15. Magia Jest Blisko

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Promienie jesiennego słońca wpadały przez małe okienko, tworząc na podłodze wąski korytarz, którym Kara właśnie wycofywała się z siodlarni. Co planował Ydris - tego nie chciała wiedzieć. Wyrzuciła też od razu z głowy słowa, które półszeptem wypowiedział, kiedy myślał, że ta zniknęła. Gotowa była powrócić do swoich obowiązków, wciąż miała do wysprzątania dwa pozostałe boksy. Podeszła do jednego z nich i już chwytała w ręce widły, gdy dopadł ją chroniczny ból. Zatoczyła się dwa razy, a gdy uświadomiła sobie, że nie ustoi - oparła się ciężko plecami o ścianę.

Słyszała jak krew przepływa przez skronie, pulsując przy tym i rozpychając jej czaszkę. Kolejny atak bólu głowy przyprawił ją dodatkowo o mdłości, mydląc obraz przed oczami. Stała chwilę w bezruchu, prosząc w duchu samą Aideen, by ta przestała się nad nią pastwić, lecz zamiast tego jej uszy wypełnił tępy pisk. A potem było już tylko gorzej...

Wiedziała, że nie wytrzyma zbyt długo. Prędzej czy później zacznie krzyczeć, uciekać lub po prostu upadnie na zimną posadzkę. Była na to gotowa, bowiem nie skupiała się na tym, aby utrzymać równowagę - najbardziej chciała pozbyć się tego okropnego bólu. Ukryła twarz w dłoniach, jak miało to cokolwiek pomóc i skuliła się bólu. Każdy kolejny ruch tylko sprawiał, że bolało mocniej, więc w końcu uległa poczuciu bezsilności. Zamknęła oczy, a ciemne plamki, które widziała pod powiekami zaczęły układać się w nieregularne kształty. Im dłużej je widziała, tym bardziej zauważała w nich pewne obrazy, którym z kolei nie miała siły się przyglądać. Nawet gdyby chciała, nie była w stanie ich zapamiętać. Bolało zbyt mocno. Mocniej niż zwykle. Magia jest blisko.

W końcu oślepiło ją białe światło. Wyglądało jakby pociąg, który w ciemnym tunelu jechał prosto na nią, więc w ciągu sekundy otworzyła oczy. Kiedy to zrobiła - wszystko minęło. Cały ból rozproszył się i piszczenie ustało. 

Rozejrzała się zdezorientowana po stajni i z ulgą przyjęła do wiadomości, że wszystko jest w porządku. Na podwórzu nadal rozlegał się hałas, siano było rozwiane po całym budynku przez wiatr, który wpadał głównym wejściem. Tylko w drzwiach siodlarni unosił się jeszcze mały fioletowy obłoczek, który wkrótce zmieszał się z powietrzem. Dziewczyna nie dowierzając w to, co tam widzi, zamrugała kilka razy, a wtedy wszystko co podejrzane zniknęło. Łącznie z Ydrisem.

- Wszystko dobrze? 

MATKO AIDEEN.

Kara podskoczyła w miejscu i odwróciła się gwałtownie, prawie potykając o własne nogi.

- C-co? - wydukała cicho. Ich skrajne spojrzenia zderzyły się, co Kara podsumowała tylko gorączkowym przełknięciem śliny.

Pokiwała szybko głową, nie spuszczając cyrkowca z oczu.

- Jesteś pewna? Myślałem, że coś ci się stało... - dodał miękko, z troską w głosie. 

Jednak Darkwarrior, który zaraz wjechał z kopyta do podświadomości swojego jeźdźca kupił to z trudem.

Kara, wszystko w porządku? Na chwilę cię straciłem...

- Tak, wszystko OK. - odpowiedziała im obydwu, po czym zwróciła się do Ydrisa - To po prostu... ból głowy. Czasem mnie to dopada. 

Wzruszyła ramionami i - uspokoiwszy już się po kolejnym ataku bólu - chwyciła w ręce widły jak gdyby nigdy nic i poszła przegarniać siano do boksu. 

- Mówiłaś już o tym komuś? 

Kara chciała z całego serca zakończyć już ten temat, jednak ten drążył go dalej. Trochę poirytowana, ale w końcu ze zrozumieniem zaczęła mu powoli wszystko tłumaczyć.

- Tak. Byłam z tym u lekarza, ale nie powiedział mi nic, czego bym nie mogła sama zdiagnozować z Jorpedii - westchnęła - Przez jakiś czas to leczyłam, ale nic nie pomagało. Od zawsze to miałam, choć ostatnio mocno się nasiliło. 

Ydris zamilkł, a z jego oczu można było wyczytać, że nad czymś się zastanawiał. Wtedy dziwne uczucie ogarnęło dziewczynę i również zamyśliła się, czy przypadkiem nie powiedziała czegoś nie tak.

Po krótkiej chwili ciszy, podczas której Kara zdążyła oczyścić jeden boks, Ydris wziął głęboki, głośny wdech.

- Przykro mi. Może mógłbym ci kiedyś pomóc...

Blondynka podniosła na niego wzrok, patrząc jakby właśnie urwał się z jorvickiego księżyca.

- Nie sądzę. - urwała szybko.

W swojej podświadomości ciągle czuła kojące wsparcie swojego konia, który niestety nie mógł teraz do niej przybiec, choć sam bardzo tego chciał. Za drugiej strony natomiast miała Ydrisa, który przyglądał jej się tajemniczymi tęczówkami.

- Chciałbym móc ci w końcu pokazać pewne przedstawienie.

- Muszę skończyć pracę. - powiedziała stanowczo, na co Ydris uśmiechnął się ironicznie.

- Kara, dość ciężko pracujesz będąc na zawołanie każdego, kto cię o to poprosi. 

- To nie prawda! - poczuła jak nasila się w niej panika.

Miała ochotę zaprzeczyć mu i wykłócać się, a jednak w jego słowach było coś, co zakuło ją w serce.

- Dobrze wiemy, że jesteś zdolna do lepszych rzeczy niż... przerzucanie siana dzień w dzień. Myślę, że chwila przerwy nie sprawi, że świat się zawali.

Jego słowa były tak przesycone ironią i wypowiedziane z wyższością, że nie miała szans stawiać się przeciwko im. Wręcz przeciwnie - coś w jego głosie sprawiło, że zaczęła się zastanawiać. W końcu całe życie sądziła, że urodziła się, by robić wielkie rzeczy. Tutaj jej czyny znajdowały się na drugim planie - zaraz po tym, co wielkiego robili druidzi czy Jeźdźcy Dusz. 

Pomoc innym nie umniejsza twojej wartości. Przeciwnie - nadaje jej jeszcze większej wartości. A w tym przypadku to już bezcenność.

Ogier był cały czas w stanie gotowości i pilnował świadomości swej pani.

Wiem Dark, ale chciałabym się naprawdę przydać - szpenęła.

Myślę, że osobom pokroju Ydrisa nie potrzebna jest pomoc.

Ostatnie słowa towarzysza zawisły gdzieś w jej głowie, odbijając się głuchym echem. 

- Więc jak będzie? 

Cyrkowiec wciąż przypatrywał się dziewczynie, która rozdarta pomiędzy jego słowami, a racjami Darkwarriora w końcu pękła i... zgodziła się.

- Myślę, że mogę na chwilę pójść. 

Aideen, daj mi do niej cierpliwość... - ogier przewrócił błekitnymi oczami.

Cichaj Darkwarrior.

Obydwoje wyszli ze stajni i przedzierając się z trudem przez ludzi - wyszli z podwórza. Choć Kara udawała, że to nic dziwnego, to kątem oka widziała jak goście czy jeźdźcy przyglądają się jej i Ydrisowi, który wyjątkowo odcinał się na tle tłumu. Wydawał nic sobie nie robić z tego, że wszyscy mu się ukradkiem przyglądają. Szedł dalej, a gdy znaleźli się już poza terenem stajni - dziewczyna odetchnęła z ulgą.

- Mogę cię o coś zapytać?

Cyrkowiec spojrzał łagodnie na swoją towarzyszkę.

- Oczywiście.

- Nie zrozum mnie źle, ale... - zaczęła niepewnie, bawiąc się kosmykiem jasnych włosów - Czemu wybrałeś akurat cyrk? 

-  Największa sztuka to ta, która uszczęśliwia innych. Pamiętaj o tym, mon cheri.

Kara na chwilę spuściła wzrok, jednak jednak ta odpowiedzieć zrodziła w jej głowie tylko kolejne pytania.

- Chcesz ukazać sztukę przez swoje występy?

- Chcę pokazać ludziom iluzję, która - zgadza się - jest sztuką. Ale w głębi to bardzo niebezpieczna gra. Tylko w dobrych rękach jest w stanie dobrze służyć.

- W takim razie dobrze ci ona wychodzi. - powiedziała.

Wtedy Ydris spojrzał na nią, a w jego oczach kryło się coś na kształt szczerej wdzięczności. To wprawiło ją w małe osłupienie, lecz również sprawiło, że poczuła do niego cień zaufania, bo nigdy wcześniej tego nie dostrzegła. A potem ujrzała to jeszcze tylko jeden raz. 

- Dziękuję - odparł i między nimi nastała cisza.

Przez większość drogi żadne z nich się nie odzywało. Idąc kamienną ścieżką pod górę, Kara mimowolnie spojrzała na całe Moorland z góry. Widziała zatłoczone drogi, pełną stajnie, niektóre konie były przestraszone tym całym hałasem, inne wydawały się być przemęczone treningami i wracały całe spocone na myjkę. Wśród tych wszystkich ludzi nie dopatrzyła się nikogo znajomego i w tym momencie poczuła się... obco.  Jakby nie poznawała tego miejsca. Pracując nie zwracała uwagi na to, jak bardzo to miejsce się zmienia z dnia na dzień. Brakowało jej spokoju, ciszy i samotności - nie licząc oczywiście towarzystwa swojego konia, który był całym jej życiem odkąd się tutaj pojawiła. 

- Posmutniałaś ptaszyno...

Jego niski głos wyrwał ją z odmętów jej myśli.

- Nieee - przeciągnęła samogłoskę - Tylko zamyśliłam się.

- A o czym myślisz, gdy się nie odzywasz?

Mogłabyś go zapytać o to samo, pfff - Darkwarrior parsknął, na co ta uśmiechnęła się słabo.

- O zmianach - powiedziała i wskazała palcem na stadninę, która powoli chowała się za wzgórzem - Wydaje mi się, że zapamiętałam to miejsce inaczej.

- Na tej wyspie nic nie jest takie, jakie się wydaje.

Kara spojrzała na niego z ukosa, a wzmagająca w niej czujność wzięła w górę.

- A co to ma znaczyć?

- Kto jak kto, ale ty powinnaś rozumieć to nazbyt dobrze.

Jej nogi omal nie ugięły się w kolanach.

A co z kolei TO miało znaczyć?! miała ochotę zapytać, jednak nie odważyła się. Zamiast tego szła w milczeniu, z całych sił tłumiąc uczucie, że coś tu nie gra. 

Wkrótce znaleźli się w cyrku, gdzie na przywitanie przygalopowała Zee. Czarna klacz wybiegła zza wozu i - na początku ostrożnie - a potem coraz śmielej podeszła do dziewczyny, obwąchując jej sweter, który ciągle pachniał świeżym sianem,

- Cześć Zee... - powiedziała i wyciągnęła rękę, by ją pogłaskać.

- Mam nadzieję, że wywiązałaś się z zadania, moja droga.

Klacz machnęła ogonem i zarżała głośno, wypełniając pustą polanę echem.

Dziewczyna nie rozumiejąc, o czym mówił automatycznie rozejrzała się dookoła i zobaczyła coś, czego w ogóle się nie spodziewała.

Za namiotem stało niewielkie stado siwych koni luzytańskich, które swobodnie pasły się na soczyście zielonej trawie.

- Wynająłeś konie? - zapytała z niedowierzaniem.

Nie mogła napatrzeć się na szlachetne pyski tej majestatycznej rasy, która należała do jednej z jej ulubionych. Ich biała jak śnieg sierść odbijała promienie słońca, mieniąc się na tle niebieskiego nieba.

- Można tak powiedzieć -  wzruszył ramionami - Ale nie o to mi chodzi... 

Ydris skierował się w stronę klatek, które stały ustawione za wozem, a Kara ruszyła za nim. Podchodząc coraz bliżej i bliżej, czuła, że narasta w niej napięcie. Znów to dziwne przeczucie nie dawało jej spokoju, a wewnętrzny głos - którym akurat nie był Darkwarrior - podpowiadał jej, by zachowała ostrożność. Większą niż zazwyczaj.

Mężczyzna stanął obok jednej z nich, krzyżując ręce i spoglądając na jej zawartość, jakby było to jego największe dzieło. Kiedy i dziewczyna dotarła do niego, oblała ją fala gorąca.

A nogi stały się jak z waty.

Niemożliwe...

- Kilka dni temu, prosiłem cię, abyś tu przyszła i mówiłem o latającym koniu, czyż nie?

NIE. NIE. NIE.

- Tak więc przedstawiam światu latającego źrebaka.

Dlaczego ty, Ydris? JAK MOGŁEŚ UKRAŚĆ CONCORDE'A?!

I...

Jak się dowiedziałeś prawdy?

Los odwrócił się przeciwko niej. Była tego pewna. Teraz czuła jakby znów świat się walił. Jakby wszystko znów leciało jej z rąk. Miała być tu szczęśliwa, chciała być kimś i robić rzeczy o jakich jej się nie śniło. 

WAL SIĘ LOSIE!

Powoli jej emocje wymykały się spod jej kontroli. I choć ona była cała roztrzęsiona, wściekła, wystraszona - właściwie wszystko na raz, to Ydris był spokojny. Jakby w ogóle nie zdawał sobie sprawy z tego, przed czym ją postawił.

Może on wcale nie wie...

Wracaj Kara. Wracaj do mnie. - Darkwarrior starał się powiedzieć to najspokojniej jak umiał, jednak i w nim włączyła się gotowość do boju. Zamiast tego zarżał przeraźliwie, a jego głos dotarł aż na wzgórze, prosto do jej uszu.

Ale ona nie mogła wracać. Czuła się, jakby jej nogi wrosły w ziemię, blokując każdy jej ruch. Nie była w stanie zdać się na żaden heroiczny czyn, do którego ciągle się przygotowywała.

- Jak to latającego? - zapytała, opanowując drżący głos.

- To będzie punkt kulminacyjny całego show - powiedział - Wkrótce się przekonasz.

Wracaj na dół - odparł ogier już spokojniej.

Chciałabym... Niebiosa się na mnie uwzięły czy co?!

Kara szybko opanowała trzęsące się ręce i w ukryciu uspokoiła także walenie serca, które powoli podchodziło jej do gardła. Wzięła kilka cichych oddechów i zdecydowała co zrobić. 

Wrócę, po czym skontaktuje się ze Strażnikami i wszystko im opowiem - starała się pozbierać myśli.

Tak, genialny plan - skwitował ogier - Jeszcze go wykonaj.

Zrobię to.

Zrobię.

- Ydris...?

Jego dwukolorowe tęczówki przeniosły się ze źrebaka na nią.

- Tak?

Nie zrobię tego...


Cześć kochani!                                                                                                                                                    Melduje się, że żyję. Jak tam u was? Też jesteście zawaleni zadaniami i macie te e-lekcje? Mi się tego sporo ostatnio zebrało. Przez to trochę zablokowałam się twórczo - przepraszam, że rozdział wyszedł dość krótki, ale nie chciałam przekładać go kolejny raz. Wolałam więc dać coś porządnego, a niezbyt długiego. Może pozwoli to komuś oderwać się od tego, co się ostatnio dzieje. Czasami dobrze jest znaleźć się w innym świecie.

Trzymajcie się i bądźcie zdrowi <3

~ cara

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro