31. Wiara i Nadzieja

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdy Kara się ocknęła pierwsze co poczuła to ostry ból głowy, a chwilę później - kojący go zapach ziół. Poruszyła się niespokojnie, próbując wyczuć gdzie się znajduje. Leżała na czymś miękkim i przyjemnym w dotyku, okryta grubym kocem. Próbowała przewrócić się na bok, ale ból mięśni skutecznie jej to uniemożliwił. Całe ciało miała odrętwiałe i zmęczone - jakby w ogóle nie spała od kilku dni. Porzuciła więc próby poruszania się, zamiast tego postarała się ostrożnie uchylić powieki.

Wizja dalszego snu była niezwykle kusząca, ale obrazy, które przewijały się jej przed głowę były zbyt straszne, by mogła zasnąć. Wciąż widziała ogień, szyderczy uśmiech Darko i ledwo żywego Ydrisa, opartego o koło od wozu.

Pierwsze promienie światła dostały się pod jej powieki, rażąc ją i zmuszając do ich ponownego zaciśnięcia. Odczekała chwilę, aż oślepienie ustanie i znów spróbowała otworzyć oczy - tym razem skutecznie. Po chwili dotarło do niej, że znajduje się w Kamiennym Kręgu, a konkretnie w Komnacie Frippa. Uniosła delikatnie głowę, modląc się by nie rozbolała jej jeszcze bardziej i rozejrzała się ostrożnie - wszystkie księgi, stoły i krzesła były jej dobrze znane, dzięki czemu poczuła się bezpiecznie.

Z powrotem odłożyła głowę na poduszkę. Starała sobie przypomnieć co stało się ostatniego wieczoru, lecz nic nie chciało jej się ułożyć w sensowną całość. Jak przez mgłę pamiętała co się wydarzyło po zniknięciu Darko. Desperacko próbowała ocucić Ydrisa i złapać z nim kontakt wzrokowy, ale ostatecznie nie udało jej się utrzymać go przytomnego. Łzy spływały po jej twarzy, a zdławiony krzyk brzmiał jakby się czymś dusiła. Zanim zamknął oczy, błądził jeszcze mętnym wzrokiem, jakby nadal walczył - ale potem przegrał.

A jeśli on...?

Nie. Potem poczuła, że sama zamyka oczy. Ktoś podniósł ją za ramiona i posadził na grzbiecie konia. Którego? Nie była pewna. Zdawało jej się, że słyszy jak Anne mówi "Zabierzmy... ich... Avalon...", choć nie miała pojęcia na ile to było prawdą. Przez sen pamiętała tylko lekkie kołysanie podczas jazdy i zasnęła. Później na ułamek sekundy obudził ją doniosły, męski głos. Widziała jak ciemna postać zabiera Ydrisa, instynktownie bojąc się, że to ktoś z Dark Core. Miała ochotę krzyknąć, poderwać się i mu pomóc, ale momentalnie znów odpłynęła przy pierwszej próbie.

A teraz była tutaj - w miarę możliwości świadoma. Przetarła dłońmi zaspane oczy i znów podniosła głowę, upewniwszy się czy nikogo nie ma. I nie było. Lecz na stole stał kubek, znad którego unosiła się para, więc ktoś musiał tutaj czuwać. Westvalley ostrożnie usiadła na brzegu łóżka i opanowywała zawroty głowy. Przez chwilę się nie ruszała, czując jak jedzenie z poprzedniego dnia podchodzi jej do gardła, ale to uczucie minęło dość szybko. Wstała i co krok podpierając się to o kolumny, to o krzesła doszła do wyjścia. Przeszła powoli przez portal, gdzie jak się okazało ktoś już na nią czekał.

Kara! — błękitne tęczówki Darkwarriora błysnęły w świetle i ogier rzucił się w stronę swojej towarzyszki — Powinnaś nie wstawać.

Bardzo ucieszyła się, że widzi swojego konia, całego i zdrowego, ale nie miała siły tego okazać. Zamiast tego sapnęła:

— Avalon...

Chwiejnym krokiem podeszła do ogiera i podparła się o jego szyję. Kasztanek skinął głową i nie spuszczając jej z wzroku wyprowadził ją z Kręgu.

Na zewnątrz powitało ją słońce, nieznośnie jasne i ciepłe. Trawy błyszczały soczyście w jego blasku, a liście opływały całe polany. Chłodny wiatr trochę ją rozbudził. Obydwoje powoli szli dalej w stronę wioski. Ich milczenie przerywały tylko ich równomierne oddechy i hałas turlanych kamieni.

Wkrótce dotarli na drugą stronę mostu. Domek Avalona nie był już otoczony pięknymi i kolorowymi kwiatami, ale wciąż wyglądał przyjaźnie. Dookoła jego podwórza pachniało ziołami. Gdy Kara poczuła się na siłach, odepchnęła się od grzbietu konia i zapukała do drzwi. Musiała chwilę poczekać, zanim ktoś jej otworzył i ku jej zdziwieniu - był to Evergrey.

- Na litość boską, co ty tu robisz!? - chrząknął, podając jej rękę. Dziewczyna dała się wprowadzić, badając przedpokój wzrokiem.

— Gdzie Avalon? — zapytała powoli — Muszę wiedzieć co się stało... Co z Ydrisem?

Evergrey zaprowadził ją do salonu, gdzie posadził na fotelu swojego brata i zniknął za drzwiami od kuchni. Przez chwilę towarzyszyło jej tylko skrzypienie palonego drewna i śpiew ptaków na zewnątrz.

— Wszystkie dziewczyny pojechały z Avalonem na Wzgórze Nilmera, żeby zobaczyć czy Darko czegoś tam po sobie nie zostawił - usłyszała donośny głos z oddali — A mi kazali cię pilnować. Jak zobaczą, że tu przylazłaś to Avalon mi urwie łeb, wiesz o tym?

Kara uśmiechnęła się słabo.

— Że też musiałam się obudzić jak ciebie nie było...

— A co najgorsze — Evergrey powoli wyszedł z kuchni, niosąc kubek zaparzonych ziół — Zostawiłem tam herbatę. Pewnie wrócę po nią za tydzień albo dwa...

Kara wzięła od pielgrzyma napar i pozwoliła sobie przez chwilę powdychać jego przyjemny zapach.

— A jak się czujesz? — podjął, próbując zagaić rozmowę.

— Dobrze — odparła krótko, biorąc łyk — Avalon dawno pojechał?

Evergrey odkaszlnął.

— Jakąś godzinę temu...

Dobrze, więc pewnie jeszcze badają teren — pomyślała, na co Darkwarrior jej przytaknął zza okna.

Wtedy przypomniała jej się myśl, która pchnęła ją by wstać i tu przyjść. Odłożyła kubek i spojrzała na druida ze śmiertelną powagą w oczach.

— Gdzie jest Ydris? — zapytała, a jej słowa odbiły się echem od ścian, pozostając bez odpowiedzi - Co z nim? — zawtórowała bardziej stanowczo.

— Ja — Szary Pielgrzym podrapał się po karku i ominął ją spojrzeniem błądząc gdzieś po drewnianych ścianach — Właściwie to nikt nie wie. Kiedy dziewczyny was przywiozły, obydwoje byliście nieprzytomni. Ciebie zaprowadziłem do Kamiennego Kręgu, gdzie byłaś bezpieczna, Ydrisem z kolei zajął się Avalon. Nie mówił zbyt wiele. Podobno od wczoraj nie dawał znaków życia, jakby był w śpiączce. Trochę jak z Frippem...

Westvalley zrobiło się czarno przed oczami. Przez chwilę miała wrażenie jakby znów miała zemdleć, więc wzięła kolejny łyk ziół. Jej wzrok zawiesił się nad płomieniem w kominku.

Tracąc Ydrisa, poczuła się jakby straciła tą malutką i prawdziwą cząstkę siebie. Przez ostatnie tygodnie stał się dla niej bardzo bliski - jeśli to przez nią zginie, to sobie nie wybaczy.

— Zaprowadź mnie do niego — powiedziała tonem tak zimnym, że aż sama nie poznała swojego głosu — Teraz.

Evergrey tylko wzruszył ramionami i ponownie podał jej rękę, by mogła wstać z fotela.

— Nie powinienem tego robić... — szepnął, ale Kara zupełnie to zignorowała. 

Dała poprowadzić się przez korytarz, który zdawał jej się nieco dłuższy niż ostatnio. Z rzędu dębowych drzwi druid powoli otworzył drugie z nich, za którymi miał leżeć nieprzytomny Pandorianin.

On tylko śpi — pomyślała desperacko. Zacisnęła ręce w pięści, czując jak paznokcie wżynają jej się w skórę — To sen, błagam niech to będzie sen...

Kara bała się wejść do środka. Bała się konfrontacji ze swoją porażką i jej konsekwencjami. W końcu mogła zareagować, mogła szybciej wziąć się w garść. Drzwi uchyliły się powoli, wydając z siebie charakterystyczne skrzypienie i odsłaniając wnętrze pokoju. Westvalley nigdy w nim nie była, nawet nie wiedziała, że istnieje. Był bardzo mały — mieścił zaledwie łóżko, stół z krzesłem i regały z książkami. Wyglądał prawie jak miniaturowa biblioteka.

Evergrey chwycił ramię Kary, widząc jak pod dziewczyną uginają się kolana. Oczy wypełniły jej się łzami, a oddech przyśpieszył jakby zaczynało brakować jej powietrza. Wyrwała rękę z uścisku i podbiegła do Ydrisa, jakby ból mięśni przestał istnieć.

— P-przepraszam — wydusiła łamiącym się głosem — Powinnam zareagować. Powinnam cię uratować...

Przez chwilę błądziła ciemnymi oczami po jego twarzy, naiwnie licząc na to, że da jakiś znak życia.

— Proszę...

Kara nadal nie spuszczała go z oczu, choć obraz jej się zamazywał przez napływające łzy. Patrzyła na jego bladą twarz i potargane, czarne włosy, które mimowolnie odgarnęła z twarzy i zaczesała do tyłu. Miała wrażenie jakby nie patrzyła na tego samego Ydrisa. Tutaj, w domu Avalona wydawał się jej niewinny i bezbronny jak dziecko. Zdążyła się już przyzwyczaić do jego tajemniczej aury i hipnotyzujących oczu, za których spojrzeniem bardzo tęskniła.

Drzwi za jej plecami zatrzasnęły się — ku jej uldze, bo wcale nie chciała by ktokolwiek widział ją w takim stanie. 

Czuła jak całe jej ciało drży pod ciężarem wszystkich skrajnych uczuć. Czuła się tak rozdarta, z jednej strony najchętniej zamknęłaby się w swoim pokoju w stajniach Moorland, marząc tylko o samotności, z drugiej czuła, że powinna zostać tutaj. 

W głębi duszy wiedziała, że to jej wina i że to ONA ściągnęła niebezpieczeństwo na siebie, Ydrisa czy wszystkich Jeźdźców Dusz. Nawet teraz — ich kryjówka nie była zbyt oryginalna. Czy Darko się podda? Na pewno nie tak łatwo. A mając wszystkich w jednym miejscu, tylko ułatwi mu to zadanie.

Ani ona nie była tutaj bezpieczna, ani Ydris. A to o niego bała się teraz najbardziej.

Chwyciła jego dłoń, leżącą na kołdrze i mocno ścisnęła, jakby próbowała przekazać mu trochę swojego życia.

— Wyjdziemy z tego... — usiadła na brzegu łóżka.

Przez chwilę milczała, obserwując jego klatka piersiowa spokojnie unosi się i opada.

Towarzyszył jej tylko śpiew ptaków zza okna i ciepłe promienie porannego słońca, które wpadały przez okno.

— DO CHOLERY JASNEJ, EVERGREY!

Dziewczyna wzdrygnęła się.

— KARA, UWAŻAJ! — ryknął Evergrey gdzieś zza ściany — LEZIE PO CIEBIE!

Głośne kroki rozległy się po korytarzu. Brzmiały prawie jak tłum ludzi, a nie zaledwie jeden ostro wkuwiony druid.

Drzwi do pokoju otworzył się z łoskotem, a nimi wszedł Avalon w towarzystwie samych Jeźdźców Dusz. Cała ich piątka wyglądała albo skrajnie wściekle, albo smutno.

— Coś ty sobie myślała? — warknął, spoglądając spod swojego ciemnego kaptura to na Ydrisa, to na Karę, która teraz ściskała jego dłoń jeszcze bardziej kurczowo. Choć nie widziała jego wzroku, to czuła, że wypala jej duszę — Naraziłaś nas na niebezpieczeństwo. Druidów, Strażników, całą wyspę!

Westvalley siedziała jak sparaliżowana, czując się nie tyle zaatakowana — co po prostu niechciana.

— Dlaczego nam nie powiedziałaś? — Lisa zrobiła krok do przodu, stając przed Avalonem. Jej głos był wręcz kojąco zawiedziony, w porównaniu do tonu druida — Mogło ci się coś stać.

— Teraz nagle się martwisz? — warknęła Kara.

Przepraszając w duchu Ydrisa, puściła jego rękę i stanęła wyprostowana. Wlepiła wściekłe spojrzenie w każdą z dziewczyn po kolei, a później dodatkowo marszcząc brwi spojrzała na Avalona.

— Jakoś nikt się mną nie przejmował przez ostatnie tygodnie. Nikt się nie martwił jak utknęłam w Pandorii. Wiecie kto mi wtedy pomógł? — Lisa właśnie nabrała powietrza, by coś powiedzieć ale Kara uciszyła ją złowrogim spojrzeniem. Później przeniosła ten sam wzrok i skierowała w stronę Anne — Gdyby nie ja, ciebie by tu w ogóle nie było. Ydris okazał więcej troski i zainteresowania niż wy wszyscy razem wzięci.

Na chwilę zapadło milczenie, które przerwało tylko głośne westchnienie Evergreya, który czaił się w drzwiach. Wszyscy byli tak zdziwieni czy może bardziej — zdezorientowani tym nagłym atakiem, że nawet nie zdążyli zareagować, gdy Kara udała się w stronę wyjścia.

Bez słowa minęła ich, po czym wyszła z domu, walcząc o każdy krok z bólem, który promieniował w całym jej ciele. Miała wrażenie, że na zewnątrz jakby zrobiło się zimniej, ale to może przez to, że ciągle przechodziły ją dreszcze, po tym co przed chwilą powiedziała. 

Podeszła do swojego konia i szarpnęła za wodzę.

— Wracamy — powiedziała stanowczo, ale wtedy Darkwarrior uniósł głowę, wyrywając jej się z rąk.

Kara spojrzała na niego. W jego oczach zobaczyła złość — inną niż ta, która przed chwilą tliła się u reszty jej przyjaciół. Ta była mieszanką smutku, zawodu i utraconego zaufania. Do tego bolała o wiele bardziej...

Oszukałaś mnie... — posłał jej ostrzegawcze parsknięcie.

Ta zgodnie z jego wolą zrobiła krok do tyłu i uniosła ręce w geście kapitulacji.

Tak, oszukałam — odparła — Bo ty byś mnie nie zrozumiał. Zawsze byłeś mądrzejszy, bardziej doświadczony, prawda? Wiedziałeś o wiele lepiej ode mnie...

Ogier położył uszy i wywrócił oczami.

To było jasne — dzisiaj Kara wracała do domu na pieszo.

Jak chcesz... — warknęła oschle — Jesteś taki jak oni. Zamknięty i egoistyczny. Dziwię się, że między nami jest w ogóle jakakolwiek więź.

A może właśnie nie ma i to jest nasz problem... — kasztanek odwrócił się na zadzie i zamachnął ogonem.

Zanim ktokolwiek zdążył ją dogonić, Kara kierowała się już w stronę Srebrnej Polany. Po raz pierwszy raz od lat znów poczuła się jak ostatnia osoba na ziemi — pozbawiona wiary i nadziei. A to one są najważniejsze w ludzkim życiu.



Cześć kochani,

Wybaczcie, że rozdział taki krótki, ale nie jestem jeszcze najlepsza w opisywaniu tak wielu uczuć. I takich sytuacji. Mam nadzieję, że się podobało <3

A tak z innej beczki — oglądaliście serial Star Stable: Mistfall? Jak wam się podobał? Bo mi naprawdę bardzo i już nie mogę się doczekać kolejnego sezonu (mam nadzieję, że będzie). Myślicie, że dostaniemy więcej postaci, np. Alex, Lisę, Elizabeth itp?

Miłego weekendu!

(a tutaj zapowiedź małego arta — Kara i Darkwarrior w Mistfall)

~cara





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro