29. Nauczę cię

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Można by poprzysiądz, że niebo jakby nieco rozjaśniało się, gdy Kara stanęła pod wejściem ogromnego namiotu. Ale sama nie była pewna czy to magia, czy po prostu blask reflektorów.

Od wielu tygodni nie widziała Ydrisa, nie była na Wzgórzu Nilmera. Trzymała się z dala od tego miejsca. Gdy tylko wróciła do domu, sporo czasu jej zajęło by wszystko poukładać w głowie i zaakceptować czas, który nastał — trudny czas. Gdzieś w głębi serca liczyła, że niewiele się zmieni, a jednak... Jej najbliższe osoby jakby odsunęły się trochę i niebezpieczeństwo na wyspie zniknęło na trochę. Aż dziwne było prowadzić tak spokojne życie, które wcale jej się bardziej nie spodobało.

Więc gdy tylko powiedziano jej by zrobiła "krok do przodu" poczuła jakby coś pchnęło ją z powrotem w objęcia magii i tego dreszczyku emocji, gdy działo się coś złego, a ona mogła pomóc to okiełznać. A kto nie był lepiej powiązany z magią i niebezpieczeństwem niż Ydris?

Kara przez całą drogę na Wzgórze miała wyrzuty sumienia. Głosik w jej głowie krzyczał, że źle robi, a fakt, że znów nie powiedziała Darkwarriorowi nawet ją trochę paraliżował. Lecz nie mogła dalej czekać. Chciała czegoś więcej. Przywykła już do przygód i instynktownie poszła tam, gdzie mogło coś ją spotkać. Dlatego przeszła pod zasłoną prosto w w paszczę tej potężnej magii.

Chyba każdy był kiedyś tak zdesperowany, że był gotów zrobić nawet największą głupotę?

— Ydris?

Dokładnie rozejrzała się po placu i trybunach. W środku nie było nic, prócz światła reflektorów i tego słodkiego zapachu. Zawiedziona spuściła wzrok i odwróciła się i zrobiła krok do przodu. A wtedy wpadła na coś... lub kogoś.

— JAPIER — pisnęła i odskoczyła do tyłu — papier. Wystraszyłeś mnie.

Cyrkowiec uśmiechnął się czarująco.

— Wybacz. Mam wrażenie, że nikt nigdy się mnie nie spodziewa.

Kara zlustrowała dokładnie Ydrisa od góry do dołu. Wraz z jego pojawieniem znów poczuła tą magnetyzującą aurę, tyle że teraz przynajmniej wiedziała skąd pochodzi. Z Pandorii.

Serce podeszło jej do gardła, gdy przyglądał jej się z tą ciekawością w oczach.

— Czy mogę spytać, co cię do mnie sprowadza?

Hmm... A właściwie to co mnie do niego sprowadza?

— Eee...

No wymyśl coś na szybko kobieto...

— Szczęście, smutek, może ciekawość? — podjął łagodnie, nadal nie spuszczając jej z wzroku.

Dziewczyna spojrzała na niego, już trochę mniej rozemocjonowana. Przypomniała sobie jak "ludzki" był, gdy pomógł jej w Pandorii i stworzył dla niej portal. W głowie przewijały jej się obrazy z tamtego wieczoru i nocy. Kiedyś bała się tego Pandorianina, lecz gdy znów spojrzała na niego po tym wszystkim czuła, że nawet dużo ich łączy. To ciągle ten sam Ydris co wtedy. Więc powiedziała pierwsze co jej przyszło do głowy.

— Tęsknota — i rzeczywiście to było prawdą.

Tęsknota za czymś niesamowitym. Cyrk to idealne miejsce by tego doznać.

Twarz Ydrisa zmieniła wyraz. Wyglądał prawie na zaniepokojonego. Ściągnął brwi i popatrzył na nią z zamyśleniem. Czy powiedziała coś źle?

— Bardzo długo cię nie słyszałem. Unikałaś tego miejsca, wiem to.

O cholera.

— Wtedy, w Pandorii nie dotrzymałaś słowa. Nie odpowiedziałaś mi swojej historii.

Westvalley o mało nie zeszła na zawał, gdy przez chwilę cyrkowiec brzmiał wręcz groźnie. Atmosfera zgęstniała, a słodki zapach zniknął.

— M-mam ci opowiedzieć? O sobie?

Każdy mięsień w jej ciele skurczył się, sprawiając, że czuła się przy nim jeszcze niższa niż zwykle. Ale dokładnie wtedy jego tęczówki znów złagodniały.

— O sobie i o nie-sobie.

Kara uniosła pytająco jedną brew i przeczesała niezręcznie włosy. Czy jest coś co chciałaby o sobie mu opowiedzieć? Pewnie i tak już o większości wie, ale obietnica to obietnica.

— Ech, od czego by tu zacząć... Może powiedzmy, że raczej żyłam w niezbyt sympatycznej dzielnicy. Mojej matki nawet nie znałam, ale wychowywał mnie ojciec. Cóż — wzięła głęboki wdech — To dość trudny temat.

— Poczekaj — magik przerwał jej, a w tym samym czasie rozejrzał się po arenie, a później wyjrzał przez kurtynę na zewnątrz. Nocne niebo rozciągało się nad wzgórzem, odsłaniając pierwsze gwiazdy — Może usiądziemy? Pokażę ci mój domu, tu na wyspie.

Ydris spojrzał na nią łagodnie, jakby nakłaniał, aby się przełamała. Ale w ogóle nie naciskał.

— Jasne — odparła bez zastanowienia.

A dopiero po kilku sekundach to do niej dotarło. Gdy wyszła z namiotu, a na zewnątrz powitało ją mroźne, nocne powietrze przeszedł ją dreszcz, ale nie z zimna — miała wrażenie jakby znów robiła źle. Co powiedzieli by na to druidzi? Jej przyjaciółki? Darkwarrior?Zatrzymała się w pół kroku i rozejrzała dookoła, jakby nagle zapomniała gdzie jest. Wszystko zaczęło wyglądać trochę obco, strasznie. Przyglądała się nieruchomo jak Ydris staje przy swoim wagonie i otwiera drzwi.

— Mały kawałek Pandori, tu na ziemi. Powinno ci się spodobać.

Szarmancko zdjął kapelusz i ukłonił się w stronę wejścia.

Dobra, gorzej już być nie może...

Westvalley pozwoliła pomóc sobie wspiąć się na podest i przeszła przez niziutkie drzwi, za którymi kryło się wnętrze co najmniej dwa razy większe niż wyglądało z zewnątrz.

Rzeczywiście jej się spodobało. Otwarła szczerzej oczy, bojąc się przeoczyć nawet najmniejszy szczegół. Metraż pełen był starych, drewnianych szafek, przyozdobionych materiałami we wszystkich odcieniach fioletu. Nawet lampy świeciły delikatnie na różowo. Dookoła porozstawiane były świeczki, porozrzucane książki, karty i jakieś inne magiczne rzeczy, których normalnie bałaby się dotknąć. Na wprost drzwi, tuż pod oknem stała w wbudowana kanapa, a przed nią mały stolik.

I jak zawsze pachniało tu słodko i tajemniczo.

— Proszę, rozgość się — powiedział, zawieszając kapelusz na wieszaku i zamykając drzwi za sobą — Wybacz za bałagan. Nie spodziewałem się gości.

Świetnie. Odciął mi jedyną drogę ucieczki...

Kara powoli przeszła wzdłuż wagonu, dokładnie przyglądając się wszystkiemu co tam widzi. Karty, tarot, więcej kart... Wzięła jeden pliczek w ręce, zaczęła im się przyglądać i niezbyt udolnie tasować. Nie widziała w nich jednak nic nadzwyczajnego.

— Po co ci to wszystko? — zapytała, próbując znaleźć jakiś temat do rozmowy. Rozejrzała się jeszcze raz dookoła, kręcąc głową ze zdziwieniem.

— Wszystko co tu jest ma swoje przeznaczenie, tak jak wszystko co ci się przydarza w życiu. Zawsze jest po coś. Nie wierzę w przypadki.

Dziewczyna podążyła za cyrkowcem i usiadła przy stoliku. Orientując się, że ciągle trzyma karty w dłoni, odłożyła je przed sobą.

—Cóż... Mieliśmy lepsze i gorsze dni, wiadomo jak to z rodzicami. Gdy chodziłam do liceum, uczyłam się jeździć w pobliskiej stajni w zamian za pomoc przy koniach. Nawet mi to pasowało, ale stadnina w końcu została sprzedana, ja skończyłam szkołę i musiałam zdecydować co dalej. Tato nie chciał, żebym jechała. Pewnie dlatego, że bał się znów zostać sam, ale ja byłam pewna co chcę robić.

Kara zrobiła krótką przerwę na poukładanie myśli. Nie spodziewała się, że opowiedzenie tego będzie takie łatwe. Widocznie Ydrisowi było bliżej do człowieka, niż niejednym ludziom, których spotkała w swoim życiu.

— Więc?

— Więc dostałam się na studia w Jorvik. Ale później... no wiesz. Stały się rzeczy, przez które siedzę tu teraz z tobą.

Dalej już nie miała pojęcia co powiedzieć. Nie mogła mówić o tym co ją łączy z druidami, a to właśnie było najważniejszym momentem w jej historii, więc ucięła, przez co w pomieszczeniu nastała niezręczna cisza.

A po kilku minutach Pandorianin znów przemówił.

— Jesteś szczęśliwa? — pytanie Ydrisa było tak nagłe, że Kara nie była pewna czy dobrze usłyszała.

— Słucham?

— Czy jesteś szczęśliwa? Teraz, tutaj.

Westvalley na chwilę spuściła wzrok, błądząc gdzieś po podłodze w poszukiwaniu odpowiedzi. Nigdy się na tym nie zastanawiała — nawet nie miała czasu.

— Myślę, że tak. Mam wszystko czego zawsze chciałam. Przyjaciół, dom, własnego konia...

— A jednak coś cię trapi — nie odpuszczał. Jego tęczówki mieniły się w fioletowym świetle — Dlatego tu przyszłaś, prawda?

Dopiero wtedy jej dwie ostatnie szare komórki połączyły siły, żeby przypomnieć po co właściwie się tu przywlokła o tej porze.

— Właściwie to przyszłam, żeby ci jeszcze raz podziękować za pomoc.

Ydris uniósł lekko kąciki ust.

— Czysta przyjemność — powiedział cicho, jakby trochę zawstydzony. Znów wydał się tak samo ludzki i niewinny jak wtedy.

— Pewnie nadal bym tam siedziała gdyby nie ty — zaśmiała się krótko, a wtedy znów spojrzała z powagą na jego twarz — Nauczysz mnie panowania nad swoją mocą?

Cyrkowiec wyprostował się i również spoważniał. Widać było, że zastanawia się przez chwilę, rozważa wszystkie za i przeciw, nie może w czymś dojść do zgody z samym sobą.

Ydris wiedział coś, o czym nie wiedzieli Strażnicy. Plany DC były dość jasne od pewnego czasu — uwolnić Garnoka, prawda? Otóż to nie było takie oczywiste. Pandorianin zdołał wyciągnąć latającego źrebaka, którego przetrzymywano, a i uratował kiedyś Zee z rąk Darko. Tyle wystarczyło do uwolnienia ostatniego generała, lecz do wyzwolenia tego potwora potrzeba coś więcej.

Ogromnej mocy.

A jeśli jej źródło zostanie wykryte w Cyrku Marzeń i on i Kara będą mieli spore kłopoty. Wręcz na skalę wszechświata.

Westvalley widząc jego zawahanie, nie mogła czekać. Tak bardzo chciała zrozumieć kim jest i umieć panować nad swoją siłą jak reszta Jeźdźców Dusz.

— Proszęęę... — złożyła ręce w błagalnym geście — Wszyscy, którzy mogliby mi pomóc twierdzą, że nie jestem gotowa. Ty powiedziałeś, że mógłbyś mi pomóc.

Ydris pamiętał o tym, ale wtedy nie przemyślał jakie konsekwencje może to mieć dla nich obydwu. 

— Bardzo by mnie to uszczęśliwiło... — dodała, z iskierkami w oczach i miną zbitego psa.

Cyrkowiec wywrócił oczami.

— Zgoda. Nauczę cię.





Cześć miśki, co tam u was?

Nareszcie nadszedł jeden z moich ulubionych miesięcy - grudzień <3 Już się nie mogę doczekać świąt. Marzę o tym, żeby spadł śnieg, chociaż troszkę. Ta atmosfera, piosenki świąteczne... Piszę to słuchając jednej z nich ^^

A jak wam się podoba aktualizacja świąteczna w SSO? Przygarnęliście Heidrun? Ja tak!


~cara


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro