko, zamykając oczy i czekając na ostateczny cios. Czekał na świst strzały, klingi ale nic takiego się nie stało.

— Nie boisz się? — zapytał znów głos lekko zdziwionym, lecz nadal ciężkim tonem. Nieznajomemu trudno było uwierzyć w to co przed chwilą usłyszał. Czy to kolejny szaleniec? Samobójca, który wybrał sobie ten las na zakończenie życia?

— Nie. Przyszedłem tutaj uciekając od życia i jeżeli odpowiedzią na to ma być śmierć, przyjmę ją z pokorą. Nie chcę iść dalej.

— Tak? — głos brzmiał na nieprzekonany, Tae z trudem przełknął tworząca się w jego gardle gule. — Nie jesteś tu po to by mnie zabić? — znów zdziwił się głos.

— Nie? Czemu miałbym.. nie. Nie przyszłem cię tu zabić — królewicz nieśmiało otworzył oczy. Najwidoczniej człowiek stojący na przeciwko, był równie niechętny walce co on. Pierwszym co zauważył było to, że cień przysunął się bliżej.

— Och, rozumiem. Zazwyczaj ludzie przychodzili tutaj „zabić potwora" lub coś takiego... — odpowiedział głos. Stali tak przez chwilę w ciemności, i dyskomfort jaki czuł w tym momencie Taehyung przypominał mu ten, gdy w pogawędce skończą się tematy i siedzi się tak w ciszy, czekając aż ten drugi coś powie. Tae zmrużył oczy i stwierdził, że tej męskiej sylwetce, oczy się świecą na czerwono. Ciekawe. Nieznajomy chrząknął. — Trochę niezręcznie, nie uważasz? Bo do tej pory już wszyscy twoi poprzednicy leżeli martwi...

— F-faktycznie, cóż za nie fart —  wyjąkał Tae, z całych sił starając się zapanować nad nie chcianym drżeniem głosu. Alanya sytuacja przyprawiała go o ból głowy. Zahipnotyzowały go czerwone oczy nieznajomego. Było w nich coś nadzwyczaj pociągającego i Taehyung czuł jak miękną mu nogi. Chciałby podejść bliżej i im się przyjrzeć, ale bał się. Chciałby również zakończyć tę rozmowę albo swą śmiercią albo po prostu rozejściem się w dwie różne strony.

— Czy to był sarkazm? W każdym razie nie mogę cię puścić dalej — stwierdził głos pociągając nosem. Sylwetka przestąpiła z nogi na nogę.

— Ale ja nie mogę zawrócić..

— A szło nam tak dobrze. Ja cię nie mogę puścić dalej a ty nie możesz zawrócić  i co z tym zrobimy, hm? Jesteś denerwujący, smarkaczu.

— Nie jestem smarkaczem — bąknął Kim. Chciałby sięgnąć pomiędzy by zakończyć wreszcie tę przedziwną sytuację, ale nie mógł się ruszyć. 

— Dla mnie jesteś, zaufaj mi — Taehyung nie mógł tego widzieć ale istota podrapał się po karku.

Krwistoczerwone oczy płonęły w mroku. Gdy blondyn podchwycił ich spojrzenie, mimowolnie przeszedł go dreszcz. Nagle Tae nie był w stanie się powstrzymać przed myślą o tym, jak pięknie by one wyglądały zaszklone bądź zaćmione przez subtelną przyjemność.

Królewicz prawdopodobnie nie zdawał sobie sprawy, że właśnie w ten sposób istota przed nim go uwodziła. Nie żeby robiła to specjalnie. Uwierzcie mi, jej również cała ta sytuacja nie specjalnie cieszyła. Jednak pewne cechy jej lud wykształcił u siebie już dawno. Naturalny seksapil umożliwiał im bowiem dogodny posiłek.


Tae również nie zdawał sobie sprawy, że istota podjęła w swoim umyśle decyzję.


— Dobrze, zakończmy to — szepnął głos i nim Kim zdąrzył cokolwiek zrobić poczuł dwie zimne dłonie na swoim czole, a potem była już tylko ciemność.


________________________________________
_________

Mam problem bo w sumie to zupełnie zmieniam organizację każdego z rozdziałów. Było w nich masa komentarzy i coś tak mi się wydaje, że cześć będę musiała po usuwać bo będą zupełnie niezgodne z obecną fabułą :3
V.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro