13. Bez Słowa

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Całą drogę do Valedale Kara Westvalley miała dziwne przeczucia, ale nie śmiała o nich nikomu powiedzieć - nawet swojemu wierzchowcowi. 

Zaraz po przyjedzie Jeźdźcy ruszyli po swoje konie zostawione w stajni w Forcie Pinta, na co dziewczyna zareagowała tylko nagłym, zupełnie nieudawanym pośpiechem. Darkwarrior został Moorland, bo nie spodziewała się, że wybiorą się do wioski konno - choć z drugiej strony, jak mogła tego nie przewidzieć? Lisa, Linda i Alex śmiały się, lecz pozwoliły Karze dosiąść jednego z ich koni, by mogły podjechać do jej domu. Tam szybko sprowadziła swojego Towarzysza Duszy, oporządziła i zaraz wyruszyły wspólnie na miejsce spotkania.

Cisza w jakiej jechały przez Głuche Lasy była tak dobijająca i niezręczna, że głupio było jej nawet wziąć głęboki oddech. Wszystkie bowiem biły się ze swoimi myślami, starając się nie dać szybkiego susa pomiędzy drzewa i dotrzeć do domku Elizabeth najszybciej jak to możliwe. Jeźdźcy Dusz byli jednocześnie tak podekscytowani i pełni napięcia, że wybuch tych wszystkich emocji był tylko kwestią czasu. A czas - chociaż wydaje się dłużyć w nieskończoność, to w rzeczywistości jej pojęciem tak względnym, że można by zastanawiać się nad tym godzinami. To jednak nie zmienia faktu, że prawda jest jedna i nieodwracalna, a czwórka przyjaciółek właśnie miała się z nią zmierzyć.

Bo to, co nawet wydarzyło się choć sekundę temu już jest historią. Przeszłość jest trwała, niezmienna, czasem zostawia rany, lecz trzeba się z nią pogodzić i wyciągnąć wnioski z popełnionych błędów. Co się stało, to się nie odstanie. 

Te właśnie myśli krążyły po głowie Kary, a ostatnie słowa powtarzała w myślach jak mantrę. Niespokojnie rozglądała się dookoła, czując osobliwy powiew wiatru i parę oczu, wpatrującą się w nią zza krzaków. Tylko, że wcale ich nie widziała. Po prostu wiedziała, że tam są i obserwują każdy jej ruch.

Chwilę jej zajęło, zanim zebrała się, aby o tym powiedzieć reszcie, ale gdy już nabierała powietrza w płuca, żeby to z siebie wydusić - dotarły na miejsce.

Znajomy szum wodospadu, śpiew wody i szum liści dookoła przypomniał im, że są w domu. Kolebce druidów, całej tej magii i tajemnic, którymi spowite było ich życie. Dziewczęta zsiadły ze swoich koni, zostawiając je na niewielkiej łące przy wiosce i udały się w stronę starego, kamiennego budynku. Pierwsza podbiegła Lisa - trochę bardziej rozemocjonowana niż zwykle zapukała dwa razy do dębowych drzwi. Odpowiedziała im cisza, lecz zanim Alex dorwała się do wejścia i rąbnęła w nie kilka razy czubkiem buta zawiasy zaskrzypiały, ujawniając swoje wnętrze.

- Włazić do środka - ochrypły głos Evergreya rozbrzmiał tuż obok nich, więc te szybko znalazły się w przytulnym wnętrzu.

Kara od razu wyczuła znajomy zapach ziół oraz kwiatów i od razu zaciągnęła się nim pełną piersią. W kominku palił się ogień, który dawał przyjemne ciepło, a świeżo dorzucone przez Avalona drewno trzaskało, wyrzucając w powietrze iskry. Do środka wpadało tylko naturalne światło z okna nad stolikiem, przy którym siedziała Elizabeth.

Ale to nie była Elizabeth.

Ta - jednocześnie zła, załamana i roztrzęsiona kobieta nie była ich liderką. Przypominała kogoś innego. Jakby po starej druidce pozostał tylko cień dawnej siły.

Siedziała przygarbiona, oplatając ręce wokół kubka z parującym napojem. 

Czyżby ziółka Avalona?

- Co się stało? - Lisa niemal krzyknęła, spoglądając ze skonsternowaną miną na Avalona, który stanął przed nimi.

Zamiast odpowiedzi druida, rudowłosa usłyszała odpowiedź od samej Elizabeth.

- Porwano Concorde'a.

Kara poczuła jak dreszcz paraliżuje jej ciało. Twarz blondynki stała się blada, a kostki na jej dłoniach bielały od zaciśniętych ze stresu pięści.

Czułam to... - szepnęła do siebie, po czym spojrzała na równie przerażone miny swoich przyjaciół. Wszystkie wpatrywały się w Liz, która odpłacała im tym samym. Bez słowa.

- J-jak to? - wydusiła Alex stłumionym głosem - Czy to znaczy...

- Straciliśmy źrebaka, więc nie możemy uratować Anne.

Po długiej chwili milczenia głos zabrał Avalon, który powiedział to tak suchym i rzeczowym tonem, jakby się do tego przygotowywał - ba! Nawet spodziewał takiej sytuacji. Kara czuła jak przygląda się uważnie Cloudmill spod swojego ciemnego kaptura, czekając tylko aż ta wybuchnie. 

Ale ona tylko stała, błądząc po pomieszczeniu i szukając ratunku w oczach Lisy, Lindy, Evergreya i w końcu - samej Kary.

Lecz w jej oczach zobaczyła tylko swoje odbicie. Swoje nieidealne ja, rozczochrane blond włosy, ubrudzoną beanie i... słabość.

Kara nie wiedziała co powiedzieć, ale nawet, gdyby umiała dobrać słowa czy leczyć jak Lisa - Alex wcale by tego nie chciała. Na zewnątrz była jak skała, lecz w środku cała drżała, czując jak grunt znów osuwa się spod jej nóg. Właście to spod nóg wszystkich tutaj obecnych.

- Musimy ją uratować! - krzyknęła desperacko, lecz zanim zdążyła dokończyć, Avalon położył rękę na jej ramieniu.

- Nie możemy.

Maleńkie iskierki w jej oczach w końcu zmieniły się w łzy, a gdy ta poczuła jak zbierają się pod jej powiekami zamrugała szybko kilka razy. Po tym wlepiła palące spojrzenie w druida, obrzucając go całą serią zarzuceń, który ani drgnął pod ich natłokiem. Ciągle trzymał kurczowo dłoń na jej bluzie, jakby chciał wesprzeć dziewczynę w dźwiganiu tego ciężaru.

Ale Alex miała dość dźwigania jakiejkolwiek odpowiedzialności. Wtedy strąciła rękę Avalona ze swojego ramienia, odwróciła się i wybiegła na zewnątrz, wywarzając przy tym prawie drzwi.

- Alex! - Kara odwróciła się za nią, lecz dziewczyna zniknęła już za ścianą, pozostawiając za sobą tylko chmurę kurzu.

Dziewczyna chciała wybiec za nią, pomóc jej i pocieszyć, ale co tak właściwie mogłaby jej zaoferować? Jakie słowa byłyby w stanie podnieść na duchu, kogoś, kto właśnie upadł?

- Uspokoi się - szepnął Avalon, zwracając się do reszty.

- Co teraz będzie? 

Wszystkie spojrzenia skierowały się w stronę Lindy, która milczała przez ten cały czas.

- No co? - zapytała z oburzeniem - Co się tak gapicie? Też tu jestem.

Stary Evergrey podszedł do nich, stając obok swojego brata (który zrobił minimalny krok w bok, gdy to się stało).

- Otóż to bardzo dobre pytanie - powiedział teatralnie - Gdy Elizabeth dotarła do Rihannon, ta powiedziała, że źrebak zniknął. Zakładamy, że to Dark Core, a dokładnie sam Darko.

Kara znowu poczuła mrowienie w kręgosłupie, gdy usłyszała to imię. Pielgrzym kontynuował.

- Musimy go znaleźć i to ty - wskazał na dziewczynę, która jeszcze nie otrząsnęła się po wybuchu Alex - zajmiesz się tym, Kara.

Ja?

Dlaczego ja?

Chyba krew przestała dopływać jej do mózgu, bo poczuła jak jej umysł powoli gaśnie. Spojrzała martwo w stronę starego wygnańca, który obserwował ją z nieodgadnionym uśmiechem.

- Dlaczego ja? - znów to powiedziała, tym razem na głos.

- Ty go znalazłaś za pierwszym razem, to znajdziesz i za drugim.

- Chwila, chwila - Liz odłożyła swój kubek i wstała, zrówbując się z braćmi - Mogę coś powiedzieć?

Jej stanowczy i lekko groźny ton od razu zmył ten uśmieszek z twarzy Evergreya.

- Nawet nie wiemy gdzie go szukać. Gdzie Kara mogłaby szukać - zauważyła, na co Avalon przytaknął.

- Bzdury! Nie wierzycie w naszych Jeźdźców? - Ev zakasłał, po czym znów zwrócił się do dziewcząt, a tak właściwie do Kary - Umiesz szukać Starbreedów. We trójkę dacie sobie radę...

- Czwórkę - poprawiła Linda, a Kara aż podskoczyła w miejscu.

- MUSZĘ IŚĆ DO ALEX!

Dziewczyna jak poparzona wybiegła na zewnątrz, gdzie powitał ją jesienny chłód. Przyzwyczaiła się już do ciepła w środku i teraz z trudem stawiała kroki w stronę pastwiska. Dygocąc z zimna i otulając swoją kurtką szła na łąki, gdzie pozostawiły swoje konie. Tak jak się spodziewała, przyjaciółka stała przy swoim koniu, gładząc go czule po pysku. Tin-Can stał bez ruchu, lecz gdy zobaczył zbliżającą się Karę podniósł łeb. Nadstawił uszu w jej stronę, a gdy Cloudmill zauważyła jego wzmożoną czujność, również odwróciła głowę.

- Ach, to ty... - westchnęła i znów skierowała spojrzenie na Tin-Cana.

- Tak, ja - powiedziała, podchodząc bliżej.

Teraz stała tuż za jej plecami, lecz w tym nagłym zrywie nawet nie zastanowiła się co powiedzieć. Po prostu wybiegła z domu Elizabeth, gdy uświadomiła sobie, że kilka chwil temu roztrzęsiona przyjaciółka zrobiła to samo.

- Trzymasz się? - wydukała, pytając o to bardziej samą siebie.

Alex nic nie odpowiedziała, lecz Kara... Ona na chwilę zgubiła się pośród własnych myśli. Poczuła, jak na jej barkach spoczęła odpowiedzialność za znalezienie źrebaka i tym samym - uratowanie Anne. Choć z jednej strony mogła wykazać się swoją zaradnością, pomocą, siłą, ale z drugiej? Była przerażona. Sama nie wiedziała, czy uda jej się odnaleźć Concorde'a po raz kolejny, szczególnie, że nawet nie wie gdzie zacząć szukać.

- Znajdziemy konia Anne... - dodała cicho, czując jak w przyjaciółce narasta panika.

Ciągle stała odwrócona, poświęcając całą swoją uwagę Tin-Canowi, który z kolei ciągle spoglądał na Karę, jakby prosił ją o opanowanie sytuacji. Chociaż Alex wydawała się nie wzruszona, to w głębi była jak tykająca, niedokręcona bomba. Czasami wybuchnie, a innym razem jej siła rozproszy się gdzieś w powietrzu i zniknie.

- Ciekawe jak - sarknęła, unosząc błagalnie oczy ku niebu - Nawet nie mamy żadnych śladów. To na pewno sprawa tego cholernego Darko...

Przesycone nienawiścią przekleństwo odbiło się w uszach Kary długim i głuchym echem, przez co pomiędzy towarzyszkami zapadła niezręczna cisza.

- To na pewno Dark Core - powiedziała rzeczowo - Znajdziemy ich, odbierzemy Concorde'a i uratujemy Anne. Obiecuję.

Obiecuję.

A czy ty już kiedyś czegoś nie obiecałaś?

Nie składaj obietnic, których nie możesz spełnić.

- Tu jesteście! - Lisa szybko podbiegła do nich, a za nią Linda, Avalon, Evergrey i nawet sama Elizabeth - Wszystko w porządku?

Zebranie się takiej ilości osób zmusiło Alex, by w końcu stanęła do nich twarzą - twarzą, która nie wyrażała żadnych uczuć.

- Jasne - rzuciła niedbale, nawet nie starając się ukryć ironii - Dlaczego miałoby nie być?

- Alex...

Dziewczyna skrzyżowała ręce na piersi, broniąc się tym samym przed jakąkolwiek formą pomocy. Jakby odcięła się od wszystkich bliskich, by nie pokazać jak bardzo krucha jest w środku.

- Jeszcze nie wszystko stracone - Evergrey zabrał głos swoim barytonem - Magia stoi po naszej stronie.

- Jeśli to sprawka Dark Core, to nic nie stoi po naszej stronie - zauważyła Elizabeth, która od razu została spiorunowana wzrokiem Szarego Pielgrzyma.

Po tym przeniósł wzrok na wycofaną z całej tej awantury Karę.

- Pamiętasz może ten pandoriański dziennik, który znalazłaś u Frippa?

Dziewczynie oczy zaświeciły się w promieniach blasku zachodzącego za górami słońca. Ciepłe promienie przebijały się przez złote liście, ogrzewając jej twarz.

- Przetłumaczyłeś go?!

Jeźdźcy Dusz na chwilę zapomnieli o kłótni, która wisiała w powietrzu i razem z Sunbeam patrzyły to na Karę, to na Evergreya. Tylko Avalon uchylił się od ich oburzonych spojrzeń, choć dokładnie wiedział o co chodzi.

- Jaki dziennik? - zapytała Liz, jednak jej pytanie zostało zignorowane tak szybko jak to możliwe.

- Zabawna jesteś, Kara. Oczywiście, że nie. - powiedział Ev, wymuszając z siebie ironiczny śmiech.

Dziewczyna spojrzała na niego z ukosa.

- Ale jestem blisko czegoś, co może nam się przydać.

Poirytowana tą rozmową Liz w końcu dotarła do głosu i zaczęła wypytywać druida o wspomnianą książkę, lecz ten zbywał ją tylko, nie chcąc nic na ten temat powiedział. Do tego naskarżył jak małe dziecko na swojego brata, który wszystkimi siłami starał się odeprzeć jego zarzucenia. Elizabeth jednak znała go zbyt dobrze i od razu wyczuła, że wie coś więcej, więc tylko pogroziła mu, że "porozmawiają sobie później".

Alex uspokoiła się już i śmiała ze skruszonej postawy Avalona, który nawet pod tym ciemny kapturem wydawał się być przejęty groźbą posadzenia go na dywaniku u druidki. Ev jak zwykle nic sobie z tego nie robił, natomiast Kara czuła jak presja rozsadza ją od środka. Jako, że zbliżał się wieczór, to chciała wykorzystać tą okazję, by jak najszybciej stąd czmychnąć, ale jej powolne wycofywanie nie zdało się na nic.

- A ty dokąd? - Linda chwyciła ją pod ramię i z powrotem podprowadziła do grupy - Mamy misję do zrobienia.

- Jaka znowu misja?

Kara szybko została uświadomiona o czym rozmawiała reszta, gdy ta wybiegła za Alex do lasu. Elizabeth po rozmowie z Rihannon doszła do wniosku, że Concorde wcale nie zniknął, lecz został porwany i dobrze ukryty - tą właśnie informacją podzieliła się z druidami, Lisą i Lindą, które od razu chciały brać się za poszukiwania. Choć nie były tak dobrze wyszkolone jak Kara, to także czuły znajomą aurę Starbreeda, co oznaczało, że może ciągle być na wyspie. Nawet bliżej niż im się wydaje.

Gdy blondynka to usłyszała, kamień spadł jej z serca. Może dlatego, że ten obowiązek został częściowo z niej zrzucony i nie musiała sama domyślać się dokąd zabrano źrebaka. Do tego Linda zdeklarowała się jej pomóc, używając swojego daru, więc misja ratunkowa Anne powinna odbyć się z stosunkowo niewielkim poślizgiem - oczywiście o ile zmysły ich nie zawodzą, a koń nadal jest na wyspie. Żywy.

Dziewczęta wkrótce dosiadły swoich koni, a Elizabeth przestała kłócić się z dwójką braci. Wszyscy dokładnie wiedzieli co zrobić i dość szybko podnieśli się po porażce, jakiej doznali. Gdy byli razem, mieli o wiele więcej siły by walczyć dalej o dobro wyspy. W końcu Kara zaczynała czuć tą silną więź jaka były pomiędzy nimi i nawet była jej częścią, z czego niewiarygodnie się cieszyła. Teraz - gdy miała wsparcie, cieszyła się, że może podjąć się takiego zadania. A to od jego powodzenia zależały losy Jeźdźców Dusz. Po krótkiej rozmowie pożegnali się i rozeszli. Przyjaciółki rozjechały się w swoje strony, a Kara - upewniwszy się, że Alex jest bardziej stabilna emocjonalnie niż jakieś pół godziny temu - również zwróciła konia w kierunku Stajni Moorland. Przez chwilę drogi towarzyszyła im Linda, ale gdy tylko wyjechały z Głuchych Lasów, dziewczyna pojechała w stronę Miasteczka Srebrnej Polany, by przejechać przez Wzgórze Nilmera do Jarlaheim.

Kara została sama z Darkwarriorem, który szedł rozciągniętym stępem, grzejąc się w zachodzącym słońcu. Wszystkie drogi były już puste, a wiatr zrywał się, podrywając do tańca liście i trawę na łąkach.

Dostałaś bardzo ważne zadanie - Dark parsknął, zarzucając łbem - Jak się z tym czujesz?

Znakomicie. - powiedziała, klepiąc go po szyi.

Wyprostowała się dumnie w siodle i spojrzała w stronę wzniesienia, za którym chowała się stajnia. Dzisiaj dowiedziała się o tragedii, jaką było zaginięcie Concorde'a, ale do niej to chyba nie docierało. Jedyne co czuła, to satysfakcje z tego, że po raz kolejny przyda się Jeźdźcom Duszy. I będzie jedną z nich trochę dłużej, przynajmniej do powrotu Anne.


Cześć kochani!

Jak tam? Mam nadzieję, że wszystko gra. Liczę, że rozdział się podoba, bo osobiście jestem z niego bardzo dumna. Ostatnio czuję się bardziej zmotywowana do pisania, więc to przyszło mi wyjątkowo łatwo. Widzimy się za tydzień <3

~ c a r a








Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro