1. Stary przyjaciel.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Skinęłam głową do strażników, a oni otworzyli mi wrota do wielkiej sali. Powoli weszłam do środka i zobaczyłam starca w szarym płaszczu, opierającego się o drewnianą laskę.

-Witaj Gandalfie.- usmiechnęłam się.

-Wybacz, że przychodzę niezapowiedziany pani, ale mam do ciebie bardzo ważną sprawę niecierpiącą zwłoki.- ukłonił się.

-A więc mów.- pokazałam mu na drzwi prowadzące na balkon i sama tam ruszyłam, a on za mną.

-Wiem, że uwielbiasz przygody oraz, że w walce jesteś niepokonana, a Śródziemie znasz jak własną kieszeń, więc wyrusz ze mną proszę do Rivendell, gdzie pozostawiłem kompanię krasnoludów, którą dowodzi Thorin Dębowa Tarcza.- poprosił.

-Wiem, czego chce Thorin i jestem temu przeciwna, mimo to, wyruszę z wami do Samotnej Góry, aby krasnoludy odzyskały swój dom. Kiedy mam być gotowa?- spojrzałam na niego.

-Jak najszybciej pani, Thorin nie jest cierpliwą osobą.- ucieszył się.

-Tak, wiem.- zaśmiałam się. -Wyruszymy do domu mego ojca, kiedy tylko będę gotowa. Teraz idę sie przygotować, wybacz.- skinęłam mu i poszłam do swojej komnaty.

Otworzyłam wielkie dębowe drzwi i podeszłam do szafy, skąd wyciągnęłam pięknie rzeźbioną skrzynię, w której znajdowały sie moje szaty podróżne, miecz, sztylety i mój ukochany łuk z kołczanem pełnym strzał. Usmiechnęłam się na wspomnienia z nimi związane. Cieszyłam się, że znowu będę mogła ich użyć. Szybko ubrałam swój stary strój i związałam włosy w warkocz. Założyłam na siebie broń i ruszyłam do drzwi. Wychodząc zerknęłam na swoją komnatę, a dokładniej na obraz wiszący na jednej ze ścian. Przedstawiał moją mamę, kiedy była w ciąży. Była najpiękniejszą elfką, jaką kiedykolwiek widziałam. Zamknęłam powoli drewnianą powłokę i poszłam na dziedziniec, gdzie kazałam przygotować sobie konia. Czekając na niego posłałam po czarodzieja i dziadków.

-Znowu mnie opuszczasz.- bardziej stwierdziła, niż zapytała Biała Pani.

-Nie martw się, za niedługo wrócę i dalej będziesz mogła mnie uczyć swojej magii.- przytuliłam ją.

-Mam nadzieję.- mruknęła.

-Uważaj na siebie kochana.- teraz to Celeborn wziął mnie w swoje ramiona.

-Tak jest dziadku.- zaśmiałam się i wskoczyłam na konia.

-Dbaj o nią Gandalfie.- teraz Galadriela zwróciła się do starca.

-Dobrze pani.- ukłonił się.

-Szczęśliwej drogi.- pomachał nam dziadek.

-Dziękuję. Do widzenia.- posłałam im całusa i wyruszyliśmy.

Jechaliśmy już cztery dni, kiedy dotarliśmy do Rivendell. Za każdym razem, gdy tu przyjeżdżałam zachwycałam się urokami tego miasta. Pałac znajdował się w idealnym miejscu. Z daleka było już słychać śpiew krasnoludów.

-A myślałam, że krasnoludy i elfy nigdy się nie polubią.- powiedziałam ze śmiechem do czarodzieja.

-Poczekaj, aż tylko stąd wyjedziemy.- uśmiechnął się. Przejeżdżaliśmy właśnie przez bramę. Zaczęłam rozglądać sie na boki, żeby przypomnieć sobie jak najwięcej. Pamiętam jak bawiłam sie tu z siostrą, to było kiedy jeszcze mama żyła. Zaraz po jej śmierci wyjechałam do Lorien i nigdy już tu nie wróciłam na dłużej niż na kilka dni. Wszystko tutaj mi o niej przypominało i przypomina dalej, więc mam nadzieję, że wyjedziemy stąd jak najszybciej, inaczej wspomnienia zawładną moim umysłem.

-Vanyel! Co ty tu robisz, siostrzyczko?- ledwo zsiadłam z konia, a już wylądowałam w czyichś ramionach.

-To już nie mogę odwiedzić rodziny,Arweno?- spytałam oskarżycielsko.

-Oczywiście, że możesz, ale zawsze masz jakiś powód. Czy tym razem były to krasnoludy wyjadające nam w tym momencie zapasy?- złapała mnie pod ramię.

-Skądże znowu. No może troszeczkę, ale tęsknota za siostrą też była dobrym argumentem.- pocałowałam ją w policzek i położyłam jej głowę na ramieniu.

-W końcu raczyłaś odwiedzić starego ojca.- Elrond rozłożył ręce, a ja jak mała dziewczynka wtuliłam się w rodzicielskie ramiona.

-Tęskniłam tato.- mruknęłam.

-Ja również kochanie.- pocałował mnie w czoło.

-Witaj Gandalfie, przyjacielu. Twoi niscy towarzysze zaczynali się już niecierpliwić.- teraz zwrócił się do starca. -Nie każmy im czekać.- zaprosił nas ręką do wejścia.

Nadal objęta przez ojca weszłam ze wszystkimi do środka. Tam zobaczyłam trzynastu krasnoludów, a wśród nich jednego hobbita.

-Moi drodzy! Przybył Gandalf i przyprowadził ze sobą waszego kolejnego kompana, moją córkę Vanyel.- ogłosił Elrond.

-Nie zgadzam się, żeby wyruszał z nami jakikolwiek elf, a do tego kobieta!- krzyknął Thorin.

-Dokładnie!- dało się słyszeć głosy potwierdzające słowa dowódcy.

-Thorinie Dębowa Tarczo, synu Thraina II, wnuku Throra, potomku Durina, piąty królu pod Górą, wiem, że nie w smak jest ci moje towarzystwo, ale uwierz, że naprawdę mogę wam pomóc. Znam te tereny i umiem władać bronią. Walczyłam u boku twojego dziadka i ojca, oni mi ufali, a ty? Czy ty mi zaufasz?- podeszłam do niego.

-Jak mam ci zaufać skoro cię nie znam?- spytał.

-Ale ja ją znam i mam jeszcze jakiś głos w tej sprawie, więc ta elfka idzie z nami, ponieważ nie ma w całym Śródziemiu drugiej takiej osoby, której bez zastanowienia powierzyłbym swoje życie.- zarządził Gandalf i wyszedł. Zaś ja poszłam pożegnać się z siostrą.

-Do zobaczenia Arweno.- powiedziałam w jej włosy, podczas, gdy mnie przytulała.

-Bądź ostrożna.- mruknęła.

-Będę, jak zawsze.- usmiechnęłam się i pomachałam jej, gdyż już wyruszyliśmy.

-Miło mi cię poznać Vanyel. Nazywam się Bilbo Baggins.- hobbit wyciągnął do mnie rękę.

-Mnie też Bilbo.- ścisnęłam jego dłoń. -Jak myślisz, polubią mnie?- spytałam.

-Oni nie są tacy źli. Przy bliższym poznaniu okazują się dobrymi i wiernymi kompanami. Pewnie nie wiesz jak sie nazywają, ten z przodu to Thorin dowódca całej kompanii, obok niego idzie...- zaczął.

-Wiem o nich więcej niż oni sami mogą wiedzieć.- przerwałam mu.

-Ale skąd?- zdziwił się.

-Odziedziczyłam ten dar po mojej babci. Może o niej słyszałeś, Lady Galadriela.- wytłumaczyłam.

-Niestety nie.- westchnął.

-Kiedyś ci opowiem.- poklepałam go po ramieniu.

-Bilbo nie zagaduj księżniczki.- podszedł do nas jeden z krasnoludów. Był on dosyć młody, miał długie blond włosy i szare oczy. -Filii, do usług pani.- ukłonił się i pocałował moją dłoń.

-Dzień dobry.- zaśmiałam się.

-Thorin cię wołał.- pociągnął mnie za rękę na sam przód grupy.

-Co sie stało?- zapytałam dowódcę.

-Muszę mieć cię na oku, więc będziesz szła obok mnie.- mruknął. 

-Czy to był rozkaz?- chciałam być ostrożna.

-Tak, to był rozkaz.- znowu wydał z siebie pomruk. Odwróciłam się bez słowa i znów ruszyłam na koniec.

-Vanyel!- usłyszałam krzyk krasnoluda, więc się zatrzymałam i spojrzałam na niego.

-Słucham?- patrzył na mnie z mordem w oczach.

-Masz iść obok mnie! Czego w tym zdaniu nie zrozumiałaś!?- był wściekły.

-Nie usłyszałam słowa proszę, a ja twoich rozkazów wykonywać nie będę mój drogi.- posłałam mu uśmiech i już miałam wracać,kiedy usłyszałam to magiczne słowo. 

-Proszę przyjdź tu do mnie i idź obok, dobrze?- trochę złagodniał.

-Nie można było tak od razu?- zapytałam idąc do niego, a w odpowiedzi usłyszałam tylko warknięcie.

To znowu ja! Wracam do was z nową fabułą i głową pełną pomysłów. Od dzisiaj rozdziały będą miały co najmniej 1000 słów, ale ze względu na szkołę i naukę, będą pojawiały sie tylko raz w tygodniu. Proszę napiszcie w komentarzach jaki chcielibyście, żeby to był dzień. Jeśli będzie to poniedziałek, wtorek, albo środa to rozdział dodam dopiero za tydzień, bo zaczęłam je już pisać, ale muszę je jeszcze sprawdzić. Czekam na odpowiedzi i mam nadzieję, że sie wam spodoba. Napiszcie jakie wrażenia po pierwszym rozdziale i czy jest w ogóle sens pisać dalej. Dobranoc😊😙

Edit: rozdziały będą pojawiać się co tydzień w niedzielę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro