ZARA 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Zara 

Cztery lata wcześniej


Dwa dni temu Vigo zaproponował mi pracę. Nie miałam wyjścia i musiałam się zgodzić. Pewnie lepsze to niż rola prawdziwej dziwki z szukaniem klientów, co noc. Myślę, że moja odmowa pewnie tak by się skończyła, albo jeszcze gorzej.
Na drugi dzień Milan przyjechała po mnie i miał mnie zawieść do tych dwóch typków, których poznałam w gabinecie Viga. Miałam się wszystkiego nauczyć. Na Hożej, gdzie mieli swoje biura nie było oczywiście miejsca, więc zaparkowaliśmy nieco dalej. Wysiadłam i ruszyłam przed siebie, uważnie stąpając, aby nie zniszczyć moich nowych butów.
- Karolina ? - usłyszałam wołanie....

Zaparło mi dech. Kto mógł tak do mnie wołać. Odwróciłam się w pierwszym momencie i bardzo tego pożałowałam. Po przeciwnej stronie ulicy stały moje dwie koleżanki z ogólniaka. Ucieszyły się i od razu do mnie podbiegły. Wprost rzuciły mi się na szyję. 

- Boże ! - krzyczały jedna przed drugą. - Jak ty pięknie wyglądasz !

Ucieszyłam się. Wiedziałam, że ładnie wyglądam, ale nie sądziłam, że tak im się to spodoba. Wyglądałam inaczej niż one. Od nich emanowała naturalność. Nadal były tamtymi dziewczynami, z którymi chodziłam do szkoły.

- Wiesz, wszyscy się o ciebie martwili, gdy zniknęłaś, ale cieszę się, że cię spotkałam i widzę, że u ciebie wszystko w porządku.- mówiła Zuza. Cieszyła się. Poznawałam to po iskierkach w jej oczach.

- Oczywiście, że u niej wszystko w porządku. - powiedział Milan podchodząc i obejmując mnie w talii. Myślę, że dziewczyny pamiętały go doskonale. Zachwycały się nim przecież.

- Na dodatek jesteście razem ! - ekscytowała się Marysia. Doskonale pamiętałam, że była wielką romantyczką. 

- A co u was dziewczyny ? - zapytałam, aby już nie drążyły tematu mojego życia. - Co robicie teraz, po maturze.

- Ja dostałam się na farmację. - wyjaśniła szybko Maria, - a Zuza jest na polonistyce. 

- To cudownie ! - ucieszyłam się. - Z tego, co pamiętam, właśnie o tym marzyłyście.

- Moje gratulacje. - wtrącił Milan. - Miło was było spotkać. Musimy niestety już iść. Mamy tu umówione spotkanie z prawnikiem.

Dziewczyny nie były zadowolone z tak szybkiego rozstania. Wyściskałyśmy się na pożegnanie i one ruszyły swoją drogą, a ja swoją. Byłam przybita.

- Dziękuję. - powiedziałam do Milana. Chyba w głębi serca chciałam być taka jak one. Chciałabym wrócić do swoich korzeni. Moje życie obrało jednak inny kierunek.

Na spotkaniu ze Staszkiem i Markiem nie potrafiłam się skupić. Ciągle w głowie miałam wesoły śmiech moich byłych przyjaciółek. Gadka o spółkach zoo, które przejmujemy i wykorzystujemy lukę prawną, aby pozyskać kapitał, wcale mnie nie interesowała. Zrozumiałam z tego, że moim zadaniem było pokazać się, udawać np. panią zainteresowaną kupnem spółki i dopisać się do konta w banku. Na tym moja rola się kończyła. Mieliśmy ćwiczyć i uczyć się jeszcze przez długi czas, więc dzisiejszy dzień trochę olałam. Nie, może nie olałam. Po prostu po głowie chodził mi obraz mnie samej. Maturzystki, a teraz może i studentki, zwykłej, roześmianej dziewczyny z ulicy Hożej, która idzie w piątek z koleżankami na piwo. Potem, następnego dnia, w sobotę, zjadłabym z mamą śniadanie i pojechałabym do babci. Niestety, nic takiego się nie stanie.
Gdy zniknęłam rodzice szukali mnie, jeździli za mną, a gdy juz znaleźli, prosili, abym wróciła do domu. Nie mogłam tego zrobić i odmawiałam za każdym razem z wielkim bólem serca. Mama każdego szóstego dnia miesiąca wysyłała na mojego maila list. Szóstego, bo to dzień moich urodzin. Pisała, jak bardzo mnie kocha i czeka na mój powrót, a ja jej nigdy nie odpisywałam. Nie byłam w stanie. Gdybym to robiła, pewnie nigdy nie pogodziłabym się z życiem, jakie teraz wiodłam. 

Z rozrzewnieniem słuchałam tych dwóch nudnych gości, potem wsiadłam do samochodu Milana i pozwoliłam się odwieść do Idy. Zupełnie nie miałam ochoty na rozmowę, którą w samochodzie próbował nawiązać Milan.

Niestety, był to mój ostani dzień u Idy. Zamiast pakować się i zbierać swoje rzeczy, dziewczyny zorganizowały mi imprezę pożegnalną, a potem wszystkie poszłyśmy do klubu.
Po takiej imprezie poranek wcale nie nie był wesoły. Bolała mnie głowa i ledwo wstałam, aby zacząć się pakować. Myślałam, że mam niewiele rzeczy, ale gdy to wszytko powyciągałam, okazało się, że było tego sporo. W zasadzie to dzięki Cezarowi, bo to on dawał mi pieniądze na ciuchy i książki i lubił jeździć ze mną do sklepów, aby w przymierzalni uprawiać sex.
Pakuję się i pakuję, a Milan i jeszcze jeden człowiek zabierają wszytko i zanoszą do samochodu. Potem już nie miałam powodu, aby zwlekać, żegnam się z Idą i dziewczynami, które już wstały i po prostu wychodzę.Ten etap mam za sobą i zastanawiam się, co mnie czeka ?

Jest sobota, niewielki ruch, więc pod mokotowską willę moich szefów docieramy względnie szybko. Wysoki płot oddziela mało ruchliwą ulice od działki. Drzewa i krzewy przesłaniają dom i tylko gdzieś między nimi majaczy jego fasada. Brama otwiera się. Podjazd prowadzi nas pod samo wejście do domu. Przód domu to piękny, dwupiętrowy budynek z dużymi oknami po sześć w każdym rzędzie, a za nim, mam wrażenia, że stoi coś wielkiego.
Milan zaprasza mnie do środka i z Fredem, gospodarzem domu prowadzą mnie szerokimi korytarzami nowoczesnej willi. A ja idiotka myślałam, że Vigo ma mieszkanie. Takie zwykłe, może dwupoziomowe, w zwykłym bloku!
Wielki hol jest przestronny i wiszą w nim wielkie piękne obrazy. Zachwycam się tym wystrojem. Wszystko jest wielkie, ale niemiłosiernie przytulne. Po prawej stronie jest wielki salon, po lewej jadalnia. Nawet nie liczę, ilu gości może zasiadać przy tym wielkim stole, który tam stoi. Szerokie schody po środku prowadzą nas na górę. Przystajemy na półpiętrze i patrzymy przez wielką przestronną szybę.
- Stąd doskonale widać, że druga, wewnętrzna część domu to owal, - odzywa się Fred, gospodarz domu, - a w środku jest ogród. Korytarzami można przejść dookoła i zawsze trafi się w to samo miejsce. Panowie Felix i Vigo mieszkają na piętrze, tam są ich apartamenty. - tłumaczy i prowadzi nas wyżej. - Panienka Zara dostanie pokój w części sypialnej pana Vigo. To bardzo wygodny pokój z wszelkimi wygodami. Przylega do niego salonik i garderoba. Pani wszystkie rzeczy spokojnie się tam pomieszczą. - kontynuuje swobodnie, a ja idę i we wszystko wpatruję oczy... Czegoś takiego jeszcze nie widziałam. Najgorsze jest to, że pewnie gdybym miała poruszać się po domu sama, zgubiłabym się w nim w jednej chwili. To bardzo dziwne wrażenia iść tak w kółko i szukać swojego pokoju.
W końcu przystajemy, a Fred otwiera przede mną drzwi i puszcza mnie do środka pierwszą.

Oniemiała weszłam do swojego pokoju. Był obłędny, wielki i luksusowy. Miękka, jasna wykładzina w delikatne wytłaczane wzory ugina się pod moimi stopami. Na środku po lewej stronie stało wielkie łóżku. Przy wejściu są drzwi do łazienki, a obok wejście do garderoby. Jest nawet toaletka i wygodne fotele.

- Regał z książkami jest pusty. - odzywa się Fred - Wiedzieliśmy, że panienka lubi czytać, ale nie dotarła do nas informacja, jakie to są książki. Pan Vigo powiedział, że może pani sama sobie uzupełni półki. 

Jestem w szoku. Nie myślałam, że ktoś zauważył, że lubię czytać, a szczególnie, że nie widział o tym Vigo.Odsuwam się na bok. Mężczyźni wnoszą moje rzeczy. Dwie walizki i mnóstwo kartonów. Będę miała co robić przez cały dzień. Na ścianie po prawej stronie wisi telewizor, a obok są kolejne drzwi. Zaciekawiona otwieram je i zaglądam.

- Pan Vigo mieszka w tym apartamencie - informuje mnie Fred, a ja szybko zamykam drzwi. Mój Boże, czy on musi być tak blisko ? Tuż za drzwiami, w tamym pokoju, do którego zajrzałam?

Po chwili, gdy wszystkie moje rzeczy już wniesiono, Fred podchodzi i otwiera drzwi do apartamentu Viga.
- Na ogół zawsze są otwarte, ale dzisiaj kręci się tu zbyt wiele osób dlatego je zamknąłem.
Było gorzej niż myślałam.
Czy ja zamieszkałam właśnie z Vigo Hryniewiczem, moim szefem i jednym z najbardziej bezwzględnych ludzi w kraju?!

*********************************************

W następnym odcinku...  Vigo wraca do domu. 

Czy zastanie w nim Zarę? 




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro