Vigo 13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Vigo !

Budzę się z dziwnego snu i wcale nie wiem, gdzie jestem. Tak, poznaję swój pokój i wiem, że za moment Zara wejdzie i zaopiekuje się mną. Mam wrażenie, że czuję jej perfumy, ale tak naprawdę jej rzeczy są w apartamencie obok i wyczuwam ją całym sobą.
Chcę wstać i w tym momencie ból w boku uświadamia mi, że trochę pomyliła mi się rzeczywistość. Z przerażenia wciągam gwałtownie powietrze i wiem, że zgubiłem gdzieś całe dwa dni, a jej już nie zobaczę ! Fale żalu spływa prosto do mojego serca i zatruwa mnie rozpacz.

Pustka i uczucie porażki, bo coś zniszczyłem... Nieodwracalnie.
- Vigo ! - słyszę wołanie.
Odwracam głowę i widzę brata. Felix siedzi po drugiej stronie mojego łóżka i z troską wpatruje się we mnie.
Bok kłuje mnie. Patrzę na opatrunek, dotykam go.
Z gardła wyrywa mi się jakiś pomruk. Udaję, że to fizyczny ból i że moje serce nie pęka.
- Cieszę się, że się obudziłeś. - mówi znowu Felix.
Widzę troskę w jego oczach, ściągnięte z przejęcia brwi, ale po chwili na ustach zaczyna pojawiać się minimalny uśmiech. Ulga. Kiwa głową, jakby rozmawiał sam ze sobą i wstaje. Przechodzi dookoła łóżka, staje przy mnie i nalewa mi wody do szklanki, po czym podaje mi ją i pomaga podnieś mi głowę, abym się napił.
- Powoli, małymi łyczkami. - instruuje mnie.
Robię jeden, nieduży łyk. Usta mam spierzchnięte, język sztywny, a gardło aż boli. Po drugim łyku jest lepiej. Ruszam się, ale brat upomina mnie.
- Leż spokojnie. Lorencowie cię pozszywali, ale doktor powiedział, że masz leżeć minimum 48 godzin, bo jak nie, to szwy się rozejdą.
Patrzę na brata.
- Nie martw się - dodaje Felix. - Kula niczego nie uszkodziła, ale rana potrzebuje czasu, aby się zrosnąć. Straciłeś cholernie dużo krwi i przez to jesteś tak osłabiony.
Trzeci łyk jest większy. Felix pomaga mi się położyć i siada na fotelu przy moim łóżku. Czyżby mnie pilnował?
- Jak długo spałem. - pytam zachrypniętym głosem.
- Powinieneś nadal odpoczywać.
- Ile?
- Od zabiegu minęło 20 godzin, jest późne popołudnie i do jutra masz pozostać w łóżku. - wyjaśnia mój brat.
Jest mi ciężko. Mam problem, aby przewrócić się z boku na bok i nawet jest mi to na rękę, że muszę leżeć.
- Co z Zarą? - pytam. Nie potrafię milczeć na ten temat.
- To wasza sprawa. - odpowiada mój brat. - Ty i Milan mieliście się tym zająć.
Nigdy nie wtrącał się do sposobu w jaki radziłem sobie z problematycznymi kobietami.
- Milan wrócił? - pytam z nadzieją.
- Jeszcze nie.

Już dawno powinien wrócić. 
- Zadzwoń do niego i poproś, aby przyjechał. - tak cholernie się niepokoję.
Felix skinieniem głowy dał mi do zrozumienia, że tak zrobi.
- Wiesz, kto cię postrzelił? - pyta po chwili.
Moje myśli błądzą. Świat się zapada. Pamiętam i nie chcę pamiętać. Trudno mi sobie coś przypomnieć.

Widzę twarz, rozprysk krwi i beznadzieję życia w samotności, bez niej.
- Vigo ! - woła mnie Felix, gdy całym sobą odpływam w niebyt. - Vigo ! - delikatnie poklepuje mnie po ręce. - Skup się. - mówi. - Pamiętasz kto cię postrzelił ?
- Lutor. - odpowiadam nagle i myśli i wspomnienia z dwóch poprzednich dni zalewają mój umysł. - A gdzie Greta ? - pytam wymownie spoglądając na brata.
- Zamknąłem ją, aby nie uciekła.

Wzdycham.
- Pamiętasz, że wziąłeś z nią ślub? - pyta Felix.
- Żartujesz. - mówię, ale w tym samym momencie wraca pamięć. Zakrywam rękami twarz i jęczę.- Boże, teraz pamiętam. Jestem idiotą. - mówię na głos.
Felix śmieje się.
- Dzięki braciszku za ratunek. - mówi, z zadowoleniem ruszając brwiami. Widać, że napawa się tą sytuacją.
- Nie skonsumowałem tego związku. - oświadczam i chętnie się z nią rozwiodę i ci oddam.
Felix znowu się śmieje, a ja dopowiadam:
- Ksiądz Grzegorz uda, że nie udzielił nam ślubu. Przecież żadne papiery i świadkowie nie istnieją.|
- Załatwiłem już wszystko z Grzegorzem. Będziecie legalnym małżeństwem, w zasadzie już nim jesteście. - informuje mnie i wygodnie zapada się w fotelu. - Nawet nie wiesz, jak bardzo jest mi to na rękę.

- I nie pomożesz mi się jej pozbyć ?
- Oczywiście, że nie. Zagwarantowałem jej ojcu, że będzie żyła tu jak królowa. Poza tym, jednym posunięciem, zagwarantowałeś sobie żonę i jej majątek.
- Mam swój.
- Tyle, że jej majątek jest zdecydowanie większy od twojego.
Patrzę przez moment na brata i wydaje mi się, że źle zrozumiałem. Tak, jestem osłabiony i słuch mi szwankuje.
- Chyba mniejszy. - wtrącam. Kto mógłby mieć więcej ode mnie?!
Felix kiwa głową dając mi do zrozumienia, że to ja się mylę.
- Zdecydowanie większy. - powtarza i podchodzi do mojej szafki nocnej. Z szuflady wyjmuje jakieś dokumenty odwraca na właściwej stronie i mówi.
- To skrócona specyfikacja. Od najmniejszych do największych aktywów. Warunki szczegółowe masz na następnych stronach.
Niepewnie biorę dokument z jego rąk i spoglądam na niego. Specyfikacja ma dwadzieścia punktów. Przesuwam pobieżnie wzrok po pierwszym i nie wierzę. Trzy konta w bankach, a na każdym po dziesięć milionów. Rzucam krótkie spojrzenie na brata. Wiedział o tym i dlatego zgodził się na ten ślub. Czytam dalej. Pierwsze konto jest w złotówkach, drugie we frankach szwajcarskich i po prostu wstrzymuję oddech i to samo w euro.
- Mój Boże, kto ma tyle kasy?!
- Teraz już ty i Greta.
Przeczytałem ledwie trzy punkty, a już mi gorąco. Nie jestem w stanie czytać dalej.
- Możesz ją tu przyprowadzić?
- Znowu chcesz ją wypuścić? - Felix śmieje się i zabiera ode mnie dokumenty. Składa je i kryje do wewnętrznej kieszeni marynarki.
- Myślę, że Greta nie ucieknie. - mówię po chwili. - Lutor do niej strzelał. Dziewczyna wie, że nie ma po co do niego wracać.
- Nie ma po co wracać, bo chodziło mu o jej majątek. Słyszałem, że się wściekł, gdy powiedziałeś mu, że jesteście małżeństwem.

Kiwam tylko nieznacznie głową.
- Niech się suczka cieszy, że trafiła na ciebie, bo Lutor i ja pewnie byśmy ją zabili. Ty się przynajmniej zabawisz. Chociaż... niezła sztuka z niej. - dorzuca Felix.
Powoli wypuszczam powietrze. Może lepiej, że młoda trafiła do mnie. Pożyje trochę dłużej. Lutor już chciał ją zabić, a Felix, musi być na kogoś cholernie wściekły, aby mówić o odstrzeleniu go. I wiem, że wcale nie żartuje. Jednak z Felixem się dogadam i zostawi ją w spokoju. Problemem jest ten drugi.
- Czy Dorian już dopadł Lutora ?
- Jeszcze nie - informuje mnie spokojnie brat i przez chwilę patrzymy na siebie. On siedząc w fotelu przy moim łóżku, a ja leżę trochę bezsilny w pościeli z pozszywanym bokiem.
Już dawno tak nie siedzieliśmy. Na codzień pracujemy i pędzimy przez ten świat jak szaleni. Uczucie, że mamy siebie, dodaje nam skrzydeł i pewności siebie.
- Powiedz Dorianowi, że Lutor jest ranny - wtrącam po chwili. - Rozwaliłem mu bark. Też potrzebuje lekarza i schronienia.
Moja skóra i mięśnie są rozerwane od pocisku, ale jak wspomniał Felix, wewnątrz nic nie jest uszkodzone. Zagoi się. Bark Lutora to poważniejsza sprawa. Nie każdy fachowo poskłada pogruchotane kości. To ogranicza pole manewru. Lutor nie ma dużego wyboru. Obaj z bratem to wiemy i Dorian też powinien się o tym dowiedzieć.
Koło się zacieśnia i chwile dzielą nas od zwycięstwa.
Patrzę więc na Felixa, w jego oczy, na jego blizny na policzku i zastanawiam się : co ja ci zrobiłem braciszku, że z cudownego chłopca, którym się zawsze opiekowałem, wyrosłeś na mężczyznę, który trzęsie połową kraju.
Ktoś puka do drzwi i wyrywa nas z tej zadumy. Do środka wchodzi Szary. Uśmiecha się, gdy widzi, że jestem przytomny.
- Cześć stary - rzuca uszczęśliwiony - dobrze cię widzieć wśród żywych. - uśmiecha się i podchodząc do łóżka. Ściska na przywitanie moją prawicę. Potem spogląda na Felixa i mówi: Mamy pilną sprawę szefie, pozwolisz do gabinetu?
Większość spraw omawiamy wszyscy razem i przez chwilę dziwię się, że Szary nie chce czegoś mówić przy mnie, ale czuję się cholernie zmęczony, jakby walec po mnie przejechał.
- Za chwilę wrócę - mówi Felix.
Jestem im wdzięczny, że wychodzą. Zostawiają otwarte drzwi i ludzi na korytarzu.

Ledwo znikają, a ja wracam myślami do tego, co dla mnie najważniejsze. Myślę o Milanie i o Zarze. Na szafce nocnej obok łóżka leży moja komórka. Z wysiłkiem sięgam po nią i przeglądam nieodebrane połączenia z ostatnich godzin. Jest ich sporo, ale nie ma tego najważniejszego, od Milana. Niepokoję się. Wybieram numer i czekam na sygnał.
- Cholera ! - klnę, gdy laska po angielsku mówi, że połączenie nie może być zrealizowane. Myślę intensywnie nad tym, gdzie mógł pojechać z ciałem. Nigdy nie pytałem go, jak to wszystko załatwia. Jak pozbył się Marty, Eleny, a teraz Zary. Nie wiem co jest grane i niepokoję się. Gdybym miał z nim kontakt, wiedziałbym co z Zarą. Wiem, że nie cofnę czasu, że wszystko przepadło, ale myślę o jej uśmiechu i przypominam sobie ten nasz pierwszy raz. 

Przez dwa lata tylko na nią patrzyłem. Podobała mi się i cholernie mnie kręciła. Wiedziałem jednak, że podoba się też Milanowi. Jeszcze żadna tak mu nie zawróciła w głowie. Jednak z lojalności wobec naszej rodziny oddał ją do burdelu Idy, a potem w moje ręce.
Udawałem, że jej nie chcę, gdy Milan zaproponował, aby ze mną pracowała. Wolał oddać ją mnie, niż pozostawić u Idy, na pastwę klientów, gdy ten Cezar wycofał się ze sponsoringu, a ja nagle straciłem Elenę.

Nie przyznam się nikomu, ale w moim ciele jest jeszcze jedna rana. Głębsza niż ta w moim boku. Ta rana jest dużo głębsza i boleśniejsza. Sam ją sobie zrobiłem, gdy wyrwałem ze swojego życia rudowłosy fragment z zadartym noskiem i złotymi piegami. Ta właśnie rana boli najbardziej i najbardziej targa moją duszą.
Zapadam w sen i Zara jest obok mnie, na wyciągnięcie ręki. 

Idealnie. 

Uwielbiam ten nasz świat pełen czułości i jej wszechobecnego zapachu.

******.******


Wiem, trochę Was szokuję, trochę tonuję i zwalniam akcję, mieszam, ale już niebawem kogoś Wam przedstawię...


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro