7. Bischofshofen - 6 styczeń

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dzisiaj koniec tej historii.
Miłego czytania 😊

******************************

Przeciągnęłam się leniwie, a na mojej twarzy pojawił się grymas. Kolejna noc spędzona na podłodze, nie była dobra dla mojego kręgosłupa. Ziewnęłam szeroko, przecierając twarz dłońmi i usiadłam, rozglądając się po pokoju. Zdziwiłam się, że chłopaków nie było już w łóżkach. Wstałam na nogi i w tym samym momencie z łazienki wyszedł Geiger.

— Cześć — powiedział, posyłając mi uśmiech.

— Cześć — odparłam. — A Markus gdzie?

— Powiedział, że musi z kimś pogadać. Pewnie niedługo wróci.

— Okey. Wchodzisz jeszcze do łazienki, czy ja mogę skorzystać?

— Możesz iść.

Wyjęłam z plecaka mój drugi zestaw ciuchów i weszłam do pomieszczenia. Gdy już się ogarnęłam, to zdjęłam jeszcze z grzejnika moje wczorajsze ubrania, które na szybko przeprałam i wyszłam z łazienki, po czym wrzuciłam rzeczy do plecaka. Nie miałam ze sobą wiele. Zresztą i tak więcej by się nie zmieściło. Gdy uciekałam z Scheidegg, wzięłam tylko dwa komplety ubrań i trzy bielizny, które przepierałam w misce lub zlewie, gdy była do tego okazja.
Pozbierałam z podłogi moje prowizoryczne posłanie i odłożyłam je na łóżko Markusa. W tym samym momencie Eisenbichler wrócił do pokoju.

— Hej — powiedziałam, uśmiechając się lekko.

— Cześć — odparł, rzucając komórkę na łóżko.
Zacisnęłam usta, gdy spojrzał na mnie kątem oka. Zaczęłam się zastanawiać, co mógł od rana załatwiać i czy to mogło mieć związek ze mną. Zaczęłam się stresować.

— Idziemy na śniadanie? — zapytał Karl, a Markus przytaknął.

— Wy już idźcie, ja muszę jeszcze coś zrobić — odezwałam się.

Chciałam skontaktować się z Miriam, żeby wiedziała, że u mnie wszystko dobrze. Gdy uciekałam z Scheidegg, obiecałam jej, że codziennie po przebudzeniu się, odezwę się do niej. Nie chciałam, żeby się martwiła.
Markus i Karl przytaknęli, po czym wyszli z pokoju, a ja usiadłam na łóżku, biorąc komórkę do dłoni. Wyszukałam numer Miriam i, gdy miałam zacząć łączenie, do pokoju niespodziewanie wrócił Eisenbichler.
Stanął w drzwiach i patrzył na mnie, a ja zastanawiałam się, o co mu może chodzić.

— Musimy pogadać — odezwał się w końcu.
Ruszył w moim kierunku i usiadł obok mnie. Patrzyłam na niego niepewnie, zastanawiając się, co za chwilę usłyszę. Cisza się przedłużała, a ja coraz bardziej się denerwowałam.
— Po dzisiejszym konkursie wsiadasz w pociąg i wracasz do Niemiec. — Przełknęłam mocno ślinę, słysząc te słowa. Bałam się, że za chwilę powie, że mam wracać do domu, inaczej zgłosi moje miejsce pobytu policji.
— Pojedziesz do moich rodziców. — Otworzyłam usta ze zdziwienia. Wpatrywałam się chwilę w niego, zastanawiając się, gdzie w tym wszystkim była podpucha.

— Do twoich rodziców? — zapytałam cicho.

— Tak, rozmawiałem dzisiaj z nimi. —  Zrobiłam wielkie oczy, gdy to powiedział. Rozmawiał z kimś na mój temat. Nie mogłam czuć się bezpiecznie.
— Spokojnie, nie znają twojej prawdziwej tożsamości. Powiedziałem, że moja znajoma potrzebuje noclegu na kilka tygodni.

— Nie wiem, czy zdobędę tyle pieniędzy, żeby im zapłacić za gościnę. — Zastanawiałam się, ile mnie to wszystko będzie kosztowało. Przecież nie mogłam siedzieć komuś na głowie.

— A czy ja coś mówiłem o pieniądzach? — Spojrzał na mnie wymownie.
— Przez ten czas, chociaż udajesz, że trenujesz — kontynuował, a ja zmarszczyłam brwi, bo nic z tego nie rozumiałam.
—  Powiedziałem, że jesteś sportsmenką i chcesz potrenować w innych warunkach — zaśmiałam się, słysząc te słowa. Ja i sport? Czysta abstrakcja. — Nie śmiej się, nic innego nie przyszło mi do głowy.

— Nie wiem, czy to dobry pomysł — odezwałam się niepewnie. — A jak mnie rozpoznają?

— Tym będziemy martwić się później. — Westchnęłam cicho, przecierając twarz dłońmi. — Kurde, Leoni, nie wymyślę nic innego.

— Leoni? — Wzdrygnęliśmy się z Markusem, słysząc czyjś głos.
Drzwi od pokoju otworzyły się, a w nich stał Wellinger. Spojrzałam na Eisenbichlera morderczym wzrokiem, że nie zamknął za sobą dokładnie drzwi.
— Ta Leoni? Ta poszukiwana w Niemczech dziewczyna? — dopytywał chłopak, a ja zaczęłam panikować w duchu. Wszystko się sypało.

— Andreas, ciszej bądź i przede wszystkim zamknij za sobą drzwi — powiedział Markus, wstając z miejsca. 
Szkoda, że Eisenbichler nie zrobił tego, gdy wrócił do pokoju. Przez jego nieuwagę sprawa się skomplikowała. Nie wiedziałam, czy Wellinger będzie dyskretny i nie wygada się komuś przez przypadek.

— Dlaczego uciekłaś z domu? — Czułam, jak zaczęła drżeć mi broda, gdy zadał to pytanie. Zacisnęłam usta, a moje oczy zaszkliły się od łez. Nie chciałam mu mówić prawdy. Nie chciałam, żeby kolejna osoba wiedziała, że miałam ojca tyrana. Było mi wstyd.
— Nie denerwuj się, nic nikomu nie powiem — powiedział, siadając obok mnie. — Skoro Markus tego nie zrobił, to najwidoczniej powód jest poważny — kontynuował, lustrując moją twarz.

— Bo jest — odezwał się Eisenbichler.

— Mogę jakoś pomóc? — zapytał Andreas.

— Już znaleźliśmy rozwiązanie — mruknął Markus.

— Okey. Chyba nie jestem tu mile widziany. — Wellinger wstał z miejsca i ruszył w kierunku drzwi.

— Andreas, obiecaj, że nikomu nic nie powiesz — odezwałam się niepewnie. Markus mógł być milszy dla niego, jeszcze Andreas się komuś wygada i nie będę miała już życia. Chłopak odwrócił się w moim kierunku i uśmiechnął się lekko.

— Nie musisz się martwić — odparł, puszczając mi oczko. — Dobra, spadam na śniadanie. Wam radzę to samo — dodał, po czym zniknął za drzwiami, a ja zostałam w pokoju z Markusem.

Westchnęłam głęboko, przecierając twarz dłońmi. Nie wierzyłam, że to naprawdę się stało. Kolejna osoba wiedziała, kim tak naprawdę byłam. Bałam się, że za chwilę wszystko się posypie. Nie byłam pewna, czy powinnam skorzystać z propozycji Markusa, bo co będzie, jeśli jego rodzice zobaczą we mnie Leoni?

*

Po śniadaniu spakowałam swoje rzeczy do plecaka i wzięłam je ze sobą na konkurs. Skoro zaraz po nim miałam wracać do Niemiec, musiałam być przygotowana. Głupio się czułam, gdy Eisenbichler wciskał mi pieniądze na podróż. Nawet w czasie kradzieży nie czułam takiego wstydu, jak wtedy, gdy po kryjomu odbierałam od niego kasę.
Potem wyszliśmy z pokoju i dołączyliśmy do reszty kadry, która czekała w hotelowym holu.
Stanęłam z boku, rozglądając się  po twarzach rozmawiających ze sobą sportowców. Brakowało jeszcze trenera i jego asystenta.

— Co tam? Mam nadzieję, że w nocy cierpiałaś na bezsenność — powiedział Constantin, wieszając mi się na barku, a ja spojrzałam na niego pytająco.
— Za karę. Za to, co mi wczoraj zrobiłaś. — Przewróciłam oczami, robiąc niezadowoloną minę.

— Serio? Jeszcze to przeżywasz?

— A jakby to nie zeszło, to jakbym dzisiaj wyglądał?

— Lepiej niż teraz — odpowiedziałam, na co chłopak dał mi kuksańca w bok, przez co się wzdrygnęłam.

— Masz szczęście, że cię lubię, inaczej pogniewalibyśmy się na siebie. — Spojrzał na mnie wymownie.

Zaśmiałam się cicho i w tym samym momencie przyszedł trener oraz asystent, więc wyszliśmy z hotelu, żeby przejść do busa. Zajęłam miejsce w drugim rzędzie, a obok mnie usiadł Schmid, posyłając mi szeroki uśmiech. Westchnęłam cicho, bo myślałam, że chociaż w aucie będę miała od niego spokój. Machnęłam ręką, gdy ktoś poczochrał mnie po moich krótkich włosach. Odwróciłam się, napotykając wzrok Andreasa. Wellinger puścił mi oczko, a ja uśmiechnęłam się lekko i usiadłam wygodnie na siedzeniu. Wyciągnęłam telefon, by uruchomić Tik-Toka. Chciałam jakoś umilić sobie krótką podróż na skocznię.

— Co tam oglądasz? — zapytał po chwili Constantin, zaglądając mi w telefon.  — Co to jest? — dopytywał, mrużąc oczy.  — Fujjjj! — Skrzywił się, patrząc na mnie z obrzydzeniem. — Nie masz czego oglądać? Zaraz przez ciebie zwrócę śniadanie.

— Nie lubisz oglądać wyciskania wągrów? — zapytałam, unosząc brew. — Patrz jaki ten jest fajny — dodałam, kierując wyświetlacz w jego kierunku, a Schmid w ekspresowym tempie zamknął oczy. Zaśmiałam się głośno z jego reakcji.

— Jesteś nienormalna. Spadaj z tym, bo się porzygam — mówił z oburzeniem. W końcu otworzył jedno oko i, gdy zauważył, że przed jego twarzą nie było już mojego telefonu, otworzył drugie. — Ty masz jakąś skrzywioną psychikę — powiedział, a ja w duchu przyznałam mu rację. Do normalnych nie należałam.

— Wy chyba nie możecie przebywać w swoim towarzystwie — zagadał do nas Stephan, na co wzruszyłam ramionami.

— Bo ona jakieś świństwa ogląda.

— Trzeba było nie pchać nosa w mój telefon. — Spojrzałam wymownie na Schmida, a ten prychnął pod nosem. — Tym chciałabym się zajmować w przyszłości. Fajnie by było zostać takim dermatologiem — powiedziałam, zamyślając się na chwilę. Miałam wielkie ambicje, a tak naprawdę byłam zerem. 

— Co to za problem? Złóż papiery na uczelnię, jak jesteś dobra, to się dostaniesz, a jak nie, to będziesz musiała zdecydować się na coś innego — odparł Constantin, na co cicho westchnęłam.
Gdyby to było takie proste. Może i uczyłam się dobrze, ale teraz przez moją ucieczkę miałam tyły w szkole i nie wiedziałam, jak nauczyciele będą na mnie patrzyli, gdy potem wrócę.

W końcu dotarliśmy na skocznię i opuściliśmy pojazd. Szłam za skoczkami, bo nie wiedziałam, dokąd miałam się kierować.

— Jakby co, to bez problemu możesz  siedzieć w domku, który będziemy zajmować — odezwał się w moim kierunku Andreas. Przytaknęłam nieśmiało głową. — Żebyś czasem nie chodziła tylko po dworze, bo przemarzniesz i się rozchorujesz.

— Jasne. — Uśmiechnęłam się lekko.

Miła była ta jego troska i cieszyłam się, że nie wypytywał mnie o moją ucieczkę. Traktował mnie tak, jak wcześniej. Zanim nie poznał mojej prawdziwej tożsamości.
Wellinger dołączył do reszty kadry, a ja rozejrzałam się dookoła. Chciałam popatrzeć na innych zawodników. Obejrzeć ich rozgrzewkę i przygotowanie do startu.

*

— O! Kogo to moje oczy widzą? — Zwróciłam się w prawą stronę, słysząc głos. — Dalej szantażujesz Wellingera? — zapytał Tande, a ja parsknęłam śmiechem. Nie sądziłam, że zapamiętał mnie i moją opowiastkę o tym, dlaczego w Oberstorfie chodziłam sobie po terenie skoczni.

— Pewnie — odparłam. — Do końca życia nie odczepi się ode mnie — zaśmiałam się.

— Siema. — Po chwili dołączył do nas Granerud.

— Cześć — odpowiedziałam. — Miło, że dzisiaj nie witasz ludzi śnieżkami — dodałam, patrząc na niego znacząco.
W tym samym momencie skuliłam lekko barki, czując, jak coś uderzyło w tył mojej głowy. Otrząsnęłam się, czując śnieg za kołnierzem, który szybko strzepnęłam. Po chwili odwróciłam się, zauważając Lindvika, któremu posłałam mordercze spojrzenie.

— Przepraszam, to miało być w Halvora — powiedział Marius, gdy do nas podszedł. Spojrzał na mnie przepraszająco, a ja przewróciłam oczami.

— Dobrze, że nie trenujesz biathlonu, bo z celnością u ciebie do bani — odezwałam się, głośno wzdychając.
— A ty się nie śmiej, bo u ciebie też z tym nie lepiej — powiedziałam do Graneruda, gdy zaczął się śmiać, po tym, jak wyzwałam Lindvika.

— Nie dziwię się, że Andreas załatwia ci wejście na skocznię, żeby mieć spokój — zaśmiał się Tande. — Niezła harpia z ciebie — dodał, a ja wytrzeszczyłam oczy, słysząc to.

— Że co, proszę? — zapytałam, patrząc na niego wymownie. Daniel zmieszał się, gdy doszło do niego, jak mnie nazwał.

— To znaczy... harda jesteś.  — Poprawił się szybko, uśmiechając się krzywo i drapiąc po głowie. — No, harda... to powiedziałem. — Pokręciłam głową, patrząc na niego z politowaniem. Chłopak nieźle się zestresował przed chwilą.

— Masz szczęście, że mam w miarę dobry humor i nie wpiszę cię na swoją czarną listę — powiedziałam, na co Granerud i Lindvik parsknęli śmiechem.

— Masz taką listę? — zapytał z zaciekawieniem Halvor.

— No. — Pokiwałam głową. — Zajmujesz na niej pierwsze miejsce, po tym, jak rzuciłeś mi śnieżkę prosto w twarz.

— Spoko, lubię pierwsze miejsca — odpowiedział, na co zaśmiałam się głośno. Był niemożliwy. Zresztą nie tylko on.

Pogadałam jeszcze chwilę z Norwegami, po czym oni poszli się rozgrzewać, a ja ponownie rozejrzałam się dookoła. Uśmiechnęłam się lekko, gdy spojrzałam na Andreasa, który pokiwał w moim kierunku. Chwilę później ustawiłam się na uboczu i czekałam na skoki treningowe, a potem konkursowe.

*
MARKUS

Siedziałem w naszym domku i koncentrowałem się przed drugą serią. Pierwszy skok był dobry, ale wiedziałem, że stać mnie na więcej. Chciałem trzecie miejsce, które zajmowałem na półmetku, zamienić  na pierwsze. Liczyłem na to, że dokonam tego. Po tym, jak znalazłem rozwiązanie sytuacji z Leoni, ogarnął mnie spokój. Dziewczyna miała do osiemnastki przebywać u moich rodziców, a potem mogła robić, co chciała. Ojciec już nie będzie mógł zmusić jej do powrotu do domu. Będzie pełnoletnia i sama zdecyduje o swojej dalszej przyszłości. Tak, jak chciała.

— Markus, chyba pora, żebyś się zbierał — powiedział Andreas, gdy wszedł do domu.
On niestety poległ w systemie KO i jego udział w konkursie już się zakończył. Przytaknąłem, wstając z miejsca, po czym chwyciłem do dłoni kask.
— Wiesz może, gdzie jest Alexa? — zapytał Wellinger, gdy już miałem opuścić pomieszczenie.
Cieszyło mnie to, że chociaż znał prawdziwe imię dziewczyny, to nie używał go. Zrobiłby się przypał, gdyby kolejna osoba usłyszała, że Alexa tak naprawdę Leoni.

— Ostatnio rozmawiała z Maximiliane, więc zobacz, czy z nią nie stoi.

— Dzięki — odparł z zadowoleniem. — Powodzenia, stary. Wygrasz to — dodał po chwili.

— Wiadomo — zaśmiałem się i wyszedłem z domku.
Wziąłem narty na ramię i ruszyłem w stronę wyciągu, żeby wjechać na górę.

*

Tak! Zrobiłem to! W końcu najwyższy stopień podium należał do mnie. Nie zapewniało mi to wygranej w całym turnieju, ale i tak cieszyłem się z wygranej. Z dumą kroczyłem w stronę  podium, unosząc narty w górę. Chwilę później rozdano nagrody i odegrano hymn. Następnie udekorowano najlepszą trójkę całego Turnieju, a zwycięzcy przekazano Złotego Orła. Z zazdrością patrzyłem, jak go wręczano. Marzyłem o tym trofeum i miałem nadzieję, że wygram je. Niestety musiałem obejść się smakiem, ale w końcu za rok był kolejny turniej, w którym znowu będę mógł walczyć.

Zbieraliśmy się wraz z ekipą, żeby przejść do busa i wrócić do hotelu. Czekało mnie jeszcze pożegnanie z Leoni. Polubiłem tę dziewczynę i żal mi było, że życie tak okrutnie ją doświadczyło. Miałem nadzieję, że potem wszystko jej się poukłada.

Spakowaliśmy sprzęt do jednego z aut i ustawiliśmy się przy drugim, czekając na trenera. Rozmawialiśmy o tym, co będziemy robić po powrocie do hotelu. Chcieliśmy wypić po piwie na zakończenie turnieju i mieliśmy nadzieję, że trener nie będzie miał nic przeciwko temu. W końcu Horngacher pojawił się na horyzoncie.

— To ja dziękuję za te kilka dni. Fajnie się bawiłam — odezwała się Leoni, żegnając się z nami.
W sumie szkoda było, że już nas opuszczała. Mogłem zaplanować jej wyjazd w następnym dniu, a dzisiaj pobawiłaby się jeszcze z nami.

— Myślałem, że jeszcze piwo wypijemy wieczorkiem — powiedział Schmid, na co dziewczyna uśmiechnęła się lekko.

— Ja już muszę lecieć dalej — odparła, poprawiając plecak na swoim ramieniu. — Powodzenia w kolejnych konkursach.

— Jak będziesz chciała wejść na jakiś konkurs, to wiesz do kogo uderzać — odezwał się Leyhe.

— Zapamiętam — przytaknęła.
Po chwili spojrzała na Wellingera, który puścił jej oczko. Dziewczyna uśmiechnęła się w jego kierunku, zawstydzając się lekko. Coś ewidentnie zaczynało się dziać pomiędzy tą dwójką. Zastanawiałem się tylko, czy Andreas nadal będzie nią zainteresowany, gdy dowie się, że była ofiarą przemocy ze strony ojca.

Wszyscy spojrzeliśmy przed siebie, gdy kawałek dalej zatrzymał się policyjny radiowóz. Zerknąłem na Leoni, która przybrała nerwowy wyraz twarzy i mocno ścisnęła szelkę od plecaka. Rozumiałem jej zdenerwowanie na widok policji, ale przecież nie miała się czego obawiać. Na pewno nie byli tu z jej powodu. Nikt oprócz mnie i Andreasa nie wiedział kim tak naprawdę była, więc mogła czuć się bezpiecznie i tak, jak ustaliliśmy pojechać do moich rodziców.

— Leoni Heissler! — krzyknął jeden z funkcjonariuszy, gdy wysiadł z radiowozu, a dziewczyna wpadła w panikę. Spojrzała na mnie, oddychając nerwowo. Nie miałem pojęcia, skąd policjant wiedział, że to ona i znał miejsce jej pobytu.

— Leoni? — zapytał pozostali ze zdziwieniem, wpatrując się w nią.

— Jak mogłeś? — zapytała płaczliwym głosem. — Zaufałam ci.

— Nie, to nie ja. — Zacząłem się tłumaczyć, bo naprawdę nie miałem z tym nic wspólnego. — Nie zgłosiłem cię — dodałem po chwili, na co dziewczyna przeniosła przerażony wzrok na Wellingera.

— Nie patrz tak na mnie. Nie mam z tym nic wspólnego. — Bronił się Andreas.
Sam wyglądał na przerażonego, że za chwilę dziewczyna zostanie zatrzymana przez policję.
Leoni zaczęła się cofać, patrząc w kierunku zbliżających się policjantów.

— Heissler, zatrzymaj się! — krzyknął funkcjonariusz.

Leoni pisnęła, gdy wpadła na stojącego z boku Horngachera. Odwróciła się w jego kierunku i chciała zacząć uciekać, ale trener niespodziewanie złapał ja za ramię.

— Pora na powrót do domu, młoda damo — powiedział, patrząc na nią wymownie, a ja już wiedziałem, kto zgłosił jej obecne miejsce pobytu.
Nie mogłem uwierzyć w to, że Horngacher to zrobił. Sprowadził na nią tylko nieszczęście. Przecież mógł ze mną porozmawiać, gdy zorientował się, kim była naprawdę. Powiedziałbym mu prawdę i wtedy na pewno nie zgłosiłby jej.

— Niech mnie pan puści, błagam — mówiła dziewczyna, próbując wyrwać się z uścisku, ale on nie miał zamiaru spełnić jej prośby. — Nie mogę wrócić do domu.

— Twoje miejsce jest przy rodzicach — odezwał się Horngacher.

— Trenerze...

— Ani słowa, Markus. Nie spodziewałem się tego po tobie. — Horngacher od razu mnie uciszył. W tym samym momencie podeszli do nas policjanci.

— Koniec włóczenia się, Heissler. Zostaniesz przewieziona do Niemiec i wracasz do domu.

— Nie, nie, nie — mówiła dziewczyna, szarpiąc się, gdy funkcjonariusze chwycili ja za ramiona.

Patrzyłem, jak dziewczyna płakała, próbując się wyrwać. Stałem z boku i nic nie mogłem zrobić. Było już za późno no cokolwiek. Policjanci ciągnęli ją, a Leoni stawiała opór, ale mężczyźni byli silniejsi. Skrzywiłem się, słysząc jej głośny płacz.

— Nieee! Puśćcie mnie! Nie chcę do domu! — krzyczała przeraźliwe, szarpiąc się przy tym.

Nagle upadła, ale policjanci nie mieli zamiaru jej puścić. Gdy nie udało im się podnieść dziewczyny, zaczęli ja ciągnąć po ziemi.

— Ludzie! Co wy robicie! — krzyknął Andreas, ruszając w ich kierunku.

— Wellinger. — Surowy ton głosu trenera spowodował, że Andreas się zatrzymał.

Chwycił się za głowę, obserwując, jak policjanci szarpali dziewczynę. Zaklął pod nosem, tupiąc nogą z impetem.
Zakryłem dłonią usta, patrząc na to wszystko. Byłem bezsilny. Chciałem jej pomóc, a teraz tylko stałem i słuchałem jej rozpaczliwego krzyku o pomoc. Wtedy dotarło do mnie, jakie piekło musiała mieć w domu, że tak panicznie bała się powrotu. W końcu policjanci wciągnęli ją do radiowozu. Jeden z nich usiadł razem z nią z tyłu, a drugi zajął miejsce za kierownicą i odjechali.
Nie mogłem uwierzyć w to, co przed chwilą się stało. Miała spędzić te kilka tygodni bezpiecznie w domu moich rodziców, a tymczasem właśnie zabierano ją do miejsca, z którego uciekła. Którego nienawidziła i panicznie się bała.

— Wszyscy do auta. — Ciszę, która zapanowała po odjeździe policjantów, przerwał trener.

Słyszałem, jak kumple z kadry potulnie ruszyli w stronę busa. Ja nadal stałem w miejscu i patrzyłem nieobecnym wzrokiem przed siebie. Było tak blisko i wszystko się posypało. Zrobiłem błąd, że nie odesłałem jej już rano. Niepotrzebnie oglądała ten konkurs. Nie doszłoby do tego wszystkiego.

— Eisenbichler! — krzyknął trener.

Zacisnąłem zęby i odwróciłem się w jego kierunku. Horngacher nie miał pojęcia, do czego właśnie się przyczynił.
W końcu ruszyłem wolnym krokiem w stronę busa. Gdy wsiadłem do środka, obserwowałem, jak Andreas nerwowo wysyłał SMS-y do Leoni. Słał ich dziesiątki, jeden za drugim, ale na żadnego nie dostał odpowiedzi. Nie sądziłem, że tak to wszystko będzie przeżywał. Ona chyba naprawdę mu się spodobała. Słyszałem ich rozmowę, jak umawiali się na jakieś spotkanie, gdy konkursy miały przenieść się do Niemiec, ale sądziłem, że to była tylko wymiana uprzejmości. Teraz przekonywałem się, że jednak nie tylko. Że kryło się za tym coś więcej. Westchnąłem przeciągle, przecierając twarz dłońmi, po czym spojrzałem na boczną szybę.

Pozostało mi tylko mieć nadzieję, że mimo wszystko Leoni sobie jakoś poradzi.

*******************************
Było blisko, ale niestety...

*******************************

Dziękuję wszystkim czytelnikom, którzy dotrwali do końca 😊
Mam nadzieję, że komuś się to podobało 😅

Dziękuję za wszystkie komentarze i gwiazdki, to bardzo motywuje do pisania 🥰❤

Odpowiadając na komentarz pod poprzednim rozdziałem odnośnie kontynuacji, to nie wiem czy będzie. Pomysł bym miała, ale nie wiem, jak będzie z realizacją😅
Póki co wracam do pisania historii Silke i Constantina 😉

*******************************

8️⃣ stycznia powinien pojawić się kolejny rozdział "Ławki" 🔙
Wracamy do historii Silke i Constantina 😊
Mam nadzieję, że ktoś jeszcze na to czeka 😅

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro