6. Evita

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Dwadzieścia siedem lat wcześniej,

Comunidad Valenciana, Provincia Castellón.

Evita

Matka posadziła mnie na krześle przed lekarzem, a sama usiadła obok. Przygładziła szarą spódnicę, splotła palce, aby ukryć drżenie rąk i spojrzała jeszcze raz na mnie kontrolnie. Była rozdrażniona, że musiała tu ze mną przyjść. Nie miała jednak wyjścia. Od jakiegoś czasu czułam się nieciekawie. Chorowałam i opuszczałam lekcje. Nie musiała mnie pilnować i siedzieć ze mną w domu, ale niepokoiła się. W naszej rodzinie było jeszcze troje młodszych dzieci. Matka chciała wiedzieć, co mi dolega i czy to zaraźliwe. Lekarz odchrząknął, przejrzał kartę i spojrzał na matkę, a potem na mnie.

- Poprosiłem, aby pani przyszła, bo to delikatna sprawa, a Evita jest niepełnoletnia.

- Czy to rak panie doktorze? - zapytała z przejęciem moja matka i położyła rękę na sercu.

Niedawno skończyłam czternaście lat i byłam przestraszona. Rak? - zdziwiłam się i spojrzałam przerażona na matkę, a potem na lekarza. Wyobraziłam sobie leczenie, leżenie w łóżku i samotność. Czy mogło być coś gorszego od umierania w samotności?

Doktor Rodrigez uspokoił nas gestem dłoni i powiedział:

- Proszę nie wyciągać tak dalece idących wniosków.

- Więc, co to jest, panie doktorze? - dopytywała niecierpliwie matka.

- Pani Moreno, z badań wynika, że Evita jest w ciąży.

- Co? - zdziwiła się moja matka i zastygła w bezruchu.

Ja chyba nie byłam zdziwiona. Już od jakiegoś czasu podejrzewałam, co mi dolega. Może były to przebłyski przeczuć, które miewa tak młoda kobieta jak ja. Może po prostu wiedziałam, skąd się biorą dzieci. Przecież tak wiele złego zrobiłam. Przerażona podniosłam wzrok na matkę, szukając w niej oparcia. Zauważyłam zdziwienie i niedowierzanie na jej opalonej twarzy. Patrzyłyśmy sobie w oczy, ale żadna z nas nie wykonała żadnego ruchu.

- To jedenasty tydzień - wyjaśnił lekarz.

- Ile? - zapytała moja matka.

Niecałe trzy miesiące.

- Wiem, urodziłam czworo dzieci. Chodzi o to... Jak to się stało? - dopytała z niedowierzaniem.

- To już pytanie nie do mnie - odparł i spojrzał na mnie.

W zasadzie lekarz też był zdezorientowany. Sam nie wiedział, czy wspierać mnie, załamaną nastolatkę, czy moją matkę, która ewidentnie osłabła. Oparła się plecami o oparcie krzesła i przygryzała wargi. Wiedziałam, że to nie wróży nic dobrego. Znałam ją i jej stany dzikiej furii i już w tej chwili moje wnętrzności wywracały się ze strachu.

Byłam w ciąży i wcale tego nie chciałam. Nie, to nie mogła być prawda! To był chyba jakiś zły sen! Przyszłam tu, aby to wykluczyć, a nie potwierdzić!

- Problem w tym, że Evita jest nieletnia - odezwał się ponownie lekarz. - Wprawdzie młodociani są w naszym kraju otoczeni szczególną troską w takich sytuacjach, ale muszę zadać wam parę pytań.

- Niby jakich? - oburzyła się moja matka.

- Czy ciąża jest wynikiem gwałtu?

Gwałt to przemoc, prawda? Nie, nikt mnie nie bił i siłą nie zmuszał.

- Nie - odparłam czerwieniąc się po uszy.

- Czy w jakiś inny sposób zostałaś zmuszona do współżycia?

- Nie... - szepnęłam i skuliłam się w sobie.

Nie zmuszał mnie. Przychodził do mojego łóżka i mówił, że muszę być cicho, aby nie usłyszała nas moja matka. Mówił, że nic mi nie zrobi, że to nic złego. Nie byłam taka głupia, aby nie wiedzieć, co jest grane. Nienawidziłam go, ale nie protestowałam. Bałam się reakcji matki, gdy dowie się, że jej cudowny kochanek dobiera się do jej córki. Bałam się też o moje trzy młodsze siostrzyczki. On za bardzo je lubił.

- Evi - zwrócił się do mnie lekarz. - Ciąża u tak młodych osób jest niebezpieczna dla życia i zdrowia. Twój organizm nie jest w pełni do tego przygotowany. Ten kto ci to zrobił jest nieodpowiedzialny i podlega karze.

- Znasz ojca tego bękarta? - zawarczała na mnie matka.

Patrzyłam na nią przerażona. Jak miałam jej powiedzieć o tym, co się stało?

Odwiedzał nas taki jeden, a mama była nim zachwycona.

- Mów! - ponagliła mnie.

Przestałam oddychać.

- Mów!

- To twój Enrico... - szepnęłam.

- Ty mała kurwo! - krzyknęła i wymierzyła mi policzek. Cios był nagły i tak bolesny, ze od razu złapałam się za piekący niemożliwie policzek.

- Pani Moreno! - zaprotestował głośno lekarz i gwałtownie wstał od biurka.

- Już raz mi zmarnowała życie, gdy musiałam ją urodzić! - piekliła się moja mama. - Miałam siedemnaście lat i przez nią moje życie się skończyło! Teraz, gdy wychodzę na prostą, gdy życie zaczyna mi się układać, ona funduje mi coś takiego! Jak ja się pokażę ludziom?! - trzęsła się ze wściekłości. - Całe Castellón będzie trąbiło, że córka Alvy Moreno jest w ciąży.

- O ludzi proszę się nie martwić, proszę martwić się o córkę.

- Martwię się o nią przez całe życie, a ona mi odstawia taki numer!

- Mamo... - szepnęłam. Czułam, jak wali z przejęcia moje serce, że ją zawiodłam, łzy ciekły mi po twarzy. Wszystko zawsze robiłam tak, aby była ze mnie zadowolona.

- Pani Moreno, Evita to młoda kobieta w ciąży, którą należy otoczyć troską i opieką.

- Kobieta w ciąży? - moja matka wstała gwałtownie. Przeniosła powoli swój surowy wzrok z lekarza na mnie i z pogardą powiedziała. – Nie, ty jesteś małą dziwką w ciąży!

- Mamo... - wstałam i chciałam do niej podejść. Chciałam przeprosić, błagać o wybaczenie, przecież bez niej u boku nic się nie liczyło! Ona jednak wstała i odsunęła się. Spojrzała na mnie raz jeszcze i odwróciwszy się odeszła.

- Mamo! - krzyknęłam piskliwym panicznym głosem. Ruszyłam szybko za nią. - Mamo! Proszę, zaczekaj! - Jednak czyjaś silna dłoń zatrzymała mnie w progu. Lekarz odwrócił mnie do siebie, ale nie chciałam z nim rozmawiać. Musiałam biec za matką! Szarpałam się! Chciałam, aby mnie puścił! On był jednak silniejszy, chwycił mnie za ramiona i potrząsnął mną.

- Evi! Evi! - zawołał twardym głosem. - Posłuchaj mnie!

- Dziecko! - zawołała podbiegając do mnie z drugiej strony pielęgniarka. Widziała przecież, co się działo.

- Moja mama... - łkałam.

- Przejdzie jej - powiedział lekarz.

- Nie przejdzie...

- Przejdzie, ale pamiętaj - tu oddał mnie w ręce pielęgniarki i dodał: - Spójrz na mnie na moment, proszę.

Podniosłam wzrok. Zobaczyłam na jego twarzy powagę i chyba troskę. Wszystko to, czego nie dostrzegałam w wyrazie twarzy mojej matki.

- Cokolwiek będzie się działo, zanim coś postanowisz, przyjdź do mnie albo do pani Bibet - tu wskazał ruchem głowy pielęgniarkę. - Wiemy, co robić i jak ci pomóc. Pamiętaj i niczego się nie bój. Pomożemy ci.

Ja jednak w głowie miałam tylko jedno.

- Pamiętasz, co powiedziałem? - zapytał kontrolnie.

Na odczepnego skinęłam głową i gdy tylko poczułam, jak luzują się palce pielęgniarki na moich ramionach, wyrwałam się i pobiegłam za mamą. Teraz nic się nie liczyło. Tylko ona. Bo przecież, nie mogła mnie tak ukarać, aby się do mnie nie odzywać. Nic nie miało dla mnie znaczenia, tylko ona, tylko przytulny kąt i moja rodzina.

Biegłam za nią jak szalona, mijając ludzi z miasteczka i wąskie ulice. Jeden zakręt, drugi. Przeszukiwałam wzrokiem otoczenie. Zauważyłam ją już przy samym domu.

- Mamo! - zawołałam. Chyba mnie nie usłyszała. Przecież, gdyby usłyszała, zaraz by się do mnie odwróciła. Matki tak miały. Reagowały na płacz i wołanie dzieci. Dogoniłam ją, gdy otwierała drzwi naszego domu. - Zaczekaj... - zawołałam z nadzieją.

Matka przystanęła i tylko delikatnie odwróciła się w moją stronę.

- Odejdź - powiedziała tak zimno i twardo, że mimo upału ciarki przeszły po moich plecach.

- Ale...

- Odejdź - powtórzyła i weszła do domu zamykając mi drzwi przed nosem.

Stałam zdziwiona i przerażona tym, co mnie spotkało. Tym wszystkim, co się nagle działo z moim życiem. Podbiegłam pod drzwi i nacisnęłam klamkę. Były zamknięte! Dlaczego?!

- Proszę nie zostawiaj mnie! Proszę... - łkałam, błagałam i waliłam w drzwi. - Przecież jestem twoją córką. Mamo!

Rodzina to rodzina. Przecież nie można kogoś zostawić za drzwiami i zapomnieć o nim, prawda?

---------------------------

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro