6. Towarzysze.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Legolas

-Zamknąć wrota! To rozkaz! Nie wpuszczać nikogo!- krzyknąłem do strażników i ruszyłem w stronę komnaty Vanyel.

-A co z Tauriel i panią z Lothorien?- zatrzymałem się i odwrociłem.

-Co z nimi?- spytałem zdziwiony.

-Niedawno pani Vanyel wybiegła w pełnym uzbrojeniu do Puszczy, a zaraz za nią wyruszyła Tauriel. Próbowaliśmy je powstrzymać, ale na marne.- spuścił głowę.

-Powiedz ojcu, że podjąłem ważną misję.- podjąłem szybką decyzję i pobiegłem w gąszcz. Musiałem znaleźć elfki i sprowadzić je spowrotem.

Vanyel

-Dlaczego to zrobiłaś? Po co za mną biegniesz? Co ci to da?- spytałam znudzona. Znajdowałam się właśnie przy końcu Puszczy i zdecydowałam w końcu ujawnić tej elfce, że wiem, o tym, że mnie śledzi.

-Skąd...- nie pozwoliłam jej dokończyć.

-Słyszę cię od bram królestwa. Czyli odkąd wyruszyłam.- westchnęłam.

-Ja również chcę pomóc krasnoludom, więc pozwól mi ci towarzyszyć, pani.- skłoniła głowę.

-Jestem Vanyel i będę rada, mając cię za kompana.- uśmiechnęłam się, obwiniając o to co stało się w lesie Legolasa.

-Tauriel.- wyciągnęła do mnie rękę, którą uścisnęłam.

-A zatem ruszajmy.- odrzekłam wesoło i pobiegłam w dalszy gąszcz. Po jakiejś godzinie dobiegłyśmy do końca rzeki, skąd było widać Esgaroth. Zatrzymałyśmy się tam, żeby odpocząć i pomyśleć nad dalszą drogą. Zostawiłam pijącą Tauriel nad rzeką, a sama poszłam wzdłuż brzegu, sprawdzić, czy nie ma gdzieś drogi do miasta. Po chwili ją zobaczyłam chciałam wrócić do elfki i szybko jej o tym opowiedzieć, ale wyczułam czyjąś obecność. Zbliżyłam się powoli do miejsca, gdzie zostawiłam rudowłosą. W ostatniej chwili zdążyłam wyciągnąć łuk i wycelować w naszego przeciwnika, którym okazał się książę.

-Wzięłam cię za orka.- powiedziała Tauriel, nadal mnie nie zauważając.

-Gdyby tak było, już byś nie żyła.- mruknął i opuścił łuk. Wtedy wyszłam zza skały, skąd obserwowałam całe to spotkanie.

-Myślę, że to raczej ty byłbyś tym, który by umarł.- schowałam broń.

-Co tu robisz?- elfka tylko się do mnie uśmiechnęła i spojrzała wymownie na blondyna.

-Przyszedłem po was. Musicie wrócić. Jeśli pójdziesz ze mną, mój ojciec ci wybaczy, Tauriel.- wyciągnął do niej rękę.

-Ja muszę iść walczyć, pomóc krasnoludom.- westchnęła.

-To nie jest nasza wojna!- warknął zirytowany książę.

-To jest NASZA wojna!- krzyknęła. -To zło dosięgnie wszystkich, a my mamy zamknąć się za murami królestwa i tkwić tam, aż do końca świata!? Król nie widzi tego, że jeśli wszyscy wkoło polegną, on też w końcu polegnie! Nie wrócę już do Puszczy, tego możesz być pewny.

-Więc nie pozostaje mi nic innego, jak zostać z wami. Muszę was chronić. Oczywiście, jeśli się zgodzisz, Vanyel.- spojrzał na mnie.

-Niech tak będzie, a teraz za mną.- mruknęłam pod nosem i ruszyłam w stronę odkrytej przed chwilą drogi.

Weszliśmy na gościniec i pobiegliśmy do miasteczka. Teraz tylko znaleźć dom, w którym się zatrzymali. Oby nie było za późno. W pewnym momencie poczułam odór, który wydzielają tylko jedne stwory. Po chwili moje domysły potwierdził dziewczęcy krzyk. Wyciągnęłam miecz i ruszyłam w stronę tego miejsca. Weszłam do środka przez drzwi i zobaczyłam kilku orków, dwie dziewczyny chowające się pod stołem, chłopca próbującego walczyć i trzech krasnoludów zabijających potwory oraz Kili'ego na łóżku z bladą twarzą. Stałam tak wmurowana, aż do przybycia blondwłosego elfa. Otrząsnęłam się i zaczęłam tak samo jak on walkę ze stworami. Musiałam przyznać, że znał się na władaniu bronią. Kiedy pokonaliśmy wszystkich orków, podeszłam do Kili'ego, przy którym znajdowała się już wypowiadająca jakieś zaklęcia Tauriel. Stwierdziłam, że jestem tu już narazie niepotrzebna i rozejrzałam się za Legolasem, ale nigdzie go nie było. Wystraszyłam się nie na żarty i zaczęłam biegać po miasteczku, w duchu modląc się, żeby nic mu nie było. I gdy zobaczyłam go jadącego za Bolgiem, poczułam swego rodzaju ulgę. Żył. Nagle usłyszałam przeraźliwy huk. Spojrzałam w stronę góry i już wiedziałam. Smaug już nie śpi i leci właśnie na miasto.

Dobranoc

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro