lose it || kuroken

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Kenma.

Pochylony nad taflą wody, myślał, czy wszystko to, co zdarzyło się do tej pory, miało jakikolwiek sens. Czy to, co będzie, było warte tak dużego poświęcenia. Obaj bali się dnia, z którym teraz przyszło im się zmierzyć; strach dusił ich i miażdżył serca, nie pozwalając na ulgę. Nie dzisiaj.

— Przyszedłeś.

Włosy Kenmy były mokre. Woda, w której zanurzył twarz, przyjemnie ochłodziła jego skórę, ale szybko słońce sprawiło, że zrobiło mu się gorąco. Wytarł się ręcznikiem pozostawionym przez służkę i z trudem odwrócił w stronę przybyłego. Kuroo spoglądał na niego, odziany w pancerz dowódcy wojsk cesarskich, wcale nie przypominał tego rozkapryszonego syna władcy, który zawsze powtarzał mu, że płacz związany ze zdartym kolanem, był żałosny prawie tak samo jak zrywanie kwiatów.

— Nie śmiałbym odejść bez pożegnania.

Słyszał, jak starszy ruszył z miejsca. Chrzęst ocierających się o siebie elementów pancerza wycisnął mu łzy z oczu, ale starł je równie szybko jak się pojawiły. Nie był gotów na spotkanie twarzą w twarz z mężczyzną, którego do tej pory podziwiał z daleka, a dzisiaj miał na wyciągnięcie ręki.

Kuroo przystanął, nauczony, że damy muszą same dać znak, oczekiwał, aż Kenma się podniesie, choć nie był damą. Ale zawsze postępowali w ten sposób i żadnego to nie raniło. Kenma zaś zerwał rosnący najbliżej kwiat, tak drobny, że niemal niknący w jego dłoniach i podał go mężczyźnie.

— Gdy wrócisz, będziesz trzymał w rękach setki takich kwiatów — powiedział, spoglądając na taflę wody, zmąconą delikatnym podmuchem wiatru. — Położysz je przede mną i przysięgniesz, że nie odejdziesz już nigdy więcej.

Kuroo uśmiechnął się, choć nie potrafił zrobić tego szczerze. Skłonił się nisko przed Kenmą i odszedł. Brama prowadząca do ogrodu zaskrzypiała za nim i zamknęła się.

Kenma również się uśmiechnął, nieco smutniej niż kilka lat wcześniej, gdy żegnał ukochanego, ale wciąż w uśmiechu tym kryło się tyle samo miłości. I dokładnie tyle samo kwiatów, ile Kuroo obiecywał w listach mu przynieść, spoczęło na jego pomniku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro