Felix. Mroczna zemsta - tom 2, rozdz. 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Felix. Mroczna zemsta (tom 2) rozdz. 1


Co jeśli wyznaczony cel 

nie jest tym, do którego zmierzasz?


Greta

Siedziałam na Starym Mieście w restauracyjnym ogródku. Biały, niski płotek odgradzał mnie od płyty głównej rynku i setek tu- rystów robiących sobie zdjęcie z syrenką. Czekając na przyjaciół, zaczęłam pisać do prawnika wiadomość, nad którą od dawna roz- myślałam. Napisałam. Brakowało tylko kropki na końcu zdania i mojego podpisu. Niewiele, ale mój palec zawisł nad klawiaturą telefonu. Westchnęłam i rzuciłam komórkę na blat stolika. Co je- żeli źle wybrałam? Może powinnam jeszcze zaczekać? Tylko na co? Kurwa, gdyby tylko dał znak, że żyje, że jeszcze o mnie pa- mięta! – pomyślałam naiwnie.

– Nie, Felix o mnie zapomniał – mruknęłam cicho pod nosem. Skurwysyn milczał i zabawiał się z tą wymuskaną divą! Wkurza- ło mnie to do szaleństwa i cholernie bolało!

Nienawidzę go!

Odkąd wyprowadziłam się od Felixa, minęło sześć tygodni i żadne z nas się nie odezwało. On milczał, mimo że obiecał za- dzwonić, a ja, bo na nic innego nie pozwalała mi kobieca duma. Nie, to nie było głupie. Po tym, co mi zgotował tamtego dnia, nie byłam w stanie się do niego odezwać. Ciągle miałam przed oczami to wszystko, co się wydarzyło w holu jego domu. Najpierw obronił mnie przed tą bestią, Maxem, i troszczył się jak o swoją ukocha- ną żonę, a potem bezdusznie odprawił. Wyrzucił mnie na oczach

wszystkich domowników i pracowników. Doskonale pamiętałam, jak zimny był jego wzrok i jak bezduszny okazał się w tamtym mo- mencie Felix. Idź stąd – te jego słowa ciągle rozbrzmiewały w mo- jej głowie i nawet teraz raniły duszę. Nadal słyszałam tę wście- kłość wibrującą w jego głosie. Myślałam o nim nie raz, a tysiące i miliony razy i za każdym razem widziałam, jak zza jego pleców wyłania się ta jego Ida, a ochota na jakiekolwiek pojednanie z nim przechodziła. Złudzenia pryskały jak bańki mydlane i znów popa- dałam w zadumę. Na początku często siedziałam w swoim pokoju, roniłam po kryjomu łzy i próbowałam żyć z dnia na dzień. Wsty- dziłam się tej porażki jak mało czego w swoim życiu i nawet nie przyznałam się do tego wszystkiego, co się stało, znajomym. Nadal nie wiedzieli, że byłam mężatką i było mi z tym cholernie ciężko.

Nie wypleniłam Felixa z mojego serca. Zakorzenił się tam jak jakiś pieprzony chwast, którego próbowałam wyrwać, a on ciągle tam był. Nie wiem jakim cudem, ale czasami tęskniłam za nim i skrycie marzyłam. Niestety, miałam do niego słabość. Smutne, ale prawdziwe.

Byłam przez trzy dni żoną Vigo, a potem on i Felix dogadali się i zamienili imiona na akcie małżeństwa. Teraz byłam żoną Felixa i bardzo żałowałam tego, że pozwoliłam na tę zamianę. Gdybym pozostała żoną Vigo jeden dzień dłużej, byłoby inaczej.

A może byłoby inaczej, gdybym nie pomyliła pokoi i nie wsko- czyła do łóżka Felixa? Kto wie?

Uśmiechnęłam się smutno i spojrzałam na telefon. Pora dokoń- czyć e-mail i postarać się o rozwód, pomyślałam i sięgnęłam po komórkę. Odblokowałam ciemny ekran. Z zapałem zaczęłam czytać to, co napisałam:

Dzień dobry Panie Mecenasie,

jak Panu wiadomo, jestem żoną Felixa Hryniewicza. Kopia mojego kontraktu przedmałżeńskiego została złożona w Pana

kancelarii. Proszę o wszczęcie procedury rozwodowej. Myślę, że mąż...

Tu przez chwilę zastanawiałam się, czy słowo „mąż" nie wy- gląda dziwnie. Przecież byliśmy małżeństwem niespełna dwa tygodnie, dwa razy wylądowaliśmy w łóżku i rozstaliśmy się w dziwnych okolicznościach. Żadne z nas nie podjęło próby ja- kiegokolwiek pojednania się. Widocznie mu na mnie nie zależało, stwierdziłam i zaczęłam czytać dalej:

Myślę, że mąż zgodzi się na rozwód za porozumieniem stron i bez problemu odstąpi od roszczeń co do mojego majątku.

W sprawie doprecyzowania szczegółów proszę o kontakt

Tak, w tym miejscu powinny być kropka i podpis.
Odwagi, Greto – szepnęłam do siebie w duchu.
– Czy to miejsce jest wolne? – usłyszałam męski głos. Zdez-

orientowana podniosłam wzrok. Jakiś facet stał przy moim sto- liku.

– Zajęte – rzuciłam tylko i wróciłam do pisania e-maila. Sko- ro coś postanowiłam, musiałam to skończyć.

– W takim razie usiądę – usłyszałam.

Co? Zdziwiona niechętnie znów oderwałam wzrok od tekstu i stwierdziłam, że mężczyzna właśnie usiadł naprzeciw mnie.

– Powiedziałam, że zajęte – oburzyłam się.

– Nie zauważyłem – stwierdził i z uśmiechem zadowolenia na ustach rozsiadł się wygodnie.

Był może w wieku Felixa albo trochę starszy. Jasna czupry- na, wypielęgnowana bródka i eleganckie ciuchy. Prezentował się nieźle w białej koszuli w drobny wzór, ale w jego ciemnych oczach było coś dziwnego. Groźnego. Znałam takie spojrzenie i wiedziałam, że nie wróżyło nic dobrego.

Szybko zerknęłam na mojego ochroniarza Niko, który wła- śnie podnosił się ze swojego miejsca, aby zrobić z facetem porzą- dek. Powstrzymałam go delikatnym ruchem głowy.

– Proszę odejść! – powiedziałam stanowczo do mężczyzny.

Patrzył na mnie uważnie, po czym z paczki wyciągnął papie- rosa i włożył go do ust.

– Chyba nie będziesz tu palił?! – oburzyłam się, a on spojrzał na mnie zdziwiony.

– Dlaczego nie? – zapytał i nie zważając na nic, podpalił pa- pierosa.

– To miejsce publiczne, a ja jestem niepaląca! – uniosłam się, gdy doleciał do mnie zapach dymu.

– W końcu dowiaduję się o tobie czegoś ciekawego – stwierdził.

Ja pierdzielę, ma facet tupet! Odłożyłam telefon na stół, ale za- raz go z powrotem zabrałam. Co jeżeli to złodziej i mi go ukrad- nie? Szybko skasowałam wszystko, aby moje prywatne sprawy nie wpadły w ręce takiego gnoja, jak ten typ.

– Spadaj stąd i więcej się nie pokazuj! – wycedziłam przez zaciśnięte zęby. Niewielka liczba gości zaczęła zwracać na nas uwagę.

– Przecież i tak się nudzisz – rzucił zadowolony i znów się zaciągnął.

– Skąd to przypuszczenie?

Uśmiechnął się, słysząc moje pytanie, i powoli wypuścił dym z płuc. Spojrzał na mnie i pochylił się odrobinę do przodu, jakby chciał złożyć mi nieprzyzwoitą propozycję.

– Piękna kobieta siedzi sama i zabawia się telefonem. Nic do- dać, nic ująć.

– Jestem zajęta. Odejdź albo zawołam obsługę.

Z zadowoleniem znowu się zaciągnął i po chwili wypuścił dym tak, aby mnie ominął. Najwyraźniej ta sytuacja bardzo go bawiła.

– Chętnie dotrzymam ci towarzystwa, skarbie.
– Powiedziałam coś... – warknęłam.
– Jak się nazywasz? – zapytał, jak gdyby nigdy nic.
– Nie jestem zainteresowana. Jestem mężatką i czekam na

męża – powiedziałam, mrużąc oczy. Niech chociaż raz na jakiś czas Felix się na coś przyda. Ten cholerny, głupi Felix! Tak bar- dzo bym chciała, aby był teraz tutaj i wygonił tego typka.

Tymczasem facet roześmiał się w głos, jakbym powiedziała coś zabawnego.

Czy on ze mnie kpił?

– Widzisz, znowu dowiedziałem się o tobie czegoś ciekawe- go – oznajmił z zadowoleniem.

– Więcej niczego już się nie dowiesz – stwierdziłam gniew- nie. – A teraz wynocha! Nie potrzebuję twojego towarzystwa.

Mężczyzna z zadowoleniem wygodniej rozsiadł się na krześle i nie miał zamiaru zniknąć. Ewidentnie bawiło go takie narzuca- nie się kobiecie. Strzepnął popiół z papierosa na ziemię i spojrzał na mnie. Nie podobał mi się ten jego zuchwały, pewny siebie wzrok. Wyglądał, jakby tylko on miał rację, a ja powinnam się do niego dostosować.

– Zróbmy tak – powiedział. – Gdy dowiem się o tobie jeszcze czegoś, pójdziesz ze mną na kolację.

Roześmiałam się.
– Nigdy w życiu!
– Będziesz mogła zostać na śniadanie – dodał.
Tego było już za wiele. Za kogo on się uważał? Nie był brzyd-

ki i odstraszający, a raczej przystojny i zadbany. Tylko że ja nie miałam ochoty na takie znajomości i na takich mężczyzn. Stać mnie było na kogoś, kto by bardziej pasował do mnie i wiekiem, i upodobaniami.

– Nie wchodzę z tobą w żadne układy – stwierdziłam groźnie z powagą w głosie. – A teraz znikaj – powiedziałam i wstałam

ze swojego miejsca, aby podkreślić własne słowa zdecydowaną postawą. Miałam zamiar wezwać Niko, aby zrobił z facetem po- rządek. Wtedy do ogródka restauracji wbiegli moi przyjaciele.

– Greta! – zawołała Helenka.

– Cześć, piękna! – rzucił Tadeusz, stanął obok i pocałował mnie w policzek.

Mężczyzna spojrzał na mnie, potem na mojego przyjaciela. Uśmiechnął się i powiedział z przekąsem:

– Greta, tak?

Zabrzmiało to dziwnie, a pełen satysfakcji uśmieszek zago- ścił na jego ustach. Wiedziałam o co mu chodzi. Triumfował, bo gdybym zgodziła się na jego propozycję, właśnie by wygrał. Męż- czyzna jednak już nic nie powiedział, widząc otaczających mnie znajomych. Wstał ze swojego miejsca i nim odszedł, rzucił krótko:

– Do zobaczenia, Greto!

Zignorowałam go i nawet nie zamierzałam odpowiadać na jego pożegnanie. Odwróciłam się do niego plecami i siedziałam, wpatrując się w przyjaciół, podczas gdy oni zajmowali miejsca przy stoliku. Chciałam po prostu zapomnieć o tym dziwnym in- cydencie i o swoich troskach.

– Co to za facet? – zapytała Helenka, odprowadzając tego ciemnego drania wzrokiem.

– Nie mam pojęcia. Przyszedł i narzucał się.

– Ty masz zawsze szczęście do takich przystojniaków... – stwierdziła moja przyjaciółka, posyłając maślane spojrzenie w je- go kierunku.

– Hela! – upomniałam ją. – On wcale nie był przystojny! Był obleśny! To jakiś lowelas w średnim wieku i pewnie męska sprzedajna dziwka – rzuciłam oburzona.

Naprawdę tak myślałam o tamtym mężczyźnie i cieszyłam się, że znajomi mnie przed nim uratowali. Pewnie gdyby tu dłu- żej posiedział, złożyłby mi kolejną niemoralną propozycję.

– Mnie tam się spodobał – stwierdziła Helenka i zagadała do naszej przyjaciółki, która właśnie usiadła obok i grzebała w to- rebce, w ogóle się nie odzywając:

– Sonia, co sądzisz o tym lowelasie, który nie podobał się Grecie?

– Ujdzie. Nic specjalnego – rzuciła krótko.

– Mnie też nie zauroczył – wtrącił się Tadeusz. Ucieszyłam się, że mogłam na niego liczyć. Od ogólniaka trzymaliśmy się razem i nawet teraz na studiach, będąc na innych kierunkach, nadal się przyjaźniliśmy. Nim zdążyłam mu podziękować za wsparcie, usłyszałam jego radosny okrzyk:

– Paweł, Kaspian! Tutaj! – zawołał i podniósł rękę.

Zadrżałam. W naszą stronę podążali dwaj przystojni męż- czyźni. Kiedyś, gdy nie było w moim życiu Felixa, był Ka- spian – moja platoniczna miłość. Błądziłam za nim wzrokiem, wzdychałam do niego skrycie, ale on nie zwracał na mnie uwagi. Milkłam i traciłam przy nim odwagę, bo tacy jak on, mężczyźni o przenikliwym jasnym spojrzeniu, władali moimi pragnienia- mi. Kaspian był ucieleśnieniem kobiecych marzeń i to właśnie o kimś takim jak on myślałam, upominając się, że stać mnie na kogoś lepszego. Był niewiele starszy ode mnie, dobrze zbudo- wany i wesoły. Dzisiaj, gdy wszedł i usiadł przy naszym stoliku, pomyślałam, że mogłabym zaprosić tego przystojniaka na przy- jęcie planowane przez mojego ojca. Nie byłabym na nim sama, a podstarzali koledzy tatusia nie składaliby mi niedwuznacz- nych propozycji.

Tylko jak tu do niego zagadać, gdy Hela i Sonia klepały z nim jedna przez drugą? Wszystkim nam się podobał. Musiałam włą- czyć się do rozmowy i na wieki zapomnieć o Felixie.

– Hela ma rację – powiedziałam.
Wszyscy spojrzeli na mnie. Najbardziej zdziwiony był Kaspian. – Te okulary bardzo ci pasują – doprecyzowałam, chwaląc go.

– Naprawdę? – wymruczał z powątpiewaniem.

Nie odrywając od niego wzroku, podparłam podbródek dło- nią, lekko pocierając o niego zewnętrzną stroną palca wskazują- cego. Uśmiechnęłam się kokieteryjnie, patrząc w jego oczy.

– Oczywiście – odparłam. – Ciekawa jestem, czy by mnie pa- sowały.

– Chcesz przymierzyć? – zaproponował, zdejmując okulary przeciwsłoneczne.

– Pewnie, kto by nie chciał?

Nie podał mi ich przez stół. Wstał, podszedł do mnie i podał mi te piękne okulary, a ja je założyłam.

– Jak ci się podobam? – zapytałam, spoglądając na niego i uśmiechając się tak, aby go oczarować.

Odchrząknął.
– Lepiej nie pytaj – odparł półgłosem.
– Jest aż tak źle? – udałam zdziwienie. Wiedziałam przecież,

że ładnie wyglądam. On też to zauważył i chyba po raz pierwszy w życiu zwrócił na mnie uwagę.

A jednak można omamić faceta. Uśmiech, kokieteryjne spoj- rzenie i delikatne muśnięcia. Mała pochwała i już jest twój. Szko- da, że nie z każdym z nich jest tak łatwo, a na szczęście Kaspian należał do tej grupy. Musiałam wykorzystać okazję i dobrze go zagadywać.

– Mogę ponosić? – zapytałam.
– Oczywiście.
– Oddam ci, gdy będziemy się rozstawać.
Ucieszył się i usiadł obok mnie. O to mi właśnie chodziło.

****------>>>>>> ciąg dalszy na następnej stronie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro